Trzymajże tedy mocno, prawico cnotliwa, Jeśliś go raz ujęła, aż ci go straszliwa Śmierć z ręku twoich wyjmie. Bo i umierając Możesz się go śmiele jąć, i zaś z martwy wstając. SONET
Wina, panien, muzyki, kto chce melancholiki Rozweselić; to troje wybije ze łba roje. Więc komu dudy grają, niech mu i nogi drgają. W taniec skoczyć nie wadzi, tym, co tańcują radzi,
Którzy radzi śpiewają, niechaj mi dolewają. Frasunki suszą kości, trzeba zalać wnętrzności, A młodzieńcy z pannami niech się bawią żartami. Komu kołnierz nie stoi, niechaj żartów nie stroi.
W strojnych się dziś kochają
Trzymajże tedy mocno, prawico cnotliwa, Jeśliś go raz ujęła, aż ci go straszliwa Śmierć z ręku twoich wyjmie. Bo i umierając Możesz się go śmiele jąć, i zaś z martwy wstając. SONET
Wina, panien, muzyki, kto chce melancholiki Rozweselić; to troje wybije ze łba roje. Więc komu dudy grają, niech mu i nogi drgają. W taniec skoczyć nie wadzi, tym, co tańcują radzi,
Którzy radzi śpiewają, niechaj mi dolewają. Frasunki suszą kości, trzeba zalać wnętrzności, A młodzieńcy z pannami niech się bawią żartami. Komu kołnierz nie stoi, niechaj żartów nie stroi.
W strojnych się dziś kochają
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 261
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Wiłkomirskim leżącego, o poczynienie szkód w klejnotach i innych sprzętach w roku tysiąc pięćset sześćdziesiątym trzecim, miesiąca iulii ósmego dnia w metryce W. Ks. Lit. zaniesionym i z tejże metryki wydanym; item
opowiedaniem Szczęsnej Obryckiej na panią Matuszową Giedrojciową, marszałkową IKrMci, Zofię Petrównę Narbuttównę, o przeszkodę w imieniu w majątku Dudy nazwanym zaniesionym i z metryki W. Ks. Lit. wydanym; item zeznaniem pana Jana Stanisława Mongajby Giedrojcia przedaży kniaziowi Matuszowi Bartłomiejewiczowi, marszałkowi królewskiemu, imienia widyniskiego części za rzeką Cezarką w roku tysiąc pięćset sześćdziesiątym piątym, miesiąca maja czwartego dnia zeznanym, z metryki W. Ks. Lit. wydanym — deduxeruntwywiedli.
Wiłkomirskim leżącego, o poczynienie szkód w klejnotach i innych sprzętach w roku tysiąc pięćset sześćdziesiątym trzecim, miesiąca iulii ósmego dnia w metryce W. Ks. Lit. zaniesionym i z tejże metryki wydanym; item
opowiedaniem Szczęsnej Obryckiej na panią Matuszową Giedrojciową, marszałkową JKrMci, Zofię Petrównę Narbuttównę, o przeszkodę w imieniu w majątku Dudy nazwanym zaniesionym i z metryki W. Ks. Lit. wydanym; item zeznaniem pana Jana Stanisława Mongajby Giedrojcia przedaży kniaziowi Matuszowi Bartłomiejewiczowi, marszałkowi królewskiemu, imienia widyniskiego części za rzeką Cezarką w roku tysiąc pięćset sześćdziesiątym piątym, miesiąca maja czwartego dnia zeznanym, z metryki W. Ks. Lit. wydanym — deduxeruntwywiedli.
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 768
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Wszędzie znajdziesz ten obyczaj: Z temi dobrze ubicunque Jaki status cuiuscunque. Rzeźnicy.
Rzeźnikówem zapamiętał, Zaledwiem sobie wspamiętał. Kupią wołu barzo tanie:
Żebra za sześć nie dostanie. A cóż za dziw? nie jednakie Woły u nich są, dwojakie: Jeden tłusty, ten zaś chudy, Skóra na nim, własne dudy; Tak i ćwiartkę cielęciny, Baraneczka chudociny. Za mniejsze pieniądze było; Prawda, że bydła ubyło, I teraz jej dostaniecie, Co ją rzeźnik miotłą zgniecie. Słuszna to jest, przyznać muszę, Tłustsze mięso, droższe, tuszę: Przytym flaki, kreski, nogi Z głową, nie był tak czas drogi
Wszędzie znajdziesz ten obyczaj: Z temi dobrze ubicunque Jaki status cuiuscunque. Rzeźnicy.
Rzeźnikówem zapamiętał, Zaledwiem sobie wspamiętał. Kupią wołu barzo tanie:
Żebra za sześć nie dostanie. A cóż za dziw? nie jednakie Woły u nich są, dwojakie: Jeden tłusty, ten zaś chudy, Skóra na nim, własne dudy; Tak i ćwiartkę cielęciny, Baraneczka chudociny. Za mniejsze pieniądze było; Prawda, że bydła ubyło, I teraz jej dostaniecie, Co ją rzeźnik miotłą zgniecie. Słuszna to jest, przyznać muszę, Tłustsze mięso, droższe, tuszę: Przytym flaki, kreski, nogi Z głową, nie był tak czas drogi
Skrót tekstu: JarzGośc
Strona: 23
Tytuł:
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy
Autor:
Adam Jarzębski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne, opisy podróży
Tematyka:
architektura, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ignacy Chrzanowski, Władysław Korotyński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1909
gotuj wilczurę!
Niechaj do malowanych zaprzągają sani, Jedzie ze mną i pani. Bo kiedyż kapłon tłusty, Jeśli nie w mięsopusty?
Sąsiedzie, ja dziś z tobą, a ty jutro ze mną W kompaniją wzajemną, Zażyjmy łaski bożej, Co nasza niwa mnoży.
Dawne sobie wojenne wspominając trudy, Niech nam zagrają dudy, Przez zazdrość i uszczypki, Mogąli być i skrzypki.
Nie grzech to, w posiedzeniu kiedy dziś wesołym Przechodzimy się kołem; Zbytek w najlepszej rzeczy Śmiertelnie nas kaleczy.
Śnieg upadł, siodłaj konia, bierz charty do smyczy; Myśliwcze, do wytyczy! Sam zapomniawszy siebie, Lis w polu myszy grzebie.
Natroczywszy
gotuj wilczurę!
Niechaj do malowanych zaprzągają sani, Jedzie ze mną i pani. Bo kiedyż kapłon tłusty, Jeśli nie w mięsopusty?
Sąsiedzie, ja dziś z tobą, a ty jutro ze mną W kompaniją wzajemną, Zażyjmy łaski bożej, Co nasza niwa mnoży.
Dawne sobie wojenne wspominając trudy, Niech nam zagrają dudy, Przez zazdrość i uszczypki, Mogąli być i skrzypki.
Nie grzech to, w posiedzeniu kiedy dziś wesołem Przechodzimy się kołem; Zbytek w najlepszej rzeczy Śmiertelnie nas kaleczy.
Śnieg upadł, siodłaj konia, bierz charty do smyczy; Myśliwcze, do wytyczy! Sam zapomniawszy siebie, Lis w polu myszy grzebie.
Natroczywszy
Skrót tekstu: PotNabKuk_I
Strona: 529
Tytuł:
Pieśni nabożne ...
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
malem, I ubogi rzemieślnik, z prace rąk swych żeby Miał chleb, suknią, mieszkanie i grosz od potrzeby — Owo zgoła, każdy ma instrument, każdy ma Swe dudy, póki płuca serce mu odyma. Umarł człowiek? niedźwiedź zdechł, czy tłusty, czy chudy: Ciało prochem do ziemie, na wiatr pójdą dudy. Niedźwiedź nie wstanie, dusze nie mając rozumnej; Człek musi wstać na trąbę archanielską z trumny. Kto w kozła dął mutety świeckie, będąc w ciele,
Pójdzie pewnie do tegoż magistra kapele; Kto grał niebieską cytrą barankowe pieśni, W chór anielski, gdzie ludzie nie wnidą cieleśni. 34. ApENDIKs
Niejedenże
malem, I ubogi rzemieślnik, z prace rąk swych żeby Miał chleb, suknią, mieszkanie i grosz od potrzeby — Owo zgoła, każdy ma instrument, każdy ma Swe dudy, póki płuca serce mu odyma. Umarł człowiek? niedźwiedź zdechł, czy tłusty, czy chudy: Ciało prochem do ziemie, na wiatr pójdą dudy. Niedźwiedź nie wstanie, dusze nie mając rozumnej; Człek musi wstać na trąbę archanielską z trumny. Kto w kozła dął mutety świeckie, będąc w ciele,
Pójdzie pewnie do tegoż magistra kapele; Kto grał niebieską cytrą barankowe pieśni, W chór anielski, gdzie ludzie nie wnidą cieleśni. 34. APPENDIX
Niejedenże
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 409
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
bym pod jego chorągiew podjechał conclusum tedy zem dał rękę.
Wojsko tedy poszedszy spód kobunia złączyło się z Hetmańskiemi, ale nie wszystkie Chorągwie bo królewskie jego samego i insze jako to zięciowskie starosty kaniowskiego tez, Niechciały się łączyć w kole tedy Jedneralnym wielki hałas, pro et contra Bo Hetmańskie Wojsko już było jako dudy nadęte i srogiego ducha miało do konfederacyjej. Nasi zaś byli in vivio bo i tu alliciebat dulcedo Chlebów i tu przecie zal było in eo passu wydzierać się ex obedientia Okazją rozprzestrzenienia granic żałowali niektórzy że się zblizyli do Jeneralnego koła drudzy tez mówili ze trzeba tego koniecznie Jako to Quot Capita tot sensus nie jednej Matki dziatki.
bym pod iego chorągiew podiechał conclusum tedy zem dał rękę.
Woysko tedy poszedszy zpod kobunia złączyło się z Hetmanskiemi, ale nie wszystkie Chorągwie bo krolewskie iego samego y insze iako to zięciowskie starosty kaniowskiego tez, Niechciały się łączyć w kole tedy Iedneralnym wielki hałas, pro et contra Bo Hetmanskie Woysko iuz było iako dudy nadęte y srogiego ducha miało do konfederacyiey. Nasi zas byli in vivio bo y tu alliciebat dulcedo Chlebow y tu przecie zal było in eo passu wydzierać się ex obedientia Okazyią rozprzestrzenienia granic załowali niektorzy że się zblizyli do Ieneralnego koła drudzy tez mowili ze trzeba tego koniecznie Iako to Quot Capita tot sensus nie iedney Matki dziatki.
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 115v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
sukcesorów jeśli nie podzielił: Lecą na żer orłowie, gdzie zabity leży, Ci z ciała chcąc, ci z dusze obłowić grabieży; A zimny muszkiet, skoro ostatni raz puknie, Strzaskał rurę i łoże, odarty i z suknie, Ostatka rdza dogryza. Jeśli umrze chudy, Cicho, jakby też sklęsły gdzie pod ławą dudy. 368. NA POCHYŁE DRZEWO I KOZY SKACZĄ Z OBALONEGO DRZEWA KAŻDY TRZASKI ZBIERA
Póki dąb w swojej porze stoi, choć już stary, Nic to, choć miejscem więdnie list, przeschną konary; Póki ma korzeń zdrowy, oboje odmładza, A co większa, i żołądź na każdy rok radża, Ptacy gnieżdżą po wierzchu
sukcesorów jeśli nie podzielił: Lecą na żer orłowie, gdzie zabity leży, Ci z ciała chcąc, ci z dusze obłowić grabieży; A zimny muszkiet, skoro ostatni raz puknie, Strzaskał rurę i łoże, odarty i z suknie, Ostatka rdza dogryza. Jeśli umrze chudy, Cicho, jakby też sklęsły gdzie pod ławą dudy. 368. NA POCHYŁE DRZEWO I KOZY SKACZĄ Z OBALONEGO DRZEWA KAŻDY TRZASKI ZBIERA
Póki dąb w swojej porze stoi, choć już stary, Nic to, choć miejscem więdnie list, przeschną konary; Póki ma korzeń zdrowy, oboje odmładza, A co większa, i żołądź na każdy rok radża, Ptacy gnieżdżą po wierzchu
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 219
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Długo się jopierali, jak koci na ledzie Bogowie, przyszło przecię do tego, iż wszyscy z onych górnych pałaców z szarpnieni padszy na ziemię szyję połamali. Otoż Panie mój, lepiej wprzód sprawę rosstrząsnąć, dowcipem, niżeli zacząwszy sprawy, nieskończyć i być z konfundowanym. B. Pewnie, byłoby dawno jako mówią dudy w miech, gdyby o tym wiedziała com raz uczynił w Rzymie. T. O pewnie, że się tam zadziwić musiał każdy, proszę niech wiem czemu? B. Tym swym pałaszem, dwa tysiąca Szermierzów rozsiekałem, i Lwów cztery sta. Zaczym Mars i Senat Rzymski, usilną prośbą i góracąinstancją do tego
Długo się iopieráli, iák koći ná ledźie Bogowie, przyszło przećię do tego, iż wszyscy z onych gornych páłácow z szárpnieni padszy ná źięmię szyię połamáli. Otoż Pánie moy, lepiey wprzod sprawę rosstrząsnąć, dowćipem, niżeli zácząwszy spráwy, nieskończyć y być z konfundowánym. B. Pewnie, byłoby dawno iáko mowią dudy w miech, gdyby o tym wiedźiáłá com raz vczynił w Rzymie. T. O pewnie, że się tám zádźiwić muśiał kázdy, proszę niech wiem czemu? B. Tym swym páłászem, dwá tyśiącá Szermierzow rozśiekałem, y Lwow cztery stá. Záczym Mars y Senat Rzymski, vśilną prośbą y goracąinstántią do tego
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 94
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
początek końcem. I co dopiero z ziemie wierzch pokaże, W tęż samę drogę czas się wybrać każe.
Przypatrz się wiośnie jak pięknie nastaje W pęczu list kryjąc wnet odziewa gaje. Pokrywa nagość drzew przez zimę zdartą W nową je barwę stroi nie wytartą. Cóż gdy niedługie w tych strojach pociechy? Nastąpi jesień, wiosna dudy w miechy. Czując że ją wnet do siebie zawoła Obedrze z sukni, aż ta znowu goła. Zielone trawy co w jednym kolorze, Z Szmaragdem chodzą ledwo nie w polorze, Też same skutki z swej własności mają Ze wzrok patrzących na się naprawiają. Długoż wam służy ta żywość wesoła? Ta piękność kwiatów te
początek końcem. Y co dopiero z ziemie wierzch pokaże, W tęż samę drogę czas się wybrać każe.
Przypátrz się wiośnie iák pięknie nástaie W pęczu list kryiąc wnet odziewa gaie. Pokrywa nágość drzew przez zimę zdartą W nową ie bárwę stroi nie wytártą. Coż gdy niedługie w tych stroiach pociechy? Nástąpi jeśień, wiosna dudy w miechy. Czuiąc że ią wnet do siebie záwoła Obedrze z sukni, aż ta znowu goła. Zielone tráwy co w iednym kolorze, Z Szmaragdem chodzą ledwo nie w polorze, Też same skutki z swey własności maią Ze wzrok patrzących ná się nápráwiaią. Długoż wam służy ta żywość wesoła? Ta piękność kwiatow te
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 360
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
polazłem do tego kościoła. Wciornek z gliny, a mlekiem zewsąd pomazany, pstrymi płachetkami ściany obito, rozmaitymi rogoskami i gunkami lawy obesłano — owo jednym słowem przystojna Chałupka Boza. Sporzię na policę barzo seroką i wysoką; iże, iże Matuchnicko Boza! Alis tam w boże dudy grają — w oweć to boże dudy, w tkore grają, kiedy się owo jaki ślechcic bogaty zeni, tkory to ma przecię ctery wołki i seść jakich Maćków, to właśnie jakby owo sesnaście jakich wołków rycało. A drugi kozi rog gryzł, a on wrzescał; a trzeci w niewielkie korytecko kijkiem rzepolił, a ono piscało; cwarty, żółtą kiełbasę
polazłem do tego kościoła. Wciornek z gliny, a mlekiem zewsąd pomazany, pstrymi płachetkami ściany obito, rozmaitymi rogoskami i gunkami lawy obesłano — owo jednym słowem przystojna Chalupka Boza. Sporzię na policę barzo seroką i wysoką; ize, ize Matuchnicko Boza! Alis tam w boze dudy grają — w oweć to boze dudy, w tkore grają, kiedy się owo jaki ślechcic bogaty zeni, tkory to ma przecię ctery wołki i seść jakich Maćków, to właśnie jakby owo sesnaście jakich wołkow rycało. A drugi kozi rog gryzł, a on wrzescał; a trzeci w niewielkie korytecko kijkiem rzepolił, a ono piscało; cwarty, zołtą kiełbasę
Skrót tekstu: BarMazBad
Strona: 273
Tytuł:
Prawdziwa jazda Bartosza Mazura
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950