, a tak powrócił się Suzin i potem, jako po danej satysfakcji, obłapili się. Jadłem potem obiad z Paszkowskimi, a potem ich z całą kompanią zaprosiłem do Czemer, gdzie im rad byłem. Były w tejże kompanii damy. Muzyki nie miałem i tak sam im część grałem na flecie, a część śpiewałem. Tańcowali niemal całą noc. Nazajutrz i obiad jedli. Darowałem wtenczas Kropińskiemu szłapaka kosztującego czerw, zł 24, Paszkowskiemu, generałowi adiutantowi, fuzją francuską; chciałem dać Piotrowi Paszkowskiemu, rotmistrzowi, guzików rubinowych sześć do kontusza, nie chciał ode mnie przyjąć, suponując, że go chcę
, a tak powrócił się Suzin i potem, jako po danej satysfakcji, obłapili się. Jadłem potem obiad z Paszkowskimi, a potem ich z całą kompanią zaprosiłem do Czemer, gdzie im rad byłem. Były w tejże kompanii damy. Muzyki nie miałem i tak sam im część grałem na flecie, a część śpiewałem. Tańcowali niemal całą noc. Nazajutrz i obiad jedli. Darowałem wtenczas Kropińskiemu szłapaka kosztującego czerw, zł 24, Paszkowskiemu, generałowi adiutantowi, fuzją francuską; chciałem dać Piotrowi Paszkowskiemu, rotmistrzowi, guzików rubinowych sześć do kontusza, nie chciał ode mnie przyjąć, suponując, że go chcę
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 297
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
czarniawej, ospowatej i trochę bladawej, w młodym wieku siwieć zaczął. Jest portret śp. ojca mego w Rasnej w pokoju bardzo podobny. Umiał języki doskonale cudzoziemskie: francuski, włoski, niemiecki i trochę po hiszpańsku. Łaciński styl miał piękny i charakter w pisaniu wyborny. Umiał architekturę cywilną doskonale i dobrze rysował. Na flecie z nut umiał grać. Innych cnót, jak był cierpliwy i z wolą boską w przeciwnościach zgadzający się, trudno opisać. Łakomstwa żadnego nie miał, tylko oszczędność potrzebną w domu. Był ludzki, a zawsze w kompanii wesoły, siła mogąc rzeczy powiedać.
Umarł, jakom wyżej wyraził, w zaczętym osimdziesiątym trzecim roku
czarniawej, ospowatej i trochę bladawej, w młodym wieku siwieć zaczął. Jest portret śp. ojca mego w Rasnej w pokoju bardzo podobny. Umiał języki doskonale cudzoziemskie: francuski, włoski, niemiecki i trochę po hiszpańsku. Łaciński styl miał piękny i charakter w pisaniu wyborny. Umiał architekturę cywilną doskonale i dobrze rysował. Na flecie z nut umiał grać. Innych cnót, jak był cierpliwy i z wolą boską w przeciwnościach zgadzający się, trudno opisać. Łakomstwa żadnego nie miał, tylko oszczędność potrzebną w domu. Był ludzki, a zawsze w kompanii wesoły, siła mogąc rzeczy powiedać.
Umarł, jakom wyżej wyraził, w zaczętym osimdziesiątym trzecim roku
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 400
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
: nie jestem skotopasem sielskim, Nie zrodziłem się kmieciem, ani prostym gburem, Żebym chodził za bydłem gromadzkim z koszturem. W delfickiej ziemi, w księstwie patarajskim ślicznym I na Tenedzie jestem dzierżawcą dziedzicznym. Umiem do kupy sprzęgać wierszyki podwojne I na lutni przebierać trafię strony strojne. Nie nowina mi śpiewać przy szemrzącym flecie, Nie nowina kanzony grawać na kornecie. Mogę galardy z włoską pergameszką skoczyć, Plęsy ruskie wyprawiać, polskim tańcem toczyć. Chociażem z padewskimi nie siadał doktory, Przecię lekarzem każdy przyznawa mię chory. Znam ja, której chorobie przygodzi się ziele, Niestetyż, choćże ludzi uzdrowiłem wiele, Nie mogę sobie
: nie jestem skotopasem sielskim, Nie zrodziłem się kmieciem, ani prostym gburem, Żebym chodził za bydłem gromadzkim z koszturem. W delfickiej ziemi, w księstwie patarajskim ślicznym I na Tenedzie jestem dzierżawcą dziedzicznym. Umiem do kupy sprzęgać wierszyki podwojne I na lutni przebierać trafię strony strojne. Nie nowina mi śpiewać przy szemrzącym flecie, Nie nowina kanzony grawać na kornecie. Mogę galardy z włoską pergameszką skoczyć, Plęsy ruskie wyprawiać, polskim tańcem toczyć. Chociażem z padewskimi nie siadał doktory, Przecię lekarzem każdy przyznawa mię chory. Znam ja, której chorobie przygodzi się ziele, Niestetyż, choćże ludzi uzdrowiłem wiele, Nie mogę sobie
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 15
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
Wierzę, nie miałaś inakszej wdzięczności, Tylko żeś pieśni grała o Miłości, Która przez jedno skinienie, Jakoby przez głośne pienie, Wszytek krąg ziemski pociąga I z niska nieba dosiąga.
O ogniu, który gdy się w serce wkradniesz, Ciałem i duszą potajemnie władniesz, Tobie gwoli na spinecie I na cichym grawam flecie, Ty mnie daj z twych przyjemności Iskierkę jednę miłości. DRUGI: AMARANT
Niech się insze w bogate stroją złotogłowy, Niech skarby na się biorą, niech bryżują głowy, Niechaj diamentami palce swe okują, Niech szyje zamorskimi perłami osnują!
Fraszka szumne ubiory, fraszka i bławaty, Bowiem nie tak na złoto ani pyszne
Wierzę, nie miałaś inakszej wdzięczności, Tylko żeś pieśni grała o Miłości, Która przez jedno skinienie, Jakoby przez głośne pienie, Wszytek krąg ziemski pociąga I z niska nieba dosiąga.
O ogniu, który gdy się w serce wkradniesz, Ciałem i duszą potajemnie władniesz, Tobie gwoli na spinecie I na cichym grawam flecie, Ty mnie daj z twych przyjemności Iskierkę jednę miłości. DRUGI: AMARANT
Niech się insze w bogate stroją złotogłowy, Niech skarby na się biorą, niech bryżują głowy, Niechaj dyjamentami palce swe okują, Niech szyje zamorskimi perłami osnują!
Fraszka szumne ubiory, fraszka i bławaty, Bowiem nie tak na złoto ani pyszne
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 55
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
pod lipą abo w jaworowym cieniu, Ale raczej w alkierzu przy ciepłym kominie Będę pieśni powtarzał o gładkiej Halinie.
A chociażbym też trafił bohatyrów sławnych Składnym rymem północnym krajom czynić jawnych, Lecz takowa zabawa tych wieków nie płaci, Kto się jej podejmuje, czas i pracą traci.
A przetoż ja na moim gęgnogłosym flecie Wolę ogłaszać oczy pieszczone po świecie, Bo gdy we mnie które z nich uderzy ochotnie, Swym wzrokiem, nagrodzi mi robotę stokrotnie.
Teraz, póki ostatki lubieżnego lata, Póki kresy nie miną uciesznego świata, Pośpieszymy ku tobie; u ciebie schylone Gałęzie jabłka słońcem podają zwarzone,
U ciebie nie pozbywa winnica brzemienia Ani zielnik
pod lipą abo w jaworowym cieniu, Ale raczej w alkierzu przy ciepłym kominie Będę pieśni powtarzał o gładkiej Halinie.
A chociażbym też trafił bohatyrów sławnych Składnym rymem północnym krajom czynić jawnych, Lecz takowa zabawa tych wieków nie płaci, Kto się jej podejmuje, czas i pracą traci.
A przetoż ja na moim gęgnogłosym flecie Wolę ogłaszać oczy pieszczone po świecie, Bo gdy we mnie które z nich uderzy ochotnie, Swym wzrokiem, nagrodzi mi robotę stokrotnie.
Teraz, póki ostatki lubieżnego lata, Póki kresy nie miną uciesznego świata, Pośpieszymy ku tobie; u ciebie schylone Gałęzie jabłka słońcem podają zwarzone,
U ciebie nie pozbywa winnica brzemienia Ani zielnik
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 74
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
wiatru przy skwarze Słonecznym w aksamitnej siedzący maszkarze, Zasłaniała wachlarzem bezwstydne źrzenice Przez okazały rynek i długie ulice. Zaś z miasta wyjachawszy w pole, gdzie dobytki Mlekopłynne w wymionach dźwigając pożytki Pasły się po odłogach zapuszczonych trawą — A pasterz — krzewistego pod drzewa łaskawą Umbrę upałom gwoli słonecznym przy lecie Schroniwszy się — pasterce na wierzbowem flecie I grał i przyśpiewywał pod jałowcu krzakiem Głaszcząc powolne wiatry tekstem piosnki takiem:
Pieśń pasterska.
Nie ranoś mi dziś wstała, nie rychłoś wyganiała. Dźwigałem kobiałkę, już i grał w piszczałkę Pędząc bydło nad strugą opaloną maczugą.
Skacze na łące złoty szczygieł kapturowaty, Za nim pliska siwa ogoneczkiem kiwa, Do
wiatru przy skwarze Słonecznym w aksamitnej siedzący maszkarze, Zasłaniała wachlarzem bezwstydne źrzenice Przez okazały rynek i długie ulice. Zaś z miasta wyjachawszy w pole, gdzie dobytki Mlekopłynne w wymionach dźwigając pożytki Pasły się po odłogach zapuszczonych trawą — A pasterz — krzewistego pod drzewa łaskawą Umbrę upałom gwoli słonecznym przy lecie Schroniwszy się — pasterce na wierzbowem flecie I grał i przyśpiewywał pod jałowcu krzakiem Głaszcząc powolne wiatry tekstem piosnki takiem:
Pieśń pasterska.
Nie ranoś mi dziś wstała, nie rychłoś wyganiała. Dźwigałem kobiałkę, już i grał w piszczałkę Pędząc bydło nad strugą opaloną maczugą.
Skacze na łące złoty szczygieł kapturowaty, Za nim pliska siwa ogoneczkiem kiwa, Do
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 100
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949