/ Co rzeczem? Zawitajże miłości Proroku. Jezlić też tej pociechy zajrzałyby Fata/ Snadna będzie wymówka/ na podeszłe lata Aleć ja nic nie wątpię/ znając obyczaje Wszak też Bóg Cudów jeszcze czynić nie przestaje. Hymaenee gaś świece goście się rozchodzą. Gęste gwiazdy wygasły/ co ciemną noc rodzą. Jasna wschodzi Jutrzenka; leć się niech nie kwapi/ Aż wgonionym swą Damę nasz Sambor połapi. Której jeśliby niechciał dopinać fakcji/ To jej żywot przeczyta Świętej Cecyliej. Lirycorum Polskich O tym Bracheliusz pisze. etc. Anno AEtatis 140. Vxorem duxit Londini in Anglia. Księgi Trzecie. Lirycorum Polskich Pieśń XXXI. DO DOMOWYCH.
/ Co rzeczem? Záwitayże miłośći Proroku. Iezlić też tey poćiechy záyrzáłyby Fátá/ Snádna będźie wymowká/ ná podeszłe látá Aleć ia nic nie wątpię/ znáiąc obyczáie Wszák też Bog Cudow ieszcze czynić nie przestáie. Hymaenee gáś świece gośćie się rozchodzą. Gęste gwiazdy wygásły/ co ćiemną noc rodzą. Iásna wschodźi Iutrzenká; leć się niech nie kwápi/ Aż wgonionym swą Dámę nász Sámbor połápi. Ktorey iezliby niechćiał dopináć fáktiey/ To iey żywot przeczyta Swiętey Cecyliey. Lyricorum Polskich O tym Bracheliusz pisze. etc. Anno AEtatis 140. Vxorem duxit Londini in Anglia. Kśięgi Trzećie. Lyricorum Polskich PIESN XXXI. DO DOMOWYCH.
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 210
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
szczyrzeć każdej pomoże żałoby; Serce z twym równo śmieje się i boli W każdej twej doli.
Co nieuchronnym słońce widzi okiem, Co siedzi w ziemi, co w morzu głębokim, Wszytko to co w tym widzimy żywocie, Nic przeciw cnocie.
Żadnego kwiatu ziemia nie wydaje Tak ślicznej barwy, nie tak piękna wstaje Rana jutrzenka, jako niezmyślony Wstyd przyrodzony.
Lecz prędzej na dół swe obrócą koła Słoneczne wozy, niż temu kto zdoła, Żeby wyrazić umiał tego wszytki Życia pożytki.
Niechaj w nim żyję, niechaj obciążony Laty w nim umrę starzec nieznajomy, Choć mię mój kmiotek rękoma własnymi Zagrzebie w ziemi.
A jako żeglarz gdy już w porcie
szczyrzeć każdej pomoże żałoby; Serce z twym rowno śmieje się i boli W każdej twej doli.
Co nieuchronnym słońce widzi okiem, Co siedzi w ziemi, co w morzu głębokim, Wszytko to co w tym widzimy żywocie, Nic przeciw cnocie.
Żadnego kwiatu ziemia nie wydaje Tak ślicznej barwy, nie tak piękna wstaje Rana jutrzenka, jako niezmyślony Wstyd przyrodzony.
Lecz prędzej na doł swe obrocą koła Słoneczne wozy, niż temu kto zdoła, Żeby wyrazić umiał tego wszytki Życia pożytki.
Niechaj w nim żyję, niechaj obciążony Laty w nim umrę starzec nieznajomy, Choć mię moj kmiotek rękoma własnymi Zagrzebie w ziemi.
A jako żeglarz gdy już w porcie
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 353
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
skronie. W takowym tedy gnieździe urodzony, Jak do dobrego nie miał być skłoniony?
Bo jeżeli to rzecz jest nieomylna, Ze choć jednaż broń nie jednako silna Nie w jednej ręce, tak komu to nieba Z żywotem wlały, czego drugim trzeba Naprzod się uczyć, nader to szczęśliwy. A jako słońca goniec niewątpliwy Rana jutrzenka, jak znać po sponie Ptaka, po stopie zwierza, jako konie Mężne za młodu dzielność pokazują I małe lwięta ojca naśladują, Tak on w kolebce i w pieluszkach, jaki Miał być dojrzały, wielkie czynił znaki. Potym w dziecinnym prawie będąc wieku, Z rodzicielskiego czułego opieku, Nie tracąc najmniej najdroższego czasu, Do
skronie. W takowym tedy gniaździe urodzony, Jak do dobrego nie miał być skłoniony?
Bo jeżeli to rzecz jest nieomylna, Ze choć jednaż broń nie jednako silna Nie w jednej ręce, tak komu to nieba Z żywotem wlały, czego drugim trzeba Naprzod się uczyć, nader to szczęśliwy. A jako słońca goniec niewątpliwy Rana jutrzenka, jak znać po sponie Ptaka, po stopie zwierza, jako konie Mężne za młodu dzielność pokazują I małe lwięta ojca naśladują, Tak on w kolebce i w pieluszkach, jaki Miał być dojrzały, wielkie czynił znaki. Potym w dziecinnym prawie będąc wieku, Z rodzicielskiego czułego opieku, Nie tracąc najmniej najdroższego czasu, Do
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 423
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Ty giniesz, jak cię zgasi ma dziewica. Ale nie wierzysz, postój tylko chwilę, Doznasz, że nie żart, że cię nie omylę.
— Przyjdź, moja dziewko, czekam cię z ochotą, Przyjdź mnie z ochłodą, jutrzence z sromotą, Przyjdź, a będzie dzień u nas, jako trzeba, Chociaż jutrzenka nie ustąpi z nieba. Przyszłaś i widzisz, jak jutrzenka chutnie Od wierzchu nieba z wstydem ku brzegu tnie. Już mnie dzień, już znam zorzę po warkoczu; Ale i tobie rozświtnie się w oczu. KURANT
Dziewczyno nadobna, Śliczna i ozdobna, Twarz mię twa uwodzi, Na serce me godzi: Warkocz bujno
Ty giniesz, jak cię zgasi ma dziewica. Ale nie wierzysz, postój tylko chwilę, Doznasz, że nie żart, że cię nie omylę.
— Przyjdź, moja dziewko, czekam cię z ochotą, Przyjdź mnie z ochłodą, jutrzence z sromotą, Przyjdź, a będzie dzień u nas, jako trzeba, Chociaż jutrzenka nie ustąpi z nieba. Przyszłaś i widzisz, jak jutrzenka chutnie Od wierzchu nieba z wstydem ku brzegu tnie. Już mnie dzień, już znam zorzę po warkoczu; Ale i tobie rozświtnie się w oczu. KURANT
Dziewczyno nadobna, Śliczna i ozdobna, Twarz mię twa uwodzi, Na serce me godzi: Warkocz bujno
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 254
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, postój tylko chwilę, Doznasz, że nie żart, że cię nie omylę.
— Przyjdź, moja dziewko, czekam cię z ochotą, Przyjdź mnie z ochłodą, jutrzence z sromotą, Przyjdź, a będzie dzień u nas, jako trzeba, Chociaż jutrzenka nie ustąpi z nieba. Przyszłaś i widzisz, jak jutrzenka chutnie Od wierzchu nieba z wstydem ku brzegu tnie. Już mnie dzień, już znam zorzę po warkoczu; Ale i tobie rozświtnie się w oczu. KURANT
Dziewczyno nadobna, Śliczna i ozdobna, Twarz mię twa uwodzi, Na serce me godzi: Warkocz bujno złoty Każe mi z ochoty Zostać hołdownikiem I twym niewolnikiem; Brew
, postój tylko chwilę, Doznasz, że nie żart, że cię nie omylę.
— Przyjdź, moja dziewko, czekam cię z ochotą, Przyjdź mnie z ochłodą, jutrzence z sromotą, Przyjdź, a będzie dzień u nas, jako trzeba, Chociaż jutrzenka nie ustąpi z nieba. Przyszłaś i widzisz, jak jutrzenka chutnie Od wierzchu nieba z wstydem ku brzegu tnie. Już mnie dzień, już znam zorzę po warkoczu; Ale i tobie rozświtnie się w oczu. KURANT
Dziewczyno nadobna, Śliczna i ozdobna, Twarz mię twa uwodzi, Na serce me godzi: Warkocz bujno złoty Każe mi z ochoty Zostać hołdownikiem I twym niewolnikiem; Brew
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 254
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
gdzie indziej; czekał za niemi, zatrzymał się aż się zeszli. Praestolabatur vt omnes conuenirent, i nie rad był temu, aby Uczniowie tętnili, a Pan Ewangelią mówi. 4. W-TYM STANął PAN NASZ W-POSRZODKU UCZNIÓW SWOICH. Co za przyczyna że stanął w-pośrzodku? Daje przyczynę Chryzolog: Już była Jutrzenka Zmartwychwstania Pańskiego weszła, jednak była ciemność. Gdy mrok był. Etsi crepusculum, dederat aliquod Resurrectionis indicium: Świtało nieco gdy o Zmartwychwstaniu Pańskim dano znać. Okrom świtu i Jutrzenki Zmartwychwstania Pańskiego, trzeba było uczynić Zmartwychwstania południe. Czyni tedy dziś Chrystus południe Zmartwychwstania swego Nondum etc. refulserat plena etc. claritate. Co to
gdźie indźiey; czekał zá niemi, zátrzymał się áż się zeszli. Praestolabatur vt omnes conuenirent, i nie rad był temu, áby Vczniowie tętnili, á Pan Ewángelyią mowi. 4. W-TYM STANął PAN NASZ W-POSRZODKU VCZNIOW SWOICH. Co zá przyczyná że stánął w-pośrzodku? Dáie przyczynę Chryzolog: Iuż byłá Iutrzenká Zmartwychwstánia Páńskiego weszłá, iednák byłá ćiemność. Gdy mrok był. Etsi crepusculum, dederat aliquod Resurrectionis indicium: Switáło nieco gdy o Zmartwychwstániu Páńskim dano znáć. Okrom świtu i Iutrzenki Zmartwychwstánia Páńskiego, trzebá było vczynić Zmartwychwstánia południe. Czyni tedy dźiś Christus południe Zmartwychwstánia swego Nondum etc. refulserat plena etc. claritate. Co to
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 24
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
. Że opłakawszy królewskie popioły, A z nowym panem nastał dzień wesoły. Kto znakomitszym pocztem i osobą, W one mu festy większą był ozdobą? Nie strojnej Palant po szrankach ćwiczonych, Nie rzeżwiej koni Faeton szalonych, Ani przed laty Tezeusz dosiadał, Gdy Minotaury tesalskie popadał. Zatem w północne jako pan Triony, Jemu jutrzenka i wschód poruczony, Żeby na pilnej (który przypadł w rzeczy) Miał po Zadniestrzu poganina pieczy. Ani to wiatrom. Bo jako się siły Koronne wszystkie indziej wytoczyły, A tu przy nagiem ukrainnem czele, Coś kwarcjanych, coś pieszych niewiele. Aż trwoga i strach przypada: pobladły Palanki, które po polach osiadły
. Że opłakawszy królewskie popioły, A z nowym panem nastał dzień wesoły. Kto znakomitszym pocztem i osobą, W one mu festy większą był ozdobą? Nie strojnej Palant po szrankach ćwiczonych, Nie rzeżwiej koni Faeton szalonych, Ani przed laty Tezeusz dosiadał, Gdy Minotaury tesalskie popadał. Zatem w północne jako pan Tryony, Jemu jutrzenka i wschód poruczony, Żeby na pilnej (który przypadł w rzeczy) Miał po Zadniestrzu poganina pieczy. Ani to wiatrom. Bo jako się siły Koronne wszystkie indziej wytoczyły, A tu przy nagiem ukrainnem czele, Coś kwarcyanych, coś pieszych niewiele. Aż trwoga i strach przypada: pobladły Palanki, które po polach osiadły
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 55
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
snadź ruszę, Który serca twardego poruszyć nie tuszę. Zwierzom dzikim i głuchym będę skarżyć lasom, I też skargi najdalszym przez wiersz podam czasom. A wy wiatry, co morzem rzucacie burzliwym, Zatopcie mię, niżbym się wrócił jej życzliwym. 767. Sen poranny.
Już złoty warkocz ranna zorza rozwijała, I jasny dzień jutrzenka wdzięczna uprzedzała, Kiedy mię stroskanego rożnymi myślami Sen spokojny swoimi obłapił skrzydłami, Który snadź szczęsna jakaś godzina nasłała, Bo mi się w tym nadobna Wenus pokazała W swojej ślicznej postawie, że mogę rzec śmiele, Jeśli ją w tak ozdobnym w onczas widział ciele, Idejski młody pasterz, zaprawdę nie miały Drugie się o co
snadź ruszę, Ktory serca twardego poruszyć nie tuszę. Zwierzom dzikim i głuchym będę skarżyć lasom, I też skargi najdalszym przez wiersz podam czasom. A wy wiatry, co morzem rzucacie burzliwym, Zatopcie mię, niżbym się wrocił jej życzliwym. 767. Sen poranny.
Już zloty warkocz ranna zorza rozwijała, I jasny dzień jutrzenka wdzięczna uprzedzała, Kiedy mię stroskanego rożnymi myślami Sen spokojny swoimi obłapił skrzydłami, Ktory snadź szczęsna jakaś godzina nasłała, Bo mi się w tym nadobna Wenus pokazała W swojej ślicznej postawie, że mogę rzec śmiele, Jeśli ją w tak ozdobnym w onczas widział ciele, Idejski młody pasterz, zaprawdę nie miały Drugie się o co
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 252
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
barzo kwapi, że się nie ubiera; I namiot zostawiwszy, bieży prędkiem biegiem Tam, gdzie jego armata czekała nad brzegiem, I jako mógł naciszej, na głębią się puszcza I brzeg i snem zmorzoną małżonkę opuszcza.
XX.
W zad brzeg i Olimpia nieszczęsna została, Która nie ocucając całkiem, dotąd spała, Aż jutrzenka rumiana, wsiadszy na złocony Wóz, po ziemi swe srebrne rozpuściła śrzony; I kiedy już na brzegu morskiem Alcjona Narzekała, nieszczęściem dawnem urażona, Ani śpiąc, ani czując, rękę wyprawiła Po to, aby Birena swego obłapiła.
XXI.
Ale próżno: nikogo ręka nie najduje, Wraca ją wzad i zasię znowu
barzo kwapi, że się nie ubiera; I namiot zostawiwszy, bieży prętkiem biegiem Tam, gdzie jego armata czekała nad brzegiem, I jako mógł naciszej, na głębią się puszcza I brzeg i snem zmorzoną małżonkę opuszcza.
XX.
W zad brzeg i Olimpia nieszczęsna została, Która nie ocucając całkiem, dotąd spała, Aż jutrzenka rumiana, wsiadszy na złocony Wóz, po ziemi swe srebrne rozpuściła śrzony; I kiedy już na brzegu morskiem Alcyona Narzekała, nieszczęściem dawnem urażona, Ani śpiąc, ani czując, rękę wyprawiła Po to, aby Birena swego obłapiła.
XXI.
Ale próżno: nikogo ręka nie najduje, Wraca ją wzad i zasię znowu
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 201
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
szable nie bierze żadnej inszej broni I puszcza się do skały po głębokiej toni.
XXXII.
Wiosła ciągnie do piersi, a tył do tej strony, Kędy ma wolą wysieść, trzyma obrócony, Jako kiedy w skorupy ubrany powłokiem Rak do brzegu niesporem postępuje krokiem. Beł ten czas i godzina, kiedy mokrej rosy Pełne złota jutrzenka rozściągała włosy Przeciw wpół odkrytemu dopiero słońcowi, Co było zazdrosnemu gniewno Tytonowi.
XXXIII.
Gdy już beł tak daleko brzegu w onem czesie, Jako kamień ciśniony z mocnej ręki niesie, Zda mu się, że płacz słyszy i zasię nie wierzył, Że słyszał: tak go słaby głos w uszy uderzył. I wszytek się
szable nie bierze żadnej inszej broni I puszcza się do skały po głębokiej toni.
XXXII.
Wiosła ciągnie do piersi, a tył do tej strony, Kędy ma wolą wysieść, trzyma obrócony, Jako kiedy w skorupy ubrany powłokiem Rak do brzegu niesporem postępuje krokiem. Beł ten czas i godzina, kiedy mokrej rosy Pełne złota jutrzenka rozściągała włosy Przeciw wpół odkrytemu dopiero słońcowi, Co było zazdrosnemu gniewno Tytonowi.
XXXIII.
Gdy już beł tak daleko brzegu w onem czesie, Jako kamień ciśniony z mocnej ręki niesie, Zda mu się, że płacz słyszy i zasię nie wierzył, Że słyszał: tak go słaby głos w uszy uderzył. I wszytek się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 234
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905