dobrze i przystojnie w ten okrągly klejnot tak zacny kamień wsadzony/ i od tych/ którzy przyjaźń serdeczna przyjacielowi oświadczyć chcą/ słusznie ofiarowany bywa. Ten Kamień dystylują Alchimistowie, a tak przedystyłowanym na drżenie serrca wielce jest pomocny. Mowy przy Szmaragd.
WDzięczna zielnoa farba kamienia tego/ jest przyjemna oczom ludzkim/ wydajęca z siebie jasność nakształt zwierciadła: tak/ że weń patrzący tych którzykolwiek za nim cokolwiek czynią obaczyć może. Gdy nero okrutnik Wojska swoje na placu miał/ w pałacu siedząc/ a w Smaragd patrząc/ onyhc wszytkich postępki widział. Miłość serdeczna nigdy miłości swej zawsze kwitnacej nietraci/ a jako niechęci w oczach ludźkich brzydkie są
dobrze y przystoynie w ten okrągly kleynot ták zacny kámień wsádzony/ y od tych/ ktorzy przyiazń serdecżna przyiaćielowi oświádcżyć chcą/ słusznie ofiárowány bywa. Ten Kámień dystyluią Alchimistowie, á ták przedystyłowánym ná drżenie serrcá wielce iest pomocny. Mowy przy Szmárágd.
WDźięczna źielnoa fárbá kámienia tego/ iest przyiemna ocżom ludzkim/ wydáięca z śiebie iásność nákształt zwierćiádłá: ták/ że weń pátrzący tych ktorzykolwiek zá nim cokolwiek cżynią obacżyć może. Gdy nero okrutnik Woyská swoie ná plácu miał/ w páłácu śiedząc/ á w Smárágd pátrząc/ onyhc wszytkich postępki widźiał. Miłość serdecżna nigdy miłośći swey záwsze kwitnacey nietráći/ á iáko niechęci w oczách ludźkich brzydkie są
Skrót tekstu: SpiżAkt
Strona: E2v
Tytuł:
Spiżarnia aktów rozmaitych przy zalotach, weselach, bankietach, pogrzebach
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
Pięknie Duch święty ich opisuje: Flugebunt iusti, et tanquam scintillae in arundineto discurrent. Będą świecili sprawiedliwi/ lecz nie na kształt wielkiego Komety jakiego ale jako iskiereczki/ bo nie będą rozumieli o świeceniu swoim więcej jeno jako o światle jednej iskierki podległej prędkiemu zgasnieniu/ choć tam w niebie ta iskra słońcem będzie i w niezmierną jasność się obróci. Wierzę ja że stąd mówi tam Duch święty/ iż będą świecili miedzy trzciną: imieniem trzciny sam nasz Pan nazywa słabość ludzką i niestateczność/ na tę święci Boży będą pamiętali/ że póki ten żywot trwa ułomny/ podległy pokusom/ niepodobna świecić na kształt ognia wielkiego/ ale na podobieństwo jednej iskiereczki. Tacy
Pięknie Duch święty ich opisuie: Flugebunt iusti, et tanquam scintillae in arundineto discurrent. Będą świećili spráwiedliwi/ lecz nie ná kształt wielkiego Komety iakiego ále iako iskiereczki/ bo nie będą rozumieli o świéceniu swoim więcey ieno iáko o świátle iedney iskierki podległey prędkiemu zgásnieniu/ choć tám w niebie tá iskrá słońcem będźie y w niezmierną iásność się obroći. Wierzę ia że stąd mowi tám Duch święty/ iż będą świéćili miédzy trzćiną: imieniém trzćiny sam nász Pan názywa słábość ludzką y niestáteczność/ ná tę święći Boży będą pámiętáli/ że poki ten żywot trwa vłomny/ podległy pokusom/ niepodobna świéćić ná kształt ogniá wielkiego/ ále ná podobieństwo iedney iskiereczki. Tácy
Skrót tekstu: NajmProg
Strona: C4
Tytuł:
Prognostyk duchowny na kometę
Autor:
Jakub Najmanowicz
Drukarnia:
Maciej Jędrzejowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
astrologia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
na niebie szerokiem Wynaleźć przyszłej znak pogody godzę, Ledwo co bystrym rzucę w górę wzrokiem, Nieznajomą mi gwiazdę upatruję Tak jasną, że w nią trudno pojrzeć okiem. Gdy ją poznawam, gdy się jej dziwuję, I co by to za nowa światłość była, Podług nauki mojej dyskuruję, Widzę, że się w niej jasność pomnożyła I że się wznosząc od niskiej krainy Najwyższe gwiazdy pozad zostawiła, W niebo sprawując sobie przenosiny. Wtem Merkuryjusz, lecąc ku dołowi, Takie mi o niej zwiastował nowiny: „Nowy, o siostro, przybył Atlantowi Ciężar na barki, niebu ku ozdobie I wiecznej sławie polskiemu krajowi: Cny Otwinowski, naskarbiwszy sobie Sławy
na niebie szerokiem Wynaleźć przyszłej znak pogody godzę, Ledwo co bystrym rzucę w górę wzrokiem, Nieznajomą mi gwiazdę upatruję Tak jasną, że w nię trudno pojrzeć okiem. Gdy ją poznawam, gdy się jej dziwuję, I co by to za nowa światłość była, Podług nauki mojej dyskuruję, Widzę, że się w niej jasność pomnożyła I że się wznosząc od niskiej krainy Najwyższe gwiazdy pozad zostawiła, W niebo sprawując sobie przenosiny. Wtem Merkuryjusz, lecąc ku dołowi, Takie mi o niej zwiastował nowiny: „Nowy, o siostro, przybył Atlantowi Ciężar na barki, niebu ku ozdobie I wiecznej sławie polskiemu krajowi: Cny Otwinowski, naskarbiwszy sobie Sławy
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 142
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
widzieć, ale nago. GWIAZDY
Patrz, moja dziewko, jako w nocy chłodne Niebo swe ognie rozświeca pogodne, Jako tak gęste gwiazdy i promienie Brudne Hekaty zwyciężają cienie. Przypatrz się liczbie, przypatrz ich ozdobie, A najdziesz więcej we mnie albo w sobie: Jasne są gwiazdy, ale z twoich oczy Miłość nierównie większą jasność toczy; Siła gwiazd, ale przy dobrym rachunku Mąk ty mnie więcej dajesz bez ratunku. Tak ty światłość ich światłem swym przechodzisz; Ja liczbę męką, którą sercu szkodzisz. Ja-ć z nimi zawsze gotową mam zwadę I za niechętne zawsze sobie kładę, Bo gdy mię na świat zła chwila puściła, Żadna przychylnie gwiazda nie
widzieć, ale nago. GWIAZDY
Patrz, moja dziewko, jako w nocy chłodne Niebo swe ognie rozświeca pogodne, Jako tak gęste gwiazdy i promienie Brudne Hekaty zwyciężają cienie. Przypatrz się liczbie, przypatrz ich ozdobie, A najdziesz więcej we mnie albo w sobie: Jasne są gwiazdy, ale z twoich oczy Miłość nierównie większą jasność toczy; Siła gwiazd, ale przy dobrym rachunku Mąk ty mnie więcej dajesz bez ratunku. Tak ty światłość ich światłem swym przechodzisz; Ja liczbę męką, którą sercu szkodzisz. Ja-ć z nimi zawsze gotową mam zwadę I za niechętne zawsze sobie kładę, Bo gdy mię na świat zła chwila puściła, Żadna przychylnie gwiazda nie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 247
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
NA PIERW: NIEDZ: PO WIELKIEJ NOCY. KAZANIE TRZECIE NA PIERW: NIEDZ. PO WIELKIEJ NOCY. HOMILIA NA NIEDZIELĘ PIERWSZĄ PO WIELKIEJ NOCY.
Cum serò esset. Gdy późno było, przyszedł Pan nasz do Uczniów swoich. ZDA się to rzecz nie Pańska wieczorem chodzić, nie oświeca ale się ćmi, by i jasność tytułu, ciemnościami nocnymi. Ale się tu podobno wyraża zegarek jaki mają afekty ludzkie, które się nie mierzą by najpewniejszemi pektóralikami, ale Kompasami. Spytałbym wiele zegarków na świecie? nie jeden by mi odpowiedżał; a któżby ich policzył, ledwieć teraz u Panów, nie co kieszenia to zegarek, co
NA PIERW: NIEDZ: PO WIELKIEY NOCY. KAZANIE TRZECIE NA PIERW: NIEDZ. PO WIELKIEY NOCY. HOMILIA NA NIEDZIELĘ PIERWSZĄ PO WIELKIEY NOCY.
Cum serò esset. Gdy pozno było, przyszedł Pan nász do Vczniow swoich. ZDA się to rzecz nie Páńska wieczorem chodźić, nie oświeca ále się ćmi, by i iásność tytułu, ćiemnośćiámi nocnymi. Ale się tu podobno wyraża zegárek iáki máią affekty ludzkie, ktore się nie mierzą by naypewnieyszemi pektoralikámi, ále Kompásámi. Zpytałbym wiele zegárkow ná świećie? nie ieden by mi odpowiedźał; á ktożby ich policzył, ledwieć teraz v Pánow, nie co kieszenia to zegárek, co
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 23
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
bior gwiazd albo jaka cząstka nieba gwiazdami osypana pod pewnym imieniem od dawnych matematyków według upodobania nadanym. Takowych Konstelacyj rachują 72, Północnych 23, a Południowych 27, tudzież znaków niebieskiego Zodiaku 12. Gwiazdy miejscowe mają światło własne swoje, i świecą jako Słońca: ale niezmierna ich od ziemi odległość sprawuje, że wielkość ich i jasność w oczach naszych niknie. Według szeeściorakiej wielkości różnica między gwiazdami naznacza się: wiedzieć jednak potrzeba że ta różność wielkości tylko jest na oko. Może albowiem to być, że ta gwiazda która się nam zdaje maleńka, w samej rzeczy jest wielka: i że ta małość nie skąd inąd pochodzi tylko z niezmiernej od ziemi odległości
bior gwiazd albo iaka cząstka nieba gwiazdami osypana pod pewnym imieniem od dawnych matematykow według upodobania nadanym. Takowych Konstellacyi rachuią 72, Połnocnych 23, a Południowych 27, tudzież znakow niebieskiego Zodiaku 12. Gwiazdy mieyscowe maią światło własne swoie, y świecą iako Słońca: ale niezmierna ich od ziemi odległość sprawuie, że wielkość ich i iasność w oczach naszych niknie. Według szeeściorakiey wielkości rożnica między gwiazdami naznacza się: wiedzieć iednak potrzeba że ta rożność wielkości tylko iest na oko. Może albowiem to bydź, że ta gwiazda ktora się nam zdaie maleńka, w samey rzeczy iest wielka: y że ta małość nie zkąd inąd pochodzi tylko z niezmierney od ziemi odległości
Skrót tekstu: SzybAtlas
Strona: 266
Tytuł:
Atlas dziecinny
Autor:
Dominik Szybiński
Drukarnia:
Michał Groell
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
astronomia, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
do serca i swoje roboty Wszytkie, i dobre i złe, i grzechy i cnoty, Tak, że wiary nie dawa tem, co pochlebują, I tem, co w niem przygany niesłuszne najdują, I znając się samego, nikomu inszemu, Ale wierzy, patrząc w nie, sam sobie samemu.
LX.
Ich jasność jest podobna słonecznej jasności, Które koło siebie ma tak wiele światłości, Że wszędzie i kiedy chce, Febie, na złość tobie Dzień jasny sobie czyni, kto je ma przy sobie. Ale nie tylko dziwne same są kamienie, Ale i ich misterne i sztuczne zrobienie, Tak, że trudno rozsądzić, trudno porachować,
do serca i swoje roboty Wszytkie, i dobre i złe, i grzechy i cnoty, Tak, że wiary nie dawa tem, co pochlebują, I tem, co w niem przygany niesłuszne najdują, I znając się samego, nikomu inszemu, Ale wierzy, patrząc w nie, sam sobie samemu.
LX.
Ich jasność jest podobna słonecznej jasności, Które koło siebie ma tak wiele światłości, Że wszędzie i kiedy chce, Febie, na złość tobie Dzień jasny sobie czyni, kto je ma przy sobie. Ale nie tylko dziwne same są kamienie, Ale i ich misterne i sztuczne zrobienie, Tak, że trudno rozsądzić, trudno porachować,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 211
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
gęstej osiadał i ćmił powietrze, tak dalece, ze W Katanie ledwie po ulicach chodzić można było. Lawa od góry na 12 mil wzdłuż rozciągała się. Ryk straszliwy o 20 mil słyszany był z wrzuszeniem ziemi. 5 Sierpnia trzęsienie ziemi w Jamaice.
17 Października w Wigton w Hrabstwie Gallowaj o 7 god: wieczor: jasność na Niebie na kilka mil dzień z nocy uczyniła: z wielką prędkością biegła od pułn: ku połud: żamieniwszy się w kolor purpurowy z hukiem podobnymdo pistoletu zgasła. Tegoż dnia w Warszawie zorza północa pierwszy raz obserwowana.
23 Czerwca w Duaku grad wielkości jaja kokoszy okna, dachy, zboża, potłukł, w pośrzód
gęstey osiadał y ćmił powietrze, tak dalece, ze W Katanie ledwie po ulicach chodzić można było. Lawa od gory na 12 mil wzdłuż rozciągała się. Ryk straszliwy o 20 mil słyszany był z wrzuszeniem ziemi. 5 Sierpnia trzęsienie ziemi w Jamaice.
17 Października w Wigton w Hrabstwie Galloway o 7 god: wieczor: iasność na Niebie na kilka mil dzień z nocy uczyniła: z wielką prętkością biegła od pułn: ku połud: żamieniwszy się w kolor purpurowy z hukiem podobnymdo pistoletu zgasła. Tegoż dnia w Warszawie zorza pułnocna pierwszy raz obserwowana.
23 Czerwca w Duaku grad wielkości iaia kokoszy okna, dachy, zboża, potłukł, w pośrzod
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 234
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
na czole z nimi w tyle WMci Panu z gotowymi szablami będziemy; nie masz[...] ale czego się obawiać, piekłu samemu z garła WMci Pana wydrzemy.” „To dobrze — mówi — ale jeżeli mi WMć Pan tu zaraz trzechset czerwonych złotych nie wyliczysz, nic z niczego nie będzie.” Tu jakby mnie niebieska ogarnęła jasność. „A dobrodzieju — wykrzyknę — a Salwatorze Ojczyzny, a podporo i filarze wolności, a panie mój, a to tego momentu.” Nagle do kieszeni siągnąwszy, cztery mi się razem wymknęły ładunki, co zaraz mój kochanek bystrooki postrzegł, trudno cofnąć się było. „Nę, nę — mówię — ojcze Ojczyzny
na czole z nimi w tyle WMci Panu z gotowymi szablami będziemy; nie masz[...] ale czego się obawiać, piekłu samemu z garła WMći Pana wydrzemy.” „To dobrze — mówi — ale jeżeli mi WMć Pan tu zaraz trzechset czerwonych złotych nie wyliczysz, nic z niczego nie będzie.” Tu jakby mnie niebieska ogarnęła jasność. „A dobrodzieju — wykrzyknę — a Salwatorze Ojczyzny, a podporo i filarze wolności, a panie mój, a to tego momentu.” Nagle do kieszeni siągnąwszy, cztery mi się razem wymknęły ładunki, co zaraz mój kochanek bystrooki postrzegł, trudno cofnąć się było. „Nę, nę — mówię — ojcze Ojczyzny
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 153
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
Chciejze ty być oratorem od nas wsytkich, bo my nie umiemy, Jak by go tam witać. Ty umies, boś cytać Ucył się w skole. BARTOS
Mniejsa o to, tylko idźmy, nie bawmy się! Tędy, bracia, droga.
WAŁEK Tam to pono, Bartos, idziem, gdzie się blyscy jasność ona sroga.
BARTOS Tam, bracia, idziemy. Wkrótce tam staniemy, Za Bożą laską.
Przychodzą do stajenki
Ot-ześmy już tu teraz, ze każdy dobądź podarunku swego Z swej kosałki.
MACIEK A kędyz Pan? Wsak nie widać domostwa żadnego!
BARTOS Oto w tej stajęce.
MACIEK Cóż zaś? Tam panięce Ma
Chciejze ty być oratorem od nas wsytkich, bo my nie umiemy, Jak by go tam witać. Ty umies, boś cytać Ucył się w skole. BARTOS
Mniejsa o to, tylko idźmy, nie bawmy się! Tędy, bracia, droga.
WAŁEK Tam to pono, Bartos, idziem, gdzie się blyscy jasność ona sroga.
BARTOS Tam, bracia, idziemy. Wkrótce tam staniemy, Za Bozą laską.
Przychodzą do stajenki
Ot-ześmy juz tu teraz, ze każdy dobądź podarunku swego Z swej kosałki.
MACIEK A kędyz Pan? Wsak nie widać domostwa zadnego!
BARTOS Oto w tej stajęce.
MACIEK Cóz zaś? Tam panięce Ma
Skrót tekstu: RozPasOkoń
Strona: 312
Tytuł:
Rozmowa pasterzów
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
jasełka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1750
Data wydania (nie wcześniej niż):
1750
Data wydania (nie później niż):
1750
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1989