boleje, Zgadni. Gdy się dostanie psom, wypadszy z knieje. A pies kiedy, zwłaszcza ów głodny, suchy, chudy? Gdy patrzy na skopowe u rzeźnika udy. 492. BONASUS
Nie lada czego się ten pewnie zlęknie golec, Wżdy przed najmniejszą zwadą wprzód idzie na stolec: Tak go czyście natura haruje kolerą, Czego by ledwie doktor dokazał krysterą. Tak jednym podczas gniewu, drugim podczas strachu, Choć różne afekcyje, gówno na szylwachu. Bonasus dziki to zwierz; ten, psów widząc siłu, Ucieka, a gdy mu już dopadają tyłu, Puszcza gnój, jako mogą gorące być wary: Tym i charty, i rącze
boleje, Zgadni. Gdy się dostanie psom, wypadszy z knieje. A pies kiedy, zwłaszcza ów głodny, suchy, chudy? Gdy patrzy na skopowe u rzeźnika udy. 492. BONASUS
Nie leda czego się ten pewnie zlęknie golec, Wżdy przed najmniejszą zwadą wprzód idzie na stolec: Tak go czyście natura haruje kolerą, Czego by ledwie doktor dokazał krysterą. Tak jednym podczas gniewu, drugim podczas strachu, Choć różne afekcyje, gówno na szylwachu. Bonasus dziki to zwierz; ten, psów widząc siłu, Ucieka, a gdy mu już dopadają tyłu, Puszcza gnój, jako mogą gorące być wary: Tym i charty, i rącze
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 403
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
nie strzymam, rwać go pewnie będę, Aż ci tarcz wydrę, aż ci na garle usiędę”. Odpowie mu Mandrykard, przykro rozgniewany: Choćbyś ty i on Mars beł, w diament ubrany, Nie zabronicie miecza nosić mi dobrego Przy inszej jasnej zbroi Hektora wielkiego”.
LXIII.
Tak rzekł, gorącą wewnątrz kolerą ruszony, A potem Gradasowi pięścią wymierzony Zadał ciężki policzek, iż z prawice jego Wypadł miecz najkochańszy Orlanda zacnego. Ten, co się nie spodziewał i nie wierzył temu, By tak głupio miał się dać uwieść drugi swemu Gniewowi, stał na razie i miecza pozbywa, Który Mandrykard zaraz z ochotą porywa.
LXIV.
Srogiej
nie strzymam, rwać go pewnie będę, Aż ci tarcz wydrę, aż ci na garle usiędę”. Odpowie mu Mandrykard, przykro rozgniewany: Choćbyś ty i on Mars beł, w dyament ubrany, Nie zabronicie miecza nosić mi dobrego Przy inszej jasnej zbroi Hektora wielkiego”.
LXIII.
Tak rzekł, gorącą wewnątrz kolerą ruszony, A potem Gradasowi pięścią wymierzony Zadał ciężki policzek, iż z prawice jego Wypadł miecz najkochańszy Orlanda zacnego. Ten, co się nie spodziewał i nie wierzył temu, By tak głupio miał się dać uwieść drugi swemu Gniewowi, stał na razie i miecza pozbywa, Który Mandrykard zaraz z ochotą porywa.
LXIV.
Srogiej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 336
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
śluby łamie Bogu, winy.
V.
Świętych słów i poważnej pustelnika mowy Nie mógł już dalej słuchać pohaniec surowy; Widzi, iż darmo, aby przestał, zakazuje, Bo mnich śmiały w swych naukach dalej postępuje. Widzi, jak przedsięwzięciu jego jawnie szkodzi, Przymierza nie chce, swego upornie dowodzi. Ręce podniósł, kolerą wściekłą rozpalony, I oraz wyrwał z brody siwej włosy ony. PIEŚŃ XXIX.
VI.
Potem go niesłychana furia ruszyła I katem krwie niewinnej chciwem uczyniła: Porwał mnicha za nogi, którem cztery razy Obrócił nie bez znacznej na zdrowiu obrazy I ku morzu rzucił niem, że ja już sam mało Wiedzieć mogę, co z
śluby łamie Bogu, winy.
V.
Świętych słów i poważnej pustelnika mowy Nie mógł już dalej słuchać pohaniec surowy; Widzi, iż darmo, aby przestał, zakazuje, Bo mnich śmiały w swych naukach dalej postępuje. Widzi, jak przedsięwzięciu jego jawnie szkodzi, Przymierza nie chce, swego upornie dowodzi. Ręce podniósł, kolerą wściekłą rozpalony, I oraz wyrwał z brody siwej włosy ony. PIEŚŃ XXIX.
VI.
Potem go niesłychana furya ruszyła I katem krwie niewinnej chciwem uczyniła: Porwał mnicha za nogi, którem cztery razy Obrócił nie bez znacznej na zdrowiu obrazy I ku morzu rzucił niem, że ja już sam mało Wiedzieć mogę, co z
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 384
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ciało, Ciało, które trupowi równe, gdy je deszcz, wiatr srogi I słońce wysuszyło na polu u drogi.
VIII.
Tak niejasne, tak błędne płomienie tam były, Które przy mgle czarnawej z jaskiń wychodziły, Iż grof żadnem sposobem nie rozeznał tego, Co się w pośrzodku dymu kołysze lekkiego; Potem serdeczną wewnątrz kolerą wzruszony, Dobywa szable, siec, kłuć chce przez chmury ony To, czego znać nie może, choć jest tej nadzieje, Iż bez chyby duch jakiś, co się w cieniu chwieje.
IX.
Poskoczy i zarazem smętne narzekania Usłyszał: „Wstępuj, gościu, do tego mieszkania Bez szkód nieszczęsnej dusze, która piekielnemi
ciało, Ciało, które trupowi równe, gdy je deszcz, wiatr srogi I słońce wysuszyło na polu u drogi.
VIII.
Tak niejasne, tak błędne płomienie tam były, Które przy mgle czarnawej z jaskiń wychodziły, Iż grof żadnem sposobem nie rozeznał tego, Co się w pośrzodku dymu kołysze lekkiego; Potem serdeczną wewnątrz kolerą wzruszony, Dobywa szable, siec, kłuć chce przez chmury ony To, czego znać nie może, choć jest tej nadzieje, Iż bez chyby duch jakiś, co się w cieniu chwieje.
IX.
Poskoczy i zarazem smętne narzekania Usłyszał: „Wstępuj, gościu, do tego mieszkania Bez szkód nieszczęsnej dusze, która piekielnemi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 63
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ramię tak tłucze, iż gdyby nie zbroja, Upadłaby, Rugierze, z niem i ręka twoja.
LVII.
A stamtąd pewnieby się i głowie dostało: Tak ciąć surowej dziewce w ten czas się udało. Ledwie wznieść Rugier może ramienia lewego, Ledwie dźwiga w puklerzu znak orła białego; Zaczem, mając kolerą serce poruszone, Z oczu płomienie ciska, gniewem rozżarzone, I z jak najwiętszą siłą sztych podał w tę stronę, Gdzie prędko przyść nie mogła druga na obronę.
LVIII.
Tu powiedzieć nie umiem, jako nalazł srogi Raz nie tam, gdzie Rugier chciał, insze sobie drogi; Bo w pniak miasto Marfizy cyprysa jednego
ramię tak tłucze, iż gdyby nie zbroja, Upadłaby, Rugierze, z niem i ręka twoja.
LVII.
A stamtąd pewnieby się i głowie dostało: Tak ciąć surowej dziewce w ten czas się udało. Ledwie wznieść Rugier może ramienia lewego, Ledwie dźwiga w puklerzu znak orła białego; Zaczem, mając kolerą serce poruszone, Z oczu płomienie ciska, gniewem rozżarzone, I z jak najwiętszą siłą sztych podał w tę stronę, Gdzie prędko przyść nie mogła druga na obronę.
LVIII.
Tu powiedzieć nie umiem, jako nalazł srogi Raz nie tam, gdzie Rugier chciał, insze sobie drogi; Bo w pniak miasto Marfizy cyprysa jednego
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 120
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
zasłonione. Od najbystrzejszych brzegi poskoków zadrżały, Morze szum więtszy dało, góry się ozwały.
LXVII.
Sześć kopij, jakby z lodu urobione były, Do samych gałek w drobne trzaski się skruszyły. Głosy rozlegających huków usłyszała Francja, gdzie je Echo w lasy posyłała. Zwarł się Orland z Gradasem; oczy jem pałają Najwspanialszą kolerą, zębami zgrzytają I mogli sobie zrazu równi być dzielnością, By beł Bajard drugiego nie przeszedł dużością.
LXVIII.
Tak konia grabinego piersiami swojemi Trącił, iż się rozciągnął, upadszy, na ziemi Ani się mógł pokrzepić więcej od tęgiego Razu, choć się dobywał z piasku chropawego. Po trzy, po cztery razy bohatyr surowy
zasłonione. Od najbystrzejszych brzegi poskoków zadrżały, Morze szum więtszy dało, góry się ozwały.
LXVII.
Sześć kopij, jakby z lodu urobione były, Do samych gałek w drobne trzaski się skruszyły. Głosy rozlegających huków usłyszała Francya, gdzie je Echo w lasy posyłała. Zwarł się Orland z Gradasem; oczy jem pałają Najwspanialszą kolerą, zębami zgrzytają I mogli sobie zrazu równi być dzielnością, By beł Bajard drugiego nie przeszedł dużością.
LXVIII.
Tak konia grabinego piersiami swojemi Trącił, iż się rozciągnął, upadszy, na ziemi Ani się mógł pokrzepić więcej od tęgiego Razu, choć się dobywał z piasku chropawego. Po trzy, po cztery razy bohatyr surowy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 244
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Miasta mięsiące, zważyć by się miały; Arkady tydnie; dziewki białe czarne, Są dni i nocy, macie bajkę marne. Przerwał dobrą myśl Ezop i ochotę, Wszyscy się krzywiąc na tego niecnotę, Chyłkiem do domu pilno uchodziły, Ze Ezopowi nic nie wystarczyły. Nazajutrz zaś król swą radę zwoływa, I już z kolerą takich słów dobywa: A czy zniesiecie? że człeka kawałek Takich afrontów nam tu i zuchwałek Stał się Autorem, ani się mu oprzeć, Ani możecie swych konceptów poprzeć, Ze ja od monstrum tego sławę tracę, I Licerowi haracz z wstydem płacę. Zatym na radzie tej konkludowano, Aby się więcej już go nie pytano
Miasta mięśiące, zważyć by śię miały; Arkady tydnie; dźiewki białe czarne, Są dni i nocy, maćie baykę marne. Przerwał dobrą myśl Ezop i ochotę, Wszyscy śię krzywiąc na tego niecnotę, Chyłkiem do domu pilno uchodźiły, Ze Ezopowi nic nie wystarczyły. Nazaiutrz zaś krol swą radę zwoływa, I iuż z kolerą takich słow dobywa: A czy znieśiećie? że człeka kawałek Takich affrontow nam tu i zuchwałek Stał śię Autorem, ani śię mu oprzeć, Ani możećie swych konceptow poprzeć, Ze ia od monstrum tego sławę tracę, I Licerowi haracz z wstydem płacę. Zatym na radźie tey konkludowano, Aby śię więcey iuż go nie pytano
Skrót tekstu: JabłEzop
Strona: D
Tytuł:
Ezop nowy polski
Autor:
Jan Stanisław Jabłonowski
Drukarnia:
Andrzej Ceydler
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
bajki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1731
Data wydania (nie wcześniej niż):
1731
Data wydania (nie później niż):
1731