drugi, równy cnotom jego, Rakuszanin, tuż podle Karła stał piątego. Ten nienatkany gardziel przepędził zwierzowi, Mężny, dość wspaniałemu czyniąc zamysłowi. Z ręki Karła przeszyła strzała ustalona Piersi: krew ziemię broczy, gwałtem wytoczona.
XXXVI.
Na kudłatem lew grzbiecie miał to pismo swoje: „Dziesiąty”; a za uszy dziw porwał oboje I tak trząsł, gryzł, mordował, tak długo obracał, Aż kości zdruzgotane wszystkie w niem namacał. Uweselił się zaraz świat i strachy wszytkie Za fraszkę miał, porzucił pierwsze złości brzydkie. Lud się schodził im dalej, tem więcej już śmiały I patrzył na śmierć zwierza jeszcze zadumiały.
XXXVII.
Tak Marfiza
drugi, równy cnotom jego, Rakuszanin, tuż podle Karła stał piątego. Ten nienatkany gardziel przepędził źwierzowi, Mężny, dość wspaniałemu czyniąc zamysłowi. Z ręki Karła przeszyła strzała ustalona Piersi: krew ziemię broczy, gwałtem wytoczona.
XXXVI.
Na kudłatem lew grzbiecie miał to pismo swoje: „Dziesiąty”; a za uszy dziw porwał oboje I tak trząsł, gryzł, mordował, tak długo obracał, Aż kości zdruzgotane wszystkie w niem namacał. Uweselił się zaraz świat i strachy wszytkie Za fraszkę miał, porzucił pierwsze złości brzydkie. Lud się schodził im dalej, tem więcej już śmiały I patrzył na śmierć źwierza jeszcze zadumiały.
XXXVII.
Tak Marfiza
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 294
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
to czujących. także częstokroć z znaków przyrodzonych przyszłoe rzeczy poznawają/ i co jest w oczach ludzkich niepodobnego w przód opowiedają. Wszakże dla tego nie mają być rozumiani wieszczymi/ abo i lekarz upatruje to przed czasem czego tej nauki niewiadomy upatrzyć nie może/ niema być wszakże dla tego za wieszczka poczytany: co abowiem za dziw/ gdy jako lekarz z zepsowania i nadwątlenia umiarkowania ciała ludzkiego/ przed czasem dobre abo złe zdrowie upatruje: tak i szatan z postanowienia powietrza sobie wiadome/ a przed nami zakryte opowieda niepogody. Zygmunt. Mamy tedy im wierzyć? Ulryk. Abowiem i sami szatani podczas bywają oszukiwani/ zaczym też ludzi zdradzają i oszukiwają.
to cżuiących. tákże częstokroć z znákow przyrodzonych przyszłoe rzeczy poznawáią/ y co iest w oczách ludzkich niepodobnego w przod opowiedáią. Wszákże dla tego nie máią bydź rozumiáni wiescżymi/ ábo y lekarz vpátruie to przed czásem czego tey náuki niewiádomy vpátrzyć nie może/ niema bydź wszákże dla tego zá wiescżká pocżytány: co ábowiem zá dźiw/ gdy iáko lekarz z zepsowánia y nádwątlenia vmiárkowánia ćiáłá ludzkiego/ przed czásem dobre ábo złe zdrowie vpátruie: ták y szátan z postánowienia powietrza sobie wiádome/ á przed námi zákryte opowieda niepogody. Zygmunt. Mamy tedy im wierzyć? Vlryk. Abowiem y sámi szátáni podcżás bywáią oszukiwáni/ záczym też ludźi zdradzáią y oszukiwáią.
Skrót tekstu: SpInZąbMłot
Strona: 423
Tytuł:
Młot na czarownice
Autor:
Jacob Sprenger, Heinrich Institor
Tłumacz:
Stanisław Ząbkowic
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
magia, obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
na rynku; Dosyć, że się rubaszą przy stole, przy szynku. Ze starym, dziesięć korcy zjadszy, za drabinę; Wszytko się przyje, każdy waży na nowinę. 495. NIKT NIE UWAŻA SŁOŃCA, AŻ KIEDY SIĘ ZAĆMI
Świeci słońce na niebie przez cały dzień dziwnie, Świeci miesiąc, przecież nikt na dziw nie patrzy w nie. Na ten ci zawsze wolno, słońce wzrok zaraża; Czemuż nikt piękności ich patrząc nie uważa? Aż skoro się na swojej które zaćmi sferze, Wszytkich oczy obraca, wszytkich na się bierze. Choć i to naturalnym, ale kiedy rządkiem, Mądrym tylko wiadomym dzieje się przypadkiem, Nie dosyć
na rynku; Dosyć, że się rubaszą przy stole, przy szynku. Ze starym, dziesięć korcy zjadszy, za drabinę; Wszytko się przyje, każdy waży na nowinę. 495. NIKT NIE UWAŻA SŁOŃCA, AŻ KIEDY SIĘ ZAĆMI
Świeci słońce na niebie przez cały dzień dziwnie, Świeci miesiąc, przecież nikt na dziw nie patrzy w nie. Na ten ci zawsze wolno, słońce wzrok zaraża; Czemuż nikt piękności ich patrząc nie uważa? Aż skoro się na swojej które zaćmi sferze, Wszytkich oczy obraca, wszytkich na się bierze. Choć i to naturalnym, ale kiedy rządkiem, Mądrym tylko wiadomym dzieje się przypadkiem, Nie dosyć
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 298
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987