grad i wicher barzo popędliwy. Na górze pełno było katów, co wieszali ludzie na szubienicach, palach; ci trzymali
haki i widły ostre, którymi ciągnęli dusze wzbraniające się: które raz wepchnęli w ogień srogi, gdzie były, o, jak rozpalone, drugi raz w zimno ciężkie, gdzie były zmrożone. «Tą katownią – rzekł Anioł – bywają karani ludzie wiarę łamiący, zdrajcami nazwani». Potym przyszli nad przepaść, ta była straszliwa, ciemna, jakby bezdenna, o, jako brzydliwa, gdyż z niej smrody siarczyste, trupie wypadały, tak ciężkie, zaraźliwe, że się jak nic zdały męki one, co przedtym już były widziane
grad i wicher barzo popędliwy. Na górze pełno było katów, co wieszali ludzie na szubienicach, palach; ci trzymali
haki i widły ostre, którymi ciągnęli dusze wzbraniające się: które raz wepchnęli w ogień srogi, gdzie były, o, jak rozpalone, drugi raz w zimno ciężkie, gdzie były zmrożone. «Tą katownią – rzekł Anioł – bywają karani ludzie wiarę łamiący, zdrajcami nazwani». Potym przyszli nad przepaść, ta była straszliwa, ciemna, jakby bezdenna, o, jako brzydliwa, gdyż z niej smrody siarczyste, trupie wypadały, tak ciężkie, zaraźliwe, że się jak nic zdały męki one, co przedtym już były widziane
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 90
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
to wszystko wycierpieć, niż zabój na zabój, samobójstwem kupić. Przeklinaj WMPan moję pamiątkę w swoim sercu, godzienem tego, lecz światu mojej hańby nie wyjawiaj. Jestem dosyć skarany, że Mariannę i jej poważnych mam opuścić przy- jaciół. Udam się znowu na wojnę. Podobno, że zaraz życię utracę, które mi jest katownią. Moja zostawiona fortuna Mariannie ma należeć. Niech Bóg WMPanu tę przyjaźń nadgrodzi, którąś mi w mojej wyświadczył chorobie. Lecześ ją wyrodkowi ludzkiemu wyświadczył. Niegodzienem, żebyś mię żałował. Ach nieszczęśliwa Marianno! PRZYPADKI
Dormund uszedł, żeśmy nie wiedzieli dokąd. Marianna nasza w prawdziwą wpadła melancholią. Płakiwała we dnie
to wszystko wyćierpieć, niż zaboy na zaboy, samoboystwem kupić. Przeklinay WMPan moię pamiątkę w swoim sercu, godzienem tego, lecz światu moiey hańby nie wyiawiay. Jestem dosyć skarany, że Maryannę i iey poważnych mam opuścić przy- iaćioł. Udam śię znowu na woynę. Podobno, że zaraz żyćię utracę, ktore mi iest katownią. Moia zostawiona fortuna Maryannie ma należeć. Niech Bog WMPanu tę przyiazń nadgrodźi, ktorąś mi w moiey wyświadczył chorobie. Lecześ ią wyrodkowi ludzkiemu wyświadczył. Niegodzienem, żebyś mię załował. Ach nieszczęśliwa Maryanno! PRZYPADKI
Dormund uszedł, żeśmy nie wiedzieli dokąd. Maryanna nasza w prawdziwą wpadła melancholią. Płakiwała we dnie
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 68
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
m jest Króla Mousellu jeden Dziedzic w Ródzie, Ojciec mój da ci okup za życie w nadgrodzie. Turman: Jako? tyś Binortoka Syn? jeszcze jedyny? Tyrana, co nas gnębi bez żadnej przyczyny, Kontent jestem, tym sroższe cierpieć będziesz męki, Zginiesz marnie, jak giniem z Ojca twego ręki. Niech katownią, gotują, tortury i miecze, Żelaza, kleszcze, niech go ogień spodem piecze. Rozbójnik: Odwlecz swój impet Panie, inszy cię los trzyma, Równy temu idzie łup widziałem oczyma, W wielkiej liczbie dostatki, lecz się spieszyć trzeba. Turman: Chwała BOGU, dostaniem sobie kawał chleba. Przywiążcież Królewicza
m iest Krola Mousellu ieden Dźiedźic w Rodźie, Oyciec moy da ci okup za życie w nadgrodźie. Turman: Iako? tyś Binortoka Syn? ieszcze iedyny? Tyrana, co nas gnębi bez żadney przyczyny, Kontent iestem, tym sroższe cierpieć będźiesz męki, Zginiesz marnie, iak giniem z Oyca twego ręki. Niech katownią, gotuią, tortury y miecze, Zelaza, kleszcze, niech go ogień spodem piecze. Rozboynik: Odwlecz swoy impet Panie, inszy cię los trzyma, Rowny temu idźie łup widźiałem oczyma, W wielkiey liczbie dostatki, lecz się spieszyć trzeba. Turman: Chwała BOGU, dostaniem sobie kawał chleba. Przywiążcież Krolewica
Skrót tekstu: RadziwiłłowaFRozum
Strona: B
Tytuł:
Sędzia od rozumu odsądzony
Autor:
Franciszka Urszula Radziwiłłowa
Miejsce wydania:
Żółkiew
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
miecz nad szyją wiszący Strachu i trwogi więcej/ jako kto się czuje W czym nie mając przenigdy wolnego sumnienia. O jak tam częsta trwoga/ jaki tam niepokój/ Gdy drugi cienia swego boi się/ mniemając Że to już wie wszystek świat/ co gdzie cicho zrobił. Stanie sumnienie za bicz/ za hak/ za katownią Niewiem jaką/ za rózgi/ za proby/ i wszystkie Męki. Stanie za wszystkich Katów/ i Tyranów. Nie dziwować się jednak/ gdy kto nie uważa W młodych leciech/ co to jest. Lata go omówią/ Dzieciuch nie myśli tylko o pile/ o cydze/ Ograniu/ Kozłowaniu/ i próżnych zabawach.
miecz nád szyią wiszący Stráchu y trwogi więcey/ iáko kto się czuie W czym nie máiąc przenigdy wolnego sumnienia. O iak tam częsta trwoga/ iáki tam niepokoy/ Gdy drugi ćienia swego boi się/ mniemáiąc Że to iusz wie wszystek świát/ co gdźie ćicho zrobił. Stanie sumnienie zá bicz/ zá hak/ zá katownią Niewiem iáką/ zá rozgi/ zá proby/ y wszystkie Męki. Stanie zá wszystkich Katow/ y Tyranow. Nie dźiwowáć się iednak/ gdy kto nie vważa W młodych lećiech/ co to iest. Latá go omowią/ Dźiećiuch nie myśli tylko o pile/ o cydze/ Ograniu/ Kozłowániu/ y prożnych zabáwách.
Skrót tekstu: OpalKSat1650
Strona: 67
Tytuł:
Satyry albo przestrogi do naprawy rządu i obyczajów w Polszcze
Autor:
Krzysztof Opaliński
Miejsce wydania:
Amsterdam
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Obronną ręką ustępując z niego. Prawda to żeśmy miejsca ostradali/ Aleśmy dobrze zguby wetowali: Przeciwny naród dostał się nam w ręce/ I trzymamy go w niewoli/ i męce. IV. Gdzie bez przestanku będziem się pastwili/ I zguby swojej na nich dochodzili. Będziem ognistą chłostą dusze siekli/ I niewytrwaną katownią je piekli. Pomsta krzywd naszych mieć nie będzie końca/ Pierwej jasnego niebo zbędzie słońca: A nasze wcale zostanie karanie/ Wiek wiekom wiecznie/ póki Boga stanie: Pochodnia
V. Będziem dbać o się/ i mieć się na pieczy/ I poszłyby nam nienagorzej rzeczy: Ale nikt tego podobno nie rzecze/
Obronną ręką vstępuiąc z niego. Prawdá to żesmy mieyscá ostrádali/ Alesmy dobrze zguby wetowáli: Przećiwny narod dostał sie nam w ręce/ Y trzymamy go w niewoli/ y męce. IV. Gdzie bez przestánku będziem sie pastwili/ Y zguby swoiey ná nich dochodzili. Będziem ognistą chłostą dusze śiekli/ Y niewytrwáną kátownią ie piekli. Pomstá krzywd nászych mieć nie będzie końca/ Pierwey iásnego niebo zbędzie słońcá: A násze wcále zostánie karánie/ Wiek wiekom wiecznie/ poki Bogá stanie: Pochodniá
V. Będziem dbáć o się/ y mieć się ná pieczy/ Y poszłyby nam nienagorzey rzeczy: Ale nikt tego podobno nie rzecze/
Skrót tekstu: TwarKPoch
Strona: B3v
Tytuł:
Pochodnia miłości bożej
Autor:
Kasper Twardowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628