Dwa razy trapi/ we dnie w nocy boli/ Twe to gamratna/ sztuki/ Afrodyto Jak małej trochy miłości sowito/ Przypłacam teraz; za trochę żartować/ Rok pokutować. Lirycorum Polskich Pieśń VII. SUPLIKA Do Jej Mci Panny N. N. N.
I. IVtrzenka weszła/ słońce za nią wstaje/ Wkarocę rącze zaprzągszy swe konie/ Przyjemnym światłem/ już dzień biały daje/ A noc się kryje w wielkiej Matki łonie/ Ale znocą ma troska nie ustaje/ Ani opuści upał chore skronie/ Wróć mi MARYNO/ wroćmi zdrowie moja Lub mię zabiwszy/ pozbaw niepokoja.
II. Ja/ com Tatary z pochwałą i
Dwá rázy trapi/ we dnie w nocy boli/ Twe to gámrátna/ sztuki/ Aphrodyto Iák máłey trochy miłośći sowito/ Przypłacam teraz; zá trochę żártowáć/ Rok pokutowáć. Lyricorum Polskich PIESN VII. SVPPLIKA Do Iey Mći Pánny N. N. N.
I. IVtrzenká weszłá/ słońce zá nią wstáie/ Wkarocę rącze záprzągszy swe konie/ Przyięmnym świátłem/ iuż dźień biały dáie/ A noc się kryie w wielkiey Mátki łonie/ Ale znocą ma troská nie vstáie/ Ani opuśći vpał chore skronie/ Wroć mi MARYNO/ wroćmi zdrowie moiá Lub mię zábiwszy/ pozbaw niepokoiá.
II. Ia/ com Tatáry z pochwałą y
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 158
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Błonia (gdzie się na ten Wjazd gotował trzydni) Senator i Poseł Ekstra-Ordynaryiny Korony Szwedzkiej/ I. M. Pan Graf Steno Bielkie, przyjęty przed Miastem imieniem Ich M. M. P. P. Posłów Cudzoziemskich/ i Ich M. M. PP. Urzędników Wielkich Koronnych/ z których każdy wysłał przeciwko niemu Karocę/ miedży któremi pierwsze miała miejsce Karoca Królewska/ i w tej sam I. M. Pan Poseł wiezdzał do Miasta.
Dziś przyjechał Poseł Tatarski/ wyprawiony z Krymu/ o przyjezdzie tam I. M. Pana Szmelinga Posła I. K. Mci oznajmując/ od którego za tą okazją pierwsze listy odebrano.
W WARSZAWIE
Błoniá (gdźie się ná ten wiazd gotował trzydni) Senator y Poseł Extra-Ordinaryiny Korony Szwedzkiey/ I. M. Pan Graff Steno Bielkie, przyięty ṕrzed Miastem imieniem Ich M. M. P. P. Posłow Cudzoźiemskich/ y Ich M. M. PP. Vrzędnikow Wielkich Koronnych/ z ktorych każdy wysłał ṕrzećiwko niemu Károcę/ miedży ktoremi ṕierwsze miáłá mieysce Károcá Krolewska/ y w tey sam I. M. Pan Poseł wiezdzał do Miástá.
Dźiś przyiechał Poseł Tátárski/ wyṕráwiony z Krymu/ o ṕrzyiezdźie tám I. M. Páná Szmelingá Posłá I. K. Mći oznáymuiąc/ od ktorego zá tą okázyą ṕierwsze listy odebrano.
W WARSZAWIE
Skrót tekstu: MerkPol
Strona: 228
Tytuł:
Merkuriusz polski ordynaryjny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1661
Data wydania (nie później niż):
1661
raniusieńko na pałac tegoż Gąsiewskiego, hetmana swego, niedawno z niewoli moskiewskiej oswobodzonego i nic na siebie złego nie spodziewającego się, a zatym snadź i ludzi niewiele przy sobie dla obrony mającego, gwałtownie wpadli i śpiącego od boku prawie małżonki jego, ukazawszy mu ordynans Kotowskiego, bez wszelkiej dyskrecji i wrzkomo prośbę wzięli i w karocę jego własną, już przetym przez swoich zaprzężoną wsadziwszy, prędko jechać z sobą do Kobrynia kazali.
Opierał się nieco na to na prośbę hetman, ale postrzegłszy siły niemałe, którym wydołać nie mógł, niewinności swojej dufając, tudzież i wojskowej cnocie, którą oni mu poprzysięgali. Płakała małżonka, płakały dziatki jego, ale
raniusieńko na pałac tegoż Gąsiewskiego, hetmana swego, niedawno z niewoli moskiewskiej oswobodzonego i nic na siebie złego nie spodziewającego się, a zatym snadź i ludzi niewiele przy sobie dla obrony mającego, gwałtownie wpadli i śpiącego od boku prawie małżonki jego, ukazawszy mu ordynans Kotowskiego, bez wszelkiej dyskrecyi i wrzkomo prośbę wzięli i w karocę jego własną, już przetym przez swoich zaprzężoną wsadziwszy, prętko jechać z sobą do Kobrynia kazali.
Opierał się nieco na to na prośbę hetman, ale postrzegłszy siły niemałe, którym wydołać nie mógł, niewinności swojej dufając, tudzież i wojskowej cnocie, którą oni mu poprzysięgali. Płakała małżonka, płakały dziatki jego, ale
Skrót tekstu: JemPam
Strona: 326
Tytuł:
Pamiętnik dzieje Polski zawierający
Autor:
Mikołaj Jemiołowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1683 a 1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1683
Data wydania (nie później niż):
1693
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Dzięgielewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"DIG"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2000
perswazyją nic sprawić i on i jezuita nie mógł spowiednik), czterech żołnierzów, raczej katów na to subordynowanych, przystąpiło i każdy z nich pistolet mający nabity porządnie wraz do hetmana pod krucyfiksem klęczącego natarłszy, wraz też ognia w niego z tyłu dali i tamże pod krucyfiksem hetmana trupem położyli. A tę robótkę sprawiwszy ciało w karocę włożyli i przy tymże jezuicie spowiedniku ze wszystkim do Wilna i do żony nazad odesłali, a sami się do wojska pod Kobryń powrócili, gdzie zaraz od niewielu posłuszeństwa swego pochwałę, a tak daleko większej części wojska naganę tyraństwa swego odnieśli. Rok 1663
To gdy się w Litwie niecnotliwie stało, dali znać przez posłów do
perswazyją nic sprawić i on i jezuita nie mógł spowiednik), czterech żołnierzów, raczej katów na to subordynowanych, przystąpiło i każdy z nich pistolet mający nabity porządnie wraz do hetmana pod krucyfiksem klęczącego natarłszy, wraz też ognia w niego z tyłu dali i tamże pod krucyfiksem hetmana trupem położyli. A tę robótkę sprawiwszy ciało w karocę włożyli i przy tymże jezuicie spowiedniku ze wszystkim do Wilna i do żony nazad odesłali, a sami się do wojska pod Kobryń powrócili, gdzie zaraz od niewielu posłuszeństwa swego pochwałę, a tak daleko większej części wojska naganę tyraństwa swego odnieśli. Rok 1663
To gdy się w Litwie niecnotliwie stało, dali znać przez posłów do
Skrót tekstu: JemPam
Strona: 327
Tytuł:
Pamiętnik dzieje Polski zawierający
Autor:
Mikołaj Jemiołowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1683 a 1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1683
Data wydania (nie później niż):
1693
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Dzięgielewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"DIG"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2000
. To sprawiwszy, powróciłem się do rozsołowego Monarchy, którzy czołem uderzywszy za okazany fawor, kilka bareł duzych ofiarował mi Syren na post następujący dobrze przesalanych. T. Panie mój, wolę ja obrócznego śledzia, niżeli Syrenę. A i Amfitrita pewnie bez prezentu odjechać Wmci nie pozwalała. B. Wziąłem od niej Karocę z perłowej macice, z sześcią szkap morskich, w której odjechałem szczęśliwie do namiotów moich wojennych krwią zewsząd oblanych. T. Bankiet to był kosztowny, uczta wyśmienita, obaczym też i ten który rozkaże wystawić Imść Pan Pluton, a potym snadnie uważyć się będzie mogło, który z nich w domu uczciciel większy. B
. To spráwiwszy, powroćiłem się do rozsołowego Monárchy, ktorzy czołem vderzywszy zá okazány fawor, kilka báreł duzych ofiárował mi Syren ná post nástępuiący dobrze przesalánych. T. Pánie moy, wolę ia obrocznego śledźiá, niżeli Syrenę. A y Amphitritá pewnie bez prezentu odiecháć Wmći nie pozwaláłá. B. Wziąłem od niey Károcę z perłowey máćice, z sześćią szkap morskich, w ktorey odiechałem szczęśliwie do namiotow moich woiennych krwią zewsząd oblanych. T. Bánkiet to był kosztowny, vcztá wyśmienita, obaczym też y ten ktory roskaże wystáwić Imść Pan Pluton, á potym snádnie vważyć się będźie mogło, ktory z nich w domu vczćićiel większy. B
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 51
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
kociszu, dalej, dalej zacinaj, bo tu pewnie na despek, twej Paniej i twój tym większy, pokarmować nie myślę. Artofilaks tym barziej pocznie gębować, zwyczajem kocioszów Krakowskich odpowiadając surowie i ostro, że żadną miarą dalej viachać nie ma już woli. skąd ja zjęty będąc gniewem zapalczywości, porwawszy zadyszel Karocę rzuciełem tam do diabła i dalej, nad postanowienie naturalne, na sam wierzch łba Polusa Antarktyckiego, pospołu z kociszem, powracając w insze granice świata T. Bywajątakie przypadki i różne przyczyny dla których koniecznie albo odmienić, albo poniechac musiemy drogi. To takim sposobem pułnoc zostałabez siedmi gwiazd. Co poczną Marynarze, co nędzni
kociszu, dáley, dáley záćinay, bo tu pewnie ná despek, twey Pániey y twoy tym większy, pokármowáć nie myślę. Artofiláx tym bárziey pocznie gębowáć, zwyczaiem kocioszow Krákowskich odpowiádáiąc surowie y ostro, że żadną miárą dáley viácháć nie ma iuż woli. zkąd ia zięty będąc gniewem zápálczywośći, porwawszy zádyszel Károcę rzućiełęm tám do diabłá y dáley, nád postánowienie náturálne, ná sam wierzch łbá Polusá Antárktyckiego, pospołu z koćiszem, powracáiąc w insze gránice świátá T. Bywáiątákie przypadki y rożne przyczyny dla ktorych koniecznie álbo odmienić, álbo poniechác muśiemy drogi. To tákim sposobem pułnoc zostáłábez śiedmi gwiazd. Co poczną Márynarze, co nędzni
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 85
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
, tak srogi, tak okrutny, tak straśliwy, tak Tyrański wzrok mój, iż Słońce wynurzone za Ganges Rzeki, gdy poczęło pozłacać promieniem swym, gór najwyższych wierzchy, chcąc osuszyć połyskujące siękrople nakształt pereł kosztownych, z kwiateczków wonnością ozdobnionych, drzeć surowością cery mej zatrwozone poczęło, konie jego przestraszone, pod złocistą podpadły Karocę, żadną miarą niechcąc bieżeć torem, przez Ekliptikę słoneczną jako byli zwykli. T. Koń lękliwy i pod wierzch, i do cugu, (jako słyszę) niewczesny. B. Zatrwozony, oraz zagniewany Foebus, poczniesz raz wstargiwać lecami, raz po;puszczać Wodzy złocistych, Woźnikom złocistej Karocy, a one to
, ták srogi, ták okrutny, ták stráśliwy, ták Tyráński wzrok moy, iż Słonce wynurzone zá Gánges Rzeki, gdy poczęło pozłacać promieniem swym, gor naywyzszych wierzchy, chcąc osuszyć połyskuiące siękrople nákształt pereł kosztownych, z kwiateczkow wonnośćią ozdobnionych, drzeć surowośćią cery mey zátrwozone poczęło, konie iego przestrászone, pod złoćistą podpádły Károcę, żadną miárą niechcąc bieżeć torem, przez Ekliptikę słoneczną iáko byli zwykli. T. Koń lękliwy y pod wierzch, y do cugu, (iáko słyszę) niewczesny. B. Zátrwozony, oraz zagniewány Phoebus, poczniesz raz wstargiwáć lecámi, raz po;puszczáć Wodzy złoćistych, Woźnikom złocistey Károcy, á one to
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 108
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
. Piana z paszczęk i nozdrzy wypadająca, smokowatych woźników. T. Insza niż mydło Damasceńskie, Weneckie, Geniuryskie, Konstantynopolskie, Barskie. B. Po odmienieniu koszule, postrzegę grono Ludzi poważnych, i z pojrzenia samego poszanowania godnych, którzy oddawszy należytą reverencją i salue, zdumieli się w podziwieniu głębokim, widząc Osobę BoHatyrską karocę, Bellonę, i zapocone gadzinowate Woźniki, tak mówię w głębokim po- dziwieniu, żem rzec musiał pytając czemuby się dziwowali i co są za Ludzie? Na co odpowiadając rzekli, tąsmy prawi Astrologowie, Filozofowie i Magowie którzy szperamy, szukamy, wyrozumiewamy i dochodzimy prawdziwej cnoty w rzeczach. T. Ich ci też
. Piáná z pászczęk y nozdrzy wypadáiąca, smokowátych woznikow. T. Insza niż mydło Dámáscenskie, Weneckie, Geniuriskie, Konstántinopolskie, Bárskie. B. Po odmienieniu koszule, postrzegę grono Ludźi powaznych, y z poyrzenia sámego poszánowánia godnych, ktorzy oddawszy nalezytą reverentią y salue, zdumieli się w podziwieniu głębokim, widząc Osobę BoHátyrską károcę, Bellonę, y zápocone gádźinowáte Wozniki, ták mowię w głębokim po- dźiwieniu, żem rzec muśiał pytáiąc czemuby się dźiwowáli y co są zá Ludźie? Na co odpowiadáiąc rzekli, tąsmy práwi Astrologowie, Philosophowie y Mágowie ktorzy szperamy, szukamy, wyrozumiewamy y dochodźimy prawdźiwey cnoty w rzeczách. T. Ich ći też
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 160
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
kąd ma prognostyk opatrzności Nieba Ze z żoną dziećmi dość będzie miał chleba.
Już się też sierpy, kosy przytępiły Już tylko ściernia stoją na kształt szczeci, Ledwieby młodą kuropatwę skryły, Przepiórkę widać gdzie padnie, z kąd leci, Chrościel umyka chyłkiem zdjęty strachem, Bojąc się zdrady pod słomianym dachem. Widać zdaleka karocę złocistą Blaskiem słonecznym otoczoną w koło, Czy sferę, czyli kometę ognistą, Lwy Afrykańskie prowadzą wesoło, Trząsając grzywy znak dają pokoju, Ze Panią chleba wiożą a nie boju. Spuszczają co raz tę Machinę bliżej Z jasnych Obłoków, już ku ziemi mierzy, I gdy już stanąć niepotrafi niżej, Kilką Piorunów Jupiter
kąd ma prognostyk opátrzności Niebá Ze z żoną dziećmi dość będzie miał chleba.
Już się też sierpy, kosy przytępiły Już tylko ściernia stoią ná ksztáłt szczeći, Ledwieby młodą kuropátwę skryły, Przepiorkę widać gdzie pádnie, z kąd leci, Chrościel umyka chyłkiem zdięty stráchem, Boiąc się zdrády pod słomianym dáchem. Widać zdáleka károcę złocistą Bláskiem słonecznym otoczoną w koło, Czy sferę, czyli kometę ognistą, Lwy Affrykańskie prowádzą wesoło, Trząsaiąc grzywy znák daią pokoju, Ze Pánią chleba wiożą á nie boju. Spuszczaią co raz tę Machinę bliżey Z iasnych Obłokow, iuż ku zięmi mierzy, Y gdy iuż stánąć niepotrafi niżey, Kilką Piorunow Jupiter
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 110
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
żywo biegło przed nami i za nami, żeśmy się przez nie, jak przez wojsko jakie przebijać musieli. Dziękowaliśmy potem Panu Bogu, żeśmy z całą skórą do gospody się dostali. Bacząc co się z nami działo królewic imć niechciał się odważyć na pieszą przechadzkę, ale skoro po obiedzie, wsiadłszy w karocę jechał drogą niezwyczajną po zamurzu, ucho-
dząc ciżby, której przecię i tak dosyć było, aż ją słudzy miejscy odganiać musieli. I był naprzód w kościele trzech królów: relikwie tam sławne widział. Potem był w domu miejskim, widzieć ich antiquitates, gdzie kolacją nagotowaną zastał, i trochę się rinfreszkował, nim stamtąd odszedł
żywo biegło przed nami i za nami, żeśmy się przez nie, jak przez wojsko jakie przebijać musieli. Dziękowaliśmy potém Panu Bogu, żeśmy z całą skórą do gospody się dostali. Bacząc co się z nami działo królewic jmć niechciał się odważyć na pieszą przechadzkę, ale skoro po obiedzie, wsiadłszy w karocę jechał drogą niezwyczajną po zamurzu, ucho-
dząc ciżby, któréj przecię i tak dosyć było, aż ją słudzy miejscy odganiać musieli. I był naprzód w kościele trzech królów: relikwie tam sławne widział. Potém był w domu miejskim, widzieć ich antiquitates, gdzie kolacyą nagotowaną zastał, i trochę się rinfreszkował, nim stamtąd odszedł
Skrót tekstu: PacOb
Strona: 49
Tytuł:
Obraz dworów europejskich
Autor:
Stefan Pac
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1624 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef Kazimierz Plebański
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zygmunt Schletter
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1854