kiedy się przymierzchnie I strzeli swym promieniem prosto aż ku ziemi/ Ludziom się zda/ że między światłami inszemi Miejsce miała: ano prócz nie masz nic waporu/ Który ziemia wyziewa: spuści się do Dworu Nadobnej Paskwaliny. Tamże w oknie owym Między dwiema Nimfami na krześle słoniowym Zastanie słuchającą/ o pożnej już dobie Kantów/ Luteń/ Wiolij/ na dobrą noc sobie. Więc stąd pocznie/ niż zada/ tak wielką jej ranę/ Mieszkała tam wedle niej Pałacu o ścianę Druga też Kornelia/ prawdzie że gładkością Co czynić z nią nie miała/ ale zaś grzecznością I ładem przyrodzonym niemniej wzięta była. Którą także kochało Kawalerów siła/ Ale był
kiedy się przymierzchnie Y strzeli swym promieniem prosto áż ku ziemi/ Ludziom się zda/ że między świátłámi inszemi Mieysce miáłá: áno procz nie mász nic waporu/ Ktory ziemiá wyźiewa: spuści się do Dworu Nadobney Pasqualiny. Tamże w oknie owym Między dwiemá Nimfámi ná krześle słoniowym Zástánie słucháiącą/ o pożney iuż dobie Kántow/ Luteń/ Wioliy/ ná dobrą noc sobie. Więc ztąd pocznie/ niż záda/ ták wielką iey ránę/ Mieszkáłá tám wedle niey Páłácu o ściánę Druga też Kornelia/ prawdzie że głádkością Co czynić z nią nie miáłá/ ále záś grzecznością Y łádem przyrodzonym niemniey wzięta byłá. Ktorą tákże kocháło Káwálerow siłá/ Ale był
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 23
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
przyjechał, złożenie w pałacu mu daje, Cieszy go i nawiedza, częścią z niem przestaje; Dostatki wielkie w piciu i w jedzeniu noszą, Czczą, szanują, aby beł dobrej myśli, proszą. Ten truchleje: rozkoszna wdzięczność z członków spadła, Trupowi podobniejszy, twarz rumiana zbladła; Żadne gry z gonitwami, słodkie luteń strony Nie cieszą go, jak prędko wspomni złość swej żony.
XXXII.
Naprzeciwko złożenia jego sala była Stara, lecz insze gmachy wszytkie przewyższyła. Tam on sam dla ulżenia bólu serdecznego Często chodził, kompana nie biorąc żadnego. Tam się troskami karmił, łzy pił, dręczył srodze, Tam rozpuszczał nieszczęsnem wolne myślom wodze;
przyjechał, złożenie w pałacu mu daje, Cieszy go i nawiedza, częścią z niem przestaje; Dostatki wielkie w piciu i w jedzeniu noszą, Czczą, szanują, aby beł dobrej myśli, proszą. Ten truchleje: rozkoszna wdzięczność z członków spadła, Trupowi podobniejszy, twarz rumiana zbladła; Żadne gry z gonitwami, słodkie luteń strony Nie cieszą go, jak prędko wspomni złość swej żony.
XXXII.
Naprzeciwko złożenia jego sala była Stara, lecz insze gmachy wszytkie przewyszszyła. Tam on sam dla ulżenia bolu serdecznego Często chodził, kompana nie biorąc żadnego. Tam się troskami karmił, łzy pił, dręczył srodze, Tam rozpuszczał nieszczęsnem wolne myślom wodze;
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 364
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
go wprawi”.
LXXXVII.
Ba, raczej włoską ziemię, bo póki ta żyła Triumfy ustawiczne z zwycięstw swych czyniła; Bez niej, jak niewolnica biedna, utrapiona, Głowę zwiesza, niszczeje, leci spustoszona. Koredz o tej napisze rymy tak wdzięcznemi Z Tymotem, co jest jasną świecą miedzy swemi, Iż dźwiękiem słodkich luteń, usiadszy na brzegu Ady, oba jej nieraz zahamują biegu.
LXXXVIII.
Między tą, a ostatnią, Borgiej podobną, Widać twarz najwdzięczniejszą, twarz bardzo nadobną Serdecznej białej głowy z marmuru białego, Kształtnych nad podziw członków, oka poważnego; Bieluchne alabastry czarną zakrywała Szatą, pereł, kamieni, złota nic nie miała.
go wprawi”.
LXXXVII.
Ba, raczej włoską ziemię, bo póki ta żyła Tryumfy ustawiczne z zwycięstw swych czyniła; Bez niej, jak niewolnica biedna, utrapiona, Głowę zwiesza, niszczeje, leci spustoszona. Koredz o tej napisze rymy tak wdzięcznemi Z Tymotem, co jest jasną świecą miedzy swemi, Iż dźwiękiem słodkich luteń, usiadszy na brzegu Ady, oba jej nieraz zahamują biegu.
LXXXVIII.
Między tą, a ostatnią, Borgiej podobną, Widać twarz najwdzięczniejszą, twarz bardzo nadobną Serdecznej białej głowy z marmuru białego, Kształtnych nad podziw członków, oka poważnego; Bieluchne alabastry czarną zakrywała Szatą, pereł, kamieni, złota nic nie miała.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 275
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905