zdechłe, tak dalece, że pod Króleszczewicami ip. podkomorzego mińskiego, strzelcy znaleźli łosi czternaście zdechłych. I gdzieindziej znajdowano padlinę zwierza.
W tymże roku, w Kurklach, psy mi gończe na wrzody w gardle, nieuleczone, zdychały; tę klęskę pamięci podać dla tego się godzi, że mi zdechł najukochańszy ogar (Hałasem go zwano), pożary, który przez lat cztery, przy śmierci siedmiudziesięciu niedźwiedzi i trzech był, nie znając nigdy tego, aby puszczony na trop, albo dołowić go nie miał, albo odstąpić, lubo się zdarzały i południa i upały słoneczne i po hałych borach, częścią po pogorzelinach wyprawowania się, nigdy nie uprzykrzone
zdechłe, tak dalece, że pod Króleszczewicami jp. podkomorzego mińskiego, strzelcy znaleźli łosi czternaście zdechłych. I gdzieindziéj znajdowano padlinę zwierza.
W tymże roku, w Kurklach, psy mi gończe na wrzody w gardle, nieuleczone, zdychały; tę klęskę pamięci podać dla tego się godzi, że mi zdechł najukochańszy ogar (Hałasem go zwano), pożary, który przez lat cztery, przy śmierci siedmiudziesięciu niedźwiedzi i trzech był, nie znając nigdy tego, aby puszczony na trop, albo dołowić go nie miał, albo odstąpić, lubo się zdarzały i południa i upały słoneczne i po hałych borach, częścią po pogorzelinach wyprawowania się, nigdy nie uprzykrzone
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 361
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
cudzą wdziać, swoję zdjąć potrzeba z patronem, Jeśli kto między święte chce być policzonem. Choć kozim, choć baranim okryty kontoszem, Nic mu to nie pomoże, wżdy Bartosz Bartoszem. 6 (F). PRUSKA PolszczyznA
Jadąc przez Prusy, w karczmie stanąłem popasem. Ledwie wnidę do izby, aż z srogim hałasem Wpadszy kucharka krzyknie, że przed samą stanią Robak porwał kulbakę, a kuś bieżał za nią. Tu gospodarz wypadnie, wołając sobaki. Ja za nim, aleć spełna na koniech kulbaki. Pytam, co się to stało, widząc gospodynią; Aż chłopiec: kuś, wilk: robak, a kulbaka: świnią.
cudzą wdziać, swoję zdjąć potrzeba z patronem, Jeśli kto między święte chce być policzonem. Choć kozim, choć baranim okryty kontoszem, Nic mu to nie pomoże, wżdy Bartosz Bartoszem. 6 (F). PRUSKA POLSZCZYZNA
Jadąc przez Prusy, w karczmie stanąłem popasem. Ledwie wnidę do izby, aż z srogim hałasem Wpadszy kucharka krzyknie, że przed samą stanią Robak porwał kulbakę, a kuś bieżał za nią. Tu gospodarz wypadnie, wołając sobaki. Ja za nim, aleć spełna na koniech kulbaki. Pytam, co się to stało, widząc gospodynią; Aż chłopiec: kuś, wilk: robak, a kulbaka: świnią.
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 15
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
przylegszy swą kaletę znowu. Gospodarz do pewnego jakoby obłowu Przymknąwszy się na palcach nie śmie i oddechu W się wziąć, upatrzonego szukający miechu. Już się gniewa, już się klnie; czy mu się zmysł mieni? Czy ślepy był, czy błądzi? w ostatku, że z sieni Drzwi trzasnęły, powieda, z okrutnym hałasem; Świecić każe; ów z trzosem na kołek tymczasem. Widząc trzos, co go sobie dawno kładł w zdobyczy, Żegna się Włoch i kołki już na ścienie liczy. Ledwie świecę zadmuchnie, co może najciszej Sunie się, ale już trzos pod Mazurem dyszy. Znowu szuka, lecz darmo, i tak aże do dnia
przylegszy swą kaletę znowu. Gospodarz do pewnego jakoby obłowu Przymknąwszy się na palcach nie śmie i oddechu W się wziąć, upatrzonego szukający miechu. Już się gniewa, już się klnie; czy mu się zmysł mieni? Czy ślepy był, czy błądzi? w ostatku, że z sieni Drzwi trzasnęły, powieda, z okrutnym hałasem; Świecić każe; ów z trzosem na kołek tymczasem. Widząc trzos, co go sobie dawno kładł w zdobyczy, Żegna się Włoch i kołki już na ścienie liczy. Ledwie świecę zadmuchnie, co może najciszej Sunie się, ale już trzos pod Mazurem dyszy. Znowu szuka, lecz darmo, i tak aże do dnia
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 299
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. W jakiż to kontempt, w jakież to pośmiewisko i u cudzoziemców zacnych, znajdujących się czy w Warszawie, czy w Grodnie, i u najcelniejszych w Europie nacyj sąsiedzkich i dalszych idziemy? Sejm ów polski na holenderskim od jakiegoś kuglarza reprezentowany teatrum, który wór wróblów świegoczących wysypał, a gdy te z niezmiernym hałasem porozlatywały się po izbie i każdy w swą stronę uleciały przez okna, spektatorowi powiedział, że to jest sejmu polskiego obraz, że taki sejm widział w Warszawie. Sejm, mówię, nasz, pod tą w obcych krajach często reprezentowany figurą, rozśmieszycze nas, a nie raczej zawstydzić i zażalić powinien. Co o naszych siłach
. W jakiż to kontempt, w jakież to pośmiewisko i u cudzoziemców zacnych, znajdujących się czy w Warszawie, czy w Grodnie, i u najcelniejszych w Europie nacyj sąsiedzkich i dalszych idziemy? Sejm ów polski na hollenderskim od jakiegoś kuglarza reprezentowany teatrum, który wór wróblów świegoczących wysypał, a gdy te z niezmiernym hałasem porozlatywały się po izbie i każdy w swą stronę uleciały przez okna, spektatorowi powiedział, że to jest sejmu polskiego obraz, że taki sejm widział w Warszawie. Sejm, mówię, nasz, pod tą w obcych krajach często reprezentowany figurą, rozśmieszyćże nas, a nie raczej zawstydzić i zażalić powinien. Co o naszych siłach
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 175
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
tej wieży na drugą stronę w górę leciał, także w ogniu, mając laurowe wieńce w ręku. Ów tedy anioł pierwszy tamtą koroną zapalić wieżę, tak iż oraz wszytka z wielkim grzmotem - rac niezliczona moc - w ogniu stanęła z zamieszaniem, rac strzelaniem, z hukiem wypadającemi na wszytkie strony szybko, z wielkim hałasem, racami czyniąc na powietrzu litery imienia księżnej. Przez całą niemal godzinę w tym huku, w ogniu barzo szerokim była ta wieża, dziwne 79v z siebie wydając race.
Potym owe zwierzęta, które na dole były wszytkie, w ogniu z paszczęk wypuszczały race z wielką szybkością, tak, iż ledwie dojźrzeć wysokości ich można
tej wieży na drugą stronę w górę leciał, także w ogniu, mając laurowe wieńce w ręku. Ów tedy anioł pierwszy tamtą koroną zapalić wieżę, tak iż oraz wszytka z wielkim grzmotem - rac niezliczona moc - w ogniu stanęła z zamieszaniem, rac strzelaniem, z hukiem wypadającemi na wszytkie strony szybko, z wielkim hałasem, racami czyniąc na powietrzu litery imienia księżnej. Przez całą niemal godzinę w tym huku, w ogniu barzo szerokim była ta wieża, dziwne 79v z siebie wydając race.
Potym owe zwierzęta, które na dole były wszytkie, w ogniu z paszczęk wypuszczały race z wielką szybkością, tak, iż ledwie dojźrzeć wysokości ich można
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 273
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
, który ze wszytkiego Także serca i siły, przed wał się wydawszy Ziezdą samą, a Pieszym obron rozkazawszy Swych pilnować, utrzyma na sobie ich w-kroku Niesłychanym uporem. Toż jako w-obłoku Przypadszy Tatarowie, i tu, i tam, wszedy Zuater słabszych probują, tylkoby któredy Przepaść mogli, powietrze turbując hałasem, I strzały jadowite puszczając nawiasem; Które jako pioruny z-góry ostre biły. Z tądże wszytkie, ile ich, jednostajne siły Obrócą na Firleja, dopinając głowy Przez aaboje szkaradne; i aż same rowy Trupem wyrownywając. Cóż? Chłopstwo szalone Żadnym, ani baczeniem, ani uwiedzione Względem jakim żywota, jako nawał ślepy
, ktory ze wszytkiego Także serca i siły, przed wał sie wydawszy Ziezdą samą, á Pieszym obron rozkazawszy Swych pilnować, utrzyma na sobie ich w-kroku Niesłychanym uporem. Toż iáko w-obłoku Przypadszy Tátárowie, i tu, i tam, wszedy Zuáter słabszych probuią, tylkoby ktoredy Przepaść mogli, powietrze turbuiąc hałasem, I strzały iádowite puszczaiąc nawiasem; Ktore iáko pioruny z-gory ostre biły. Z tądże wszytkie, ile ich, iednostayne siły Obrocą na Firleiá, dopinaiąc głowy Przez aaboie szkárádne; i aż same rowy Trupem wyrownywáiąc. Coż? Chłopstwo szalone Zadnym, ani baczeniem, ani uwiedźione Wzgledem iakim żywota, iáko nawał ślepy
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 59
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
Chciej tu przybyć chocia na czas mały, upewniam, że-ć nie będą mury smakowały! Tu bym ja, Oblubieńcze, z Tobą rozmawiała, jako synogarlica, gdy osierociała, a opodal od ludzi, bez zgiełku miejskiego bezpiecznie byśmy wczasu zażyli spólnego. Tam nie usłyszy żaden zobopólnej mowy, żaden nam swym hałasem nie sturbuje głowy. Bać się nie będziem, żeby kto w naszej miłości zazdrosne lekkim ludziom doniósł wiadomości. Wtenczas mi tajemnice szeptem włożysz w uszy i słowa z dawna mojej pożądane duszy; wtenczas, gdy będę z Tobą mile rozmawiała, przyznam Ci się, jakom Cię srodze zakochała. Bogdajby to co prędzej słońce
Chciej tu przybyć chocia na czas mały, upewniam, że-ć nie będą mury smakowały! Tu bym ja, Oblubieńcze, z Tobą rozmawiała, jako synogarlica, gdy osierociała, a opodal od ludzi, bez zgiełku miejskiego bezpiecznie byśmy wczasu zażyli spólnego. Tam nie usłyszy żaden zobopólnej mowy, żaden nam swym hałasem nie sturbuje głowy. Bać się nie będziem, żeby kto w naszej miłości zazdrosne lekkim ludziom doniósł wiadomości. Wtenczas mi tajemnice szeptem włożysz w uszy i słowa z dawna mojej pożądane duszy; wtenczas, gdy będę z Tobą mile rozmawiała, przyznam Ci się, jakom Cię srodze zakochała. Bogdajby to co prędzej słońce
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 96
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
się desiderium nie pomieściło, tym także sposobem, zabiegło by się dwojakiej inkonweniencyj, pierwszej, że zwyczajnie razem wszystkie materie proponuntur, a żadna non deciditur, drugiej, ze na pierwszej często wniesionej materyj, czas wszytek sejmowania consumitur.
Drugi actus obrad publicznych, jest deliberacja, która nie może się zgodzić z tym tumultem i hałasem, jakim distrahimur od potrzebnej aplikacyj; trzeba i własne pasje w sobie uśmierzyć, żeby rozeznać, między pozitkiem a szkodą, między sprawiedliwością a krzywdą, między prawdą a fałszem, między czym wątpliwym a pewnym, i między prywatnym a publicznym interesem. Przy takowej dyspozycyj, może się spodziewać, że deliberacje osądzą, co może
się desiderium nie pomieśćiło, tym takźe sposobem, zabiegło by się dwoiakiey inkonweniencyi, pierwszey, źe zwyczaynie razem wszystkie materye proponuntur, á źadna non deciditur, drugiey, ze na pierwszey często wnieśioney materyi, czas wszytek seymowania consumitur.
Drugi actus obrad publicznych, iest deliberacya, ktora nie moźe się zgodźić z tym tumultem y hałasem, iakim distrahimur od potrzebney applikacyi; trzeba y własne passye w sobie uśmierzyć, źeby rozeznać, między poźytkiem á szkodą, między sprawiedliwośćią á krzywdą, między prawdą á fałszem, między czym wątpliwym á pewnym, y między prywatnym á publicznym interessem. Przy takowey dyspozycyi, moźe się spodziewać, źe deliberacye osądzą, co moźe
Skrót tekstu: LeszczStGłos
Strona: 82
Tytuł:
Głos wolny wolność ubezpieczający
Autor:
Stanisław Leszczyński
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
A tu i boleć, i śmierdzieć ci będzie, Gdy cię, jakoby po żałobnej stypie, W grobie różny gad i pluskwa obsypie. W głowach ci skrzeczeć będzie koło ucha Świerk albo żaba i zimna ropucha, A choć to szemrze opodal od boka, Aprehensyja nie da zawrzeć oka. Albo gdy do nich mać z hałasem wstaje, Przykre bękartów w północ szałamaje, Albo w zwyczajnym swoich kokosz rzędzie Fartyczny kugut piejący na grzędzie, Albo szynkarka zastarzałą w brudzie Wecując skórę jak zgrzebłem po grudzie, Albo na bliskiej uwiązana stronie Jałowica się czechrząc po ogonie. Śpijże, niebożę, po podróżnej nuży! A raczej nie śpiąc bądź sobie na
A tu i boleć, i śmierdzieć ci będzie, Gdy cię, jakoby po żałobnej stypie, W grobie różny gad i pluskwa obsypie. W głowach ci skrzeczeć będzie koło ucha Świerk albo żaba i zimna ropucha, A choć to szemrze opodal od boka, Aprehensyja nie da zawrzeć oka. Albo gdy do nich mać z hałasem wstaje, Przykre bękartów w północ szałamaje, Albo w zwyczajnym swoich kokosz rzędzie Fartyczny kugut piejący na grzędzie, Albo szynkarka zastarzałą w brudzie Wecując skórę jak zgrzebłem po grudzie, Albo na bliskiej uwiązana stronie Jałowica się czechrząc po ogonie. Śpijże, niebożę, po podróżnej nuży! A raczej nie śpiąc bądź sobie na
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 205
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
dla kogo albo mortyfikować. Lepiej raczej napić się raz i drugi gorzałki, tabaki się nawąchać, dla odrażenia od siebie różnego fetoru w nacisku ludzi do konfesyjonału niechędogich. Mikołaj: Ba, często i podraczyć sobie ani rozumieć tego, co do ucha powiedzą.
Stanisław: I owszem, wyjawić nieuważnym strofowaniem, fukiem, hałasem i grzmotem tak dalece, aż się ludzie jak przed piorunem od konfesyjonału rozsypą, zostawiwszy na nim jajca i grosze swoje ad rationem spowiedzi poskładane.
Mikołaj: Boże ci odpuść, śmieszną, ale dalibóg prawdziwą rzecz wtrąciłeś. Bierzmy się ku ołtarzowi dla przygotowania i komuniji świętej.
Stanisław: Niech będzie Panu Bogu dzięka,
dla kogo albo mortyfikować. Lepiej raczej napić się raz i drugi gorzałki, tabaki się nawąchać, dla odrażenia od siebie różnego fetoru w nacisku ludzi do konfesyjonału niechędogich. Mikołaj: Ba, często i podraczyć sobie ani rozumieć tego, co do ucha powiedzą.
Stanisław: I owszem, wyjawić nieuważnym strofowaniem, fukiem, hałasem i grzmotem tak dalece, aż się ludzie jak przed piorunem od konfesyjonału rozsypą, zostawiwszy na nim jajca i grosze swoje ad rationem spowiedzi poskładane.
Mikołaj: Boże ci odpuść, śmieszną, ale dalibóg prawdziwą rzecz wtrąciłeś. Bierzmy się ku ołtarzowi dla przygotowania i komuniji świętej.
Stanisław: Niech będzie Panu Bogu dzięka,
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 244
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962