rata! Biegaj dziewczyno w skok do pana brata. Ej stojcież, panie! Nie bijcie mi siostry, Bo o jej krzywdę mam ja pałasz ostry. 712. Biedy podrożne.
Zabłądziłem nieborak, barzo w ciemnej nocy, Deszcz mię siecze pospołu z śniegiem w same oczy. Konie oba ustały, drygancik i z klaczą, Żona chora i zrzędzi, dzieci barzo płaczą. Ulgnąłem w srogim błocie, koło się złamało, Bartek od koni uciekł, mnie już sił nie stało, Sam tylko woz dźwigając, a jeszcze bez drąga, Głodnym jak pies, na strawę nie mam i szeląga A przed trwogami trzeba uchodzić co prędzej.
rata! Biegaj dziewczyno w skok do pana brata. Ej stojcież, panie! Nie bijcie mi siostry, Bo o jej krzywdę mam ja pałasz ostry. 712. Biedy podrożne.
Zabłądziłem nieboras, barzo w ciemnej nocy, Deszcz mię siecze pospołu z śniegiem w same oczy. Konie oba ustały, drygancik i z klaczą, Żona chora i zrzędzi, dzieci barzo płaczą. Ulgnąłem w srogim błocie, koło się złamało, Bartek od koni uciekł, mnie już sił nie stało, Sam tylko woz dźwigając, a jeszcze bez drąga, Głodnym jak pies, na strawę nie mam i szeląga A przed trwogami trzeba uchodzić co prędzej.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 458
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
wapnem — troska, kamieniem — kłopoty. Jam w tym ogrodzie przedniejszym kopaczem, Ja wsiawszy moję tęsknicę i płaczem Skropiwszy, orzę skały twardej Tatry, Wisłę uprawiam i żnę płonę wiatry. NA KLACZ HISZPAŃSKĄ
Nie mają takiej andaluskie stada, Byłaby takiej Asturia rada, Nie pasie takiej napolska murawa, Jaką się klaczą przechwala Warszawa. Hiszpańska-ć wprawdzie chodem i nazwiskiem, Ale się w kraju rodziła nam bliskiem I słusznie Polska będzie tym chełpliwa, Że jej córką jest klacz tak urodziwa. Znaczne w niej kształtu wizerunki wszelkie: Głowa niewielka i uszy niewielkie, Oczy wypukłe, wesołe pojrzenie, I kłus wspaniały, i żywe chodzenie, Pierś —
wapnem — troska, kamieniem — kłopoty. Jam w tym ogrodzie przedniejszym kopaczem, Ja wsiawszy moję tęsknicę i płaczem Skropiwszy, orzę skały twardej Tatry, Wisłę uprawiam i żnę płonę wiatry. NA KLACZ HISZPAŃSKĄ
Nie mają takiej andaluskie stada, Byłaby takiej Asturyja rada, Nie pasie takiej napolska murawa, Jaką się klaczą przechwala Warszawa. Hiszpańska-ć wprawdzie chodem i nazwiskiem, Ale się w kraju rodziła nam bliskiem I słusznie Polska będzie tym chełpliwa, Że jej córką jest klacz tak urodziwa. Znaczne w niej kształtu wizerunki wszelkie: Głowa niewielka i uszy niewielkie, Oczy wypukłe, wesołe pojrzenie, I kłus wspaniały, i żywe chodzenie, Pierś —
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 10
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ciało powozu Posprzągaj z mojej rady te konie do wozu: Wprzód Pyrois ognisty, Eous błyszczący, Eton rozpalony i Flegon gorący, Którymi słońce wozi Febus uzłocony, Mogą w tym wozie ciągnąć, i z nimi sprzężony Pegazus, który ze krwie Meduzy wyskoczył I zdrój parnaski Muzom kopytem wytoczył; I córka Chironowa, co się klaczą stała, Gdy się duchem prorockim nazbyt pisać chciała; I Neptunus w tym kształcie, w którym urodziwą Zwiódł matkę zbóż, końską się otoczywszy grzywą, Albo w tym, w jakim, bóstwo złożywszy na stronę, Napełnił rączolotnym Pegazem Gorgonę; I Saturn w tej postaci, w której gładką zwodził Driadę i mądrego Filiryda spłodził
ciało powozu Posprzągaj z mojej rady te konie do wozu: Wprzód Pyrois ognisty, Eous błyszczący, Aeton rozpalony i Flegon gorący, Którymi słońce wozi Febus uzłocony, Mogą w tym wozie ciągnąć, i z nimi sprzężony Pegazus, który ze krwie Meduzy wyskoczył I zdrój parnaski Muzom kopytem wytoczył; I córka Chironowa, co się klaczą stała, Gdy się duchem prorockim nazbyt pisać chciała; I Neptunus w tym kształcie, w którym urodziwą Zwiódł matkę zbóż, końską się otoczywszy grzywą, Albo w tym, w jakim, bóstwo złożywszy na stronę, Napełnił rączolotnym Pegazem Gorgonę; I Saturn w tej postaci, w której gładką zwodził Dryjadę i mądrego Filiryda spłodził
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 136
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
zima barzo mroźna i długa. Śniegi były wielkie, ptastwo i zające marzły, ludzie także marzli, ziemia się padała. Trafił mi się też taki przypadek: jadąc z Rasny do Mińska, wyjechałem już późno z Szereszewa, na dalszy ciągnąc nocleg. Minąwszy Przedzielsk a nie dojeżdżając Leżajki, nadjechałem sanie z klaczą stojące i człeka chłopa na nich leżącego, którego gdy dobudzić moje ludzie nie mogli ani, jak skurczony spał, rozprostować, rozumieli, że zmarzły. Kazałem jednemu z moich ludzi wsiąść na sanie i wieźć tego człeka za mną. Przyjechałem do karczemki we wsi Leżajce będącej. Kazałem tegoż chłopa, jako
zima barzo mroźna i długa. Śniegi były wielkie, ptastwo i zające marzły, ludzie także marzli, ziemia się padała. Trafił mi się też taki przypadek: jadąc z Rasny do Mińska, wyjechałem już późno z Szereszewa, na dalszy ciągnąc nocleg. Minąwszy Przedzielsk a nie dojeżdżając Leżajki, nadjechałem sanie z klaczą stojące i człeka chłopa na nich leżącego, którego gdy dobudzić moje ludzie nie mogli ani, jak skurczony spał, rozprostować, rozumieli, że zmarzły. Kazałem jednemu z moich ludzi wsieść na sanie i wieźć tego człeka za mną. Przyjechałem do karczemki we wsi Leżajce będącej. Kazałem tegoż chłopa, jako
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 153
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
, upodobawszy sobie z urody żonę Partenika podściwą, a będąc ku niej żądzą zapalony szpetną, i nie mogąc inaczej jej użyć. przekupił Czarnoksiężnika jednego, aby albo jej serce ku sobie skłonił, albo mężowi ją obrzydził. Czarownik tedy oczy patrzących, i samego jej męża tak omamił, i zaraził, iż się żona owa klaczą zdawała, nic nie jadła przez trzy dni, co męża ciężko utrapiło. Więc się udał z żoną O Magii albo Czanoksiestwie.
ouzdaną (tak się mężowi zdawało) do Z. Makarego na puszczę którą mąż Boży widział prawą białogłową, i jak tylko ją wodą polał święconą na głowie, wszytkim się pokazała białogłową, nie
, upodobawszy sobie z urody żonę Partenika podściwą, a będąc ku niey żądzą zapalony szpetną, y nie mogąc inaczey iey użyć. przekupił Czarnoksiężnika iednego, áby albo iey serce ku sobię skłonił, álbo mężowi ią obrzydził. Czarownik tedy oczy patrzących, y samego iey męża tak omamił, y zaraził, iż się żona owa klaczą zdawała, nic nie iadła przez trzy dni, co męża ciężko utrapiło. Więc się udał z żoną O Magii albo Czanoksiestwie.
ouzdaną (ták się mężowi zdawało) do S. Mákarego na puszczę ktorą mąż Boży widział prawą białogłową, y iak tylko ią wodą polał swięconą na głowie, wszytkim się pokazała białogłową, nie
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 229
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
zdawała, nic nie jadła przez trzy dni, co męża ciężko utrapiło. Więc się udał z żoną O Magii albo Czanoksiestwie.
ouzdaną (tak się mężowi zdawało) do Z. Makarego na puszczę którą mąż Boży widział prawą białogłową, i jak tylko ją wodą polał święconą na głowie, wszytkim się pokazała białogłową, nie klaczą. A to się jej trafiło na ukaranie, za nieczęste do Kościoła, i do Stołu Pańskiego chodzenie, jako jej wymówił Święty Pustelnik.
Bazyliusz Czarnoksiężnik żyjący około Roku 520 gdy Czarnoksiężników palono w Rzymie, uciekł do Waleryj do Klasztoru Z. E wicjusza Opata, tam diabłem nie Mnichem być poznany, gdyż w Panieńskim Klasztorze
zdawała, nic nie iadła przez trzy dni, co męża ciężko utrapiło. Więc się udał z żoną O Magii albo Czanoksiestwie.
ouzdaną (ták się mężowi zdawało) do S. Mákarego na puszczę ktorą mąż Boży widział prawą białogłową, y iak tylko ią wodą polał swięconą na głowie, wszytkim się pokazała białogłową, nie klaczą. A to się iey trafiło na ukaranie, zá nieczęste do Kościoła, y do Stołu Pańskiego chodzenie, iako iey wymowił Swięty Pustelnik.
Bazyliusz Czarnoksiężnik żyiący około Roku 520 gdy Czarnoksiężnikow pálono w Rzymie, uciekł do Waleryi do Klasztoru S. E wicyusza Opátá, tám diabłem nie Mnichem być poznány, gdyż w Pánieńskim Klásztorze
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 230
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
też obciąć, i mnogość gałęzi. I to obserwować należy, żeby naprzykład jabłoń w jabłoń nie w gruszę, gruszę w gruszę nie w jabłoń w szczepić, co u żydów zwało by się trejfe, a naruralnie rzadko się przyjmują, dla odmiennej natury, albo się każą jak pomieszane plemienia, naprzykład osła z klaczą; ani też żywność dana bywa latorośli, gdyż grusza chudej konstytucyj. Sadzą też latorośl w swój własny O Ekonomice, mianowicie o Drzewach.
pniak, a tak smaczniejszy owoc, bo się sok odnawia spadający już na dół w pniaku, nie do góry idący jak pierwej, i łący się z sokiem spodnim znowu, i
też obciąć, y mnogość gałęzi. I to obserwować należy, żeby naprzykład iabłoń w iabłoń nie w gruszę, gruszę w gruszę nie w iabłoń w szczepić, co u żydow zwało by się treyfe, a naruralnie rzadko się przyimuią, dla odmienney natury, albo się każą iak pomieszane plemienia, naprzykład osła z klaczą; ani też żywność dana bywa latorośli, gdyż grusza chudey konstytucyi. Sadzą też latorośl w swoy własny O Ekonomice, mianowicie o Drzewach.
pniak, á tak smacznieyszy owoc, bo się sok odnawia spadaiący iuż na doł w pniaku, nie do gory idący iak pierwey, y łączy się z sokiem spodnim znowu, y
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 377
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
P. vita 31. S. Piamonis. Komunia. Przykład II. Przez czary niewiasta/ iż rzadko Komunikowała/ w klaczę się przemieniła. 118.
Egipcjan niejaki pożądał uczciwej białejgłowy mężatki; a nie mogąc żadną rzeczą zwalczyć stateczności jej/ uciekł się do czarownika/ żeby ją ohydził mężowi/ i uczynił że się zdała klaczą. Widząc to tedy mąż jął płakać i narzekać: mówił do niej nic nie odpowiadała/ dawał jeśdź nic nie jadała/ ani siana jako bydlę/ ani chleba jako człowiek. Prosił Kapłanów ale mu nic nie poradzili. I tak przez trzy dni nic nie jadła: Naostatek aby był uwielbiony Pan Bóg i pokazała się
P. vita 31. S. Piamonis. Communia. PRZYKLAD II. Przez czáry niewiástá/ iż rzadko Communikowáłá/ w kláczę sie przemieniłá. 118.
EGypcyan nieiáki pożądał vczćiwey białeygłowy mężátki; á nie mogąc żadną rzeczą zwalczyć státecznośći iey/ vćiekł sie do czárowniká/ żeby ią ohydźił mężowi/ y vczynił że sie zdáłá klaczą. Widząc to tedy mąż iął płákáć y nárzekáć: mowił do niey nic nie odpowiádáłá/ dawał ieśdź nic nie iadáłá/ áni sianá iáko bydlę/ áni chlebá iáko człowiek. Prośił Kápłanow ále mu nic nie poradźili. Y ták przez trzy dni nic nie iádłá: Náostátek aby był vwielbiony Pan Bog y pokazáłá sie
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 120
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
jest/ ale się w klaczę obróciła. Oni powiedzieli to świętemu w komorze się modlącemu/ i objawił mu Pan Bóg co było. Odpowiedział tedy braciej i rzekł: Konie wy sami jesteście/ co końskie oczy macie. Ta/ jestci niewiasta/ i nie jest przemieniona/ ale się tylko oczom które się mylą zda być klaczą. A poświęciwszy olej/ kazał ją pomazać/ i modlił się nad nią. A zaraz pokazała się być białągłową. Kazał jej dać jeśdź/ i odprawił ich wielkie dzięki oddających Bogu. I przykazał jej mówiąc: Nigdy nie opuszczaj Komunii boć się to dla tego przytrafiło/ żeś przez pięć Niedziel nie przystępowała.
iest/ ále sie w klácżę obroćiłá. Oni powiedźieli to świętemu w komorze sie modlącemu/ y obiáwił mu Pan Bog co było. Odpowiedźiał tedy bráćiey y rzekł: Konie wy sámi iesteśćie/ co końskie oczy maćie. Tá/ iestći niewiástá/ y nie iest przemieniona/ ále sie tylko oczom ktore sie mylą zda bydź kláczą. A poświęćiwszy oley/ kazał ią pomázáć/ y modlił sie nád nią. A záraz pokazáła sie bydź białągłową. Kazał iey dáć ieśdź/ y odpráwił ich wielkie dźięki oddáiących Bogu. Y przykazał iey mowiąc: Nigdy nie opusczay Communiey boć sie to dla tego przytráfiło/ żéś przez pięć Niedźiel nie przystępowáłá.
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 120
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
szatan omamic nie mógł. białagłowa abowiem niektóra/ gdy niechciała zezwolić młodzieńcowi jednemu na cudzołóstwo: rozgniewany młodzieniec/ udał się do Żyda czarownika/ o pomstę go prosząc/ który ją czarami swymi obrócił w klaczę. To obrócenie nie było prawdziwe/ ale tylko iż w oczach swych i patrzących na nie/ zdała się być klaczą. Gdy tedy była przyprowadzona do ś, Makarego/ nie mógł szatan tego sprawić/ żeby był zmysły Makarego ś, zmamił/ jako inszych ludzi/ a to dla jego świątobliwści/ bo ją on niewiastą być widział/ a nie klaczą. Wybawił ją potym modlitwami swymi od onego omamienia/ powiedziawszy że się to jej przydało
szatan omamic nie mogł. białagłowá ábowiem niektora/ gdy niechciałá zezwolić młodźieńcowi iednemu ná cudzołostwo: rozgniewány młodźieniec/ vdał sie do Zydá czárowniká/ o pomstę go prosząc/ ktory ią cżárámi swymi obroćił w kláczę. To obrocenie nie było prawdźiwe/ ále tylko iż w oczách swych y pátrzących ná nie/ zdáłá sie bydź klácżą. Gdy tedy byłá przyprowádzoná do ś, Mákárego/ nie mogł szátan tego spráwić/ żeby był smysły Mákárego ś, zmamił/ iáko inszych ludźi/ á to dla iego świątobliwśći/ bo ią on niewiástą być widźiał/ á nie klácżą. Wybáwił ią potym modlitwámi swymi od onego omamienia/ powiedźiawszy że sie to iey przydało
Skrót tekstu: SpInZąbMłot
Strona: 91
Tytuł:
Młot na czarownice
Autor:
Jacob Sprenger, Heinrich Institor
Tłumacz:
Stanisław Ząbkowic
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
magia, obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614