mogą ciele Przeciwne sobie rzeczy dwie: koniec i wiele. Obie mają dość pola; gdzie wiele, tam koniec; Gdzie koniec, końca nie masz; tu pierścień, tam goniec: Tu koń, a tam podkowa; dziwna rzecz, ufnalem Jednym się podkuć i być koniem i kowalem. Aleć tam mniej potrzebne młoty i kowadła, Kiedy sama do rogu podkowa przypadła. 123. NA OŻENIENIE DRUGIE TEGOŻ JEGOMOŚCI Z JEJMOŚCIĄ PANNĄ KOMOROWSKĄ HERBU TRZY RZEKI
Wszędzie przy wodach komorzy na świecie; Gdzie kiedyś zabrnął, mój zacny dzianecie, Już musisz krzyże ustawnie z kałdonem Oganiać, rześko machając ogonem. Strzeż się, komórku, kiedy się
mogą ciele Przeciwne sobie rzeczy dwie: koniec i wiele. Obie mają dość pola; gdzie wiele, tam koniec; Gdzie koniec, końca nie masz; tu pierścień, tam goniec: Tu koń, a tam podkowa; dziwna rzecz, ufnalem Jednym się podkuć i być koniem i kowalem. Aleć tam mniej potrzebne młoty i kowadła, Kiedy sama do rogu podkowa przypadła. 123. NA OŻENIENIE DRUGIE TEGOŻ JEGOMOŚCI Z JEJMOŚCIĄ PANNĄ KOMOROWSKĄ HERBU TRZY RZEKI
Wszędzie przy wodach komorzy na świecie; Gdzie kiedyś zabrnął, mój zacny dzianecie, Już musisz krzyże ustawnie z kałdonem Oganiać, rześko machając ogonem. Strzeż się, komorku, kiedy się
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 255
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dopuścił, skoro go skrępował.
LX.
Rozwiązawszy mu pierwej insze mocne węzły, W których mu beły członki wszytkie tak uwięzły, Że sobą ruszyć nie mógł, chce, żeby związany Szedł przy koniu, po miastach i po wsiach widziany, I sieć onę tak pięknej, tak sztucznej roboty, Że nic misterniejszego nigdy twarde młoty Nie zrobiły, na grzbiet mu przywiązawszy, jedzie I w łańcuchu z triumfem za sobą go wiedzie,
LXI.
Szyszakiem go i tarczą nadto obciążając, Wszędzie, gdzie się obrócił, ludzie napełniając Radością niesłychaną z tego, że widzieli, Że tam bezpieczne przeście już podróżni mieli. Tak długo, kończąc drogę swą, Astolf
dopuścił, skoro go skrępował.
LX.
Rozwiązawszy mu pierwej insze mocne węzły, W których mu beły członki wszytkie tak uwięzły, Że sobą ruszyć nie mógł, chce, żeby związany Szedł przy koniu, po miastach i po wsiach widziany, I sieć onę tak pięknej, tak sztucznej roboty, Że nic misterniejszego nigdy twarde młoty Nie zrobiły, na grzbiet mu przywiązawszy, jedzie I w łańcuchu z tryumfem za sobą go wiedzie,
LXI.
Szyszakiem go i tarczą nadto obciążając, Wszędzie, gdzie się obrócił, ludzie napełniając Radością niesłychaną z tego, że widzieli, Że tam bezpieczne przeście już podróżni mieli. Tak długo, kończąc drogę swą, Astolf
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 345
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Euhoe, duszo zażywaj szczęścia, w błogosławieństwie i w dobru opływaj! Po niebie depcemy świata mizernego, niech nędza z nami się nie brata! Apollo
Tam kolerycznej nie ujrzysz Hyjady, swarów nie czyni Nienawiść obłudna. Łaskawa, skromna, bez przykrej przysady Miłość związała serca wszytkiem cudna.
Gniewów pioruny, obmowiska, młoty nie nacierają, nie znajdzie bojaźni, żadnych przymówek, żadnej tam sromoty ani rozruchów, ani zoczy kaźni.
Tysiąc tysięcy uciech tam zebrano, niebieskim które dworzanom rozdano.
Szczęśliwy Twój wiek, szczęśliwa godzina, to szczęście że masz biecka Starościna. Philomusus
Triumfuj, Matrono, dano stolicę-ć godną, by-ć jej
Euhoe, duszo zażywaj szczęścia, w błogosławieństwie i w dobru opływaj! Po niebie depcemy świata mizernego, niech nędza z nami się nie brata! Apollo
Tam kolerycznej nie ujrzysz Hyjady, swarów nie czyni Nienawiść obłudna. Łaskawa, skromna, bez przykrej przysady Miłość związała serca wszytkiem cudna.
Gniewów pioruny, obmowiska, młoty nie nacierają, nie znajdzie bojaźni, żadnych przymówek, żadnej tam sromoty ani rozruchów, ani zoczy kaźni.
Tysiąc tysięcy uciech tam zebrano, niebieskim które dworzanom rozdano.
Szczęśliwy Twój wiek, szczęśliwa godzina, to szczęście że masz biecka Starościna. Philomusus
Tryumfuj, Matrono, dano stolicę-ć godną, by-ć jej
Skrót tekstu: WieszczArchGur
Strona: 69
Tytuł:
Archetyp
Autor:
Adrian Wieszczycki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory poetyckie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Anna Gurowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2001
LXXXIV.
Ale i te ułomki niedługo jem trwały I do uderzenia się czwartego spadały; A skoro się potłukły one małe części Wielkich drzew, nie mieli nic krom palców a pięści. Gdziekolwiek ręką dojdzie - tak ich jadowity Gniew zagrzewa - drą blachy i rwą gęste nity; Nie tak kleszcze rwą mocno, nie tak biją młoty, Kiedy swe odprawują kowale roboty.
LXXXV.
Nie wie, jako bój skończyć Sarracen gniewliwy Z uczciwem swem, który beł tak barzo szkodliwy; Głupie się tam czas traci, kiedy z każdej strony Więcej cierpi, co bije, niżli uderzony. Poszli z sobą w cieśniejszą, wtem poganin ściskał I mocno do swych piersi
LXXXIV.
Ale i te ułomki niedługo jem trwały I do uderzenia się czwartego spadały; A skoro się potłukły one małe części Wielkich drzew, nie mieli nic krom palców a pięści. Gdziekolwiek ręką dojdzie - tak ich jadowity Gniew zagrzewa - drą blachy i rwą gęste nity; Nie tak kleszcze rwą mocno, nie tak biją młoty, Kiedy swe odprawują kowale roboty.
LXXXV.
Nie wie, jako bój skończyć Sarracen gniewliwy Z uczciwem swem, który beł tak barzo szkodliwy; Głupie się tam czas traci, kiedy z każdej strony Więcej cierpi, co bije, niżli uderzony. Poszli z sobą w cieśniejszą, wtem poganin ściskał I mocno do swych piersi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 216
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ostatka. A kładąc wonne maści na stronie, poklękną oba, ściągnąwszy dłonie, ciepła rzewliwe łza płócze oko, krwią spławionego widząc wysoko. Drabiny zatym wzgórę prostują i ścierki długie podeń gotują, na czoło Józef po szczeblach bieży, a na nim płótno rozpięte leży, Nikodym z tyłu wybija groty i słyszeć było daleko młoty. Płakały lasy, płakały góry, bo ich nie rzewnił taki dźwięk wtóry. Wybiwszy gwoździe z płaczem całuje i trzy zarazem Matce daruje; Ona deszcz lejąc w niezwykłej mierze, ten upominek nabożnie bierze.
Józef zaś wieniec ostry, głogowy, pod którym skrzepł włos on kasztanowy, wydziera gwałtem, bo tarń nierówny głęboko ścisnął
ostatka. A kładąc wonne maści na stronie, poklękną oba, ściągnąwszy dłonie, ciepła rzewliwe łza płócze oko, krwią spławionego widząc wysoko. Drabiny zatym wzgórę prostują i ścierki długie podeń gotują, na czoło Józef po szczeblach bieży, a na nim płótno rozpięte leży, Nikodym z tyłu wybija groty i słyszeć było daleko młoty. Płakały lasy, płakały góry, bo ich nie rzewnił taki dźwięk wtóry. Wybiwszy gwoździe z płaczem całuje i trzy zarazem Matce daruje; Ona deszcz lejąc w niezwykłej mierze, ten upominek nabożnie bierze.
Józef zaś wieniec ostry, głogowy, pod którym skrzepł włos on kasztanowy, wydziera gwałtem, bo tarń nierówny głęboko ścisnął
Skrót tekstu: MiasKZbiór
Strona: 96
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Kacper Miaskowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia, fraszki i epigramaty
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Alina Nowicka-Jeżowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1995