kompanii pomieszkała. Bywali u nas goście rozmaici, potem też bawiłem się szczując liszki i zajączki.
W tej kompanii jechaliśmy do Prus na rezydencją, stanęliśmy w Tylży 12 Octobris, aleśmy tam tylko dwie niedziele zmieszkali dla niebezpieczeństwa i chorób zaraźliwych specie powietrza. Wyjechała stamtąd i ipani hetmanowa, u której w gospodzie kilka się ludzi zapowietrzyło było. Przenieśliśmy się tedy rozmaicie: ip. hetmanowa rezydowała w Bojargalach, ip. kasztelanowa we dworze komisarza między Tylżą a Ragnetą; my w Ragnecie, ip. Połubiński u pana Monksztyma i t. d. Bawiliśmy się przez pięć niedziel, ustawicznemi jeden u drugiego wizytami.
Car imć
kompanii pomieszkała. Bywali u nas goście rozmaici, potém téż bawiłem się szczując liszki i zajączki.
W téj kompanii jechaliśmy do Prus na rezydencyą, stanęliśmy w Tylży 12 Octobris, aleśmy tam tylko dwie niedziele zmieszkali dla niebezpieczeństwa i chorób zaraźliwych specie powietrza. Wyjechała ztamtąd i jpani hetmanowa, u któréj w gospodzie kilka się ludzi zapowietrzyło było. Przenieśliśmy się tedy rozmaicie: jp. hetmanowa rezydowała w Bojargalach, jp. kasztelanowa we dworze komisarza między Tylżą a Ragnetą; my w Ragnecie, jp. Połubiński u pana Monksztyma i t. d. Bawiliśmy się przez pięć niedziel, ustawicznemi jeden u drugiego wizytami.
Car imć
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 147
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
sądem; Inaczej, nie osłem li, to będzie wielbłądem. Nosa trzeba do oczu, bo kto nie ma woni, Łajna ukąsi, miasto owocu z jabłoni. 336. JAJCA TOWAR NIEODBYTY
Jeden szlachcic wóz jajec przywiózł do Krakowa, A że mu ich od targu została połowa, Porachowawszy owies, drwa, siano w gospodzie, Chce je dać gospodyni koniecznie w nagrodzie. Owa mu się z takiego wymawia towaru,
On pieniędzy nie chce dać, że przyszło do swaru. Usłyszawszy gospodarz: „A, mój panie dobry, Tylkoć się to jajcami wykupują bobry. Jeśli się sami radzi zabawiacie jajcy, Niechże wam nimi waszy płacą winowajcy
sądem; Inaczej, nie osłem li, to będzie wielbłądem. Nosa trzeba do oczu, bo kto nie ma woni, Łajna ukąsi, miasto owocu z jabłoni. 336. JAJCA TOWAR NIEODBYTY
Jeden szlachcic wóz jajec przywiózł do Krakowa, A że mu ich od targu została połowa, Porachowawszy owies, drwa, siano w gospodzie, Chce je dać gospodyni koniecznie w nagrodzie. Owa mu się z takiego wymawia towaru,
On pieniędzy nie chce dać, że przyszło do swaru. Usłyszawszy gospodarz: „A, mój panie dobry, Tylkoć się to jajcami wykupują bobry. Jeśli się sami radzi zabawiacie jajcy, Niechże wam nimi waszy płacą winowajcy
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 142
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
straci, Przyjechało do niego dwu stryjecznych braci. Więc gdy słyszą wijole, przy nich włoskie skrzypki, Prędko te wsi, mówią mu, pójdą do rozsypki; Bo skrzypce Wolwanowic, Wierzbna woła basem Wijoła, i niedługim obie pójdą czasem. 384 (P). PIJANY A DZIECIĘ PRAWDĘ POWIE
Przyjechawszy, stanąłem w gospodzie, do miasta, Aż mi synka na służbę oddaje niewiasta. Chłopczyk raźny, gospodarz przyczynia się za nią. „Będzieszże — rzekę — ogon nosił mi za panią, Przyjmę cię.” A ten zdrajca w skok na moje słowa: „Cóż dobrego mówicie? Albo ona krowa?” Śmieją się wszyscy i ja
straci, Przyjechało do niego dwu stryjecznych braci. Więc gdy słyszą wijole, przy nich włoskie skrzypki, Prędko te wsi, mówią mu, pójdą do rozsypki; Bo skrzypce Wolwanowic, Wierzbna woła basem Wijoła, i niedługim obie pójdą czasem. 384 (P). PIJANY A DZIECIĘ PRAWDĘ POWIE
Przyjechawszy, stanąłem w gospodzie, do miasta, Aż mi synka na służbę oddaje niewiasta. Chłopczyk raźny, gospodarz przyczynia się za nią. „Będzieszże — rzekę — ogon nosił mi za panią, Przyjmę cię.” A ten zdrajca w skok na moje słowa: „Cóż dobrego mówicie? Albo ona krowa?” Śmieją się wszyscy i ja
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 164
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
u swej fary, Król w święta słucha Najświętszej Ofiary. A podle zaraz, jakoby przyszyci, Ojcowie mają konwent jezuici; Mijaj precz, takich nie przyjmą tu gości, Choć polityki pełni i ludzkości, Ale swawolą zawsze rózgą straszą I wiersze w księgach bezpieczne wałaszą. Stamtąd w rynkowym już staniesz obwodzie
I marszałkowskiej spytasz o gospodzie; Ale nie pytaj, tylko patrz, gdzie krwawy Grunt białej potok przedziera Śreniawy I gdzie dym gęsty wielka kuchnia pędzi, A szereg Węgrów usrebrzonych siedzi. Tam wnidź, ale wnidź ostrożnie, jak z kartą Supliczną, pierwszą i zostań za wartą: Marszałek ci to, ma prawo na szyję, I choć przy królu
u swej fary, Król w święta słucha Najświętszej Ofiary. A podle zaraz, jakoby przyszyci, Ojcowie mają konwent jezuici; Mijaj precz, takich nie przyjmą tu gości, Choć polityki pełni i ludzkości, Ale swawolą zawsze rózgą straszą I wiersze w księgach bezpieczne wałaszą. Stamtąd w rynkowym już staniesz obwodzie
I marszałkowskiej spytasz o gospodzie; Ale nie pytaj, tylko patrz, gdzie krwawy Grunt białej potok przedziera Śreniawy I gdzie dym gęsty wielka kuchnia pędzi, A szereg Węgrów usrebrzonych siedzi. Tam wnidź, ale wnidź ostrożnie, jak z kartą Supliczną, pierwszą i zostań za wartą: Marszałek ci to, ma prawo na szyję, I choć przy królu
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 76
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
zakład omyli. 244 (N). MAZUR Z WŁOCHEM
Słysząc Mazur, że różnych tak wiele się ludzi Do Włoch po rozum z Polski wielkim kosztem trudzi, Poszedł też na wędrówkę, opasany sporem Trzosem pieniędzy, żeby nie był domatorem. Tedy po całodniowym już we Włoszech chodzie Stanął w austeryjej, po nasku: w gospodzie. Postrzegszy, że gospodarz umie łowić kruki, Myśli, jako by naprzód z nim spróbował sztuki. Więc idąc spać, uchyli u suknie nadołku I trzos wyjęty wiesza nad sobą na kołku, A mało poleżawszy, w rzeczy się to strudził, Śpi twardo, żeby się go niełacno dobudził. Skacze serce w kaczmarzu do
zakład omyli. 244 (N). MAZUR Z WŁOCHEM
Słysząc Mazur, że różnych tak wiele się ludzi Do Włoch po rozum z Polski wielkim kosztem trudzi, Poszedł też na wędrówkę, opasany sporem Trzosem pieniędzy, żeby nie był domatorem. Tedy po całodniowym już we Włoszech chodzie Stanął w austeryjej, po nasku: w gospodzie. Postrzegszy, że gospodarz umie łowić kruki, Myśli, jako by naprzód z nim spróbował sztuki. Więc idąc spać, uchyli u suknie nadołku I trzos wyjęty wiesza nad sobą na kołku, A mało poleżawszy, w rzeczy się to strudził, Śpi twardo, żeby się go niełacno dobudził. Skacze serce w kaczmarzu do
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 298
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dziś pierwszy raz taką widzę modę, Żeby kto drwa do łasa, w studnią woził wodę. 259. PROSZEK NA PCHŁY
Idę imo kram, aż w nowej ampule Przeczytam: Proszek dla płech, na tytułe; A wiedząc, że mi dokuczają z gruntu, Każę go sobie naważyć pół funtu. Więc ledwie siędę w gospodzie na łóżku, Pchła mi przypomni, jako tego proszku Zażywać trzeba: „Biegaj, chłopcze, lotem, I pytaj, co z tym robić antydotem.” Pyta go chłopiec, a Włoch się uśmiechnie: „Której nasypiesz w pyszczek, zaraz zdechnie.” Chociem ort stracił dla onego prochu, Większy wstyd niż żal
dziś pierwszy raz taką widzę modę, Żeby kto drwa do łasa, w studnią woził wodę. 259. PROSZEK NA PCHŁY
Idę imo kram, aż w nowej ampule Przeczytam: Proszek dla płech, na tytule; A wiedząc, że mi dokuczają z gruntu, Każę go sobie naważyć pół funtu. Więc ledwie siędę w gospodzie na łóżku, Pchła mi przypomni, jako tego proszku Zażywać trzeba: „Biegaj, chłopcze, lotem, I pytaj, co z tym robić antydotem.” Pyta go chłopiec, a Włoch się uśmiechnie: „Której nasypiesz w pyszczek, zaraz zdechnie.” Chociem ort stracił dla onego prochu, Większy wstyd niż żal
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 304
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wedle siebie rzeczy Zawsze znaczniejsze w postawie człowieczej, Diabeł z aniołem — przebóg, kościół woła, Że grzech pokusy sadzać na anioła. I ciebie jakby, plugawym a sporem, Czerwonych złotych przywalił kto worem. Że się fortuna sama ślepą czuje, Tak świat swobodnym ludziom zawięzuje. 296. GOSPODA W PROSZOWICACH
W starej mojej gospodzie w Proszowicach stanę; Widząc, że mi ktoś kredkę położył na ścianę, Turbuję się i jeszcze, kto taki, nie pytam,
Aż „na dwór jegomości” jakiegoś przeczytam. Wnetem się uspokoił w swojej wątpliwości: Ja będę stał w chałupie, na dwór jegomości! 297. GORE BABA
Z towarzyszem do wdowy
wedle siebie rzeczy Zawsze znaczniejsze w postawie człowieczej, Diaboł z aniołem — przebóg, kościół woła, Że grzech pokusy sadzać na anioła. I ciebie jakby, plugawym a sporem, Czerwonych złotych przywalił kto worem. Że się fortuna sama ślepą czuje, Tak świat swobodnym ludziom zawięzuje. 296. GOSPODA W PROSZOWICACH
W starej mojej gospodzie w Proszowicach stanę; Widząc, że mi ktoś kredkę położył na ścianę, Turbuję się i jeszcze, kto taki, nie pytam,
Aż „na dwór jegomości” jakiegoś przeczytam. Wnetem się uspokoił w swojej wątpliwości: Ja będę stał w chałupie, na dwór jegomości! 297. GORE BABA
Z towarzyszem do wdowy
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 317
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
jego miejsce nastąpiły słusznie świce teraz/ czyli nie? CVD XXXIII. ROKV PO NARÓDZENIV PAŃSKIM, 1626. Dnia 15. Augusta.
Z Czartowskiej męki Panna tu Jana śwobodzi. Po trudach gdy go ciężkich na wolność wywodzi. ROk ten począwszy Apollo/ przez dwanaście gościnnie poważnie curs swój odprawował; a będąc na czworo niedzielnej gospodzie u Konstelatije Niebieskiej Panny rzeczonej/ widział desuper przyszłego do Domu Naś: Bogarodzice prawdziwej Matki i Panny/ nie jakiegoś człowieczka od diabła srodze utrapionego/ na Imię Iwana/ obywatela Wsi Zarubiniec/ którą trzyma teraz I. M. P. Jan Drzewiecki/ Skarbny Kijowski/ od Jej Mci P. Wojewodzinej Wileńskiej który to I
iego mieysce nástąpiły słusznie swice teraz/ czyli nie? CVD XXXIII. ROKV PO NARODZENIV PANSKIM, 1626. Dniá 15. Augustá.
Z Czártowskiey męki Pánná tu Ianá śwobodźi. Po trudách gdy go ćiężkich ná wolność wywodźi. ROk ten począwszy Apollo/ przez dwánaśćie gośćinnie powáżnie curs swoy odpráwował; á będąc ná czworo niedźielney gospodźie v Constellátiye Niebieskiey Pánny rzeczoney/ widźiał desuper przyszłego do Domu Naś: Bogárodźice prawdźiwey Mátki y Pánny/ nie iákiegoś człowieczká od dyabłá srodze vtrapione^o^/ ná Imię Iwáná/ obywátelá Wśi Zárubiniec/ ktorą trzyma teraz I. M. P. Ian Drzewiecki/ Skárbny Kiiowski/ od Iey Mći P. Woiewodźiney Wileńskiey ktory to I
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 199.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
Polski, do Węgier i do Niemiec wstąpił I tak długo krajami północnemi jechał, Aż potem do ostatnich Anglików przyjechał.
LXXIII.
Ale wy - bobyście się omylili srodze - Nie wierzcie, aby zawsze w tak dalekiej drodze Rugier miał stać na skrzydłach i zawżdy o głodzie: Wiedzcie, że zawsze stawa wieczorem w gospodzie. Tak go chęć widzieć morza i ziemię ujęła, Że mu kilka miesięcy ona droga wzięła, A teraz przy Londynie rano dnia jednego Nad Tamizem zawściągnął zwierzęcia lotnego.
LXXIV.
Kędy widział pod miastem na łąkach ochotne Przemijające roty, jezne i piechotne, Które się, w piękne hufce sprawione, pisały I na dźwięk trąby
Polski, do Węgier i do Niemiec wstąpił I tak długo krajami północnemi jechał, Aż potem do ostatnich Anglików przyjechał.
LXXIII.
Ale wy - bobyście się omylili srodze - Nie wierzcie, aby zawsze w tak dalekiej drodze Rugier miał stać na skrzydłach i zawżdy o głodzie: Wiedzcie, że zawsze stawa wieczorem w gospodzie. Tak go chęć widzieć morza i ziemię ujęła, Że mu kilka miesięcy ona droga wzięła, A teraz przy Londynie rano dnia jednego Nad Tamizem zawściągnął źwierzęcia lotnego.
LXXIV.
Kędy widział pod miastem na łąkach ochotne Przemijające roty, jezne i piechotne, Które się, w piękne hufce sprawione, pisały I na dźwięk trąby
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 214
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
dalej rozbójca uniesie!”
LVI.
Z korzyści, którą mu wprzód szczęście ukazało, A potem mu ją męstwo jego własne dało, Wesół jedzie Tatarzyn, ale już onego Z mniejszą pilnością szuka rycerza czarnego. Wprzód bieżał, teraz mając co inszego w myśli, Wlecze się i o miejscu jakim tylko myśli I o wczesnej gospodzie, gdzieby w niem wytlały Powolej one ognie, które w niem gorzały.
LVII.
Tak lekko jadąc, cieszy królewnę stroskaną, Która twarz po staremu miała upłakaną; Siła w głowie wymyśla, siła wynajduje, Mówi, że z samej sławy dawno ją miłuje, Że nie dla tego swoje królestwo zostawił, Aby widział
dalej rozbójca uniesie!”
LVI.
Z korzyści, którą mu wprzód szczęście ukazało, A potem mu ją męstwo jego własne dało, Wesół jedzie Tatarzyn, ale już onego Z mniejszą pilnością szuka rycerza czarnego. Wprzód bieżał, teraz mając co inszego w myśli, Wlecze się i o miejscu jakiem tylko myśli I o wczesnej gospodzie, gdzieby w niem wytlały Powolej one ognie, które w niem gorzały.
LVII.
Tak lekko jadąc, cieszy królewnę stroskaną, Która twarz po staremu miała upłakaną; Siła w głowie wymyśla, siła wynajduje, Mówi, że z samej sławy dawno ją miłuje, Że nie dla tego swoje królestwo zostawił, Aby widział
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 309
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905