Szczęśliwy to, o piękna biała płci, co szkody Może się własnej ustrzec z inszego przygody!
VII.
Strzeżcie się - napominam - strzeżcie gładkiej młodzi, Której wiek z pierwszych kwiatów dopiero wychodzi: Prędko giną i rosną ich nieutrzymane Coraz odmienne żądze, jak ognie słomiane. Jako gonią myśliwcy wskok uciekające Po górach i po lesiech w zimno, w znój zające; Ale gdy je uszczują, mało o nie dbają, A o te tylko stoją, które uciekają:
VIII.
Tak i ci młodzikowie, którzy w swej miłości Doznawają więc po was częstokroć twardości, Wszytkieby swe starania radzi obrócili, Wszytkie siły, aby was sobie zniewolili; Ale
Szczęśliwy to, o piękna biała płci, co szkody Może się własnej ustrzedz z inszego przygody!
VII.
Strzeżcie się - napominam - strzeżcie gładkiej młodzi, Której wiek z pierwszych kwiatów dopiero wychodzi: Prętko giną i rostą ich nieutrzymane Coraz odmienne żądze, jak ognie słomiane. Jako gonią myśliwcy wskok uciekające Po górach i po lesiech w zimno, w znój zające; Ale gdy je uszczują, mało o nie dbają, A o te tylko stoją, które uciekają:
VIII.
Tak i ci młodzikowie, którzy w swej miłości Doznawają więc po was częstokroć twardości, Wszytkieby swe starania radzi obrócili, Wszytkie siły, aby was sobie zniewolili; Ale
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 198
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Skoro piersiom i twarzy krzywdę udziałała I złotemu włosowi, dwie sośnie wyrwała.
II.
Tem, gdy w ogniu Wulkana były zapalone, Dała moc, że nie mogły nigdy być zgaszone, Które na wozie w ręku po jednej trzymając I zaprzężone lotne smoki poganiając, Po górach, po równinach, po wodach jechała I w lesiech jej i w polach i w rzekach szukała, Na morzu i na ziemi; a skoro zwiedziła Zwierzchni świat, do piekła się na dół obróciła.
III.
By było w mocy, jako było w Orlandowej Żądzej, naśladować żniw obfitych królowej, Szukając Angeliki swojej, w one czasy Zwiedziłby wszytkie także pola, góry
Skoro piersiom i twarzy krzywdę udziałała I złotemu włosowi, dwie sośnie wyrwała.
II.
Tem, gdy w ogniu Wulkana były zapalone, Dała moc, że nie mogły nigdy być zgaszone, Które na wozie w ręku po jednej trzymając I zaprzężone lotne smoki poganiając, Po górach, po równinach, po wodach jechała I w lesiech jej i w polach i w rzekach szukała, Na morzu i na ziemi; a skoro zwiedziła Zwierzchni świat, do piekła się na dół obróciła.
III.
By było w mocy, jako było w Orlandowej Żądzej, naśladować żniw obfitych królowej, Szukając Angeliki swojej, w one czasy Zwiedziłby wszytkie także pola, góry
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 249
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
miast jechać musiała, Ponieważ na wschód słońca drogę przed się brała, Towarzysza jej beło i wodza potrzeba, A nad tych lepszych dostać i myślić nie trzeba.
XXV.
Długo i Sakrypanta i grabie szukała, Niżli o nich języka pewnego dostała, Po miastach, po miasteczkach, po zamkach obronnych, Po górach i po lesiech i po wsiach ustronnych; A teraz ją fortuna, co jej w tem służyła, Gdzie beł król z Cyrkas, Orland, Ferat, wprowadziła, Gradas, Rugier i inszy rycerze wybrani, Od Atlanta czarami dziwnie uwikłani.
XXVI.
Tam wchodzi niewidziana od czarnoksiężnika, Zakryta swem pierścieniem piękna Angelika, Widzi, że jej
miast jechać musiała, Ponieważ na wschód słońca drogę przed się brała, Towarzysza jej beło i wodza potrzeba, A nad tych lepszych dostać i myślić nie trzeba.
XXV.
Długo i Sakrypanta i grabie szukała, Niżli o nich języka pewnego dostała, Po miastach, po miasteczkach, po zamkach obronnych, Po górach i po lesiech i po wsiach ustronnych; A teraz ją fortuna, co jej w tem służyła, Gdzie beł król z Cyrkas, Orland, Ferat, wprowadziła, Gradas, Rugier i inszy rycerze wybrani, Od Atlanta czarami dziwnie uwikłani.
XXVI.
Tam wchodzi niewidziana od czarnoksiężnika, Zakryta swem pierścieniem piękna Angelika, Widzi, że jej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 254
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
przeciwko pochlebstwu niewiernej miłości. Przez Bradamantę, która mając tak wiele przestróg od Melissy, dala się wciągnąć do pałacu Atlantowego, daje znać, że trudno się mają wykonać najlepsze rady, kiedy gwałtowna miłość opanuje serca nasze.
SKŁAD PIERWSZY.
O jako wielkie szczęście rycerze miewali Za onych dawnych wieków, którzy najdowali Częstokroć w głuchych lesiech, w bezludnych pustyniach, W mieszkaniu dzikich zwierzów, w jamach i w jaskiniach To, co ledwie dziś w wielkich pałacach najdują Ci, którzy w tem rozsądek dobry pokazują: Panny, któremby słusznie w ich świeżej młodości Mógł doskonałej tytuł należeć gładkości.
II.
Wyższejem wam powiedział, jako w onej ciemnej Nalazszy pannę
przeciwko pochlebstwu niewiernej miłości. Przez Bradamantę, która mając tak wiele przestróg od Melissy, dala się wciągnąć do pałacu Atlantowego, daje znać, że trudno się mają wykonać najlepsze rady, kiedy gwałtowna miłość opanuje serca nasze.
SKŁAD PIERWSZY.
O jako wielkie szczęście rycerze miewali Za onych dawnych wieków, którzy najdowali Częstokroć w głuchych lesiech, w bezludnych pustyniach, W mieszkaniu dzikich źwierzów, w jamach i w jaskiniach To, co ledwie dziś w wielkich pałacach najdują Ci, którzy w tem rozsądek dobry pokazują: Panny, któremby słusznie w ich świeżej młodości Mógł doskonałej tytuł należeć gładkości.
II.
Wyszszejem wam powiedział, jako w onej ciemnej Nalazszy pannę
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 273
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Bóg tedy tak dał sprawę o tym słowy swemi: Iże na zimnych górach B w Arkadyiskiej ziemi/ C Hamadrydy Nokreńskie między sobą miały D Znaczną jednę Najadę/ którą nazywały E Samy Nimpchy Syryngą. F Wiele razów ona Oszukała/ gdy od nich bywała goniona/ I Satyry/ i Bogi insze/ co w zwyczajnych Ciemnych lesiech mieszkają/ i w polach rodzajnych. G Ortygią chęciami/ i panieństwem swojem/ Boginią samę czciła: A iż się tym strojem Jak Dianna nosiła/ siełu oszukała/ H I za Latoniąby wielom się udała: Kiedyby taka różność w tej mierze nie beła/ I Zeta rogowy/ owa złoty/ łuk nosieła. Także
Bog tedy ták dał spráwę o tym słowy swemi: Iże ná źimnych gorách B w Arkádyiskiey źiemi/ C Hámádrydy Nokreńskie między sobą miáły D Znáczną iednę Náiadę/ ktorą názywáły E Sámy Nimpchy Syryngą. F Wiele rázow oná Oszukałá/ gdy od nich bywáłá gonioná/ Y Sátyry/ y Bogi insze/ co w zwyczáynych Ciemnych leśiech mieszkaią/ y w polách rodzáynych. G Ortygią chęćiámi/ y pánieństwem swoiem/ Boginią samę czćiła: A iż się tym stroiem Iák Dyánná nośiłá/ śiełu oszukáłá/ H Y zá Látoniąby wielom się vdáłá: Kiedyby táka rożność w tey mierze nie bełá/ I Zetá rogowy/ owá złoty/ łuk nośiełá. Także
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 40
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
gardziel wypuszczał rykliwy. Myśli wprawdzie nie zbyła swojej przyrodzonej/ Owszem i w niedźwiedziej taż trwa przemienionej. Ustawicznym wzdychaniem żałość swoję głosi/ I jakie ma/ do nieba i gwiazd/ ręce wznosi. A choć tego nie może wymówić językiem/ Niewdzięcznym jednak zowie Jowisza/ swym rykiem. Ach/ ileżkroć sama się w lesiech kłaść nie śmiała: Przy domu się i rolach niegdy swych błąkała! Ach/ ileżkroć przez skały uchodziła ona/ Sladogonnych psów głosem bywając pędzona! Przedtym sama myśliwą bywszy/ zięta trwogą/ Rączą się przed Myśliwej unosiła nogą. Częstokroć zapomniawszy sama czymby beła/ W gęstych się puszczach/ zwierzę obaczywszy/ kreła. I
gardźiel wypuszczał rykliwy. Myśli wprawdźie nie zbyła swoiey przyrodzoney/ Owszem y w niedźwiedźiey táż trwa przemienioney. Vstáwicznym wzdychániem żáłość swoię głośi/ Y iákie ma/ do niebá y gwiazd/ ręce wznośi. A choć tego nie może wymowić ięzykiem/ Niewdzięcznym iednák zowie Iowiszá/ swym rykiem. Ach/ ileżkroć sámá się w leśiech kłáść nie śmiáłá: Przy domu się y rolách niegdy swych błąkáłá! Ach/ ileżkroć przez skáły vchodźiłá oná/ Sladogonnych psow głosem bywáiąc pędzoná! Przedtym sámá myśliwą bywszy/ zięta trwogą/ Rączą się przed Myśliwey vnośiłá nogą. Częstokroć zápomniawszy sámá czymby bełá/ W gęstych się puszczách/ źwierzę obaczywszy/ krełá. Y
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 78
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
okrutny? Napisał Dawid ś. Mężowie krwie i zdradliwi, ledwie do połowice dni swoich przyidą. Nie przyszedł ten ani do połowice/ krwie rozlewca/ i krzywoprzysiężca; zadawiony przed czasem/ przed tym niż dopędził lat 20. wieku swego. Słuchajcie zdrady jego: W obozie pod Chocimem/ Czatownicy jego na trawie w lesiech nałapali 300. człowieka/ pacholików/ czzurów/ kozaczków. Kazał stawić wszystkich przed sobą/ i wybrał z nich jednego doródniejszego/ jako rozumiał/ i silniejszego. Temu rozkazał/ aby wszystkich pościnał/ obiecując mu wolność/ jako to uczyni. Uczynił katowskie dzieło nad swoimi/ on przymuszony braniec: skoro głów tak wiele padło
okrutny? Nápisał Dawid ś. Mężowie krwie y zdrádliwi, ledwie do połowice dni swoich przyidą. Nie przyszedł ten áni do połowice/ krwie rozlewcá/ y krzywoprzyśiężcá; zádawiony przed czásem/ przed tym niż dopędźił lat 20. wieku swego. Słuchayćie zdrády iego: W oboźie pod Choćimem/ Czátownicy iego ná trawie w leśiech náłapáli 300. człowieká/ pácholikow/ czzurow/ kozaczkow. Kazał stáwić wszystkich przed sobą/ y wybrał z nich iednego dorodnieyszego/ iáko rozumiał/ y śilnieyszego. Temu roskazał/ áby wszystkich pośćinał/ obiecuiąc mu wolność/ iáko to vczyni. Vczynił kátowskie dźieło nád swoimi/ on przymuszony brániec: skoro głow ták wiele pádło
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 41
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
dolore voluptas: bólem/ śmiercią przypłacasz tej radości. Patrzcie na Marynarze jako się zataczają? Rozumiały drugi że dobre wino pili/ a oni z tabaku kurzawą nosy nadziali. Patrz na koniczka świercznego/ ten niewiele półmisków miał na obiad/ a jako głośno śpiewa; rossy trochę skosztowawszy. Wiatrem stelkonowie żywi; a jako po lesiech raźno skaczą? Hetmany Rzymskie nad rzepą/ którą sami przy oboźnym ogniu piekli/ zastawano/ a było dobrze: nie o tymby myślić aby więcej przybywało/ ale o tym/ aby nam tak wiele nie było potrzeba: w ten czas delicij zażyjesz prawdziwych/ jako do tej doskonałości przyjdziesz. Nadobnie mawiał Konsul jeden Rzymski
dolore voluptas: bolem/ śmierćią przypłácasz tey rádośći. Pátrzćie ná Márynarze iáko się zátaczáią? Rozumiały drugi że dobre wino pili/ á oni z tábáku kurzáwą nosy nádźiali. Pátrz ná koniczká świercznego/ ten niewiele połmiskow miał ná obiad/ á iáko głośno śpiewa; rossy trochę skosztowawszy. Wiátrem stelkonowie żywi; á iáko po leśiech ráźno skaczą? Hetmány Rzymskie nád rzepą/ ktorą sámi przy oboźnym ogniu piekli/ zástáwano/ á było dobrze: nie o tymby myślić áby więcey przybywáło/ ále o tym/ áby nam ták wiele nie było potrzebá: w ten czás deliciy záżyiesz prawdźiwych/ iáko do tey doskonáłośći przyidźiesz. Nadobnie mawiał Consul ieden Rzymski
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 83
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
mea liberalitáte de anima Traiani,nolo ut homines sciant; ut Fides Catholica magis ex hoc augeatur. Quamvis enim iste fuerit tandem omnibus virtutibus plenus, fuit tamen infidelis, Baptismate carens.
Tak tedy trzymać należy, że BÓG de Absolutá sua Potentia, pokazując, że wszystko może, mógłby człeka już w rozumie i lesiech doskonałego, a poganina, albo Chrześcijanina, ale grzesznego, nie pokutującego karać za teraźniejsze jego występki w piekle; ale nie potępić jeszcze, zawieszając ostatni Dekret swój, albo ex mero Beneplacito suo, albo praevisis meritis jakiego Świętego, że się ma modlić, za niego, i dobre czynić uczynki, i pozwolić: aby
mea liberalitáte de anima Traiani,nolo ut homines sciant; ut Fides Catholica magis ex hoc augeatur. Quamvis enim iste fuerit tandem omnibus virtutibus plenus, fuit tamen infidelis, Baptismate carens.
Tak tedy trzymać należy, że BOG de Absolutá sua Potentia, pokazuiąc, że wszystko może, mogłby człeka iuż w rozumie y lesiech doskonałego, a poganina, albo Chrześcianina, ale grzesznego, nie pokutuiącego karać za teraznieysze iego występki w piekle; ale nie potępić ieszcze, zawieszaiąc ostátni Dekret swoy, albo ex mero Beneplacito suo, albo praevisis meritis iakiego Swiętego, że sie ma modlić, za niego, y dobre czynić uczynki, y pozwolić: aby
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 143
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
/ nie było tam boju. Pokoj obok mi siadał z ugłaskaną głową Oliwny wieniec nosąc/ a wonnością nową Skronie swe sperfumował włosy ochędożył/ W miarę je rozczesawszy po sobie położył. Spolnie zemną graniczył puste uroczyska/ Wymierzywał bez snuru warowninie siedliska. Jeszcze w ten czas zagonów miedza nie łączyła/ Jeszcze w Polach i Lesiech granica nie była. Jeszcze kamień mchem zrosły na sztuce nie legał/ Ani żaden do stada cudzego zabiegał. Lecz każdy szczycił się swym strzegąc prawa mego. A PALLAS lud zaś wiodła do życia mądrego/ Wprawując ich powoli w wdzięczne obyczaje Rozumy polerujac zmysł ostry podaje. Siostra zaś druga moja ASTRE nazwana/ Gmin w Prawie
/ nie było tám boiu. Pokoy obok mi śiadał z vgłaskáną głową Oliwny wieniec nosąc/ á wonnośćią nową Skronie swe sperfumował włosy ochędożył/ W miárę ie rozczesáwszy po sobie położył. Spolnie zemną grániczył puste vroczyská/ Wymierzywał bez snuru warowninie śiedliská. Iescze w ten czás zagonow miedzá nie łączyłá/ Iescze w Polách y Leśiech gránicá nie byłá. Iescze kámień mchem zrosły ná sztuce nie legał/ Ani żaden do stádá cudzego zábiegał. Lecz káżdy sczycił sie swym strzegąc práwá mego. A PALLAS lud zaś wiodłá do żyćiá mądrego/ Wpráwuiąc ich powoli w wdźięczne obyczáie Rozumy poleruiac zmysł ostry podáie. Siostrá záś druga moiá ASTRAE názwána/ Gmin w Práwie
Skrót tekstu: WitkWol
Strona: B3
Tytuł:
Złota wolność koronna
Autor:
Stanisław Witkowski
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609