Mojej cierpi dla swej woli, Na wszystkiem zranion ciele. Płynie mnogim krew potokiem, Jak obfitym woda stokiem, Wszystek we krwi, jak w kąpieli. Myśmy tego grzeszni chcieli, Wiotcha szmata odzieżą. Dla mnieś się to stał ubogi, Dla mnie znosisz krzyż tak srogi. Jakąć za tę łaskę twoję Oddam dziękę? Masz krew moję, Miej z niej ofiarę świeżą. Jakimżeć to upominkiem, Twardy sercem, zły uczynkiem, To miłości oddam znamie, Któryś umrzeć obrał za mię, Bym ja nie ginął wiecznie. Miłość twoja, miłość dziwna, Prawu śmierci wskróś przeciwna; Żebym ja żył, ty umierasz, I twą
Mojej cierpi dla swej woli, Na wszystkiem zranion ciele. Płynie mnogim krew potokiem, Jak obfitym woda stokiem, Wszystek we krwi, jak w kąpieli. Myśmy tego grzeszni chcieli, Wiotcha szmata odzieżą. Dla mnieś się to stał ubogi, Dla mnie znosisz krzyż tak srogi. Jakąć za tę łaskę twoję Oddam dziękę? Masz krew moję, Miej z niej ofiarę świeżą. Jakimżeć to upominkiem, Twardy sercem, zły uczynkiem, To miłości oddam znamie, Któryś umrzeć obrał za mię, Bym ja nie ginął wiecznie. Miłość twoja, miłość dziwna, Prawu śmierci wskróś przeciwna; Żebym ja żył, ty umierasz, I twą
Skrót tekstu: KochBerTur
Strona: 53
Tytuł:
Rytm świętego Bernarda
Autor:
Wespazjan Kochowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1668
Data wydania (nie wcześniej niż):
1668
Data wydania (nie później niż):
1668
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wierszem i prozą
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Polska
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
się na Perekop do króla wrócił.
Po zwróceniu Taranowskiego, z którym był i czausz turecki przyjachał, był sejm w Warszawie roku 1570, na którym oni komisarze, co je z lubelskiego sejmu wysłano było do Gdańska, dali sprawę królowi postępków swoich, które się podobały królowi; odnieśli za to pochwałę, a od posłów dziękę. Z tego sejmu zaś drudzy komisarze do Gdańska posłani, żeby ono postanowienie pierwszych komisarzów skutek wzięło, lecz do tego skutku nie przyszło. Tegoż czasu do Moskwy posłani byli Jan z Krotoszyna, wojewoda inowłocławski, Rafał Leszczyński, starosta radziejowski, a z Litwy Jan Talwosz, kasztelan żmudzki, a z nim Andrzej Iwanowicz
się na Perekop do króla wrócił.
Po zwróceniu Taranowskiego, z którym był i czausz turecki przyjachał, był sejm w Warszawie roku 1570, na którym oni komisarze, co je z lubelskiego sejmu wysłano było do Gdańska, dali sprawę królowi postępków swoich, które się podobały królowi; odnieśli za to pochwałę, a od posłów dziękę. Z tego sejmu zaś drudzy komisarze do Gdańska posłani, żeby ono postanowienie pierwszych komisarzów skutek wzięło, lecz do tego skutku nie przyszło. Tegoż czasu do Moskwy posłani byli Jan z Krotoszyna, wojewoda inowłocławski, Rafał Leszczyński, starosta radziejowski, a z Litwy Jan Talwosz, kasztelan żmudzki, a z nim Andrzej Iwanowicz
Skrót tekstu: GórnDzieje
Strona: 236
Tytuł:
Dzieje w Koronie Polskiej
Autor:
Łukasz Górnicki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1637
Data wydania (nie wcześniej niż):
1637
Data wydania (nie później niż):
1637
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła wszystkie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Piotr Chmielowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Salomon Lewental
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1886
nauką/ I rozumem nie zdołam/ prostą tusze sztuką Będę ich mógł potargać. Tylkóz te kosmate/ I ręce/ i kołtany na głowie rogate. Niechci straszne nie będą. Czym przelękła owa/ Z haniebnego przestrachu/ nie mogą i słowa Długo wyrzec. Aż kiedy jego tę łagodną Słysząc mowę. O który mamci dziękę godną Oddać za to (przemowi/) jakimkolwiek dziwnym Mienisz się być stworzeniem. Ze wtakim przeciwnym Razie moim/ dodać chcesz przyjacielskiej ręki/ I żywota przedłużyć mego mi przez dzięki. Lecz jakom ja osoby ulękła się twojej Przed tym mi niewidanej; która mię w te knieje Zaniosła opuszczone. Cóżkolwiek się dzieje Teraz ze
náuką/ Y rozumem nie zdołam/ prostą tusze sztuką Będę ich mogł potárgáć. Tylkoz te kosmáte/ Y ręce/ y kołtany na głowie rogáte. Niechci strászne nie będą. Czym przelękła owá/ Z hániebnego przestráchu/ nie mogá y słowá Długo wyrzec. Aż kiedy iego tę łágodną Słysząc mowę. O ktory mamci dziękę godną Oddáć zá to (przemowi/) iakimkolwiek dziwnym Mienisz się bydź stworzeniem. Ze wtákim przećiwnym Razie moim/ dodáć chcesz przyiacielskiey ręki/ Y żywotá przedłużyć mego mi przez dzięki. Lecz iakom ia osoby vlękłá się twoiey Przed tym mi niewidáney; ktora mię w te knieie Zániosłá opuszczone. Cożkolwiek się dzieie Teraz ze
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 103
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
wspaniale częstował. Ten stół od potraw dusznych smakiem z Nieba różny Był, ale cielesnego prawie smaku próżny: Potrawy bowiem były surowe, ogródne; Starca ręką sadzone, do strawy mniej zgodne; To jest, trochę owocu z palmy, której zgoła Było w tej puszczy mało; przytym leśne zioła. Gdy tedy winną dziękę Bogu uczynili, Ciało swe tym pokarmem słabym posilili, I wodą, która z bliskich źrzodeł biegła, dziękę Znowu temu oddali winną, który rękę Swą otwiera, a wszelkie zaś zwierze stworzone Jego błogosławieństwem bywa napełnione. Wstawszy na potym z miejsca, gdy swój leśne zwierze Sen wytychało, zwykłe zmówiwszy pacierze, Pełne mądrości mieli
wspániále częstował. Ten stoł od potraw dusznych smákiem z Niebá rożny Był, ále ćielesnego práwie smáku prożny: Potráwy bowiem były surowe, ogrodne; Stárcá ręką sádzone, do stráwy mniey zgodne; To iest, troche owocu z palmy, ktorey zgołá Było w tey puszczy máło; przytym leśne źiołá. Gdy tedy winną dźiękę Bogu vczynili, Ciáło swe tym pokármem słábym pośilili, Y wodą, ktora z bliskich źrzodeł biegłá, dźiękę Znowu temu oddáli winną, ktory rękę Swą otwiera, á wszelkie záś zwierze stworzone Iego błogosłáwieństwem bywa nápełnione. Wstawszy ná potym z mieyscá, gdy swoy leśne źwierze Sen wytycháło, zwykłe zmowiwszy paćierze, Pełne mądrośći mieli
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 283
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Potrawy bowiem były surowe, ogródne; Starca ręką sadzone, do strawy mniej zgodne; To jest, trochę owocu z palmy, której zgoła Było w tej puszczy mało; przytym leśne zioła. Gdy tedy winną dziękę Bogu uczynili, Ciało swe tym pokarmem słabym posilili, I wodą, która z bliskich źrzodeł biegła, dziękę Znowu temu oddali winną, który rękę Swą otwiera, a wszelkie zaś zwierze stworzone Jego błogosławieństwem bywa napełnione. Wstawszy na potym z miejsca, gdy swój leśne zwierze Sen wytychało, zwykłe zmówiwszy pacierze, Pełne mądrości mieli między sobą mowy Całą noc, aż jutrzenka wznieciła świt nowy. Zaczym do zwykłych modlitw znowu się udali,
Potráwy bowiem były surowe, ogrodne; Stárcá ręką sádzone, do stráwy mniey zgodne; To iest, troche owocu z palmy, ktorey zgołá Było w tey puszczy máło; przytym leśne źiołá. Gdy tedy winną dźiękę Bogu vczynili, Ciáło swe tym pokármem słábym pośilili, Y wodą, ktora z bliskich źrzodeł biegłá, dźiękę Znowu temu oddáli winną, ktory rękę Swą otwiera, á wszelkie záś zwierze stworzone Iego błogosłáwieństwem bywa nápełnione. Wstawszy ná potym z mieyscá, gdy swoy leśne źwierze Sen wytycháło, zwykłe zmowiwszy paćierze, Pełne mądrośći mieli między sobą mowy Cáłą noc, áż iutrzenká wzniećiłá świt nowy. Záczym do zwykłych modlitw znowu się vdáli,
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 283
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
mego nadzieją żywota. Nigdym z wielkości nie cieszył się zbiorów, Nigdym tak chciwie nie dopychał morów, Abym je sobie (o błąd ludzki srogi!) Miał za przyjaźne i domowe Bogi. Jeżelim próżnej potrzebował chwały, Aby się dzieła me z niej uwielbiały, Albom w skrytości chlubił się za dziękę, I cieszył, gdy mi całowano rekę. Niech za chełpliwość BÓG mnie taką zbrzydzi, I kształtem zdrajce swego znienawidzi. Albowiem pycha, kto się nią nadyma Najobrżyliwsza przed jego oczyma, Która nie pomni na BOGA i siebie, Zwłaszcza że miała Naśladowców w Niebie. Jeżelim kiedy radował się z szwanku, Tego,
mego nadźieią żywotá. Nigdym z wielkośći nie ćieszył się zbiorow, Nigdym ták chćiwie nie dopychał morow, Abym ie sobie (ô błąd ludzki srogi!) Miał zá przyiáźne i domowe Bogi. Ieżelim prożney potrzebował chwały, Aby się dźieła me z niey uwielbiały, Albom w skrytośći chlubił się zá dźiękę, I ćieszył, gdy mi cáłowáno rekę. Niech zá chełpliwość BOG mie táką zbrzydźi, I kształtem zdrayce swego znienawidźi. Albowiem pycha, kto sie nią nádyma Nayobrżyliwsza przed iego oczyma, Ktora nie pomni ná BOGA i śiebie, Zwłaszcza że miała Naśladowcow w Niebie. Ieżelim kiedy rádował sie z szwanku, Tego,
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 116
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
do kopy. Tak bez pochyby i tyś strawił siła czasu/ I zażyłeś z tęsknicą wielkiego niewczasu/ Około Przypowieści w tę kupę zebranych/ I do ręku tak swoim/ jak obcym podanych. Więc jako groch przebrany snadnie ludziom prażyć/ Tak twej wybornej pracej każdy może zażyć. Przeco od bacznych słuszną otrzymawszy dziękę/ Ożuwcom zadasz sercu ich zwyczajną mękę. PIOTR BLASTUS KMITA. PROVERBIORUM POLONICORVM CENTVRIA PRIMA.
A. A Biało? biało. A czarno? czarno. Abo mój grosz nie groszem? A golono? golono. A strzyżono? strzyżono. Albo moja gęba cholewa? Albo pij/ albo się bij. Aut bibe,
do kopy. Ták bez pochyby y tyś strawił śiłá cżásu/ Y záżyłeś z tęsknicą wielkiego niewcżasu/ Około Przypowieśći w tę kupę zebránych/ Y do ręku ták swoim/ iák obcym podánych. Więc iáko groch przebrány snádnie ludźiom práżyć/ Ták twey wyborney pracey káżdy może záżyć. Przeco od bácżnych słuszną otrzymawszy dźiękę/ Ożuwcom zádasz sercu ich zwycżáyną mękę. PIOTR BLASTVS KMITA. PROVERBIORUM POLONICORVM CENTVRIA PRIMA.
A. A Biało? biało. A cżarno? cżarno. Abo moy grosz nie groszem? A golono? golono. A strzyżono? strzyżono. Albo moiá gębá cholewá? Albo piy/ albo się biy. Aut bibe,
Skrót tekstu: RysProv
Strona: 3
Tytuł:
Proverbium polonicorum
Autor:
Salomon Rysiński
Drukarnia:
Piotr Blastus Kmita
Miejsce wydania:
Lubcz
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przysłowia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
może proch śmiertelnej nędze, Igrasz, Boże, swą siłą w ludzkiej niedołędze; Tobą słabi dużeją; dużych mdli twa siła, Co niebo rozpostarła, ziemię zawiesiła, Którą świat stoi, którą poczekawszy dalej, I niebo się, i ziemia, i morze obali. Teraz, o wielki Boże, za takowe posły Przym dziękę uniżoną, że tyran wyniosły Myli się w swej imprezie, szwankuje w swej bucie; Możeć co rość tysiąc lat, a upaść w minucie. Więc, o jedynowłajco, nad rąk swoich tworem, Zruć go z pychy do końca z Nabuchodozorem, Nasyć go tej ohydy, niechaj tymi pęty Brzęczy, które zniósł na
może proch śmiertelnej nędze, Igrasz, Boże, swą siłą w ludzkiej niedołędze; Tobą słabi dużeją; dużych mdli twa siła, Co niebo rozpostarła, ziemię zawiesiła, Którą świat stoi, którą poczekawszy daléj, I niebo się, i ziemia, i morze obali. Teraz, o wielki Boże, za takowe posły Przym dziękę uniżoną, że tyran wyniosły Myli się w swej imprezie, szwankuje w swej bucie; Możeć co rość tysiąc lat, a upaść w minucie. Więc, o jedynowłajco, nad rąk swoich tworem, Zruć go z pychy do końca z Nabuchodozorem, Nasyć go tej ohydy, niechaj tymi pęty Brzęczy, które zniósł na
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 173
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
tej spólnej umowy, Niechaj mię gniew z dziatkami zabije surowy, Gniew Stworzyciela mego, aby ludzie znali, Żem winien, że mię słusznie za mój grzech skarali”. Tak pan najpobożniejszy rzekł, zapłakanemi W niebo patrząc pogodne oczyma swojemi; Na księgach trzymał pisma świętego swą rękę, A kapłan Bogu winną głosem czytał dziękę.
LXXX
Do ołtarza stamtąd się drugiego pomknęli, Który Sarracenowie w swem namiecie mieli. Tam król przysiągł, iż na zad do królestwa swego Popłynie, jeśli Rugier przegra dnia onego, I trybut da Karłowi, spólnie umówiony, Nim się ruszy z wojskiem swem w afrykańskie strony, Przymierze wieczne strzyma, przywróci wolności Więźniom wszystkiem
tej spólnej umowy, Niechaj mię gniew z dziatkami zabije surowy, Gniew Stworzyciela mego, aby ludzie znali, Żem winien, że mię słusznie za mój grzech skarali”. Tak pan najpobożniejszy rzekł, zapłakanemi W niebo patrząc pogodne oczyma swojemi; Na księgach trzymał pisma świętego swą rękę, A kapłan Bogu winną głosem czytał dziękę.
LXXX
Do ołtarza stamtąd się drugiego pomknęli, Który Sarracenowie w swem namiecie mieli. Tam król przysiągł, iż na zad do królestwa swego Popłynie, jeśli Rugier przegra dnia onego, I trybut da Karłowi, spólnie umówiony, Nim się ruszy z wojskiem swem w afrykańskie strony, Przymierze wieczne strzyma, przywróci wolności Więźniom wszystkiem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 180
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905