źli i tak dzicy? Podobno, że ich z młodu nie ćwiczą rodzicy, Bo że lasu nie mają, nie mają też pręta, Którym by wycinali zuchwałe chłopięta. U nas w Podgórzu, kędy nietrudno o brzozę, Skromniejszy chłopi, bowiem znają z młodu grozę. Ale się w lesie rodzą złodzieje łakomi; Tak las jednych rozpuszcza, drugich ludzi skromi: Kto zbija albo kradnie pod zielonym lasem, Nie masz dziwu, na suchym że też wisi czasem. 467. JAKO GALĄ, TAK BIJĄ
„Z drogi, chłopie — jadąc gdzieś król Kazimierz kłosem — Z tym wielkim — rzecze, jakoż nie mały miał — nosem!”
źli i tak dzicy? Podobno, że ich z młodu nie ćwiczą rodzicy, Bo że lasu nie mają, nie mają też pręta, Którym by wycinali zuchwałe chłopięta. U nas w Podgórzu, kędy nietrudno o brzozę, Skromniejszy chłopi, bowiem znają z młodu grozę. Ale się w lesie rodzą złodzieje łakomi; Tak las jednych rozpuszcza, drugich ludzi skromi: Kto zbija albo kradnie pod zielonym lasem, Nie masz dziwu, na suchym że też wisi czasem. 467. JAKO GALĄ, TAK BIJĄ
„Z drogi, chłopie — jadąc gdzieś król Kazimierz kłosem — Z tym wielkim — rzecze, jakoż nie mały miał — nosem!”
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 209
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
w tym dumaniu tak się bardzo topię, Że trunnę sobie klecę i grób kopię. Potem, jak i on, co z pracą zbuduję, Samże to zgryzę, samże to popsuję. SERENADA
Już słońce padło, już horyzont ciemny, Już płucze Feba ocean podziemny, Już ptak spoczywa, szum ustał i głuchem Las się dębowy odzywa posłuchem, Już wszytkich skrzydły okrył sen słodkiemi I cichy pokój rozciągnął po ziemi, Już i promienie zgasły kanikuły, Ja tylko nie śpię, jam tylko sam czuły. Wszytkie te gwiazdy widzą me niewczasy, Kiedy wieńcami zdobię twe zawiasy Albo-ć sen słodzę śpiewaczymi głosy, Albo skrzypkami, choć się
w tym dumaniu tak się bardzo topię, Że trunnę sobie klecę i grób kopię. Potem, jak i on, co z pracą zbuduję, Samże to zgryzę, samże to popsuję. SERENADA
Już słońce padło, już horyzont ciemny, Już płucze Feba ocean podziemny, Już ptak spoczywa, szum ustał i głuchem Las się dębowy odzywa posłuchem, Już wszytkich skrzydły okrył sen słodkiemi I cichy pokój rozciągnął po ziemi, Już i promienie zgasły kanikuły, Ja tylko nie śpię, jam tylko sam czuły. Wszytkie te gwiazdy widzą me niewczasy, Kiedy wieńcami zdobię twe zawiasy Albo-ć sen słodzę śpiewaczymi głosy, Albo skrzypkami, choć się
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 182
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Tedy konia uwiążę; rozsznuruję tasze; Siekierkę w drzewo wetnę; szerszenie postraszę; Źle siędę, aż te naprzód konia, a mnie potem Opadną rozdrażnione niesłychanym grzmotem. Nie masz czasu rozmyślać i znowu się troczyć Na drogę, bo koń zaraz, co może wyskoczyć, Ani kulbaki, ani szanując rządzika, W bliski się las udaje, jako sarna dzika. Mnie czyby sakwy, w których nogi mi się plącą, Czy już, już materyją trzymać wychodzącą, Której strach, zwykłej swojej dokazując sztuki, Choć ma dosyć ochoty, dodaje przynuki, Czyby się zaś oganiać, gdy około ucha, Ni kula muszkietowa, brzmi żądlista mucha?
Tedy konia uwiążę; rozsznuruję tasze; Siekierkę w drzewo wetnę; szerszenie postraszę; Źle siędę, aż te naprzód konia, a mnie potem Opadną rozdrażnione niesłychanym grzmotem. Nie masz czasu rozmyślać i znowu się troczyć Na drogę, bo koń zaraz, co może wyskoczyć, Ani kulbaki, ani szanując rządzika, W bliski się las udaje, jako sarna dzika. Mnie czyby sakwy, w których nogi mi się plącą, Czy już, już materyją trzymać wychodzącą, Której strach, zwykłej swojej dokazując sztuki, Choć ma dosyć ochoty, dodaje przynuki, Czyby się zaś oganiać, gdy około ucha, Ni kula muszkietowa, brzmi żądlista mucha?
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 406
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Buczyn, Kryłów, Czehryn, aż do Taśminy rzeki; od tej rzeki począwszy należą do Moskwy Zaporohy czyli brzegi, i pewne przeprawy Dniepru, ze skał w tej rzece blisko siebie leżących składające się, od których zowią się Kozacy Zaporowscy, z drugiej strony Dniepru Siecz, czyli Kozacy Siczowi, Dzikie Pole, Czarny Las, Kudak, i inne Siedliska i Kępy Kozackie, aż do wpadku rzeki Dniepru w Morze czarne. To Województwo ma za Herb: Anioła Białego w czerwonym polu z mieczem dobytym. Senatorów większych ma 3, Biskupa, Wojewodę, i Kasztelana Kijowskich. Miasta znaczniejsze oprócz Stołecznego są te: Owrocz niedostępne w jesieni i na
Buczyn, Kryłow, Czehryn, aż do Tasminy rzeki; od tey rzeki począwszy należą do Moskwy Zaporohy czyli brzegi, y pewne przeprawy Dniepru, ze skał w tey rzece blisko siebie leżących składaiące się, od ktorych zowią się Kozacy Zaporowscy, z drugiey strony Dniepru Siecz, czyli Kozacy Siczowi, Dzikie Pole, Czarny Las, Kudak, y inne Siedliska y Kępy Kozackie, aż do wpadku rzeki Dniepru w Morze czarne. To Woiewodztwo ma za Herb: Anioła Białego w czerwonym polu z mieczem dobytym. Senatorow większych ma 3, Biskupa, Woiewodę, y Kasztelana Kijowskich. Miasta znacznieysze oprocz Stołecznego są te: Owrocz niedostępne w iesieni y na
Skrót tekstu: SzybAtlas
Strona: 188
Tytuł:
Atlas dziecinny
Autor:
Dominik Szybiński
Drukarnia:
Michał Groell
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
astronomia, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
utaiwa I na grabię, kiedy nań wpadnie, oczekiwa W miejscu, tak jako łowiec ze psy zwykł ukryty I z oszczepem, gdy nań wieprz bieży jadowity.
LXXIV.
Który gałęzie łamie i gdzie kły swe krzywe, Upienione i czoło obraca straszliwe, Zda się, że drzewa z gruntu wywrócone wali I że las, jako wielki, po chwili obali. Król się za słupem czai i grabie pilnuje I że mu cło zapłaci, sobie obiecuje. Skoro na celu stanął, on ogień do dziury Przyłożył, gdzie beł oddech w końcu długiej rury.
LXXV.
Ona się wzad rozwlecze, jako chmura, błyska, A wprzód huczy
utaiwa I na grabię, kiedy nań wpadnie, oczekiwa W miejscu, tak jako łowiec ze psy zwykł ukryty I z oszczepem, gdy nań wieprz bieży jadowity.
LXXIV.
Który gałęzie łamie i gdzie kły swe krzywe, Upienione i czoło obraca straszliwe, Zda się, że drzewa z gruntu wywrócone wali I że las, jako wielki, po chwili obali. Król się za słupem czai i grabie pilnuje I że mu cło zapłaci, sobie obiecuje. Skoro na celu stanął, on ogień do dziury Przyłożył, gdzie beł oddech w końcu długiej rury.
LXXV.
Ona się wzad rozwlecze, jako chmura, błyska, A wprzód huczy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 190
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Zbawiając jej rozkosznej i smacznej wieczerze. Rugier na hypogryfie lecąc, nie próżnuje, Angelikę to w piersi, to w oczy całuje.
CXIII.
Chciał beł wprzód Hiszpanią nakoło objechać; Teraz się już namyślił drogi tej zaniechać I tam, gdzie Brytania mniejsza w morze wchodzi, Do bliskich brzegów konia wodzami nawodzi, Gdzie beł las napiękniejszy w tamtej okolicy; W którem we dnie i w nocy śpiewali słowicy, W śrzodku beł zdrój i przy niem piękny smug zielony, Okryty pustą górą z tej i z owej strony.
CXIV.
Tu dopiero zatrzymał Rugier zwierzę rącze I zsiadł z niego i stanął na wesołej łące I koniowi dopuścił, aby pióra wściągał
Zbawiając jej rozkosznej i smacznej wieczerze. Rugier na hypogryfie lecąc, nie próżnuje, Angelikę to w piersi, to w oczy całuje.
CXIII.
Chciał beł wprzód Hiszpanią nakoło objechać; Teraz się już namyślił drogi tej zaniechać I tam, gdzie Brytania mniejsza w morze wchodzi, Do blizkich brzegów konia wodzami nawodzi, Gdzie beł las napiękniejszy w tamtej okolicy; W którem we dnie i w nocy śpiewali słowicy, W śrzodku beł zdrój i przy niem piękny smug zielony, Okryty pustą górą z tej i z owej strony.
CXIV.
Tu dopiero zatrzymał Rugier źwierzę rącze I zsiadł z niego i stanął na wesołej łące I koniowi dopuścił, aby pióra wściągał
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 224
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
mieście, przypatrując się piękności miasta, które jako intrinsecus kamienice wielce ozdobione ma, tak też extrinsecus piękne i wielce porządne, we wszytkie merkancje zamorskie barzo bogate. Okrętów różnych wielka moc, o których powiedają mnogości, iż co dzień na kilkadziesiąt, to jest na 80, przychodzi, i tyleż odchodzi, tak iż jako las jakowy drzew apparet od mnogości masztów, tam kędy ordinarie okręty stawają.
Kościołów wielka moc, jeno luterskich i kalwińskich, barzo wspaniałych. Miedzy innemi kilka jeden, który jest ad latus ratusza, z wysoką barzo wieżą, drugi zaś luterski, z kopuła miedzią krytą, jako wielki, tak też w ozdobach godzien widzenia.
mieście, przypatrując się piękności miasta, które jako intrinsecus kamienice wielce ozdobione ma, tak też extrinsecus piękne i wielce porządne, we wszytkie merkancje zamorskie barzo bogate. Okrętów różnych wielka moc, o których powiedają mnogości, iż co dzień na kilkadziesiąt, to jest na 80, przychodzi, i tyleż odchodzi, tak iż jako las jakowy drzew apparet od mnogości masztów, tam kędy ordinarie okręty stawają.
Kościołów wielka moc, jeno luterskich i kalwińskich, barzo wspaniałych. Miedzy innemi kilka jeden, który jest ad latus ratusza, z wysoką barzo wieżą, drugi zaś luterski, z kopuła miedzią krytą, jako wielki, tak też w ozdobach godzien widzenia.
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 310
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
Tę Battus wziąwszy, twierdził, że ten kamień (który tam blisko w polu leżał) prędzejby to powiedział, niżeli ja. Merkurius natychmiast, na doświadczenie statku jego, odmieniwszy postawę, wrócił się (rzekomo zmyślając że krów szukał) i Battowi dwojaką nagrodę obiecał, jeśliby powiedział gdzie są. Ten wnet ukazał las, w którym się pasły: i przetoż dla złamania wiary, w kamień od Merkuriusza obrócon jest. Powieść Szesnasta.
A PLakał zacnej Filiry syn/ i w swym frasunku/ Daremnie się u ciebie dopraszał ratunki B Delficki Apollinie: bośam wiecznego Ty mógł skazić Dekretu Jowisza wielkiego: Ani choćbyś mógł skazić/ w
Tę Battus wziąwszy, twierdził, że ten kámień (ktory tám blisko w polu leżał) prędzeyby to powiedział, niżeli ia. Merkuryus nátychmiast, ná doświádczenie státku iego, odmieniwszy postawę, wroćił się (rzekomo zmyśláiąc że krow szukał) y Battowi dwoiaką nagrodę obiecał, iesliby powiedział gdzie są. Ten wnet vkázał lás, w ktorym się pásły: y przetoż dla złamánia wiáry, w kámień od Merkuryusá obrocon iest. Powieść Szesnasta.
A PLákał zacney Philiry syn/ y w swym frásunku/ Dáremnie się v ćiebie dopraszał rátunki B Delphicki Apollinie: bośám wiecznego Ty mogł skáźić Dekretu Iowiszá wielkiego: Ani choćbyś mogł skáźić/ w
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 90
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
Czemu go odbiegają? Czemu się nie wstydzą Przed Niebem tej sromoty? Ze ich w-tym zapedzie Nakoniec tak utrzyma. Zaczym też przybedzie Kanclerz z-swymi posiełki, i które po zadzie Półki stały naśtąpią. Toż o się szkaradzie Kopijami zawadzą. lako gdy o Tatry Wpół duchów swych i sieły odrażone wiatry W-las gesty te zawińą; i tu duże brzosty Tam buki, tam lesiony, ogromnymi mosty Uścielą się pp ziemi, tłumiąc inszy drobny Chrost pod sobą. Taki tam rumor był podobny, I straszliwa ruina. Nie o jako małą Z-sobą się rozpierają, ale summe całą O Króla i Koronę, Aż gdy go zaboli
Czemu go odbiegaią? Czemu sie nie wstydzą Przed Niebem tey sromoty? Ze ich w-tym zapedźie Nákoniec tak utrzyma. Záczym też przybedźie Kánclerz z-swymi posiełki, i ktore po zádźie Połki stały naśtąpią. Toż o sie szkárádźie Kopiiámi záwádzą. láko gdy o Tátry Wpoł duchow swych i sieły odráżone wiatry W-las gesty te záwińą; i tu duże brzosty Tám buki, tam lesiony, ogromnymi mosty Uśćielą sie pp źiemi, tłumiąc inszy drobny Chrost pod sobą. Táki tam rumor był podobny, I straszliwa ruina. Nie o iáko małą Z-sobą sie rozpieraią, ále summe całą O Krola i Korone, Aż gdy go záboli
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 86
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
conduxit, traxit, et ifta tulit. Są jeszcze Królewskie tamże pokoje/ barzo kosztownie we wszytko przyozdobione/ gdzie między inszemi Statuami jest jedna Ścipiona Afrykana, z miedzi czarny/ którą na 800. szacują Eskudów/ przytym jeden wielki Globus Terrestris. Tuż zaraż/ jest jeden/ niezmiernie wielki Ogród/ w którym las/ wszytek od Cyprysowych drzew/ od różny dla ptastwa zubi/ od wszelakich co jeno pomyślisz owoców/ od ślicznego i rozmaitego kwiecia/ niektórego/ cały Rok kwitnącego. Tamże obaczysz/ Kunsztowne Fontanny/ wyśmienite od zacnych Statuj krynice/ z tąd przez pewny ganek/ jest pewne/ aż do drugiego Pałacu (gdzie cały Dwór
conduxit, traxit, et ifta tulit. Są ieszcze Krolewskie támże pokoie/ bárzo kosztownie we wszytko przyozdobione/ gdźie między inszemi Statuámi iest iedná Scipiona Africana, z miedźi czárny/ ktorą ná 800. szácuią Eskudow/ przytym ieden wielki Globus Terrestris. Tuż záraż/ jest ieden/ niezmiernie wielki Ogrod/ w ktorym las/ wszytek od Cyprysowych drzew/ od rozny dla ptástwá zubi/ od wszelákich co ieno pomyślisz owocow/ od ślicznego y rozmáite^o^ kwiećia/ niektorego/ cáły Rok kwitnącego. Támże obáczysz/ Kunsztowne Fontany/ wyśmienite od zacnych Státuy krynice/ z tąd przez pewny ganek/ iest pewne/ áż do drugiego Páłácu (gdźie cáły Dwor
Skrót tekstu: DelicWłos
Strona: 72
Tytuł:
Delicje ziemie włoskiej
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1665
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1665