co prędzej. Dolne piętro zbiegawszy, przez szerokie wschody Na górze, ale darmo, szuka rycerz młody; Nie może pojąć, gdzie się tak prędko podziała, Gdzie się panna z olbrzymem tak nagle schowała.
XIX.
Skoro wszytek a wszytek zbiegał pałac ślepy I izby i komnaty i sale i sklepy, Znowu ukwapliwemi powraca krokami I szuka pod samemi nakoniec wschodami. Ale potem, iż jem być w bliskiem lesie tuszy, Stamtąd idzie, a w tem go głos uderzył w uszy, Tenże, co i Orlanda, za którem powrócił I znowu się do zamku bogatego wrócił.
XX.
Jednaż osoba i głos, który Orlandowi Zdał się
co pręcej. Dolne piętro zbiegawszy, przez szerokie wschody Na górze, ale darmo, szuka rycerz młody; Nie może pojąć, gdzie się tak prętko podziała, Gdzie się panna z olbrzymem tak nagle schowała.
XIX.
Skoro wszytek a wszytek zbiegał pałac ślepy I izby i komnaty i sale i sklepy, Znowu ukwapliwemi powraca krokami I szuka pod samemi nakoniec wschodami. Ale potem, iż jem być w blizkiem lesie tuszy, Stamtąd idzie, a w tem go głos uderzył w uszy, Tenże, co i Orlanda, za którem powrócił I znowu się do zamku bogatego wrócił.
XX.
Jednaż osoba i głos, który Orlandowi Zdał się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 253
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
tem, co w niej mieszkali, obronę czyniły.
LXXXIX.
We dnieby się, pewna rzecz, trudno naleźć miała, Ale ją w nocy światłość łatwie ukazała. Co to było, zarazem Orland się domyślił, Ale się pewnej rzeczy dowiedzieć umyślił; I uwiązawszy konia u drzewa wodzami, Szedł do skrytej jaskiniej cichemi krokami I wszedł w nią, ostre ciernie na bok uprzątając, I coby go wprowadził do niej, nie czekając.
XC.
Przez wiele stopni do niej po wschodzie schodzono Tam, kędy beło ludzie żywo pogrzebiono. Twardemi, stalonemi jama niewidziana Dłuty w skale sklepisto była wykowana; Słońce się jej po części przecię dostawało,
tem, co w niej mieszkali, obronę czyniły.
LXXXIX.
We dnieby się, pewna rzecz, trudno naleść miała, Ale ją w nocy światłość łatwie ukazała. Co to było, zarazem Orland się domyślił, Ale się pewnej rzeczy dowiedzieć umyślił; I uwiązawszy konia u drzewa wodzami, Szedł do skrytej jaskiniej cichemi krokami I wszedł w nię, ostre ciernie na bok uprzątając, I coby go wprowadził do niej, nie czekając.
XC.
Przez wiele stopni do niej po wschodzie schodzono Tam, kędy beło ludzie żywo pogrzebiono. Twardemi, stalonemi jama niewidziana Dłuty w skale sklepisto była wykowana; Słońce się jej po części przecię dostawało,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 270
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
swój obijał ludzkiemi skórami, Jako go obijają drudzy kobiercami - Skoro ujźrzał, że Astolf prosto następuje Ku niemu, z radości w niem serce wyskakuje; Bo dwa były minęły i trzeci wychodził Miesiąc, jako mu się tam nikt beł nie nagodził.
LII.
Ku jezioru, co było zarosło trzcinami, Bieżał skwapliwy olbrzym wielkiemi krokami, Chcąc nakoło obbieżeć i nieostrożnemu Obbieżawszy książęciu przyść w tył angielskiemu, Mając pewną nadzieję, że tak snadniej w krętą Miał go wpędzić w nakrytą piaskiem sieć napiętą, Jako każdemu czynił, który w tamte strony Od swojego złego beł losu przyciągniony.
LIII.
Skoro go Astolf ujźrzał prosto przeciw sobie Bieżącego, zawściąga konia w
swój obijał ludzkiemi skórami, Jako go obijają drudzy kobiercami - Skoro ujźrzał, że Astolf prosto następuje Ku niemu, z radości w niem serce wyskakuje; Bo dwa były minęły i trzeci wychodził Miesiąc, jako mu się tam nikt beł nie nagodził.
LII.
Ku jezioru, co było zarosło trzcinami, Bieżał skwapliwy olbrzym wielkiemi krokami, Chcąc nakoło obbieżeć i nieostrożnemu Obbieżawszy książęciu przyść w tył angielskiemu, Mając pewną nadzieję, że tak snadniej w krętą Miał go wpędzić w nakrytą piaskiem sieć napiętą, Jako każdemu czynił, który w tamte strony Od swojego złego beł losu przyciągniony.
LIII.
Skoro go Astolf ujźrzał prosto przeciw sobie Bieżącego, zawściąga konia w
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 343
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
wszystkich ozdobach dosyć widocznie upada. Fabryka ta niezmierna i wspaniała nie w moment niknie, ale się oczywiście rujnuje i kapie. Druga, że to jeszcze są reszty zabytków w historii, sławy od naszych nam zostawionej przodków, że się nie tak nagle sławne to przedtym polskiego narodu może zatrzeć imię. Wreszcie wielkimi do zginienia idziemy krokami. Kto tego nie postrzega, chyba z ludźmi nie myśli. Patriota od lat kilkudziesiąt żyjący uważa i widzi, jakeśmy od jego zapamiętania dobrze na dół we wszystkim poszli. Dowody tego dobre na miastach, miasteczkach, wsiach, zamkach, nieludności kraju i upadłych Królestwa siłach, ale osobliwie na teraźniejszej monecie...
wszystkich ozdobach dosyć widocznie upada. Fabryka ta niezmierna i wspaniała nie w moment niknie, ale się oczywiście rujnuje i kapie. Druga, że to jeszcze są reszty zabytków w historyi, sławy od naszych nam zostawionej przodków, że się nie tak nagle sławne to przedtym polskiego narodu może zatrzeć imię. Wreszcie wielkimi do zginienia idziemy krokami. Kto tego nie postrzega, chyba z ludźmi nie myśli. Patryjota od lat kilkudziesiąt żyjący uważa i widzi, jakeśmy od jego zapamiętania dobrze na dół we wszystkim poszli. Dowody tego dobre na miastach, miasteczkach, wsiach, zamkach, nieludności kraju i upadłych Królestwa siłach, ale osobliwie na teraźniejszej monecie...
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 160
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
jest: Ze gdy 21. Iulii wszyscy P. P Posłowie w bardzo pięknym każdy z swojej strony porządku i okazałością ziechali się na miejsca swoje generalnem naznaczone Konferentiom; Każdy znich do swojego Namiotu/ gdzie już tamże i Turreccy byli/ dopiero potym wszyscy Ich M. C. źgodnie i równymi niemal że tak rzekę krokami/ weszli do Konferentiom naznaczonego Namiotu/ wktórym gdy już społnie sobie zwyczajnie należyte zasiedli miejsca; tak jednak/ że Naprzód Poseł Cesarski we środku; którego po lewej stronie siedział Poseł Wenecki; Cesarski Zatym naprzód mówić poczynał/ wten sposób: Poniewazesmy Złaski Bożej już do tąd wszytko należycie odprawili cokolwiek do zobopolnych należało Traktatów
iest: Ze gdy 21. Iulii wszyscy P. P Posłowie w bárdzo pięknym káżdy z swoiey strony porządku y okazáłośćią ziecháli śię ná mieyscá swoie generálnem náznáczone Conferentiom; Káżdy znich do swoiego Namiotu/ gdźie iusz támże y Turreccy byli/ dopiero potym wszyscy Ich M. C. źgodńie y rownymi niemal że ták rzekę krokámi/ weszli do Conferentiom náznácżonego Namiotu/ wktorym gdy iusz społnie sobie zwyćzáyńie nalezyte záśiedli mieyscá; ták iednák/ że Naprzod Poseł Cesárski we srodku; ktorego po lewey strońie siedział Poseł Wenecki; Cesarski Zátym naprzod mowić poczynał/ wten sposob: Poniewazesmy Złáski Bożey iusz do tąd wszytko nalezycie odpráwili cokolwiek do zobopolnych należáło Tráctátow
Skrót tekstu: PoczKról
Strona: 20
Tytuł:
Poczta Królewiecka
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Królewiec
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1718
Data wydania (nie wcześniej niż):
1718
Data wydania (nie później niż):
1718
cały niewilisz. czemuż podziemnego Króla państwo próżnuje, niechaj ciemnej nocy Obywatel, neich piekło twej podlega mocy. Nowy ogień i pęta daj Acherontowi, Wskrusz zmiękczone strzałami serce Plutonowi. Słucha Wenus rozkazu. Za Ojcowskim słowem W towarzystwie z nią Pallas idzie, i co łowem Straszna słynie Bogini. Boskiemi dotknione Lśni się niebo krokami, jak gdy zapalone Ognie niecąc Kometa, prognostyki swoje Morzu daje na fale, królestwem na boje. Przyszły tam gdzie Cerery bogate pozłaca Gmachy, ręka Cykklopów wyrobiona praca. Rozłożyste pokoje opasują mury, Środkiem wrota spiżowe, wspanialszej struktury Nie wysławił Pirakmon, nigdy tak prawdziwe Nie stanęły figury, i nigdy w tak żywe Kruszec
cáły niewilisz. czemuż podźiemnego Krola páństwo prożnuie, niechay ćiemney nocy Obywatel, neich piekło twey podlega mocy. Nowy ogień y pęta day Acherontowi, Wskrusz zmiękczone strzałámi serce Plutonowi. Słucha Wenus rozkazu. Zá Oycowskim słowem W towarzystwie z nią Pallas idźie, y co łowem Straszna słynie Bogini. Boskiemi dotknione Lśni się niebo krokami, iák gdy zapalone Ognie niecąc Kometa, prognostyki swoie Morzu daie ná fále, krolestwem ná boie. Przyszły tám gdźie Cerery bogate pozłáca Gmáchy, ręka Cykklopow wyrobiona práca. Rozłożyste pokoie opasuią mury, Srodkiem wrota spiżowe, wspanialszey struktury Nie wysławił Pirakmon, nigdy ták prawdźiwe Nie stanęły figury, y nigdy w ták żywe Kruszec
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 11
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
, Na twój grzech wszelki Zadać pytanie: Ekspressja sądu partykularnego w momenć je po zgonie życia.
I ponoć rzecze Czemuś Człowiecze Ran mych niezważał?
Ześ się zuchwale Na moje żale Grzeszyć odważał.
Czemuś zły sługo DUCHOWNE.
Gardził tak długo Łaskami memi?
W krnąbrności trwałeś, Dar mój deptałeś Krokami złemi;
I na toż moje Krwi gęstej zdroje Lałem w potrzebie?
Abym za dary Został beż miary Wzgardzon od ciebie.
Czyż niedość wzgardy Zadał mi hardy Lud Izraelu?
Gdym tyle męki Z katowskiej ręki Poniósł od wielu;
Lubom był Bogiem, Stałem się progiem Niskiej pokory, Refleksje
Tyś
, Na twoy grzech wszelki Zádáć pytánie: Expressya sądu pártykulárnego w momenć ie po zgonie żyćia.
Y ponoć rzecze Czemuś Człowiecze Ran mych niezważał?
Ześ się zuchwále Ná moie żale Grzeszyć odważał.
Czemuś zły sługo DVCHOWNE.
Gárdził ták długo Łáskámi memi?
W krnąbrnośći trwałeś, Dar moy deptałeś Krokámi złemi;
Y ná toż moie Krwi gęstey zdroie Lałem w potrzebie?
Abym zá dáry Został beż miáry Wzgárdzon od ćiebie.
Czyż niedość wzgárdy Zádał mi hárdy Lud Izráelu?
Gdym tyle męki Z kátowskiey ręki Poniosł od wielu;
Lubom był Bogiem, Stałem się progiem Niskiey pokory, REFLEXYE
Tyś
Skrót tekstu: JunRef
Strona: 91
Tytuł:
Refleksje duchowne na mądry króla Salomona sentyment
Autor:
Mikołaj Karol Juniewicz
Drukarnia:
Drukarnia Jasnej Góry Częstochowskiej
Miejsce wydania:
Częstochowa
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1731
Data wydania (nie wcześniej niż):
1731
Data wydania (nie później niż):
1731
kazała, kryty cudzą skórą, Stoi podle jaskiniej tuż nad samą dziurą, Aby w nią wszedł z owcami, kiedy je z ugora Przyżenie, i cierpliwy czeka do wieczora. Wieczór słyszy piszczałkę, której zwykł używać Srogi pasterz i stada do domu zwoływać; Sam sobie przygrawając, znienagła za niemi Idzie na odpoczynek krokami wielkiemi.
XLVIII.
Osądźcie, jeśli nie drżał i beł próżny trwogi, Kiedy poczuł, że się już wracał Cyklop srogi, I kiedy ujźrzał, że się do niego przymykał Z straszną twarzą i wielką jaskinią odmykał. Lecz więcej miłość mogła, niż strach, niewątpliwie, A wy uznajcie, jeśli miłował prawdziwie. Wprzód
kazała, kryty cudzą skórą, Stoi podle jaskiniej tuż nad samą dziurą, Aby w nię wszedł z owcami, kiedy je z ugora Przyżenie, i cierpliwy czeka do wieczora. Wieczór słyszy piszczałkę, której zwykł używać Srogi pasterz i stada do domu zwoływać; Sam sobie przygrawając, znienagła za niemi Idzie na odpoczynek krokami wielkiemi.
XLVIII.
Osądźcie, jeśli nie drżał i beł próżny trwogi, Kiedy poczuł, że się już wracał Cyklop srogi, I kiedy ujźrzał, że się do niego przymykał Z straszną twarzą i wielką jaskinią odmykał. Lecz więcej miłość mogła, niż strach, niewątpliwie, A wy uznajcie, jeśli miłował prawdziwie. Wprzód
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 13
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Jako ptasznik rwie zielsko, pokrzywy, konopie, Kiedy pole uprząta na sieć przy wąkopie Lub przy chróście, tak właśnie on czynił z wielkiemi Drzewami, ogromnemi i wystarzałemi.
CXXXVI.
Wieśniacy porzuciwszy w polu swe roboty I pasterze swe trzody, tam, gdzie wielkie grzmoty I huk niewymówiony z daleka słyszeli, Stąd i zowąd krokami wielkiemi bieżeli. - Ale iżem przedłużył i barzo się boję, Abym się nie uprzykrzył komu, niech tu stoję; O tem jego szaleństwie ostatek zostawię Na drugą pieśń, a teraz niechaj was nie bawię.
KONIEC PIEŚNI DWUDZIESTEJ TRZECIEJ. PIEŚŃ DWUDZIESTA CZWARTA. ARGUMENT. Zerbin Odorykowi złemu jego winę Odpuszcza, za
Jako ptasznik rwie zielsko, pokrzywy, konopie, Kiedy pole uprząta na sieć przy wąkopie Lub przy chróście, tak właśnie on czynił z wielkiemi Drzewami, ogromnemi i wystarzałemi.
CXXXVI.
Wieśniacy porzuciwszy w polu swe roboty I pasterze swe trzody, tam, gdzie wielkie grzmoty I huk niewymówiony z daleka słyszeli, Stąd i zowąd krokami wielkiemi bieżeli. - Ale iżem przedłużył i barzo się boję, Abym się nie uprzykrzył komu, niech tu stoję; O tem jego szaleństwie ostatek zostawię Na drugą pieśń, a teraz niechaj was nie bawię.
KONIEC PIEŚNI DWUDZIESTEJ TRZECIEJ. PIEŚŃ DWUDZIESTA CZWARTA. ARGUMENT. Zerbin Odorykowi złemu jego winę Odpuszcza, za
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 229
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Ubrana jest ochędożnie, je z pomiarkowaniem, łagodność i pokora wiją jej wieniec.
Dźwięki słodkie język jej rozpuszcza, a usta jej miodem płyną.
Przystojność jest we wszystkich jej słowach, a w odpowiedziach jej przyjemność i prawda panuje.
Posłuszeństwo i powolność są naukami jej życia; pokoj i uszczęśliwienie są jej nadgrodą.
Przed krokami jej przodkuje Roztropność, a Cnota po prawej stronie z nią chodzi.
W oczach jej łagodność i miłość jaśnieją, a rozeznanie nad brwiami jej siedzi.
Język rozpustny w jej przytomności jest niemy; respekt, który jej Cnota ku sobie wzbudza, wkłada nań milczenie.
Gdy gorsząca obmowa najbardziej swą robotą zabawna: gdy sława
Ubrana iest ochędożnie, ie z pomiarkowaniem, łagodność y pokora wiią iey wieniec.
Dzwięki słodkie ięzyk iey rozpuszcza, á usta iey miodem płyną.
Przystoyność iest we wszystkich iey słowach, á w odpowiedziach iey przyiemność y prawda panuie.
Posłuszeństwo y powolność są naukami iey życia; pokoy y uszczęśliwienie są iey nadgrodą.
Przed krokami iey przodkuie Rostropność, á Cnota po prawey stronie z nią chodzi.
W oczach iey łagodność y miłość iaśnieią, á rozeznanie nad brwiami iey siedzi.
Ięzyk rozpustny w iey przytomności iest niemy; respekt, ktory iey Cnota ku sobie wzbudza, wkłada nań milczenie.
Gdy gorsząca obmowa naybardziey swą robotą zabawna: gdy sława
Skrót tekstu: ChesMinFilozof
Strona: 32
Tytuł:
Filozof indyjski
Autor:
Philip Dormer Stanhope Chesterfield
Tłumacz:
Józef Epifani Minasowicz
Drukarnia:
Drukarnia Mitzlerowska
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1767
Data wydania (nie wcześniej niż):
1767
Data wydania (nie później niż):
1767