twierdzę trzeba stawić Od gęby Dniepru, aże gdzie bystry Niestr wpada. A byłby z tego kąta pożytek nie lada, Kolonije, jako się powie, osadziwszy, Także nawigacyją morską opatrzywszy. Zda-ć się to niepodobnie rzecz trudna na pozór, Lecz nie jest, uważywszy przymioty i dozór, Ziemie bujność, rzek gęstwę, ludzi liczbę wielką, Lasów szerokość, także i żywności wszelką Hojność; tylko pilności a rządu potrzeba, Prace na koniec, a zaś życzliwości z nieba. ... O POPRAWIE SĄDÓW
Nie mogę zrozumieć, co to za sądy mamy, Że się o lada sprawkę sto lat pozywamy I nie możem jej skończyć to
twierdzę trzeba stawić Od gęby Dniepru, aże gdzie bystry Niestr wpada. A byłby z tego kąta pożytek nie lada, Kolonije, jako się powie, osadziwszy, Także nawigacyją morską opatrzywszy. Zda-ć się to niepodobnie rzecz trudna na pozór, Lecz nie jest, uważywszy przymioty i dozór, Ziemie bujność, rzek gęstwę, ludzi liczbę wielką, Lasów szerokość, także i żywności wszelką Hojność; tylko pilności a rządu potrzeba, Prace na koniec, a zaś życzliwości z nieba. ... O POPRAWIE SĄDÓW
Nie mogę zrozumieć, co to za sądy mamy, Że się o leda sprawkę sto lat pozywamy I nie możem jej skończyć to
Skrót tekstu: StarVotBar_I
Strona: 310
Tytuł:
Votum o naprawie Rzeczypospolitej
Autor:
Szymon Starowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1625
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
, Wściekłem gniewem i żalem razem poruszony, Woła nań strasznem głosem, aby zawściągniony Stanął i poczekał go, i grozi mu srodze I koniowi w bok kładzie obiedwie ostrodze.
VII.
On mu nie odpowiada i nie dba nic na ty Pogromy, obrócony na zysk tak bogaty, I tak rączo wciąż bieży przez gęstwę pierzchliwy, Że wiatr, z niem porównany, zwać może leniwy. Jeden ucieka, drugi goni: lasy one Brzmią, wrzaskiem pochwyconej dziewki uderzone; Z których wbiegli na łąkę wielką, gdzie osobny Pałac beł na ustroniu wielki i ozdobny.
VIII.
Z marmuru, który sztucznie z wierzchu beł rzezany, Różnego pyszny pałac
, Wściekłem gniewem i żalem razem poruszony, Woła nań strasznem głosem, aby zawściągniony Stanął i poczekał go, i grozi mu srodze I koniowi w bok kładzie obiedwie ostrodze.
VII.
On mu nie odpowiada i nie dba nic na ty Pogromy, obrócony na zysk tak bogaty, I tak rączo wciąż bieży przez gęstwę pierzchliwy, Że wiatr, z niem porównany, zwać może leniwy. Jeden ucieka, drugi goni: lasy one Brzmią, wrzaskiem pochwyconej dziewki uderzone; Z których wbiegli na łąkę wielką, gdzie osobny Pałac beł na ustroniu wielki i ozdobny.
VIII.
Z marmuru, który sztucznie z wierzchu beł rzezany, Różnego pyszny pałac
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 250
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
grabi i królowi, A dufając samemu swemu pierścieniowi.
XXXVI.
Oni, tak oszukani, po lesie biegają I tam i sam zdumiałe twarzy obracają, Jako ogar, któremu liszka albo zając Zginie, co go pojmać już chce, doganiając, Kiedy mu albo w jamę, niżli go dopadnie, Albo w dół albo w gęstwę wielką nagle wpadnie. Angelika się śmieje, której nikt nie widzi, Patrząc na ich postępki, i z nich sobie szydzi.
XXXVII.
Szła przez las jedna droga, którą się udali, I wszyscy rącze konie za nią obracali, Rozumiejąc, że przez tę przed niemi zjechała I iż inszej nie było, że tą
grabi i królowi, A dufając samemu swemu pierścieniowi.
XXXVI.
Oni, tak oszukani, po lesie biegają I tam i sam zdumiałe twarzy obracają, Jako ogar, któremu liszka albo zając Zginie, co go poimać już chce, doganiając, Kiedy mu albo w jamę, niżli go dopadnie, Albo w dół albo w gęstwę wielką nagle wpadnie. Angelika się śmieje, której nikt nie widzi, Patrząc na ich postępki, i z nich sobie szydzi.
XXXVII.
Szła przez las jedna droga, którą się udali, I wszyscy rącze konie za nią obracali, Rozumiejąc, że przez tę przed niemi zjechała I iż inszej nie było, że tą
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 257
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Rozumiejąc, że ciężar ciała swego pana On cały dzień miał nosić koń króla z Orana, Rynaldowi w myśli swej cicho czynił dzięki, Że go wyzwolił z pracej i z tak wielkiej męki.
XLIX.
Złamawszy drzewo Rynald, koń obraca, który Tak lekki jest, jakby miał skrzydła jakie z pióry, I gdzie najwiętszą gęstwę obaczy i kędy Nacieśniejszy huf, wpada i przerywa rzędy I nakoło Fusbertą ukrwawioną siecze I przecina ją zbroje, pancerze i miecze; Żadne żelazo, żaden blach jej nie hamuje, Wszędzie ostrzem przepada i ciało najduje.
L.
Ale nie na wiele zbrój i blachów trafiała, Na którychby się ostra broń bawić musiała,
Rozumiejąc, że ciężar ciała swego pana On cały dzień miał nosić koń króla z Orana, Rynaldowi w myśli swej cicho czynił dzięki, Że go wyzwolił z pracej i z tak wielkiej męki.
XLIX.
Złamawszy drzewo Rynald, koń obraca, który Tak lekki jest, jakby miał skrzydła jakie z pióry, I gdzie najwiętszą gęstwę obaczy i kędy Nacieśniejszy huf, wpada i przerywa rzędy I nakoło Fusbertą ukrwawioną siecze I przecina ją zbroje, pancerze i miecze; Żadne żelazo, żaden blach jej nie hamuje, Wszędzie ostrzem przepada i ciało najduje.
L.
Ale nie na wiele zbrój i blachów trafiała, Na którychby się ostra broń bawić musiała,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 369
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
żalem rozważając, usłyszy szczujące Myśliwce i prawie tuż psy przekrzykujące. Porwie się wtym, po sobie rogi położywszy, Zdrowie swe chybko biegłym nogom poleciwszy. Służą mu nogi dobrze, póki pola zstaje,
A iż mu wygadzają, więcej im nie łaje; Lecz gdy wpadł w gęstą knieję, ali rogi wadzą, Bo w gęstwę zawadziwszy uciekać nie dadzą. Zaczym go psi zbieżawszy w sztuki rozszarpały, Radby był uciekł, lecz go rogi zawściągały. Doznał tedy, że tylko dla ozdoby rogi, A dla obrony dała mu natura nogi. Tak i człek: co mu szkodzi, to sobie cukruje, A co zaś pożyteczno, to precz odmiatuje
żalem rozważając, usłyszy szczujące Myśliwce i prawie tuż psy przekrzykujące. Porwie się wtym, po sobie rogi położywszy, Zdrowie swe chybko biegłym nogom poleciwszy. Służą mu nogi dobrze, póki pola zstaje,
A iż mu wygadzają, więcej im nie łaje; Lecz gdy wpadł w gęstą knieję, ali rogi wadzą, Bo w gęstwę zawadziwszy uciekać nie dadzą. Zaczym go psi zbieżawszy w sztuki rozszarpały, Radby był uciekł, lecz go rogi zawściągały. Doznał tedy, że tylko dla ozdoby rogi, A dla obrony dała mu natura nogi. Tak i człek: co mu szkodzi, to sobie cukruje, A co zaś pożyteczno, to precz odmiatuje
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 17
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
, Nimfy rożą i lelią Przeplatany wieniec wiją. Bodaj ci ten dzień szczęśliwy Poty wracał Bóg życzliwy Póki będą jasne zorze, Zapadały w bystre morze”. W tym Phillis śpiewać przestała, A drugim kolej dawała. Amintas nadstawiał ucha, I widząc, że zła otucha, Phillis Daphnisa smakuje Daphnis Phillidę miłuje, Poszedł w gęstwę nieprzebytą I tam skargę swoję skrytą
Już umrzeć będąc gotowym, Wyrył na dębie surowym: Kwoli okrutnej Phillidzie, Amintas już z świata idzie. Aż się nimfy użaliły I w bedłkę go obróciły. Phillidzie wieniec rożany Za jej śpiewanie oddany.
, Nimfy rożą i lelią Przeplatany wieniec wiją. Bodaj ci ten dzień szczęśliwy Poty wracał Bog życzliwy Poki będą jasne zorze, Zapadały w bystre morze”. W tym Phillis śpiewać przestała, A drugim kolej dawała. Amintas nadstawiał ucha, I widząc, że zła otucha, Phillis Daphnisa smakuje Daphnis Phillidę miłuje, Poszedł w gęstwę nieprzebytą I tam skargę swoję skrytą
Już umrzeć będąc gotowym, Wyrył na dębie surowym: Kwoli okrutnej Phillidzie, Amintas już z świata idzie. Aż się nimfy użaliły I w bedłkę go obrociły. Phillidzie wieniec rożany Za jej śpiewanie oddany.
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 333
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
samego początku, Tak, jako się toczyła, odkrywa do szczątku: Jako ranę od pogan wielką w głowie miała I aby ją zgoiła, włosy zurzynała;
XLVIII.
Jako, kiedy usnęła na łące u wody, Trafiła na nią piękna łowczyna z przygody, Jako się jej fałszywa postać podobała, Jako od swych daleko w gęstwę z nią wjachała; Więc jako, od okrutnej raniona miłości, Płakała na swe żądze i próżne chciwości, Jako z nią nocowała i to, co czyniła Przez wszytek czas, niżli się do domu wróciła.
XLIX.
Znałem ja Fiordyspinę, nie z powieści czyjej, Alem ją w Syrakucy widział we Francjej.
samego początku, Tak, jako się toczyła, odkrywa do szczątku: Jako ranę od pogan wielką w głowie miała I aby ją zgoiła, włosy zurzynała;
XLVIII.
Jako, kiedy usnęła na łące u wody, Trafiła na nię piękna łowczyna z przygody, Jako się jej fałszywa postać podobała, Jako od swych daleko w gęstwę z nią wjachała; Więc jako, od okrutnej raniona miłości, Płakała na swe żądze i próżne chciwości, Jako z nią nocowała i to, co czyniła Przez wszytek czas, niżli się do domu wróciła.
XLIX.
Znałem ja Fiordyspinę, nie z powieści czyjej, Alem ją w Syrakucy widział we Francyej.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 272
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
które znacie, opowiadajcie miluchno!
MELIBEUSZ Bardzo dobrze radzisz, przemiły staruszku! Zatem wypada życzyć sobie dobrego flaszką zdrowia.
MENALKA Żyj długo, bracie, i także wy wszyscy żyjcie przez wieki Szczęśliwe, z serca życzę! Pijcie kolejną, Bracia mili, wieści tylko opowiadajcie wesolel
DAMETA Wyszedłem do lasu niedawno. Przebiegam drzew gęstwę, Czy nie znajdzie się dla moich potrzeb drzewo (Bo mi starą potężny spustoszył eurus Chatę); szukam twardego dębu, z którego przyciesie
Być zwykły, i dobrej na ścianę nową sosny. Tnę więc krokwie i laty. A oto ogromne wojsko Pokazuje się w lasach: idzie dowódca z żołnierzami, Z nieprzyjazną wielce dla
które znacie, opowiadajcie miluchno!
MELIBEUSZ Bardzo dobrze radzisz, przemiły staruszku! Zatem wypada życzyć sobie dobrego flaszką zdrowia.
MENALKA Żyj długo, bracie, i także wy wszyscy żyjcie przez wieki Szczęśliwe, z serca życzę! Pijcie kolejną, Bracia mili, wieści tylko opowiadajcie wesolel
DAMETA Wyszedłem do lasu niedawno. Przebiegam drzew gęstwę, Czy nie znajdzie się dla moich potrzeb drzewo (Bo mi starą potężny spustoszył eurus Chatę); szukam twardego dębu, z którego przyciesie
Być zwykły, i dobrej na ścianę nową sosny. Tnę więc krokwie i laty. A oto ogromne wojsko Pokazuje się w lasach: idzie dowódca z żołnierzami, Z nieprzyjazną wielce dla
Skrót tekstu: RódLudzOkoń
Strona: 28
Tytuł:
Ekloga, w której ród ludzki ...
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
jasełka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1727
Data wydania (nie wcześniej niż):
1727
Data wydania (nie później niż):
1727
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1989
i Weromandy/ przez rzekę idących widzieli/ i w nadzieję tego na zdobycz byli wyszli/ wracając się z korzyścią/ a Nerwiany w obozie naszym bacząc/ kędy mogli uciekali. Czym wszytkim Trewerski lud konny (których męstwa we Francjej przednia jest sława) od swego miasta Cezarowi na pomoc posłany/ będąc przestraszony/ wielkość i gęstwę nieprzyjaciela w obozie naszym widząc/ jako zastępy Rzymskie wątlono/ i niemal pogromiono/ jako pacholikowie żolnierscy/ konni/ procownicy/ Numidowie/ różni różnie uciekali patrząc/ zwątpiwszy z zwycięstwie naszym/ ku domowi się obrócił/ że Nerwianie Rzymiany zwyciężyli/ obóz i wszytko im pobrali/ miastu swemu powiedział. Cezar dziesiąty zastęp napomniawszy/
y Weromándy/ przez rzekę idących widźieli/ y w nádźieię tego ná zdobycz byli wyszli/ wracáiąc sie z korzyśćią/ á Nerwiány w oboźie nászym bacząc/ kędy mogli vćiekali. Czym wszytkim Trewerski lud konny (ktorych męstwá we Fráncyey przednia iest sławá) od swego miástá Cezárowi ná pomoc posłány/ będąc przestrászony/ wielkość y gęstwę nieprzyiaćielá w oboźie nászym widząc/ iáko zastępy Rzymskie wątlono/ y niemal pogromiono/ iáko pácholikowie żolnierscy/ konni/ procownicy/ Numidowie/ rożni rożnie vćiekáli pátrząc/ zwątpiwszy z zwyćięstwie nászym/ ku domowi sie obroćił/ że Nerwiánie Rzymiány zwyćiężyli/ oboz y wszytko im pobráli/ miástu swemu powiedźiał. Cezár dźieśiąty zastęp nápomniawszy/
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 49.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Uciec musi, chcąc inszej zasiądz gdzie obrony.
LXXXI
Ucieka najbiedniejszy do lasu bliskiego I patrzy miejsca w chróście co najgęściejszego. Leci skrzydlate zwierzę, oczy w nim utkwione Trzyma, aby z raz jeszcze pazury stalone We krwi jego omoczył; lecz koń, strachem zjęty, Szczęściem jakimsi z oczu najwścieklejszych wzięty, Wpadł w gęstwę; bestia też pod same się wzbiła Obłoki, jak prędko z niem ślad oraz straciła.
LXXX
Rynald z Gradasem widząc, iż zakład ich drogi Ucieka, co oń zwodzą pojedynek srogi, Przestali się bić zaraz, ale z tem dokładem, Iż pilno bieżeć mają oba jego śladem, Aby go wprzód od dużej spony
Uciec musi, chcąc inszej zasiądz gdzie obrony.
LXXXI
Ucieka najbiedniejszy do lasu blizkiego I patrzy miejsca w chróście co najgęściejszego. Leci skrzydlate źwierzę, oczy w nim utkwione Trzyma, aby z raz jeszcze pazury stalone We krwi jego omoczył; lecz koń, strachem zjęty, Szczęściem jakiemsi z oczu najwścieklejszych wzięty, Wpadł w gęstwę; bestya też pod same się wzbiła Obłoki, jak prędko z niem ślad oraz straciła.
LXXX
Rynald z Gradasem widząc, iż zakład ich drogi Ucieka, co oń zwodzą pojedynek srogi, Przestali się bić zaraz, ale z tem dokładem, Iż pilno bieżeć mają oba jego śladem, Aby go wprzód od dużej spony
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 50
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905