. Iże rzadko komu/ W podeszłym wieku Wenus nie zadała sromu. Jeno to Tomas Farus/ żyjąc sto czterdzieści/ Lat/ przecię mu nie straszny był fartuch niewieści A mający poważnej Sędziwości fanty Kusił czegoś u pieknej prosić Atalanty. Wstydź się nie rzezwa młodzi twojej ociężności Ze latom zaniedbywasz/ przystojnej miłości. Ani cię sanna droga/ długie Mięsopusty Powabią; Bachusowej miłej do rozpusty. Ani cię Kupidowe fawory zapalą/ Które więc wstarym ganią/ w młodym wieku chwalą Ono was Sambor ubiegł własce Cytaerei Gdy chyżo do Małżeńskiej poskoczywszy kniei. Obłowił się tak długo czekaną zwierzyną/ Wierzcie mi: bo już woła herap pod pierzyną. Cóż na to
. Iże rzadko komu/ W podeszłym wieku Venus nie zádáłá sromu. Ieno to Thomás Phárus/ żyiąc sto czterdźieśći/ Lat/ przećię mu nie strászny był fártuch niewieśći A máiący poważney Sędźiwośći fánty Kuśił czegoś v piekney prośić Atálánty. Wstydź się nie rzezwa młodźi twoiey oćiężnośći Ze látom zániedbywasz/ przystoyney miłośći. Ani ćię sánna drogá/ długie Mięsopusty Powabią; Bachusowey miłey do rospusty. Ani ćię Kupidowe fawory zápalą/ Ktore więc wstárym gánią/ w młodym wieku chwalą Ono was Sambor vbiegł włásce Cythaerei Gdy chyzo do Małzeńskiey poskoczywszy kniei. Obłowił się ták długo czekáną zwierzyną/ Wierzcie mi: bo iuż woła herap pod pierzyną. Coż ná to
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 209
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
i tak wielkich sumach pieniężnych, którym by przez kilkadziesiąt lat saksońskie i z prowentami nie wystarczyły minery, już w nadzieją zaciągnionych za te pieniądze wojsk saksońskich per imperium latają manifesty, że ani pan, ani wojska jego bezpiecznie w Polsce subsistere nie mogą. Na cóż to jest ten krój, jeżeli nie na to ściele się droga, aby pretekst był hostiliter aggredi Rzpltą, choć niewinną i ni o czym złym nie myślącą.
7. Już to patetice wszystkim dowodna jest, że ante victoriam niemieckie zuchwalstwo canit triumphum, że jakoby ukartowane w zamysłach niemieckich przyjdą już do skutku dyspozycyje. Dlatego niezmiernie cieszą się z przyszłych obrotów, że veniet, qui venturus
i tak wielkich sumach pieniężnych, którym by przez kilkadziesiąt lat saksońskie i z prowentami nie wystarczyły minery, już w nadzieją zaciągnionych za te pieniądze wojsk saksońskich per imperium latają manifesty, że ani pan, ani wojska jego bezpiecznie w Polsce subsistere nie mogą. Na cóż to jest ten krój, jeżeli nie na to ściele się droga, aby pretekst był hostiliter aggredi Rzpltą, choć niewinną i ni o czym złym nie myślącą.
7. Już to patetice wszystkim dowodna jest, że ante victoriam niemieckie zuchwalstwo canit triumphum, że jakoby ukartowane w zamysłach niemieckich przyjdą już do skutku dyspozycyje. Dlatego niezmiernie cieszą się z przyszłych obrotów, że veniet, qui venturus
Skrót tekstu: ZgubWolRzecz
Strona: 199
Tytuł:
Przestroga generalna stanów Rzpltej…
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1713 a 1714
Data wydania (nie wcześniej niż):
1713
Data wydania (nie później niż):
1714
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Rzeczpospolita w dobie upadku 1700-1740. Wybór źródeł
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef Gierowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
do Wilna i do Warszawy. Z Rohotnej na Ukrainę do Berdyczewa wyjechałem 8 Martii. Jechałem na Słuck dla dostania pieniędzy, kędy stanąwszy 10^go^, bawiłem się przez dni półtrzecia, traktowany ustawicznie od ip. Siennickiego stolnika chełmskiego gubernatora tamecznego, od któregom pewnym kontraktem wziął dwadzieścia tysięcy. Wyjechałem stamtąd 13^go^. Droga mi służyła w pogodzie aż na miejsce, com miał za dobry prognostyk; ale w Pińszczyznie i od Międzyrzeca pod Połonną, koło Dąbrówki, arcy-niecnotliwą w puszczach miałem drogę, wozy połamałem i kary pod niemi. Stanąłem na miejscu w huku dział i strzelby różnej die 21. Spotykała mnie kozaków i wołochów
do Wilna i do Warszawy. Z Rohotnéj na Ukrainę do Berdyczewa wyjechałem 8 Martii. Jechałem na Słuck dla dostania pieniędzy, kędy stanąwszy 10^go^, bawiłem się przez dni półtrzecia, traktowany ustawicznie od jp. Siennickiego stolnika chełmskiego gubernatora tamecznego, od któregom pewnym kontraktem wziął dwadzieścia tysięcy. Wyjechałem ztamtąd 13^go^. Droga mi służyła w pogodzie aż na miejsce, com miał za dobry prognostyk; ale w Pińszczyznie i od Międzyrzeca pod Połonną, koło Dąbrówki, arcy-niecnotliwą w puszczach miałem drogę, wozy połamałem i kary pod niemi. Stanąłem na miejscu w huku dział i strzelby różnéj die 21. Spotykała mnie kozaków i wołochów
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 74
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
Infernus był Piekło: i żeby grzeszni i Diabli już się męczyli Zdoświadczenia to między ludźmi za rzecz pewną udawać się zwykło/ że człowiekowi temu/ który się raz zdrogi prawej zbije/ a imię się go błąd/ niczego w oczu inszego nie jest/ tylko błąd: i własna jego prawa droga/ nie jego droga być zda się mu. Toż się dziać widzimy i z tymi/ którzy w jeden Hereticki błąd zdrogi prawej Cerkiewnej nauki udają się/ a imię ich upor/ żu już i dobrze utorowanego prawdziwej wiary gościńca widzieć nie chcą: lub też za pokaraniem Bożym i nie mogą. Sam Pan Chrystus mówi w Ewangeliej
Infernus był Piekło: y żeby grzeszni y Diabli iuż się męczyli Zdoświádcżenia to między ludźmi zá rzecz pewną vdáwáć się zwykło/ że człowiekowi temu/ ktory sie raz zdrogi práwey zbiie/ á imie się go błąd/ niczego w oczu insze^o^ nie iest/ tylko błąd: y własna iego práwa drogá/ nie iego drogá bydź zda sie mu. Toż sie dźiać widźimy y z tymi/ ktorzy w ieden Haereticki błąd zdrogi práwey Cerkiewney náuki vdáią się/ á imie ich vpor/ żu iuż y dobrze vtorowánego prawdźiwey wiáry gośćińcá widźieć nie chcą: lub też zá pokárániem Bożym y nie mogą. Sam Pan Christus mowi w Ewángeliey
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 36
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Ciężkich potwarzy, brzydkie szkalowania, Na pośmiewiska, na świętą twarz plwania,
Na srogie bicia, na okrutne męki Wściekłej, zajadłej przeciwników ręki. Jako baranek ust swych nie otwiera, Modląc się za nie na krzyżu umiera. O niezrownana i dziwna miłości, Czy nie przenikniesz serc, nerek i kości Ostatnich szpików? p droga zapłato! Słodki okupie! Cóż twój żebrak zato, Cóż ci przyniesie? Rozpłyńcie zrzenice, Toczcie obfite krwawych łez krynice, Płaczcie na grzechy a serca kamienne Kruszcie się Panu; ofiary przyjemne Przynoście coraz serdecznej pokuty. Niechaj godziny i wszytkie minuty Na wielkiej chwale świętego baranka Zchodzą nam; niechaj z pierwszego zaranka I
Ciężkich potwarzy, brzydkie szkalowania, Na pośmiewiska, na świętą twarz plwania,
Na srogie bicia, na okrutne męki Wściekłej, zajadłej przeciwnikow ręki. Jako baranek ust swych nie otwiera, Modląc się za nie na krzyżu umiera. O niezrownana i dziwna miłości, Czy nie przenikniesz serc, nyrek i kości Ostatnich szpikow? p droga zapłato! Słodki okupie! Coż twoj żebrak zato, Coż ci przyniesie? Rozpłyńcie zrzenice, Toczcie obfite krwawych łez krynice, Płaczcie na grzechy a serca kamienne Kruszcie się Panu; ofiary przyjemne Przynoście coraz serdecznej pokuty. Niechaj godziny i wszytkie minuty Na wielkiej chwale świętego baranka Zchodzą nam; niechaj z pierwszego zaranka I
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 396
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
żałośna rzecz mi być musi, tak nieujdzie wielkiej inkwizycji i surowego na winnych karania. Że tedy nam Pan Bóg niechciał w tej pobłogosławić imprezie życzyłbym per vim o tamto się miejsce kusić, ale sam niedostatek i zgłodzenie tamtego kraju wszystkich sententiją odwraca od tego; przydzie tedy inszych zażywać sposobów, jakoby się droga nieprzyjacielowi do posiłku im zawarła i onych się tak trzymało, żeby się nigdzie z tamtego miejsca wychylić niemogli. Niewątpię, że jeszcze nim ad hiberna pójdziemy, może Pan Bóg podać sposób zarobienia na sławę Waszej Królewskiej Mości, Pana mego miłościwego. O traktatach nic niepiszę, wiedząc, że Ich M. Panowie
żałośna rzecz mi być musi, tak nieujdzie wielkiej inquisitiej i surowego na winnych karania. Że tedy nam Pan Bóg niechciał w tej pobłogosławić impressie życzyłbym per vim o tamto się miejsce kusić, ale sam niedostatek i zgłodzenie tamtego kraju wszystkich sententiją odwraca od tego; przydzie tedy inszych zażywać sposobów, jakoby się droga nieprzyjacielowi do posiłku im zawarła i onych się tak trzymało, żeby się nigdzie z tamtego miejsca wychylić niemogli. Niewątpię, że jeszcze nim ad hiberna pójdziemy, może Pan Bóg podać sposób zarobienia na sławę Waszéj Królewskiéj Mości, Pana mego miłościwego. O traktatach nic niepiszę, wiedząc, że Ich MM. Panowie
Skrót tekstu: KoniecSListy
Strona: 144
Tytuł:
Listy Stanisława Koniecpolskiego Hetmana
Autor:
Stanisław Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1672
Data wydania (nie wcześniej niż):
1672
Data wydania (nie później niż):
1672
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
że cień swój darujesz? Ty mi nic nie dasz, a ja wezmę siła, Tak będziesz służbę bez kosztu płaciła. Nadzieję serce wysługi tym traci, Że mu fałszywej odmawiasz postaci, ■ Bo jakoż się tu spodziewać nadgrody, Gdy i zmyślonej nie chcesz dać urody? Jako samę rzecz obiecować sobie, Kiedyś tak droga i w niemej osobie? Ja tego inszej nie widzę przyczyny, Tylko że-ć ciężko siedzieć pół godziny
I tak cię tam coś użega do ławy, Że statku nie masz do malarskiej sprawy. Ale po cóż też o ten obraz proszę, Kiedy cię żywcem w sercu swoim noszę, Nie malowaną (mogłabyś
że cień swój darujesz? Ty mi nic nie dasz, a ja wezmę siła, Tak będziesz służbę bez kosztu płaciła. Nadzieję serce wysługi tym traci, Że mu fałszywej odmawiasz postaci, ■ Bo jakoż się tu spodziewać nadgrody, Gdy i zmyślonej nie chcesz dać urody? Jako samę rzecz obiecować sobie, Kiedyś tak droga i w niemej osobie? Ja tego inszej nie widzę przyczyny, Tylko że-ć ciężko siedzieć pół godziny
I tak cię tam coś użega do ławy, Że statku nie masz do malarskiej sprawy. Ale po cóż też o ten obraz proszę, Kiedy cię żywcem w sercu swoim noszę, Nie malowaną (mogłabyś
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 12
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
siebie i w niebie.
Zapuszczam i z daleka cień mych powolności Na twe pojrzenia wdzięczne, na twe łaskawości. Nie masz cię, dziewko droga, a choćby kto inny Chciał być łaskaw, ja mu nic za to nie powinny.
Zapuszczam się coraz tam, kędyś więc mieszkała, I widzę z żalem, że mię droga oszukała. Nie masz cię, dziewko droga, a twoje pokoje Bez ciebie w sercu moim budzą ciężkie boje.
Zapuszczam wtenczas łez mych na oczy zasłonę, Nie widząc cię, w którąż się kolwiek udam stronę. Nie masz cię, dziewko droga, oczy się me brzydzą Samym słońcem, gdy ciebie przed sobą nie
siebie i w niebie.
Zapuszczam i z daleka cień mych powolności Na twe pojrzenia wdzięczne, na twe łaskawości. Nie masz cię, dziewko droga, a choćby kto inny Chciał być łaskaw, ja mu nic za to nie powinny.
Zapuszczam się coraz tam, kędyś więc mieszkała, I widzę z żalem, że mię droga oszukała. Nie masz cię, dziewko droga, a twoje pokoje Bez ciebie w sercu moim budzą ciężkie boje.
Zapuszczam wtenczas łez mych na oczy zasłonę, Nie widząc cię, w którąż się kolwiek udam stronę. Nie masz cię, dziewko droga, oczy się me brzydzą Samym słońcem, gdy ciebie przed sobą nie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 24
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Przecię ten zapał, chociaż jest w trzymaniu, To we łzach, to się pokaże w wzdychaniu, I chociaż wnętrzny pożar bojaźń toczy, Przecię go i twarz wyznawa, i oczy; Tak się więc ogień, w ścisłym gmachu skryty, Gwałtem przez okna dobywa i szczyty. ZEGNANIE
Przyszedł dzień, przyszedł, moja Jago droga, W który potrzeba rozłącza nas sroga I mus, w niebieskim diamencie ryty, Tarczą przyjaźni naszej nieodbity. Jadę, ach, jadę, ale tylko nogę Dźwigam od ciebie, a dusze nie mogę; Zwierzchnia się tylko ta z tobą rozstaje Postać, ale duch przy tobie zostaje. Niechajże przez czas naszego rozstania Wiernymi
Przecię ten zapał, chociaż jest w trzymaniu, To we łzach, to się pokaże w wzdychaniu, I chociaż wnętrzny pożar bojaźń toczy, Przecię go i twarz wyznawa, i oczy; Tak się więc ogień, w ścisłym gmachu skryty, Gwałtem przez okna dobywa i szczyty. ZEGNANIE
Przyszedł dzień, przyszedł, moja Jago droga, W który potrzeba rozłącza nas sroga I mus, w niebieskim dyjamencie ryty, Tarczą przyjaźni naszej nieodbity. Jadę, ach, jadę, ale tylko nogę Dźwigam od ciebie, a dusze nie mogę; Zwierzchnia się tylko ta z tobą rozstaje Postać, ale duch przy tobie zostaje. Niechajże przez czas naszego rozstania Wiernymi
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 239
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
chować na zimnej zagrzanie krystery. DO JEDNEJ
Nie wiem, jak cię wołają, czy Zosiu, czy Zusiu; Słyszę tylko, że imię kończy się na siusiu. Choćbyś się też pode mną nawet posiusiała, Czyń co chcesz, byłeś tylko pode mną leżała. STANZA DO ZOSIE
Bodaj ten zginął, moja Zosiu droga, Kto z tobą żyje w jakiej nieszczerości; Bodaj go szabla nie minęła sroga, Kto znając ciebie, nie gore w miłości. Przyznam się, że już ma dusza uboga Wysmażyła się aż do samych kości; Miejże dość na tym, albo jeśli w grobie Chcesz mię mieć, niechże wprzód będę na tobie
chować na zimnej zagrzanie krystery. DO JEDNEJ
Nie wiem, jak cię wołają, czy Zosiu, czy Zusiu; Słyszę tylko, że imię kończy się na siusiu. Choćbyś się też pode mną nawet posiusiała, Czyń co chcesz, byłeś tylko pode mną leżała. STANZA DO ZOSIE
Bodaj ten zginął, moja Zosiu droga, Kto z tobą żyje w jakiej nieszczerości; Bodaj go szabla nie minęła sroga, Kto znając ciebie, nie gore w miłości. Przyznam się, że już ma dusza uboga Wysmażyła się aż do samych kości; Miejże dość na tym, albo jeśli w grobie Chcesz mię mieć, niechże wprzód będę na tobie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 348
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971