: Każda niemal inakszym świeci się splendorem. Świat na koniec uważysz, aż nie masz nic więcej Okrom zimy a lata w dwunastu miesięcy: Deszcz zawsze za pogodą, dzień za nocą chodzi; Jedno spada z swych śniatów, a drugie się rodzi. Nic w mierze: jedno zniża, a drugie się dźwiga; Natura lotnym czasem wszytkiego pościga. Wszytko czas i natura jednym wózkiem wiezie: Wszytko, co z ziemie wstało, znowu w ziemię wlezie. Słusznie w człeku mały świat Greczyn figuruje, Bo jednoż wszytko robi: w nocy śpi, w dzień czuje: Pogodę, gdy się śmieje, deszcz, gdy płacze, znaczy. Tu
: Każda niemal inakszym świeci się splendorem. Świat na koniec uważysz, aż nie masz nic więcej Okrom zimy a lata w dwunastu miesięcy: Deszcz zawsze za pogodą, dzień za nocą chodzi; Jedno spada z swych śniatów, a drugie się rodzi. Nic w mierze: jedno zniża, a drugie się dźwiga; Natura lotnym czasem wszytkiego pościga. Wszytko czas i natura jednym wózkiem wiezie: Wszytko, co z ziemie wstało, znowu w ziemię wlezie. Słusznie w człeku mały świat Greczyn figuruje, Bo jednoż wszytko robi: w nocy śpi, w dzień czuje: Pogodę, gdy się śmieje, deszcz, gdy płacze, znaczy. Tu
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 379
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Księżyca rogi zetrze/ i pokruszy. Zaczym życzyłbym Chrześcijaństwu całemu zgody: aby jako Trzej Królowie za pokazaną się Gwiazdą/ szli oddawać pokłon Nowo Narodzonemu Chrystusowi: tak też i tych czasów/ za bieżącym prędko Kometa od Zachodu aż ku Wschodowi/ Zachodnie Chrześcijańskie Państwa/ oraz z swemi Potentatami i Monarchami/ potrzeba żeby lotnym pędem ubiegały się do zemszczenia się milionami niezliczonemi uczynionych dyshonorów Chrystusowi Panu/ a truci Thrace, a naprzód Sarmatiae, ad arma, martia pectora. Żydzi/ i Fex plebis, wielki ucisk i opresją/ dla melancholicznego Saturna/ i ognistego Marsa/ cierpieć będą. O Sądnym Dniu.
LUboć to niektórzy/ chcąc się
Kśiężycá rogi zetrze/ y pokruszy. Záczym życzyłbym Chrześciáństwu cáłemu zgody: áby iáko Trzey Krolowie zá pokazáną się Gwiazdą/ szli oddáwáć pokłon Nowo Národzonemu Chrystusowi: ták też y tych czásow/ zá bieżącym prętko Kometá od Zachodu áż ku Wschodowi/ Zachodnie Chrześćiánskie Páństwá/ oraz z swemi Potentatámi y Monárchámi/ potrzebá żeby lotnym pędem vbiegáły się do zemszczenia się milionámi niezliczonemi vczynionych dyshonorow Chrystusowi Pánu/ á truci Thrace, á naprzod Sarmatiae, ad arma, martia pectora. Zydźi/ y Fex plebis, wielki vćisk y oppressyą/ dla meláncholicznego Saturná/ y ognistego Mársá/ ćierpieć będą. O Sądnym Dniu.
LVboć to niektorzy/ chcąc się
Skrót tekstu: CiekAbryz
Strona: B4v
Tytuł:
Abryz komety z astronomicznej i astrologicznej uwagi
Autor:
Kasper Ciekanowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
astrologia, astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
Wolno najrzeć, a gdy czasem Tknę, wnet nogi mam za pasem. Rączki jakoby wałeczki, Paluszki jako sponeczki, Które kiedy ja całuję Bynajmniej się nie frasuję, Choćbym królewskiej na wieki Nigdy nie całował ręki. Wszytka postać jej ozdobna Sama na wszytko sposobna, Panieńskie wszytkie roboty Nie z przymusu, lecz z ochoty Lotnym dowcipem pojmuje. Wszytko się zgoła szańcuje, Do czego przyłoży ręku, W każdej rzeczy pełno wdzięku. Taniec zagrać z instrumentu A nie chybić nic koncentu Jakoby w Febowej szkole Była. Nuż gdy w pięknym kole Taniec wiedzie, nimfy rady Patrzą na nią i driady. Gdy śpiewa, same syreny Już nie będą takiej ceny
Wolno najrzeć, a gdy czasem Tknę, wnet nogi mam za pasem. Rączki jakoby wałeczki, Paluszki jako sponeczki, Ktore kiedy ja całuję Bynajmniej się nie frasuję, Choćbym krolewskiej na wieki Nigdy nie całował ręki. Wszytka postać jej ozdobna Sama na wszytko sposobna, Panieńskie wszytkie roboty Nie z przymusu, lecz z ochoty Lotnym dowcipem pojmuje. Wszytko się zgoła szańcuje, Do czego przyłoży ręku, W każdej rzeczy pełno wdzięku. Taniec zagrać z instrumentu A nie chybić nic koncentu Jakoby w Febowej szkole Była. Nuż gdy w pięknym kole Taniec wiedzie, nimfy rady Patrzą na nię i dryady. Gdy śpiewa, same syreny Już nie będą takiej ceny
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 229
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
ten będzie dowód niewątpliwy, Kiedy na mój grób włożysz ten napis życzliwy:
Ten kamień ciało mego przyjaciela kryje, Którego pamięć wiecznie w sercu moim żyje. 762. List do tejże.
Już dwa kroć w biegu koło stanęło miesięczne, Jakom się z tobą rozstał, moje dziewczę wdzięczne, A choć tak krótki lotnym czas przebieżał skokiem, Każda niemal godzina stała mi się rokiem. Ba i dotąd zostaję w srogim utęsknieniu, Nic pewnego nie wiedząc o twym powodzeniu, Które nad własne zdrowie wyżej cenię sobie, Skład wszytkich moich pociech mając w twej osobie. W twej osobie, która jest panem sercu memu, Przetoć się też odzywam
ten będzie dowod niewątpliwy, Kiedy na moj grob włożysz ten napis życzliwy:
Ten kamień ciało mego przyjaciela kryje, Ktorego pamięć wiecznie w sercu moim żyje. 762. List do tejże.
Już dwa kroć w biegu koło stanęło miesięczne, Jakom się z tobą rozstał, moje dziewczę wdzięczne, A choć tak krotki lotnym czas przebieżał skokiem, Każda niemal godzina stała mi się rokiem. Ba i dotąd zostaję w srogim utesknieniu, Nic pewnego nie wiedząc o twym powodzeniu, Ktore nad własne zdrowie wyżej cenię sobie, Skład wszytkich moich pociech mając w twej osobie. W twej osobie, ktora jest panem sercu memu, Przetoć się też odzywam
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 235
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
że na Indyjskich górach w ciemnych ‘Knieach, znajdują się Satyrowie albo Panaei twarz ludzką mający, resztę postaci bestialskiej: Item jakieś ludzie Oones, albo Hyppopedes, od naturalnej figury imię mający, to jest Końskonodzy; bo przy ludzkich głowach, Końskie mają nogi. Są i Scjopedes alias Jednonodzy, o jednej nodze, dziwnie lotnym biegający impetem, i skokiem; według Pliniusza, Solina, Isidora, Gelliusza. Według tychże na Gorze Milo albo Imao taki się miał znajdować Naród, który w zad obrócone ma stopy. A w Prowincyj Lambry ludzie mają ogony długie na łokieć, teste Marco, Polo. O tych wszystkich cudownych figur ludziach cenzendum,
że na Indyiskich gorach w ciemnych ‘Knieach, znayduią się Satyrowie albo Panaei twarz ludzką maiący, resztę postaci bestyalskiey: Item iakieś ludzie Oones, albo Hyppopedes, od naturalney figury imię maiący, to iest Końskonodzy; bo przy ludzkich głowach, Końskie maią nogi. Są y Scyopedes alias Iednonodzy, o iedney nodze, dziwnie lotnym biegaiący impetem, y skokiem; według Pliniusza, Solina, Isidora, Gelliusza. Według tychże na Gorze Milo albo Imao taki się miał znaydować Narod, ktory w zad obrocone ma stopy. A w Prowincyi Lambry ludzie maią ogony długie na łokieć, teste Marco, Polo. O tych wszystkich cudownych figur ludziach censendum,
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 104
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
, co żywot w ciała swoje bierą: Pod siódmą ogniów leżąc miesiącowych sferą. Pod twoje niesko skłaniać czoła swoje nogi, Równi będą po śmierci, tak Król jak ubogi. Ty pokoj zasłużonem, ty złoczyńcom karę Dawać będziesz, weź Letę, weź i Parki stare; Wyrok będzie co zechcesz. To mówiąc poskoczy Lotnym cugiem, i w piekło wraca się ochoczy- Natychmiast go różnych dusz otoczą gromady, Jak gdy wicher z gęstego liścia trzęsie sady: Albo więc gęstym nurtem niebotyczne kruszy W morzu skały, lub piaskiem poruszonym pruszy. Wszystkie się wieki bystrym zgromadzają lotem. Które były, które są, które będą potem: Przyszłą witać Królową.
, co żywot w ćiáłá swoie bierą: Pod siodmą ogniow leżąc mieśiącowych sferą. Pod twoie niesko skłániáć czołá swoie nogi, Rowni będą po śmierći, ták Krol iák ubogi. Ty pokoy zásłużonem, ty złoczyńcom kárę Dawáć będźiesz, weź Lethę, weź y Párki stáre; Wyrok będźie co zechcesz. To mowiąc poskoczy Lotnym cugiem, y w piekło wraca się ochoczy- Nátychmiast go roznych dusz otoczą gromády, Iák gdy wicher z gęstego liśćia trzęśie sady: Albo więc gęstym nurtem niebotyczne kruszy W morzu skáły, lub piaskiem poruszonym pruszy. Wszystkie się wieki bystrym zgromadzáią lotem. Ktore były, ktore są, ktore będą potem: Przyszłą witáć Krolową.
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 25
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
K. P. M. M. idzie in sortem nieśmiertelnych Czynów i triumfalnego szczęścia W. K. M. że na tym miejscu, które nie kiedy Libertatis atrium, aram Consilii, Capitolium Polskim rzeczono ex diverso Orbe ściągającym się Nowinom, weselną, W. K. MC. przydawać waczysz appendicem. Rozbiegła się lotnym zapędem jako szeroki świat, ogromna i ozdobna sława nieporownanych zwycięstw W. K. MCi w jednym i drugim Miesiącu, wielu Wieków, i Wielkich Królów zrownawszy Historie stipata centum bella furoribûs ani słychanym, ani czytanym podobno Sukcesem W. K. MC. skończyłeś. Już ona grubą przymowkę auspiciis Majestatu W. K.
K. P. M. M. idźie in sortem nieśmiertelnych Czynow y tryumfalnego szczęśćia W. K. M. że na tym mieyscu, ktore nie kiedy Libertatis atrium, aram Consilii, Capitolium Polskim rzeczono ex diverso Orbe śćiągaiącym się Nowinom, weselną, W. K. MC. przydawać waczysz appendicem. Rozbiegła sie lotnym zapędem iako szeroki świat, ogromna y ozdobna sława nieporownanych zwyćięstw W. K. MCi w iednym y drugim Mieśiącu, wielu Wiekow, y Wielkich Krolow zrownawszy Hystorye stipata centum bella furoribûs ani słychanym, ani czytanym podobno sukcessem W. K. MC. skończyłeś. Iuż ona grubą przymowkę auspiciis Maiestatu W. K.
Skrót tekstu: DanOstSwada
Strona: 13
Tytuł:
Swada polska i łacińska t. 1, vol. 2
Autor:
Jan Danejkowicz-Ostrowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1745
Data wydania (nie wcześniej niż):
1745
Data wydania (nie później niż):
1745
Królowi/ Chłopem bendziesz/ jak cię śmierć/ stej Zony owdowi O pisanie Miłości.
CZyj to chłopiec? Wenery/ czem zsaidakiem chodzi? Bo z niego mniej ostróżnym często ludziom szkodzi/ Czemu nago? po pieszczoch nierad chodzi w sukni/ Czemu dzieckiem? bo młodzi/ idą za nim chutni/ Czem skrzydlato? bo lotnym niestatek go czyni/ Czem bez czoła? bo niedba choć kto oco wini Czemu ślepo? oczu go rozkoszy zbawiły Czemu chudo? zbytnie go czucia wysuszyły Któż go Boszkiem uczynił? Ludzie/ ta przyczyna By szpetną miłość/ kryło Bóstwo Kupidyna Głupi i nierozumni Ludzie/ cóż czyniemy/ Wielki występek/ większym grzechem/
Krolowi/ Chłopem bendźiesz/ iák ćię śmierć/ ztey Zony owdowi O pisánie Miłośći.
CZyi to chłopiec? Wenery/ czem zsáidakiem chodźi? Bo z niego mniey ostrożnym często ludźiom szkodźi/ Czemu nago? po pieszczoch nierad chodźi w sukni/ Czemu dźieckiem? bo młodźi/ idą zá nim chutni/ Czem skrzydláto? bo lotnym niestátek go czyni/ Czem bez czołá? bo niedba choć kto oco wini Czemu ślepo? oczu go roskoszy zbawiły Czemu chudo? zbytnie go czućiá wysuszyły Ktosz go Boszkiem vczynił? Ludźie/ tá przyczyna By szpetną miłość/ kryło bostwo Kupidyna Głupi y nierozumni Ludzie/ cosz czyniemy/ Wielki występek/ większym grzechem/
Skrót tekstu: KochProżnEp
Strona: 8
Tytuł:
Epigramata polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
, NIECH TAK KOŻDY DZIEJE DO CZYTELNIKA
Nie Kochanowski, lub te rytmy noszę, Byście się przecie w nich kochali, proszę. Bogate rytmy, Bożą wspominają Matkę i świętych, w tych się zaś kochają. Nie poetyckim Pegazem biegano, Kochanowskiego w tym nie dojachano. Osłem tu prostym jachano leniwo, Kto biegł Pegazem lotnym, co za dziwo? Że Pan na ośle jeździł, respektujcie I osła jako gościa w dom przyjmujcie. Osieł wszedł tam, gdzie Baranek się rodził, I tu się osieł ten także nagodził. Nie dziki to zwierz, więc go w dom przyjmujcie, Lub prosty wyda głos swojski, smakujcie. Gdy grał Orfeusz
, NIECH TAK KOŻDY DZIEJE DO CZYTELNIKA
Nie Kochanowski, lub te rytmy noszę, Byście się przecie w nich kochali, proszę. Bogate rytmy, Bożą wspominają Matkę i świętych, w tych się zaś kochają. Nie poetyckim Pegazem biegano, Kochanowskiego w tym nie dojachano. Osłem tu prostym jachano leniwo, Kto biegł Pegazem lotnym, co za dziwo? Że Pan na ośle jeździł, respektujcie I osła jako gościa w dom przyjmujcie. Osieł wszedł tam, gdzie Baranek się rodził, I tu się osieł ten także nagodził. Nie dziki to zwierz, więc go w dom przyjmujcie, Lub prosty wyda głos swojski, smakujcie. Gdy grał Orfeusz
Skrót tekstu: BarŁŻywBar_I
Strona: 465
Tytuł:
Żywoty świętych
Autor:
Łazarz Baranowicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
żadnego pisania, Wmć responsami napełniłeś Przedmieście Krakowskie wszystkiego świata. Bohatyr i Totumfacki. Bohatyr i Totumfacki. Bohatyr i Totumfacki. ROZMOWA SiódmA. Bohatyr nijewolnik do woża Wenery Boginiej przykowany. BOHATYR i TOTUMFACKI
B. Miłość niezbędna chcąc mnie mieć w swej władzy, w swym ustawicznym Poddaństwie i okrutnym więzieniu, i niewoli, lotnym pędem bieżała do Vulkana, rokażując aby jako najprędzej oddał burzącą armatę, z którejby stanąwszy pod namiotem zachodu, a wpuł mogła ubić cel przybity, na wschodnich granicach nieba, lubo z gorącej Sale południa nie chybić ósmego guzika u Szuby białemi wilkami podszytej, w którą się stroi z Moskiewska zamrożona Pułnoc. T. Ponieważ
żadnego pisánia, Wmć responsami nápełniłeś Przedmieśćie Krákowskie wszystkiego świata. Bohátyr y Totumfácki. Bohátyr y Totumfácki. Bohátyr y Totumfácki. ROZMOWA SIODMA. Bohátyr niiewolnik do wożá Wenery Boginiey przykowány. BOHATYR y TOTVMFACKI
B. Miłość niezbędna chcąc mnie mieć w swey władzy, w swym vstáwicznym Poddáństwie y okrutnym więźieniu, y niewoli, lotnym pędem bieżáłá do Vulkaná, rokáżuiąc áby iáko nayprędzey oddał burzącą ármatę, z ktoreyby stánąwszy pod namiotem zachodu, á wpuł mogłá vbić cel przybity, ná wschodnich gránicách niebá, lubo z gorącey Sale południá nie chybić osmego guźiká v Szuby białemi wilkámi podszytey, w ktorą się stroi z Moskiewská zámrożona Pułnoc. T. Ponieważ
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 22
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695