szczęśliwości, Przez które ciału powabne zakony Jakie pociągnął ludzi miliony
W błąd niesłychany, że za krótkie lata Większą połowę opanował świata I jako powodź srogimi zatopy Część niepoślednią zajął Europy. Błądzi żydowin i w głębokiej nocy Siedzi zginiony, choć mu i prorocy I wszytkie pisma światła tak wielkiego Nie zakrywały: owszem i samego Niebieskiej słońca jasnego pochodni Twardego karku stali się niegodni. Do tychci jako ludu wybranego, Narodu zdawna Bogu kochanego, Te zbawiennego dobra tajemnice I skryte z pierwszych wieków obietnice, Które prorockie usta ogłaszały, Do tych najpierwej wszytkie należały. Lecz sroga po nich niewdzięczność uznana, Niemniej też ciężkim sądem pokarana, Że choć i niebo i ziemia
szczęśliwości, Przez ktore ciału powabne zakony Jakie pociągnął ludzi milliony
W błąd niesłychany, że za krotkie lata Większą połowę opanował świata I jako powodź srogimi zatopy Część niepoślednią zajął Europy. Błądzi żydowin i w głębokiej nocy Siedzi zginiony, choć mu i prorocy I wszytkie pisma światła tak wielkiego Nie zakrywały: owszem i samego Niebieskiej słońca jasnego pochodni Twardego karku stali się niegodni. Do tychci jako ludu wybranego, Narodu zdawna Bogu kochanego, Te zbawiennego dobra tajemnice I skryte z pierwszych wiekow obietnice, Ktore prorockie usta ogłaszały, Do tych najpierwej wszytkie należały. Lecz sroga po nich niewdzięczność uznana, Niemniej też ciężkim sądem pokarana, Że choć i niebo i ziemia
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 401
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
daleki od szyku. Prawda, że się bić samemu nie moda, Panie marszałku, panie wojewoda! 288 (P). ZEGAREK W ŻOŁĄDKU
Pytasz, przecz bez zegara, przynamniej kompasu, Już trzydzieści lat żyję aż do tego czasu. Bo zegar noszę w sobie; do kompasu trzeba Zawsze dnia, zawsze słońca i jasnego nieba. Jeść, kiedy się chce, to czas; spać, kiedy się drzymie. Zegar mi ma wziąć wolność? król jej nie odejmie. Pacjentom, co mają z doktorami spółki, Pozwalam; ani proszku, ani znam pigułki. Prędko się zegar psuje, trudno go stosować; Musiałbym za kucharza zegarmistrza
daleki od szyku. Prawda, że się bić samemu nie moda, Panie marszałku, panie wojewoda! 288 (P). ZEGAREK W ŻOŁĄDKU
Pytasz, przecz bez zegara, przynamniej kompasu, Już trzydzieści lat żyję aż do tego czasu. Bo zegar noszę w sobie; do kompasu trzeba Zawsze dnia, zawsze słońca i jasnego nieba. Jeść, kiedy się chce, to czas; spać, kiedy się drzymie. Zegar mi ma wziąć wolność? król jej nie odejmie. Pacyjentom, co mają z doktorami spółki, Pozwalam; ani proszku, ani znam pigułki. Prędko się zegar psuje, trudno go stosować; Musiałbym za kucharza zegarmistrza
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 314
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
moczyła.
LXV.
Twarz jej beła podobna na wiosnę pięknemu Niebu, jeszcze niedobrze wypogodzonemu, Gdy deszcz idzie i słońce w tenże czas odgania Chmurę około siebie, która je zasłania. Jako więc słowik płacze między przybranemi Dopiero w swą zieloność liściami gęstemi, Tak w jej pięknych łzach pióra Kupido maczając, Lata sobie, jasnego światła zażywając.
LXVI.
I złote swoje strzały rozpala w płomieniu Jej oczu i potem je ugasza w strumieniu, Który spada po kwieciu białem i rumianem I dopiero żeleźcem tak uhartowanem Trafia króla, którego ani zbroja broni Ani paiż zasłania od śmiertelnej broni. Gdy tak patrzy na oczy i twarz pięknej panny, Czuje, że
moczyła.
LXV.
Twarz jej beła podobna na wiosnę pięknemu Niebu, jeszcze niedobrze wypogodzonemu, Gdy deszcz idzie i słońce w tenże czas odgania Chmurę około siebie, która je zasłania. Jako więc słowik płacze między przybranemi Dopiero w swą zieloność liściami gęstemi, Tak w jej pięknych łzach pióra Kupido maczając, Lata sobie, jasnego światła zażywając.
LXVI.
I złote swoje strzały rozpala w płomieniu Jej oczu i potem je ugasza w strumieniu, Który spada po kwieciu białem i rumianem I dopiero żeleźcem tak uhartowanem Trafia króla, którego ani zbroja broni Ani paiż zasłania od śmiertelnej broni. Gdy tak patrzy na oczy i twarz pięknej panny, Czuje, że
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 242
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
/ W jednej kupie walczyły wilgotne z suchymi/ Z twardymi miękkie/ lekkie z tymi co ciężały: G Aż Bóg/ i przyrodzenie lepsze/ ten niemały Spor rozięło: uczynił bo dział między niemi/ I kazał się od nieba precz odłączyć ziemi/ Od ziemie znowu wodom/ powietrza gęstego Na osobny plac uwiódł od nieba jasnego. Te rzeczy gdy już z ciemnej wydźwignął gromady/ I porozprowadzane na różne rozsady/ Zgodnym pokojem związał/ nagle subtelnego Wynikła ognista moc nieba schodzistego/ I wysokości sobie osiadła nawyższe: Powietrze jej lekkością/ i miejscem nablizsze. Gęściejsza nad te ziemia/ i grube w się wzięła Żywioły/ i swoją się ciężkością zniżeła.
/ W iedney kupie walczyły wilgotne z suchymi/ Z twárdymi miękkie/ lekkie z tymi co ćiężáły: G Aż Bog/ y przyrodzenie lepsze/ ten niemáły Spor rozięło: vczynił bo dźiał między niemi/ Y kazał się od niebá precz odłączyć źiemi/ Od źiemie znowu wodom/ powietrza gęstego Ná osobny plác vwiodł od niebá iásnego. Te rzeczy gdy iuż z ćiemney wydźwignął gromády/ Y porozprowadzáne ná rożne rozsady/ Zgodnym pokoiem związał/ nagle subtelnego Wynikłá ognista moc niebá zchodźistego/ Y wysokośći sobie ośiádłá nawyższe: Powietrze iey lekkośćią/ y mieyscem nablizsze. Gęśćieysza nád te źiemiá/ y grube w się wźięłá Zywioły/ y swoią się ćięszkośćią zniżełá.
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 3
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
się też z nich rybami ważają/ Lecz nie wsyzstkie oblicze jedno przecię mają. Wszakże się w tym niewiele różnice zawadza/ Jak to u sióstr/ co jedna drugiej się przyradza. Ziemi ludzie/ i lasy przydał/ i zwierz srogi/ I rzeki/ i Boginie/ także leśne Bogi. Nad tym wszystkim kształt Nieba jasnego położeł/ H Sześć znaków na prawe drzwi/ sześć na lewe włożeł. I Gdzie skoro syn Klimeny torem górzystego Gościńca przyszedł/ i K do ojca wątpliwego Wszedł już gmachu: zaraz jął spieszno postępować. Lecz wnetże stanąć musiał: abowiem w bliskości Nie mógł znieść żadną miarą tak wielkiej światłości. L W szarłatnej szacie
się też z nich rybámi ważáią/ Lecz nie wsyzstkie oblicze iedno przećię máią. Wszákże się w tym niewiele rożnice záwádza/ Iák to v śiostr/ co iedná drugiey się przyrádza. Ziemi ludźie/ y lásy przydał/ y źwierz srogi/ Y rzeki/ y Boginie/ tákże leśne Bogi. Nád tym wszystkim kształt Niebá iásnego położeł/ H Sześć znákow ná práwe drzwi/ sześć ná lewe włożeł. I Gdźie skoro syn Klimeny torem gorzystego Gośćińcá przyszedł/ y K do oycá wątpliwego Wszedł iuż gmáchu: záraz iął spieszno postępowáć. Lecz wnetże stánąć muśiał: ábowiem w bliskośći Nie mogł znieść żadną miárą ták wielkiey świátłośći. L W szárłatney száćie
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 49
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
P Do błękitnego morza zejść nie dopuszczajcie Siedmiom gwiazdom/ i owszem precz je odpędzajcie. Abowiem za zapłatę nierządu/ są one Między inne na niebo wysokie włożone. Była/ co się plugawym nierządem zmazała/ W wodach się chędogich morza nie płokała. Q A gdy Bogowie morscy pozwolili tego/ Zaraz sposobnym wozem/ do nieba jasnego R Juno/ malowanymi wiachała pawami: Pawami/ upstrzonymi świeżo tak farbami/ Po zabitym Argusie: Jak się stało tobie/ Któryś przed laty bywał biały w swej osobie/ Świegotliwych ust kruku/ gdyż czasy przeszłymi Nagle jest przyodziany/ pióry czarnawymi. Był to bowiem ptak przedtym/ jak srebrny w osobie/ Śniegu podobne pióra
P Do błękitnego morzá zeyść nie dopuszczayćie Siedmiom gwiazdom/ y owszem precz ie odpądzáyćie. Abowiem zá zapłátę nierządu/ są one Między inne ná niebo wysokie włożone. Byłá/ co się plugáwym nierządem zmázáłá/ W wodách sie chędogich morzá nie płokáłá. Q A gdy Bogowie morscy pozwolili tego/ Zaraz sposobnym wozem/ do niebá iásnego R Iuno/ málowánymi wiacháłá pawámi: Pawámi/ vpstrzonymi świeżo tak fárbámi/ Po zábitym Arguśie: Iák się sstáło tobie/ Ktoryś przed laty bywał biały w swey osobie/ Swiegotliwych vst kruku/ gdyż czásy przeszłymi Nagle iest przyodźiany/ piory czarnáwymi. Był to bowiem ptak przedtym/ iak srebrny w osobie/ Sniegu podobne piorá
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 81
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
im z-góry Prezentuje Chmielnicki: na Rumaku który Strojnym Turskim biegając, tak to pokazował, Ze był wesoł i z-szczęścia swego triumfował. Jako także i nasi z-których nie strzelali Do tąd jeszcze Kartanów, im się odezwali. Tak, że w-ogniu straszliwym, i kurzawie szczery, Słońca tedy jasnego niemal godzin cztery Znać nie było. Zaczym też od Króla posłany Minor do nich nadiedzie, który podpisany Pokoj im ten przyniesie, i o ich Wolności Już upewni. Ze jednak będąc w-tej ciasności Sto tysięcy Hanowi, jako on udawa, Obiecali darować. Tedy to zostawa Wprzód mu oddać; bo gdzie go Summa ta
im z-gory Prezentuie Chmielnicki: na Rumaku ktory Stroynym Turskim biegaiąc, tak to pokazował, Ze był wesoł i z-szczęśćia swego tryumfował. Iáko także i nasi z-ktorych nie strzelali Do tąd ieszcze Kartanow, im się odezwáli. Ták, że w-ogniu straszliwym, i kurzáwie szczery, Słońca tedy iasnego niemal godźin cztery Znać nie było. Záczym też od Krolá posłány Minor do nich nadiedźie, ktory podpisany Pokoy im ten przyniesie, i o ich Wolnośći Iuż upewni. Ze iednak będąc w-tey ciásnośći Sto tysięcy Hánowi, iáko on udawa, Obiecali darować. Tedy to zostawa Wprzod mu oddać; bo gdźie go Summa ta
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 96
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
ROZMOWA PASTERZÓW PRZY NARODZENIU CHRYSTUSOWYM połowa XVIII w.
BANEK A spis, Bartek, Symek, Wojtek, Maciek, Wałek, Tomek, Kuba, Stachu?! Ozwiejze się przecię który z was, bo umrę od wielkiego strachu!
Ono coś takiego Jak słońce jasnego Świeci na niebie!
WOJTEK O, by-ześ spał! Cego wrzescys? Cy cię pono niefortuna łupi?! Spis, a gadas — marzy ci się lada Judasz, a ty bajes, głupi, Zeć się coś zjawiło! Znać ci się przyśniło, Ześ widział słońce.
BANEK Oj, nie spięć ja, mój
ROZMOWA PASTERZÓW PRZY NARODZENIU CHRYSTUSOWYM połowa XVIII w.
BANEK A spis, Bartek, Symek, Wojtek, Maciek, Wałek, Tomek, Kuba, Stachu?! Ozwiejze się przecię ktory z was, bo umrę od wielkiego strachu!
Ono coś takiego Jak słońce jasnego Świeci na niebie!
WOJTEK O, by-ześ spał! Cego wrzescys? Cy cię pono niefortuna łupi?! Spis, a gadas — marzy ci się lada Judas, a ty bajes, głupi, Zeć się coś zjawiło! Znać ci się przyśniło, Ześ widział słońce.
BANEK Oj, nie spięć ja, mój
Skrót tekstu: RozPasOkoń
Strona: 301
Tytuł:
Rozmowa pasterzów
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
jasełka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1750
Data wydania (nie wcześniej niż):
1750
Data wydania (nie później niż):
1750
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1989
tak się wszystek Wiedeń dziwował, iż wiele znacznych pań starały się potem widzieć tę niebogę przestraszoną. Ten pogrom tak dziwno różne odmiany w Wiednia porobił; iż się właśnie wichrowatemu zaćmieniu w jasny dzień nagle przypadłemu, i prędko mijającemu, najraźniej mógł przyrównać. Bo jako wesoło jasny dzień wichrowate zaćmienie nastąpieniem swem wszelką rzecz czystego a jasnego oka (Boga z jasności słonecznej wesoło chwalącą) zasmuconą rozpędza i trapi, a sowy, niedoperze i insze plugastwa nocne uwesela, tak zaś odstąpieniem swem wszystko do pierwszego stanu przywraca. Tym właśnie sposobem przedziwnie wesołego cesarza chrześcijańskiego, i wszystkie z nim katoliki, z przyjścia jasno świetnego wojska Elearów polskich, ten pogrom (gdy
tak się wszystek Wiedeń dziwował, iż wiele znacznych pań starały się potem widzieć tę niebogę przestraszoną. Ten pogrom tak dziwno różne odmiany w Wiednia porobił; iż się właśnie wichrowatemu zaćmieniu w jasny dzień nagle przypadłemu, i prędko mijającemu, najraźniej mógł przyrównać. Bo jako wesoło jasny dzień wichrowate zaćmienie nastąpieniem swem wszelką rzecz czystego a jasnego oka (Boga z jasności słonecznej wesoło chwalącą) zasmuconą rozpędza i trapi, a sowy, niedoperze i insze plugastwa nocne uwesela, tak zaś odstąpieniem swem wszystko do pierwszego stanu przywraca. Tym właśnie sposobem przedziwnie wesołego cesarza chrześciańskiego, i wszystkie z nim katoliki, z przyjścia jasno świetnego wojska Elearów polskich, ten pogrom (gdy
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 25
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
szpalera/ które czyni lada kto, i nie Malarz/ by tylko miał trochę rozsądku. Dopieroż ten/ co się choć troszeczkę zna na malarstwie. Figura na szpalerze/ sama rozumowi pokaże/ jakich farb rzecz potrzebuje. Bo jeżeli lasy/ drzewa/ lantszawty/ wyraża; toć na nie trzeba zielonego: a to jasnego i ciemniejszego/ potrosze i żółtości etc. Jeżeli wyraża budynek jaki/ toć coś farby białej/ czerwonawej dla cegieł/ dachu etc. Jeżeli obłoki/ rzeski/ wody/ toć białej/ i trochę błękitnej. Słowem wybita figura i linie jej pokażą/ gdzie i na którym miejscu farbę kłaść trzeba. Rozum zaś
szpalera/ ktore czyni ladá kto, i nie Málárz/ by tylko miał trochę rozsądku. Dopieroż ten/ co się choć troszeczkę zná ná malárstwie. Figura ná szpalerze/ sámá rozumowi pokaże/ iákich fárb rzecz potrzebuie. Bo ieżeli lásy/ drzewa/ lantszáwty/ wyráża; toć ná nie trzebá zielonego: á to iasnego i ćiemnieyszego/ potrosze i żołtośći etc. Iezeli wyráża budynek iáki/ toć coś fárby biáłey/ czerwonáwey dlá cegieł/ dáchu etc. Ieżeli obłoki/ rzeski/ wody/ toć biáłey/ i trochę błękitney. Słowem wybitá figurá i linie iey pokáżą/ gdźie i ná ktorym mieyscu farbę kłáśc trzebá. Rozum záś
Skrót tekstu: SekrWyj
Strona: 85
Tytuł:
Sekret wyjawiony
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Colegii Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1689
Data wydania (nie wcześniej niż):
1689
Data wydania (nie później niż):
1689