Że na śmierć siedzi i zwątpi o życiu W ciemnej katuszy i smętnym pobyciu.
Ale to snadź my, cośmy się palili Dymnym wzdychaniem, ten rękaw skopcili, I stąd się to stał, a nie zwykłym czynem, Koleński rękaw serc naszych kominem. DO IGŁY
Jakoż cię zaraz, bezrozumna igło, Karanie z nieba lotne nie przyścigło,
Żeś śmiała palce tak udatne zranić, Którym tokarnia nie może przyganić, Które wyroki szczęścia mego przędą, Gdy mi przyrzeką w rękę, że me będą. Nie wiesz, że ona, chociażeś to z stali, Łacno cię swoich oczu ogniem spali? Nie wiesz, że to grunt jest twojej
Że na śmierć siedzi i zwątpi o życiu W ciemnej katuszy i smętnym pobyciu.
Ale to snadź my, cośmy się palili Dymnym wzdychaniem, ten rękaw skopcili, I stąd się to stał, a nie zwykłym czynem, Koleński rękaw serc naszych kominem. DO IGŁY
Jakoż cię zaraz, bezrozumna igło, Karanie z nieba lotne nie przyścigło,
Żeś śmiała palce tak udatne zranić, Którym tokarnia nie może przyganić, Które wyroki szczęścia mego przędą, Gdy mi przyrzeką w rękę, że me będą. Nie wiesz, że ona, chociażeś to z stali, Łacno cię swoich oczu ogniem spali? Nie wiesz, że to grunt jest twojej
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 44
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ziemię zachodzą, A lubo bez przestanku i noc, i dzień biegą, Niezmordowane jednak swego toru strzegą; Opowiadają bowiem pewnych czasów światu Zimę, i Lato według Boskiego mandatu: Gdyż która dana im jest od Boga ustawa, Tego nieprzestępują nigdy biegiem prawa. Dwanaście bowiem znaków są na Zodiaku Niebieskim, po którym raz lotne Słońce w Raku, Inny we Lwie raz, w Pannie, w Wadze, w Strzelcu chodzi, I na inne bez wstrętu znaki co rok godzi; A tych dwunastu znaków jeszcze dotąd celu Niechybiło i na Punkt jeden od tak wielu Tysięcy lat. Gw’iazd innych zliczyć pojedynkiem Niemożna, które bieg swój porządnym
źiemię záchodzą, A lubo bez przestánku y noc, y dźień biegą, Niezmordowáne iednák swego toru strzegą; Opowiádáią bowiem pewnych czasow świátu Zimę, y Láto według Boskiego mándátu: Gdyż ktora dána im iest od Bogá vstáwá, Tego nieprzestępuią nigdy biegiem práwá. Dwánaśćie bowiem znákow są ná Zodyáku Niebieskim, po ktorym raz lotne Słońce w Ráku, Inny we Lwie raz, w Pánnie, w Wadze, w Strzelcu chodźi, Y ná inne bez wstrętu znáki co rok godźi; A tych dwánastu znákow ieszcze dotąd celu Niechybiło y ná Punkt ieden od ták wielu Tyśięcy lat. Gw’iazd innych zliczyć poiedynkiem Niemożna, ktore bieg swoy porządnym
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 198
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
znieść swędu brzydkich ofiar dłużej, ale wnet opuściwszy Helikon z Parnazem, w jednej łodzi pod żaglem płynęły zarazem i na brzeg Palestyny wysiadły, gdzie plemię wielkiego Abrahama wzięło w pomiar ziemię, w ten czas gdy Jozuego dzikie miecz narody do dna wysiekł i posiadł grunt po Słone Wody. A nie dziw, bo go lotne i słońce słuchało: “Stań” – powiada, a ono trzy godziny mało świetnym kręgiem stanęło w miejscu jako wryte, aż ujźrzało w pogoni srogiej wojsko zbite. Słuchał Jordan, bo ściennym wałem oba brzegi osuszył, aż on zbrojne przeprawił szeregi, gdzie dwanaście kamieni usadzonych jeszcze palcem im pokazują to przedziwne miejsce.
Słuchało
znieść swędu brzydkich ofiar dłużéj, ale wnet opuściwszy Helikon z Parnazem, w jednej łodzi pod żaglem płynęły zarazem i na brzeg Palestyny wysiadły, gdzie plemię wielkiego Abrahama wzięło w pomiar ziemię, w ten czas gdy Jozuego dzikie miecz narody do dna wysiekł i posiadł grunt po Słone Wody. A nie dziw, bo go lotne i słońce słuchało: “Stań” – powiada, a ono trzy godziny mało świetnym kręgiem stanęło w miejscu jako wryte, aż ujźrzało w pogoni srogiej wojsko zbite. Słuchał Jordan, bo ściennym wałem oba brzegi osuszył, aż on zbrojne przeprawił szeregi, gdzie dwanaście kamieni usadzonych jeszcze palcem im pokazują to przedziwne miejsce.
Słuchało
Skrót tekstu: MiasKZbiór
Strona: 41
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Kacper Miaskowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia, fraszki i epigramaty
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Alina Nowicka-Jeżowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1995