i swe dostojeństwa W tak dobrej myśli złożyli na stronę. I mały z większym zażył bezpieczeństwa, Ani tam dbano na złotą koronę
Ani na srogi piorunu Jowiszowy, Ale jak za brat z nim bogowie mniejszy. Jak sobie dobrze już zagrzali głowy, Apollo naprzod ze wszech najświetniejszy
Uderzył w słodkie dźwięki lutnie złotej I już nie dumę, którą po swym synie Grając, tęskliwe uśmierzał kłopoty, Ale te, które przy niebieskim winie
Tak wesołemu służyły czasowi Grał wdzięczne pieśni. Wenus choć jej chromy Pilnuje, coraz przecię ku Marsowi, On wzajem ku niej mają wzrok skłoniony.
Już nie posępny jak zwykł i surowy Okrutny dyskurs o bitwach prowadzi, Ale w
i swe dostojeństwa W tak dobrej myśli złożyli na stronę. I mały z większym zażył bezpieczeństwa, Ani tam dbano na złotą koronę
Ani na srogi piorunu Jowiszowy, Ale jak za brat z nim bogowie mniejszy. Jak sobie dobrze już zagrzali głowy, Apollo naprzod ze wszech najświetniejszy
Uderzył w słodkie dźwięki lutnie złotej I już nie dumę, ktorą po swym synie Grając, teskliwe uśmierzał kłopoty, Ale te, ktore przy niebieskim winie
Tak wesołemu służyły czasowi Grał wdzięczne pieśni. Wenus choć jej chromy Pilnuje, coraz przecię ku Marsowi, On wzajem ku niej mają wzrok skłoniony.
Już nie posępny jak zwykł i surowy Okrutny dyskurs o bitwach prowadzi, Ale w
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 460
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
czas poznasz/ jaki to Pan/ który takie woźniki z obłoków sprząga; który kładzie obłok wstęp swój; który chodzi po skrzydłach wiatrów. Niżej Osmanie/ wysokie to karoce na cię. Nawyzszemu Chrystusowi chciałeś być podobny; stałeś się nalizszemu/ i namniejszemu masztalerzowi potym. Tak Bóg pokarał hardość twoję/ i wyniosłą dumę serca twego. Patrzcie jako na śmierć prowadzą Osmana Jańczarowie/ i Szpahiowie jego: kaftanik bagazjowy na nim/ pancerzem pokryty; na głowie zwojek błahy barzo/ w kapciach bez papuci; na szyj chustka gruba. Tak się był sam ubrał/ aby się łatwiej mógł z Szarajów do Szarajów przekradać/ a potym jako za
czás poznasz/ iáki to Pan/ ktory tákie woźniki z obłokow sprząga; ktory kłádźie obłok wstęp swoy; który chodźi po skrzydłách wiátrow. Niżey Osmanie/ wysokie to károce ná ćię. Nawyzszemu Chrystusowi chćiałeś być podobny; sstałeś się nalizszemu/ y namnieyszemu másztálerzowi potym. Ták Bog pokarał hárdość twoię/ y wyniosłą dumę sercá twego. Pátrzćie iáko ná śmierć prowádzą Osmaná Iáńczárowie/ y Szpahiowie iego: káftanik bágázyowy ná nim/ páncerzem pokryty; ná głowie zwoiek błáhy bárzo/ w kápciách bez pápući; ná szyi chustká gruba. Ták się był sam vbrał/ áby się łatwiey mogł z Szaráiow do Szaráiow przekradáć/ á potym iáko zá
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 44
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
srogości Dopuszczę nad człowiekiem Cerberowej złości,
Plutonowym mieszkaniom i królewstwom ciemnym? Nie tak: już go więzieniem więcej tym podziemnym Trapić nie dam, lecz raczej w niebieskie podwoje Wprowadzić je rozkażę — takowe pokoje Dziełu memu przystoją; już opustoszałe Trony i miejsca w niebie pozostałe. Niech osieść się gotują zaraz, skąd ćmy sprosne Prze dumę swą zrzucone w doliny żałosne. A ponieważ takiemu białagłowa złemu Początkiem była i ten płacz wniosła ziemskiemu Mieszkańcowi, od tej niech ratunek też idzie — Białejgłowie tę upaść poratować przyjdzie. Do Gabryjela Archanioła MĄDROŚĆ PRZEDWIECZNA
Sługo mój najwierniejszy, sługo doświadczony, Gabryjelu, nad insze wszytkie wyniesiony, Przybądź teraz ochotny: tobie ta przystoi Wyprawa
srogości Dopuszczę nad człowiekiem Cerberowej złości,
Plutonowym mieszkaniom i królewstwom ciemnym? Nie tak: już go więzieniem więcej tym podziemnym Trapić nie dam, lecz raczej w niebieskie podwoje Wprowadzić je rozkażę — takowe pokoje Dziełu memu przystoją; już opustoszałe Trony i miejsca w niebie pozostałe. Niech osieść się gotują zaraz, skąd ćmy sprosne Prze dumę swą zrzucone w doliny żałosne. A ponieważ takiemu białagłowa złemu Początkiem była i ten płacz wniosła ziemskiemu Mieszkańcowi, od tej niech ratunek też idzie — Białejgłowie tę upaść poratować przyjdzie. Do Gabryjela Archanioła MĄDROŚĆ PRZEDWIECZNA
Sługo moj najwierniejszy, sługo doświadczony, Gabryjelu, nad insze wszytkie wyniesiony, Przybądź teraz ochotny: tobie ta przystoi Wyprawa
Skrót tekstu: DachDialOkoń
Strona: 47
Tytuł:
Dyjalog o cudownym Narodzeniu...
Autor:
Jan Dachnowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi, jasełka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1621
Data wydania (nie wcześniej niż):
1621
Data wydania (nie później niż):
1621
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1989
przedzie, Że się trudno bladej Śmierci oprzeć, przykłady.
Doktor ci jeszcze tuszy Oglądać mi wnęki, Nadstawujący ręki; Aleć ja słyszę w uszy, Darmo doktor gada, Że moja dusza wsiada.
Już i czuję, i słyszę Śmiertelnego dudkę, W ciężkich piersiach pobudkę; Gra mi, choć się uciszę, Jednej dumę noty: Dosyć, dosyć żyć poty.
Pódź, włodarzu, do Pana, Rachuj się, coś wydał, Tak żebyś się nie wstydał; Czy nie porachowana Przeszłego żywota Na twym regiestrze kwota?
Pódź, bo już nie masz czasu Myślić o tym dłużej; Kto się czego zadłuży, Zaraz stąd do tarasu
przedzie, Że się trudno bladej Śmierci oprzeć, przykłady.
Doktor ci jeszcze tuszy Oglądać mi wnęki, Nadstawujący ręki; Aleć ja słyszę w uszy, Darmo doktor gada, Że moja dusza wsiada.
Już i czuję, i słyszę Śmiertelnego dudkę, W ciężkich piersiach pobudkę; Gra mi, choć się uciszę, Jednej dumę noty: Dosyć, dosyć żyć poty.
Pódź, włodarzu, do Pana, Rachuj się, coś wydał, Tak żebyś się nie wstydał; Czy nie porachowana Przeszłego żywota Na twym regiestrze kwota?
Pódź, bo już nie masz czasu Myślić o tym dłużej; Kto się czego zadłuży, Zaraz stąd do tarasu
Skrót tekstu: PotNabKuk_I
Strona: 516
Tytuł:
Pieśni nabożne ...
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
mogą słońca dwie na niebie/ Tak i ona/ acz rada pięknie widzi Damy/ Ale/ która należy chwała jej z tąd samej/ Równych sobie nie cierpi. Wiesz co uczyniła Mirrze przed tym. Która jej a co winna była Ze Matka Alcynoe takoż też o sobie/ Jaka widzę do smaku przypada i tobie/ Dumę przedła/ Owa wnet tym ją ukarała/ Ze się Ojca własnego Córka rozkochała/ Króla Cypru Cynira/ którego inaczej/ Dopiąć dzieła nie mogąc/ już była z rozpaczy Zadziergła się powrozem. Aż Matka postrzegła/ I doszedszy przyczyny/ temu wskok zabiegła/ Ze duszę już pieniącą oderznąwszy nożem/ Ze swym ją potajemnie przystawiła łożem
mogą słoncá dwie ná niebie/ Ták y oná/ ácz rádá pięknie widzi Dámy/ Ale/ ktorá należy chwałá iey z tąd sámey/ Rownych sobie nie cierpi. Wiesz co vczyniłá Mirrze przed tym. Ktora iey á co winná byłá Ze Mátká Alcynoe tákoż też o sobie/ Iáka widzę do smáku przypada y tobie/ Dumę przedłá/ Owá wnet tym ią vkaráłá/ Ze się Oycá własnego Corká roskocháłá/ Krolá Cypru Cynira/ ktorego ináczey/ Dopiąć dziełá nie mogąc/ iuż byłá z rospáczy Zádźiergłá się powrozem. Aż Mátká postrzegłá/ Y doszedszy przyczyny/ temu wskok zábiegłá/ Ze duszę iuż pieniącą oderznąwszy nożem/ Ze swym ią potáiemnie przystáwiłá łożem
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 14
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
m od Twórce glina/ Od słońca cień nikczemny/ od Pani chudzina/ Kiedy ślepo zakocha sama nie kochana/ A stąd troska/ i żadna chwila niedospana/ Strach/ głupstwo/ nieuwaga/ na sercu głęboki/ I żal oraz/ i zazdrość ujmie ją za boki. Zmieni prędko tę cerę/ i którą to przędzie Dumę sobie/ spuści z niej/ i wnet tanszą będzie/ Czyn tylko ty co prędzej moje rozkazanie/ W czym kiedy mi od ciebie pomyśli się stanie/ Słodko cię pocałuję/ i rożami skronie Umaiwszy/ na nagim uspię swoim łonie. Nadobnej Paskwaliny Punkt I.
Ledwie rzekła. On zaraz skoro dzień wstał biały Wziąwszy sajdak
m od Tworce gliná/ Od słońcá cień nikczemny/ od Páni chudziná/ Kiedy ślepo zákocha sámá nie kochána/ A ztąd troská/ y żadna chwilá niedospána/ Strách/ głupstwo/ nieuwagá/ ná sercu głęboki/ Y żal oraz/ y zazdrość vymie ią zá boki. Zmieni prętko tę cerę/ y ktorą to przędzie Dumę sobie/ spuści z niey/ y wnet tánszą będzie/ Czyn tylko ty co prędzey moie roskazánie/ W czym kiedy mi od ciebie pomysli się sstánie/ Słodko cię pocáłuię/ y rożami skronie Vmaiwszy/ ná nágim vspię swoim łonie. Nadobney Pasqualiny Punkt I.
Ledwie rzekłá. On záraz skoro dzień wstał biały Wziąwszy sáydak
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 23
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
Jedno samo/ żebyś się wszytkim podobała I wszędy cię chwalono. Otożeś w te wpadła Dobrowolne poniki. Bo się stąd zakradła Miłość marna/ która się z próżnowania rodzi A oczu niestrzeżonych. Czemu mi przychodzi Barzo się zadziwować/ że ludzkie to plemię/ Jednę mając za Matkę spolną wszytkim ziemię Podnosi się w tę dumę: i kto być zginiony Od jednego odoru świece źle zgaszonej W Matczynem mógł żywocie/ tym się tu nadyma Dobrem ziemskim: i głupie o sobie to trzyma Ze nikt naden: Ano tą Imprezą pijany/ Większym jest nad Tureckie wszytkie Kajwany/ I owe/ co Ocean sieką gdzieś daleki/ I co do skał przykuci
Iedno sámo/ żebyś się wszytkim podobáłá Y wszędy cię chwalono. Otożeś w te wpádłá Dobrowolne poniki. Bo się ztąd zákrádłá Miłosc márna/ ktora się z prożnowánia rodzi A oczu niestrzeżonych. Czemu mi przychodzi Bárzo się zádziwowáć/ że ludzkie to plemię/ Iednę máiąc zá Mátkę spolną wszytkim ziemię Podnosi się w tę dumę: y kto bydz zginiony Od iednego odoru swiece źle zgászoney W Mátczynem mogł żywocie/ tym się tu nádyma Dobrem ziemskim: y głupie o sobie to trzyma Ze nikt náden: Ano tą Imprezą piiány/ Większym iest nád Tureckie wszytkie Káywány/ Y owe/ co Ocean sieką gdzieś dáleki/ Y co do skał przykuci
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 41
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
się wszystkiego dowoli dostanie. Więc jeszcze sam tak pierno i kwaśno jadają, Że się aż gęby krzywią, oczy wysiadają. Zaś co przedtem Burchardy pozbył był języka, Kiedy po kury łażąc, utrząsł się z kurnika, To teraz się śpiewaniem ustawnie zabawia, Jednoż przecie słów wszytkich dobrze nie wymawia. Złożył jakąsi dumę na Michalską notę, Jako się mężnie z kurmi potykał w sobotę, Jako do szturmu chodził do kurnika śmiele, Jednoż przedsię słów jeszcze nie domawia wiele. Coś strony sobotnego chce śpiewać obiada, To nie może wymówić, tylko jedno: ,,biada". Co chce śpiewać: ,,0, moje
się wszystkiego dowoli dostanie. Więc jeszcze sam tak pierno i kwaśno jadają, Że się aż gęby krzywią, oczy wysiadają. Zaś co przedtem Burchardy pozbył był języka, Kiedy po kury łażąc, utrząsł się z kurnika, To teraz się śpiewaniem ustawnie zabawia, Jednoż przecie słów wszytkich dobrze nie wymawia. Złożył jakąsi dumę na Michalską notę, Jako się mężnie z kurmi potykał w sobotę, Jako do szturmu chodził do kurnika śmiele, Jednoż przedsię słów jeszcze nie domawia wiele. Coś strony sobotnego chce śpiewać obiada, To nie może wymówić, tylko jedno: ,,biada". Co chce śpiewać: ,,0, moje
Skrót tekstu: ChądzJRelKontr
Strona: 300
Tytuł:
Relacja
Autor:
Jan Chądzyński
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
łaskawy Boże, straconego Ojca bądź opiekunem AK. Tak dziwną odmianą, Tak wielu wątpliwości gubisz mnie; Ja Panu Mojemu chciałem teraz serdeczną oświadczyć Radość, która świeża o wygranej nowina I o męstwie twojego walecznego Syna Napełnia wszystkich Panu życzliwych: lecz widzę Ze zamiast najweselszych okrzyków, trafiłem Na trwogę, żal, i dumę. SA. Wprawdzieć mój Akimie Mniej bym dziś bolał; gdyby twoja godna cora To jest Królowa moja, Ojcem mnie Jonaty, Szczęśliwym niegdyś, lecz już nader nieszczęśliwym, Nieuczyniła była. AK. Przebóg co za cudo Ukryte w tajemnicy? SA. Takci to obłudna Fortuna, Lubo sprzyja, lub
łáskáwy Boże, stráconego Oycá bądź opiekunem AK. Ták dziwną odmianą, Ták wielu wątpliwości gubisz mnie; Ja Panu Moiemu chciałem teraz serdeczną oświadczyć Rádość, ktora świeża o wygráney nowiná I o męstwie twoiego walecznego Syná Nápełnia wszystkich Pánu życzliwych: lécz widzę Ze zámiast nayweselszych okrzykow, tráfiłem Ná trwogę, żal, i dumę. SA. Wprawdzieć moy Akimie Mniey bym dziś bolał; gdyby twoiá godna corá To iest Krolowa moiá, Oycem mnie Jonáty, Szczęśliwym niegdyś, lécz iuż náder nieszczęsliwym, Nieuczyniłá byłá. AK. Przebóg co zá cudo Ukryte w táiemnicy? SA. Tákci to obłudna Fortuna, Lubo sprzyia, lub
Skrót tekstu: JawJon
Strona: 3
Tytuł:
Jonatas
Autor:
Stanisław Jaworski
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1746
Data wydania (nie wcześniej niż):
1746
Data wydania (nie później niż):
1746
porucznik Jastrzębski, za zabitego miany, za okup umówiony pod Śniatyniem od nieprzyjaciela wypuszczony, zdrowo i bez szwanku w tych dniach powrócił tu do Lwowa; powiada i potwierdza wszytko o wielkiej nieprzyjaciela nuży i że w okazji pode Lwowem między wielą zabitymi chański synowiec, odważny i natarczywy przywódca, poległ; sołtan niepodobna jako w wielką dumę podnosi się et maiores w te kraje na wiosnę minatur incursiones, nie reflektując się, że jeszcze najmniej dwadzieścia dni chodu na Budziak miawszy, tym większą w wojsku miał odnieść ruinę. 39 Ze Lwowa, 7 IV 1695
Cokolwiek się przeszłymi pocztami o zrujnowaniu wojsk tatarskich pisało, że tak barzo siła koni swych potracili i ledwo
porucznik Jastrzębski, za zabitego miany, za okup umówiony pod Śniatyniem od nieprzyjaciela wypuszczony, zdrowo i bez szwanku w tych dniach powrócił tu do Lwowa; powiada i potwierdza wszytko o wielkiej nieprzyjaciela nuży i że w okazyjej pode Lwowem między wielą zabitymi chański synowiec, odważny i natarczywy przywódca, poległ; sołtan niepodobna jako w wielką dumę podnosi się et maiores w te kraje na wiosnę minatur incursiones, nie reflektując się, że jeszcze najmniej dwadzieścia dni chodu na Budziak miawszy, tym większą w wojsku miał odnieść ruinę. 39 Ze Lwowa, 7 IV 1695
Cokolwiek się przeszłymi pocztami o zrujnowaniu wojsk tatarskich pisało, że tak barzo siła koni swych potracili i ledwo
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 374
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958