uprzykrzona, która na wieki nie będzie skończona. Nie doczeka się nikt kiedyż świtania abo zarania. O, jakby radzi by twardo posnęli nieszczęsni ludzie, a tak utracili nocy tak długiej, a sobie ulżyli przy takiej chwili! Lecz nędzny ich sen w łożnicy takowej, w siarczystych dymach, w pościeli ogniowej, między gadziną onych kąsającą, spać niedającą. Niemasz rodziców nad nędznym płaczących, krewnych, przyjaciół chorego cieszących, ani uciesznej świata kompanijej w takiej manijej. O, jakby oczy swoje ochłodzili, gdyby gwiazdeczkę jaką obaczyli! Lecz nic nie ujźrzą, co by ich cieszyło, tylko trapiło. Na czarty tylko, swe katy, patrzają
uprzykrzona, która na wieki nie będzie skończona. Nie doczeka się nikt kiedyż świtania abo zarania. O, jakby radzi by twardo posnęli nieszczęśni ludzie, a tak utracili nocy tak długiej, a sobie ulżyli przy takiej chwili! Lecz nędzny ich sen w łożnicy takowej, w siarczystych dymach, w pościeli ogniowej, między gadziną onych kąsającą, spać niedającą. Niemasz rodziców nad nędznym płaczących, krewnych, przyjaciół chorego cieszących, ani uciesznej świata kompanijej w takiej manijej. O, jakby oczy swoje ochłodzili, gdyby gwiazdeczkę jaką obaczyli! Lecz nic nie ujźrzą, co by ich cieszyło, tylko trapiło. Na czarty tylko, swe katy, patrzają
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 68
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
, ciała lubości! W płomieniach teraz nieszczęsni tańcują z czarty, którzy im gorzko przyśpiewują. O, jakby radzi biesiady przestali, lecz grają dalij! Drudzy jak cegła w piecu ułożeni, w hucie piekielnej zostają paleni; płomienia coraz nowego przybywa, co ich okrywa. Drudzy na łoża ogniste włożeni płacą rozkoszy ciała przymuszeni, gadziną jakby pierzyną odziani leżą związani. Drugich w siarczyste studnie narzucano, rozkosznej łaźnie zażywać kazano; ścierają nędznych ostrymi hakami i osękami. Potym w jeziora wrzuceni zmrożone znowu wniść pragną w huty rozpalone: tak zażywają w przemianę swobody, nędznej ochłody. Luc. 16,(24-25) Mat. 13,(42
, ciała lubości! W płomieniach teraz nieszczęśni tańcują z czarty, którzy im gorzko przyśpiewują. O, jakby radzi biesiady przestali, lecz grają dalij! Drudzy jak cegła w piecu ułożeni, w hucie piekielnej zostają paleni; płomienia coraz nowego przybywa, co ich okrywa. Drudzy na łoża ogniste włożeni płacą rozkoszy ciała przymuszeni, gadziną jakby pierzyną odziani leżą związani. Drugich w siarczyste studnie narzucano, rozkosznej łaźnie zażywać kazano; ścierają nędznych ostrymi hakami i osękami. Potym w jeziora wrzuceni zmrożone znowu wniść pragną w huty rozpalone: tak zażywają w przemianę swobody, nędznej ochłody. Luc. 16,(24-25) Matth. 13,(42
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 72
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
sobie przyjmuje. Lania ta błogosławiona zaranna (tak Chrystusa Pana tytułuje w jednym Psalmie Dawid ś.) Jelonek ten ukochany porwał się do jam/ i maclochów wężowych/ i gadzin rozmaitych/ aby z nich powyciągał jadowite wszytkie żmije/ a strawił je wszytkie ogniem miłości swojej. Ściągnął dziś rękę swoję/ po Jana obtoczonego gadziną grzechu pierworódnego/ i potężnie go wyrwał/ na stronę oddaliwszy grzech/ a prawie gwałtem oderwawszy. Patrz jako teraz tańcuje niemowlątko w żywocie matki swej; znać że pasy wężowe porwane/ któremi był jako łańcuchami od grzechu przedtym powiązany? Skoczy na przyszcie Mesjaszowe/ mówi Prorok/ chramy jako jeleń/ na przyszcie niebieskiego
sobie przyimuie. Lániá tá błogosłáwiona záránna (ták Chrystusá Páná tytułuie w iednym Psálmie Dawid ś.) Ielonek ten vkochány porwał się do iam/ y máclochow wężowych/ y gádźin rozmáitych/ áby z nich powyćiągał iádowite wszytkie żmiie/ á strawił ie wszytkie ogniem miłośći swoiey. Sćiągnął dźiś rękę swoię/ po Iáná obtoczonego gádźiną grzechu pierworodnego/ y potężnie go wyrwał/ ná stronę oddaliwszy grzech/ á práwie gwałtem oderwawszy. Pátrz iáko teraz táńcuie niemowlątko w żywoćie mátki swey; znáć że pásy wężowe porwáne/ ktoremi był iáko łáńcuchámi od grzechu przedtym powiązány? Skoczy na przyszćie Messyaszowe/ mowi Prorok/ chramy iáko ieleń/ ná przyszćie niebieskiego
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 22
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
mu w sercu został stroskanem wyryty Jego miły przyjaciel, tak głupie zabity, Za którego na swój żal i wielką tęsknicę Frymarkiem wziąć Medeą musiał okrutnicę; I jeno, że go wielka przysięga trzymała, Zabiłby ją beł pewnie, bo go tak mierziała, Tak się ją barzo brzydził, zostawszy jej mężem, Jako jaką gadziną albo jakim wężem.
LVII.
Nikt nie widział, aby się miał śmiać; wszytkie słowa Żałosne, każda była smętna jego mowa. Wzdychał zawsze, od żalu tak opanowany, Że z niego beł Orestes własny, na przemiany Od piekielnych jędz biczem sieczony troistem, Kiedy matkę swą zabił pospołu z Egistem, Mając mord popełniony
mu w sercu został stroskanem wyryty Jego miły przyjaciel, tak głupie zabity, Za którego na swój żal i wielką tęsknicę Frymarkiem wziąć Medeą musiał okrutnicę; I jeno, że go wielka przysięga trzymała, Zabiłby ją beł pewnie, bo go tak mierziała, Tak się ją barzo brzydził, zostawszy jej mężem, Jako jaką gadziną albo jakiem wężem.
LVII.
Nikt nie widział, aby się miał śmiać; wszytkie słowa Żałosne, każda była smętna jego mowa. Wzdychał zawsze, od żalu tak opanowany, Że z niego beł Orestes własny, na przemiany Od piekielnych jędz biczem sieczony troistem, Kiedy matkę swą zabił pospołu z Egistem, Mając mord popełniony
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 164
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, abo zaraz morzy, Abo do ostrożności oczy mu otworzy. Ale skoro staw spuści, woda trąbą spadnie, Wszytek ów gad obaczy w błocie w kupie na dnie, Gdzie, choćby najostrożniej, nie siągnie do matnie, Aż go abo niedźwiadek, abo jaszczur zatnie. Stawem jest żywot ludzki, rybą jego zdrowie, Gadziną mu choroby w codziennym połowie; Dla zdrowia je i pije, częstoż u obiadu Miasto ryby dostanie śmiertelnego gadu, Choroby miasto zdrowia. Kto jednak raz sparza, Mądry li, nie w skok drugi i trzeci powtarza. Lecz skoro przyjdzie starość, woda odkryje dno, Wszytkie choroby, wszytek zgarnie się gad w jedno
, abo zaraz morzy, Abo do ostrożności oczy mu otworzy. Ale skoro staw spuści, woda trąbą spadnie, Wszytek ów gad obaczy w błocie w kupie na dnie, Gdzie, choćby najostrożniej, nie siągnie do matnie, Aż go abo niedźwiadek, abo jaszczur zatnie. Stawem jest żywot ludzki, rybą jego zdrowie, Gadziną mu choroby w codziennym połowie; Dla zdrowia je i pije, częstoż u obiadu Miasto ryby dostanie śmiertelnego gadu, Choroby miasto zdrowia. Kto jednak raz sparza, Mądry li, nie w skok drugi i trzeci powtarza. Lecz skoro przyjdzie starość, woda odkryje dno, Wszytkie choroby, wszytek zgarnie się gad w jedno
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 183
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Ulissesem o Achillesowe Rynsztunki w pojedynku iż ustąpił kroku, Wstydem i gniewem zdjęty miecz w swym utkwił boku. Skąd ow plac bohatyrską krwią będąc polany — Krwią skropione farb rożnych zrodził tulipany. Zaś sam przesławne widzieć Herkulesa dziła: Jak wielorakie dziwy świata wygładziła jego waleczna ręka, gdy jeszcze dzieciną Leżąc w kolebce począł wojować z gadziną, Kiedy rozrywał węże na sztuki i dzwona Szczupłemi rączętami, jednak ukąszona Nie była w żaden członek i z żądłem jad siny W dziecinne ciałko nie był wpuszczon od gadziny. Zaś doszedszy lat dalszych i męskich sił pory Krwią ludzką straszne w skałach wymacał komory Ludożercę Kakusa i gdzie za ogony Kradzione wciągał bydła; jak łotr zwyciężony
Ulissesem o Achillesowe Rynsztunki w pojedynku iż ustąpił kroku, Wstydem i gniewem zdjęty miecz w swym utkwił boku. Skąd ow plac bohatyrską krwią będąc polany — Krwią skropione farb rożnych zrodził tulipany. Zaś sam przesławne widzieć Herkulesa dziła: Jak wielorakie dziwy świata wygładziła jego waleczna ręka, gdy jeszcze dzieciną Leżąc w kolebce począł wojować z gadziną, Kiedy rozrywał węże na sztuki i dzwona Szczupłemi rączętami, jednak ukąszona Nie była w żaden członek i z żądłem jad siny W dziecinne ciałko nie był wpuszczon od gadziny. Zaś doszedszy lat dalszych i męskich sił pory Krwią ludzką straszne w skałach wymacał komory Ludożercę Kakusa i gdzie za ogony Kradzione wciągał bydła; jak łotr zwyciężony
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 46
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
strzec się zwykli gospodarze/ i jako mogą ich od gumien/ szpiklerzów/ pół/ kłosem gęstym pokrytych odpędzać i odstraszać. Abo też to okrągłe ciernie mogłoby służyć do gniazda bocianowi/ którego pastwa gadzina? coby nie wielkiej ozdoby było przyczyną Dziecineczce. Lecz i to służy do ozdoby JEZUSA takich szkodników/ i taką gadziną się karmiących ptaków/ tulić do siebie/ wabić do siebie. Mówi sam o sobie: Nie przyszedłem wabić ludzi sprawiedliwych ale grzesznych. Nie żeby grzesznymi/ drapieżnymi/ i brzydkiemi dla takiej pastwy zostawały; ale żeby się w ptaki wdzięcznych głosów/ i odzienia pięknego/ i łaskawych obracali. Przyszedłem wabić do pokuty
strzedz się zwykli gospodarze/ y iáko mogą ich od gumien/ szpiklerzow/ pół/ kłosem gęstym pokrytych odpędzáć y odstraszáć. Abo też to okrągłe ćiernie mogłoby służyć do gniazdá boćianowi/ ktorego pástwa gádźina? coby nie wielkiey ozdoby było przyczyną Dźiećineczce. Lecz y to służy do ozdoby IEZVSA tákich szkodnikow/ y táką gádźiną się karmiących ptakow/ tulić do siebie/ wabić do siebie. Mowi sam o sobie: Nie przyszedłem wabić ludźi spráwiedliwych ále grzesznych. Nie żeby grzesznymi/ drapieżnymi/ y brzydkiemi dla tákiey pástwy zostawáły; ále żeby się w ptaki wdźięcznych głosow/ y odźienia pięknego/ y łáskáwych obracáli. Przyszedłem wabić do pokuty
Skrót tekstu: HinPlęsy
Strona: 286
Tytuł:
Plęsy Jezusa z aniołami
Autor:
Marcin Hińcza
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
póki zdrów niechaj stąd wędruje. MAGISTER do KonfEDERATA z ręką. Generose domine, służby me powolne Waszmości ofiaruję: niechaj ucho wolne Mam dzisia do słuchania: siedź waszmość na ławie/ Accedite propius frates ku tej sprawie. KonfEDERAT. Już ty jedno mędrolka nie mardaj łaciną/ Aboś się na mię zmowił z tą twoją gadziną? DZWONNIK. Quid vltra facimus z tym Konfederatem? Domine, dmuchnęc go ja siekanym bułatem? A oto się założę/ że za jednym ciosem/ Jeśli mu lep nie spadnie/ tedy gęba z nosem. MAGISTER. Adhuc parcite illi, bo ja ratiaami/ Przy których się zostoję/ pójdę z żołnierzami. Słyszę Pana
póki zdrow niechay ztąd wędruie. MAGISTER do CONFEDERATA z ręką. Generose domine, służby me powolne Waszmości ofiaruię: niechay vcho wolne Mam dźiśia do słuchania: śiedź waszmośc na ławie/ Accedite propius frates ku tey sprawie. CONFEDERAT. Iuż ty iedno mędrolka nie marday łaciną/ Aboś śie na mię zmowił z tą twoią gadźiną? DZWONNIK. Quid vltra facimus z tym Konfederatem? Domine, dmuchnęc go ia siekanym bułatem? A oto śie założę/ że zá iednym ciosem/ Ieśli mu lep nie spádnie/ tedy gębá z nosem. MAGISTER. Adhuc parcite illi, bo ia rátiáami/ Przy ktorych sie zostoię/ poydę z żołnierzámi. Słyszę Páná
Skrót tekstu: KomRyb
Strona: Aiiij
Tytuł:
Komedia rybałtowska nowa
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1615
Data wydania (nie wcześniej niż):
1615
Data wydania (nie później niż):
1615
jest synek twój niewinny. Dobrze żeś go Ojczyźnie spłodził i darował/ Ale nie dosyć na tym/ trzeba żeby godnym Był jej sługą na potym w boju i w pokoju. A w tym wszystko zawisło/ abyś mu dał dobre I przystojne Ćwiczenie. Tym go jej wystawisz. Bocian swe dzieci karmi wężami/ gadziną/ I to jest potym pokarm zwyczajny gdy zrostą. Ale Orzeł porwie Gęś/ Zająca/ lubo też Ptaka rosłego/ i to zanosi do gniazda. Takimże się obłowem karmią kiedy wzrostą One młode Orlęta/ szukając z dobyczy I pokarmu/ jakiemu z młodości przywykły. Respons. Prędko się młody zepsuje, ile w zepsowanych
iest synek twoy niewinny. Dobrze żeś go Oyczyznie spłodźił y darował/ Ale nie dosyć ná tym/ trzebá żeby godnym Był iey sługą na potym w boiu y w pokoiu. A w tym wszystko záwisło/ ábyś mu dał dobre Y przystoyne cwiczenie. Tym go iey wystawisz. Boćian swe dźieći karmi wężámi/ gadźiną/ Y to iest potym pokarm zwyczayny gdy zrostą. Ale Orzeł porwie Gęś/ Záiącá/ lubo tesz Ptaká rosłego/ y to zánośi do gniazda. Tákimże się obłowem kármią kiedy wzrostą One młode Orlęta/ szukáiąc z dobyczy Y pokármu/ iákiemu z młodośći przywykły. Respons. Prędko się młody zepsuie, ile w zepsowánych
Skrót tekstu: OpalKSat1650
Strona: 53
Tytuł:
Satyry albo przestrogi do naprawy rządu i obyczajów w Polszcze
Autor:
Krzysztof Opaliński
Miejsce wydania:
Amsterdam
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650