mają/ przychodzą/ a siebie i dziatki swoje do ubóstwa/ nędze i niedostatku przywodzą!
Są to niebaczni Rodzicy/ że chociaż gromadę dziatek mają: przecię o nie nie dbają: a wszystko przez gardziel przelawszy Mizerakami zostawają; i dlategoż też po ich śmierci dziatki się ich to tam to sam włóczą/ i cudze kąty pocierać muszą: ba i drugie Dziatki czasem z niecierpliwości Rodzice swe w grobie przeklinają (czegoby czynić nie miały) mówiąc: Bodajże ten Ociec/ bodajże ta Matka/ co nam Dziatkom swoim wszystko przeżarli i przemarnowali; a byliby nam nieco po sobie zostawić mogli/ w piekle gorzeli!
Miłe Dziatki/
máją/ przychodzą/ á śiebie y dźiatki swoje do ubostwá/ nędze y niedostátku przywodzą!
Są to niebáczni Rodźicy/ że choćiaż gromádę dźiatek máją: przećię o nie nie dbáją: á wszystko przez gardźiel przelawszy Mizerakámi zostawáją; y dlategoż też po ich śmierći dźiatki śię ich to tám to sám włoczą/ y cudze kąty poćieráć muszą: bá y drugie Dźiatki czásem z niećierpliwośći Rodźice swe w grobie przeklináją (czegoby czynić nie miáły) mowiąc: Bodayże ten Oćiec/ bodayże tá Mátká/ co nam Dźiatkom swoim wszystko przeżárli y przemárnowáli; á byliby nam nieco po sobie zostáwić mogli/ w piekle gorzeli!
Miłe Dźiatki/
Skrót tekstu: GdacKon
Strona: 22.
Tytuł:
Dyszkursu o pijaństwie kontynuacja
Autor:
Adam Gdacjusz
Drukarnia:
Jan Krzysztof Jakub
Miejsce wydania:
Brzeg
Region:
Śląsk
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
bólem balwierzowi kazał wybrać sobie. „Bale cię też już w piekle czart nie będzie witał, Bo czymże byś tam — rzekę — wedle Pisma, zgrzytał?” 460. DO UTRACJUSZA
Starzałeś się, nieboże, ani wiedzieć na czym, I bodaj ci nie przyszło o chlebie żebraczym Wychodzić z świata, kąty pocierając cudze. Cóżeś na tego świata zarobił żegludze? Noga tylko nie bosa, kier na grzbiecie stary, Czapka zła, koszule by, z wiatru szarawary, Szabla, ale bez pochew, i mało też po niej, Kiedy cios wedle ciosa po gębie, po skroni, W palcach i w zębach szczerby,
bólem balwierzowi kazał wybrać sobie. „Bale cię też już w piekle czart nie będzie witał, Bo czymże byś tam — rzekę — wedle Pisma, zgrzytał?” 460. DO UTRACJUSZA
Starzałeś się, nieboże, ani wiedzieć na czym, I bodaj ci nie przyszło o chlebie żebraczym Wychodzić z świata, kąty pocierając cudze. Cóżeś na tego świata zarobił żegludze? Noga tylko nie bosa, kier na grzbiecie stary, Czapka zła, koszule by, z wiatru szarawary, Szabla, ale bez pochew, i mało też po niej, Kiedy cios wedle ciosa po gębie, po skroni, W palcach i w zębach szczerby,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 204
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
w ludzie zmacnia: dnia jutrzejszego regiment Bałdysów i Ringrafów, z którego mi wczora piąciu oficierów przywiedziono, do obozu nieprzyjacielskiego wniść mają. Posłałem Pana Kossakowskiego, aby ich mógł jako przed obozem przejąć i gromić, aza mu Pan Bóg poda okazją do rozerwania ich. Mnie coraz wojska ubywa za osadzeniem zamków, oganiając wszystkie kąty od najazdów nieprzyjacielskich, tak że go już połowica in praesidiis zostawa. Życzemy jednak wszyscy sobie, abyśmy mogli mieć pole z tym nieprzyjacielem, na którem albobyśmy sławnie pomarli, albo nieprzyjaciela, z miłosierdzia bożego, pod nogi W. K. Mści, Pana mego miłościwego, podali. Z okrętu tego nieprzyjacielskiego
w ludzie zmacnia: dnia jutrzejszego regiment Bałdysów i Ringrafów, z którego mi wczora piąciu officierów przywiedziono, do obozu nieprzyjacielskiego wniść mają. Posłałem Pana Kossakowskiego, aby ich mógł jako przed obozem przejąć i gromić, aza mu Pan Bóg poda okazyją do rozerwania ich. Mnie coraz wojska ubywa za osadzeniem zamków, oganiając wszystkie kąty od najazdów nieprzyjacielskich, tak że go już połowica in praesidiis zostawa. Życzemy jednak wszyscy sobie, abyśmy mogli mieć pole z tym nieprzyjacielem, na którém albobyśmy sławnie pomarli, albo nieprzyjaciela, z miłosierdzia bożego, pod nogi W. K. Mści, Pana mego miłościwego, podali. Z okrętu tego nieprzyjacielskiego
Skrót tekstu: KoniecSListy
Strona: 127
Tytuł:
Listy Stanisława Koniecpolskiego Hetmana
Autor:
Stanisław Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1672
Data wydania (nie wcześniej niż):
1672
Data wydania (nie później niż):
1672
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
; znalazłaby się druga, tuszę.” 113. SZTUCZNY ZŁODZIEJ
Wiódł chłop na Kleparz przedać jałowicę, Gdzie dwu żołdatów stało przez ulicę; Ta się ociąga, ów dba na to mało, Dzierżąc za powróz idzie sobie śmiało. Skoczywszy jeden powroza się chwyci; Drugi, urżnąwszy bydlę jak najskryciej, Uda się w kąty; a chłopek nieborak, Kukiołkę w garści krusząc za półtorak, Chociaż się mu ów niecnota zasadza, Nic nie uważa i na miejsce zgadza. Nawet gdy się już sam sznur za nim wlecze: „Im dalej w drogę, powolniejszaś” — rzecze. Przyszedszy chudak aż na targowisko, Postrzeże szkodę i z siebie
; znalazłaby się druga, tuszę.” 113. SZTUCZNY ZŁODZIEJ
Wiódł chłop na Kleparz przedać jałowicę, Gdzie dwu żołdatów stało przez ulicę; Ta się ociąga, ów dba na to mało, Dzierżąc za powróz idzie sobie śmiało. Skoczywszy jeden powroza się chwyci; Drugi, urżnąwszy bydlę jak najskryciej, Uda się w kąty; a chłopek nieborak, Kukiołkę w garści krusząc za półtorak, Chociaż się mu ów niecnota zasadza, Nic nie uważa i na miejsce zgadza. Nawet gdy się już sam sznur za nim wlecze: „Im dalej w drogę, powolniejszaś” — rzecze. Przyszedszy chudak aż na targowisko, Postrzeże szkodę i z siebie
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 251
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Takli, o mój Boże, Królewskiemu synowi w ubogiej chałupie Zostać, jako wzgardzonej żółwiowi skorupie?
Chude ściany. Szczęśliwyś i ty Wielkolesie: Żadna Memfis, żaden cię nigdy nie przeniesie Mury swemi Babilon, gdzie nadzieja ona Nieśmiertelna, gdzie wielki poległ syn Hamona. Błysnęły okna grube, zakwitły podwoje, Gdy w kąty twe skurzone światła one swoje, Tem wdzięczniejsze wylewał, im w Tetym daleki Zapadły, a już wyniść nie miały na wieki. Ratuj, hej! kto przyjaciel, z żadnej, żadnej strony Nie zostawa nadzieje ani już obrony. Czyli konie Faeton tak rącze zaprzęże, Że doległość i gwałt mój rodzonych dosięże?
Takli, o mój Boże, Królewskiemu synowi w ubogiej chałupie Zostać, jako wzgardzonej żołwiowi skorupie?
Chude ściany. Szczęśliwyś i ty Wielgolesie: Żadna Memfis, żaden cię nigdy nie przeniesie Mury swemi Babilon, gdzie nadzieja ona Nieśmiertelna, gdzie wielki poległ syn Hammona. Błysnęły okna grube, zakwitły podwoje, Gdy w kąty twe skurzone światła one swoje, Tem wdzięczniejsze wylewał, im w Tetym daleki Zapadły, a już wyniść nie miały na wieki. Ratuj, hej! kto przyjaciel, z żadnej, żadnej strony Nie zostawa nadzieje ani już obrony. Czyli konie Faeton tak rącze zaprzęże, Że doległość i gwałt mój rodzonych dosięże?
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 47
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
mający, dał to i daje przewieśdź, tudzież dopuścił takowemu stanąć nademną bez Prawa i krzywdy przykładowi, nie oco inszego, tylko o te nieszczęsną Elekcją. Tej żem przez złe sposoby stawać, konserwując Pr'awa, i Statuta Ojczyzny, niedopuścił, do tego przyszedłem jakiejkolwiek fortuny Szlachcic nieszczęścia, że cudze kąty pocierać, i z Ojczyzny wygnańcem być muszę, który niekiedy, aby się wszyscy w niej osiedzieli starałem się. Ale i to mniejsza, u mnie być wygnańcem, byłem Ojczyznę kwitnącą, byłem w Prawach i Swobodach całą słyszał. Punkt Manifestu
Ani też niechaj niewciąga namię ta złośliwość, aby recurs
máiący, dał to y dáie przewieśdź, tudźiesz dopuśćił tákowemu stánąć nádemną bez Práwá y krzywdy przykłádowi, nie oco inszego, tylko o te nieszczęsną Elekcyą. Tey żem przez złe sposoby stawáć, conserwuiąc Pr'awá, y Statutá Oyczyzny, niedopuśćił, do tego przyszedłem iákieykolwiek fortuny Szláchćic nieszczęśćia, że cudze kąty poćieráć, y z Oyczyzny wygnáńcem bydź muszę, który niekiedy, áby się wszyscy w niey ośiedźieli stárałem się. Ale y to mnieysza, v mnie bydź wygnáńcem, byłem Oyczyznę kwitnącą, byłem w Práwách y Swobodách cáłą słyszał. Punct Mánifestu
Ani też niechay niewćiąga námię tá złośliwość, áby recurs
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 155
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
Lucretius, Lucanus, Seneka, i wiele inszych/ jak często Wiersze swoje tymi kwiatkami przeplatają. Nie wspomnię Polaków naszych/ których pisma są w rękach: azaż i ci/ ile którzy się wyższej na Helikon wzbili/ tych dowcipnych nie zażywają gadek? A przeto iż ta Księga własną jest pochodnią/ która oświeca ciemne kąty/ niepojętnej/ w Wierszach/ bądź w Rymach/ zakrytej mądrości/ i którą one z cienia na światło wywodzi/ nie może i tego zabawa być daremna/ i bez faworu/ który Metamorphosim Nasona/ po Polsku uczy mówić. Ale to więtsza: myliłby się ten barzo/ któryby te przemiany/ w
Lucretius, Lucanus, Seneca, y wiele inszych/ iák często Wiersze swoie tymi kwiatkámi przeplatáią. Nie wspomnię Polakow nászych/ ktorych pismá są w rękách: ázaż y ći/ ile ktorzy się wyższey ná Helikon wzbili/ tych dowćipnych nie záżywáią gadek? A przeto iż tá Kśięgá własną iest pochodnią/ ktora oświeca ćiemne kąty/ niepoiętney/ w Wierszách/ bądź w Rymách/ zákrytey mądrośći/ y ktorą one z ćieniá ná świátło wywodźi/ nie może y tego zabáwá bydź dáremna/ y bez faworu/ ktory Metamorphosim Násoná/ po Polsku vczy mowić. Ale to więtsza: myliłby się ten bárzo/ ktoryby te przemiány/ w
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 6
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
było, lubo do inszej majętności pańskich do wałów sypania odesłano, tedy się P. Podstarościego dołożyć, żeby, choć za pańsczyznę, kilku na kilka dni do tego obrócić poddanych.
5. W bytności zaś samego IMości Dobrodzieja, chociaż panowie oficjalistowie, każdy swego będzie przestrzegał porządku, tedy jednak P. Burgrabi na wszytkie kąty pilne będzie miał oko. Osobliwie w nocy. Jeżeliby piwnice, spiżarnie i inne zachowania nie cierpieli jakiego potajemnego gwałtu, boby tego — Strzeż P. Boże — na P. Burgrabim dochodzono.
6. Artileria, do Zamku Żółkiewskiego należąca, w zawiadywaniu p. Burgrabiego zostawać ma. To jest prochy, kule
było, lubo do inszej majętności pańskich do wałów sypania odesłano, tedy się P. Podstarościego dołożyć, żeby, choć za pańsczyznę, kilku na kilka dni do tego obrócić poddanych.
5. W bytności zaś samego JMości Dobrodzieja, chociaż panowie officjalistowie, każdy swego będzie przestrzegał porządku, tedy jednak P. Burgrabi na wszytkie kąty pilne będzie miał oko. Osobliwie w nocy. Jeżeliby piwnice, spiżarnie i inne zachowania nie cierpieli jakiego potajemnego gwałtu, boby tego — Strzeż P. Boże — na P. Burgrabim dochodzono.
6. Artileria, do Zamku Żółkiewskiego należąca, w zawiadywaniu p. Burgrabiego zostawać ma. To jest prochy, kule
Skrót tekstu: InwŻółkGęb
Strona: 122
Tytuł:
Inwentarz zamku w Żółkwi
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Żółkiew
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
inwentarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1671
Data wydania (nie wcześniej niż):
1671
Data wydania (nie później niż):
1671
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Materiały źródłowe do dziejów kultury i sztuki XVI-XVIII w.
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Mieczysław Gębarowicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1973
całości, a słodkie otium w niecnotach i ruinie Rzymianów trzymało. In partykulary mówiąc: Polacy Imię i Sławę od Pola wzięli, nie od Pokoju: Póki pod Niebem stali Sarmate Bellatores; Laurem zwycięskim okrycibyli, straszni Wschodowi i Pułnocy; gdy teraz Domatores, tylko ich własne Szpiklerze, Kurniki, Obory, inne Domowe znają kąty: Wszyszakach się gołębie wywodzą, w Misiurkach Sery suszą, Szable w pługowe przerobili kroje, a na głowie nie czesanej wiecheć siana, albo kłosy z gumna bywają, gdzie dawnych czasów wykwitali Laury. Wiele kop zboża do gumna, nie wiełc trupów złożył w Mogile Dyskuruje terażniejszy Polak: Wiele kop zbił na pułmiarek,
całości, a słodkie otium w niecnotach y ruinie Rzymianow trzymało. In particulari mowiąc: Polacy Imie y Sławę od Pola wzieli, nie od Pokoiu: Poki pod Niebem stali Sarmatae Bellatores; Laurem zwycięskim okrycibyli, straszni Wschodowi y Pułnocy; gdy teraz Domatores, tylko ich własne Szpiklerze, Kurniki, Obory, inne Domowe znaią kąty: Wszyszakach się gołębie wywodzą, w Misiurkach Sery suszą, Szable w pługowe przerobili kroie, a na głowie nie czesaney wiecheć siana, albo kłosy z gumna bywaią, gdzie dawnych czasow wykwitali Laury. Wiele kop zboża do gumna, nie wiełc trupow złożył w Mogile dyszkuruie terażnieyszy Polak: Wiele kop zbił na pułmiarek,
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 435
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
trupów SENATOR jeden wywleczonych widząc i słysząc relacją o ich śmierci, domyślił się, że to BAZYLISZKA Węża ma być sprawa. Uradzono w krótce Człeka, nazwiskiem Jana Pareusza na śmierć dekretowanego tam wpuścić, który zwierciadłami i skorą uzbroiwszy się, a oczy maszką, ręce orężem i pochodnią, do owej puścił się piwnicy: gdzie kąty lustrując, aż w drugiej piwniczce zawalonej znalazł tego zabójcę, śmiercią zabitego, w dziurze murowej, wyniósł ad spectaculum wszystkim, jako świadczy Chwałkowski in Singularibus Poloniae z czterma innemi Autorami. Z natury boi się koguta, dlatego w Afryce miasto Oręża, na tego Nieprzyjaciela, noszą Kurów podróżni.
SMOK jest także z Wężów rodzaju
trupow SENATOR ieden wywleczonych widząc y słysząc relacyą o ich śmierci, domyślił się, że to BAZYLISZKA Węża ma bydź sprawa. Uradzono w krotce Człeka, nazwiskiem Iana Pareusza na śmierć dekretowanego tam wpuścić, ktory zwierciadłami y skorą uzbroiwszy się, a oczy maszką, ręce orężem y pochodnią, do owey puścił się piwnicy: gdzie kąty lustruiąc, aż w drugiey piwniczce zawaloney znalazł tego zaboycę, śmiercią zabitego, w dziurze murowey, wyniosł ad spectaculum wszystkim, iako świadczy Chwałkowski in Singularibus Poloniae z czterma innemi Autorami. Z natury boi się koguta, dlatego w Afryce miasto Oręża, na tego Nieprzyiáciela, nosżą Kurow podrożni.
SMOK iest także z Wężow rodzaiu
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 596
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755