18 Maii.
27 Maii do Królewca z jejmością jeździliśmy, gdzie wiele trudności mieliśmy z kupcami nie tylko w towarach niepopłatnych, ale w aresztach niesłusznych; kredytu też na szeląg nie tylko my, ale wszyscy nie mieliśmy w kramach, ani u kupców. Zabawiwszy się tam niedziel cztery, wróciliśmy się z małym profitem, albo cale niższym. Za to Panu Bogu dzięki, że zdrowo w Baksztach stanęliśmy 20 Julii mając przecie nie uprzykrzoną drogę i tam za swój grosz wygody wszelkie.
Mało co zabawiwszy się i wytknąwszy w domu, jechałem do Wilna na komisją od ip. hetmana, złożoną względem repartycji wojska i zapłaty.
18 Maii.
27 Maii do Królewca z jejmością jeździliśmy, gdzie wiele trudności mieliśmy z kupcami nie tylko w towarach niepopłatnych, ale w aresztach niesłusznych; kredytu téż na szeląg nie tylko my, ale wszyscy nie mieliśmy w kramach, ani u kupców. Zabawiwszy się tam niedziel cztery, wróciliśmy się z małym profitem, albo cale niższym. Za to Panu Bogu dzięki, że zdrowo w Baksztach stanęliśmy 20 Julii mając przecie nie uprzykrzoną drogę i tam za swój grosz wygody wszelkie.
Mało co zabawiwszy się i wytknąwszy w domu, jechałem do Wilna na komissyą od jp. hetmana, złożoną względem repartycyi wojska i zapłaty.
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 163
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
— rzecze — córki, Żeby miała łańcuchy dawać na faworki. Mają uczciwe żarty swe miejsce bez szkody, Złoto brać i u większych panów nie masz mody.” Przysięga się młodzieniec, że kwoli tej brydni, Choć mu pilno odjechać, już tu mieszka trzy dni, A nie wie, co się dzieje, świadcząc małym golcem, Że mu go zawsze szukać rozkazał pod stolcem. Tedy kartę spisawszy, daje do uwagi: Lubo mu go będzie chciał potrącić, w posagi Przyjmie, lubo też strawi, zapłacić go musi, Odesłać, którymkolwiek końcem go wykrztusi. Więc zaraz dziewosłęby z takim śle przydatkiem: Ponieważ nie mógł wyniść ten łańcuszek zadkiem
— rzecze — corki, Żeby miała łańcuchy dawać na faworki. Mają uczciwe żarty swe miejsce bez szkody, Złoto brać i u większych panów nie masz mody.” Przysięga się młodzieniec, że kwoli tej brydni, Choć mu pilno odjechać, już tu mieszka trzy dni, A nie wie, co się dzieje, świadcząc małym golcem, Że mu go zawsze szukać rozkazał pod stolcem. Tedy kartę spisawszy, daje do uwagi: Lubo mu go będzie chciał potrącić, w posagi Przyjmie, lubo też strawi, zapłacić go musi, Odesłać, którymkolwiek końcem go wykrztusi. Więc zaraz dziewosłęby z takim śle przydatkiem: Ponieważ nie mógł wyniść ten łańcuszek zadkiem
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 20
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
I to tylko dla wstydu, siedząc z sąsiadami. Na nieszpor, nie wspominaj, nigdy nie mógł trafić, Do karczmy nie mógł zbłądzić, umiał w to potrafić. Lecz pódźmy do metryki familijej jego, Skąd był, czym się rad bawił i z przodka którego? Ten przezacny MATYSEK był z przodka zacnego. Jeszcze małym będący z świniami chyżego Skakał jako żółw jaki; o wielka mądrości, Gdy na pisczałce grawał z wielkiej roztropności. Własny, isty następca Orfeusa cnego, Trzody, świnie uciekły ze stada swojego. I mogę go przyrównać lutniście zacnemu, Własny to był Amfijon, równy we wszym jemu. Kiedy grał, aże echo niebo przebijało
I to tylko dla wstydu, siedząc z samsiadami. Na nieszpor, nie wspominaj, nigdy nie mógł trafić, Do karczmy nie mógł zbłądzić, umiał w to potrafić. Lecz pódźmy do metryki familijej jego, Skąd był, czym sie rad bawił i z przodka którego? Ten przezacny MATYSEK był z przodka zacnego. Jescze małym będący z świniami chyżego Skakał jako żółw jaki; o wielka mądrości, Gdy na pisczałce grawał z wielkiej roztropności. Własny, isty następca Orfeusa cnego, Trzody, świnie uciekły ze stada swojego. I mogę go przyrównać lutniście zacnemu, Własny to był Amfijon, równy we wszym jemu. Kiedy grał, aże echo niebo przebijało
Skrót tekstu: WierszŻałBad
Strona: 10
Tytuł:
Naema abo wiersz żałosny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
, nabyć strawy — Masz rzeki, z których tyle weź sobie obroku, Żebyś mi chociaż tego sfolgowała roku. Niechaj ci Wisła napój leje wszytką siłą, Królewny naszej śmiercią sławna i mogiłą, Lubo się do Elbląga udała w bok prawy,
Lubo Leniwką gdańskie rozdziela żuławy, I kamienista Biała, i Raba, co małym Zbiera deszczem i nurtem brzeg ryje zuchwałym, I z Tatr bieżący Poprad nieleniwym skokiem, Wisłoka niegłęboka z spokojnym Wisłokiem, I bystrych wód Dunajec sławny łososiami, I Nida pińczowskimi zabawna młynami, I San szkutom niepewny dla prądziny skrytej, I Wisznia, co o Rzeczy słucha Pospolitej, I Tanew czarna, i Wieprz, dla
, nabyć strawy — Masz rzeki, z których tyle weź sobie obroku, Żebyś mi chociaż tego sfolgowała roku. Niechaj ci Wisła napój leje wszytką siłą, Królewnej naszej śmiercią sławna i mogiłą, Lubo się do Elbiąga udała w bok prawy,
Lubo Leniwką gdańskie rozdziela żuławy, I kamienista Biała, i Raba, co małym Zbiera deszczem i nurtem brzeg ryje zuchwałym, I z Tatr bieżący Poprad nieleniwym skokiem, Wisłoka niegłęboka z spokojnym Wisłokiem, I bystrych wód Dunajec sławny łososiami, I Nida pińczowskimi zabawna młynami, I San szkutom niepewny dla prądziny skrytej, I Wisznia, co o Rzeczy słucha Pospolitej, I Tanew czarna, i Wieprz, dla
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 175
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
piękność nad sobą przyznaje. Gdyś w tych wszytkich klejnotach, Kupido w Jakobie, Jakbym te trzy boginie w jednej widział tobie. 330. NA TOŻ
Juno, rzekę, królowa, w koronie, śród tłumu, Czy Pallas, bo ma sceptrum, bogini rozumu; Aż skoro widzę z jabłkiem i z małym cię synem, Nierychło się postrzegę: Wenus z Kupidynem Idzie z Idy, tedy jej obiedwie bez sporu, Ta skarbu, tamta swego ustąpi honoru. A któż tego, królowa najjaśniejsza, nie wie, Że stokroć piękniej z jabłkiem Maryjej niż Ewie; Piękniej i pożyteczniej: albowiem ta leczy, Kogo tamta jabłkiem swym śmiertelnie
piękność nad sobą przyznaje. Gdyś w tych wszytkich klejnotach, Kupido w Jakobie, Jakbym te trzy boginie w jednej widział tobie. 330. NA TOŻ
Juno, rzekę, królowa, w koronie, śród tłumu, Czy Pallas, bo ma sceptrum, bogini rozumu; Aż skoro widzę z jabłkiem i z małym cię synem, Nierychło się postrzegę: Wenus z Kupidynem Idzie z Idy, tedy jej obiedwie bez sporu, Ta skarbu, tamta swego ustąpi honoru. A któż tego, królowa najjaśniejsza, nie wie, Że stokroć piękniej z jabłkiem Maryjej niż Ewie; Piękniej i pożyteczniej: albowiem ta leczy, Kogo tamta jabłkiem swym śmiertelnie
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 329
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
to nos! mógłby go nadstawić. Subtelniejszego niepodobna członka; Wymaluj, diable, młodego kapłonka.” Znowu szlachcic w gniew, znowu błazna biorą, Znowu mu udy potężnie opiorą. Więc tak niestrawnym znudzony bigosem, Myśli, co dalej czynić ma z tym nosem. Źle, gdy go wielkim, źle, gdy małym mieni: O to oboje brał korbaczem w sieni. Toż przed szlachcicem stanąwszy raz trzeci: „Nie wiem, jako mam dogodzić Waszeci. Przyznaję teraz, że mnie słusznie bito, Bowiem ani to wielki nos, ani to Nos barzo mały, ale tak w czas właśnie.” Znowu senator na hajduki wrzaśnie,
to nos! mógłby go nadstawić. Subtelniejszego niepodobna członka; Wymaluj, diable, młodego kapłonka.” Znowu szlachcic w gniew, znowu błazna biorą, Znowu mu udy potężnie opiorą. Więc tak niestrawnym znudzony bigosem, Myśli, co dalej czynić ma z tym nosem. Źle, gdy go wielkim, źle, gdy małym mieni: O to oboje brał korbaczem w sieni. Toż przed szlachcicem stanąwszy raz trzeci: „Nie wiem, jako mam dogodzić Waszeci. Przyznaję teraz, że mnie słusznie bito, Bowiem ani to wielki nos, ani to Nos barzo mały, ale tak w czas właśnie.” Znowu senator na hajduki wrzaśnie,
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 383
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
PANEGIRYKU KRÓLA JEGOMOŚCI
Kiedyby mi też syn mój nie umierał, Nie podłym wierszem, nie tą kartą marną Tak wielkie twoje triumfy bym wspierał; Kiedy się wszyscy pod twój puklerz garną, On by regiestru pewnie nie zawierał. Dziś ze mną płachtą przyodziany czarną, W niebie modlitwą, ja na ziemi z płaczem, Małym cię, wielki królu, czczę haraczem. 557. NA ARGO PANA HADZIEWICZA
Drwa, wodę i na kupie dwie widząc głowiznie: Pewnie Hadziewicz w swojej dawnej robociźnie Sztukę myśli wyprawić komuś w upominki. Wierszem, rzekę, gotuje do obozu szynki;
I najmniej to nie szpeci, że syn pisze rymem, Co ociec,
PANEGIRYKU KRÓLA JEGOMOŚCI
Kiedyby mi też syn mój nie umierał, Nie podłym wierszem, nie tą kartą marną Tak wielkie twoje tryumfy bym wspierał; Kiedy się wszyscy pod twój puklerz garną, On by regiestru pewnie nie zawierał. Dziś ze mną płachtą przyodziany czarną, W niebie modlitwą, ja na ziemi z płaczem, Małym cię, wielki królu, czczę haraczem. 557. NA ARGO PANA HADZIEWICZA
Drwa, wodę i na kupie dwie widząc głowiznie: Pewnie Hadziewicz w swojej dawnej robociźnie Sztukę myśli wyprawić komuś w upominki. Wierszem, rzekę, gotuje do obozu szynki;
I najmniej to nie szpeci, że syn pisze rymem, Co ociec,
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 429
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
in altum z równiny rachując mil 3, mil półtorej może aequitare, ale difficulter, drugie półtorej ledwo pieszą propter summam skał ostrych i zawalistych copiam. Sam wierszch na czwierć mile, nim do owej kaplice dojdzie, z samej skały niczym nie obrosłej, ani ziemi na sobie nie mającej. Tam tedy kamienie barzo małym mchem czerwonym znajdują się obrosłe 4v (jakoż ich tam siła). Ten mech w cieple, albo miedzy szaty włożony, (ale z kamieńmi, bo divelli od nich nie może) summum fiołków facit odorem. NB NB
Niżej zaś trochę niż kaplica na tejże górze jest jezioro nullum adferrens fructum, bo ani
in altum z równiny rachując mil 3, mil półtorej może aequitare, ale difficulter, drugie półtorej ledwo pieszą propter summam skał ostrych i zawalistych copiam. Sam wierszch na czwierć mile, nim do owej kaplice dojdzie, z samej skały niczym nie obrosłej, ani ziemi na sobie nie mającej. Tam tedy kamienie barzo małym mchem czerwonym znajdują się obrosłe 4v (jakoż ich tam siła). Ten mech w cieple, albo miedzy szaty włożony, (ale z kamienmi, bo divelli od nich nie może) summum fiołków facit odorem. NB NB
Niżej zaś trochę niż kaplica na tejże górze jest jezioro nullum adferrens fructum, bo ani
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 120
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
Wojskom bronie. Jednak w-tym Królewskiego słucham rozkaza nia, I nazad się powracam; pewien przesłuchania Skargi mojej napotym. Tak kiedy szczęśliwy Największy Nieprzyjaciel, zda się sprawiedliwy, I słuszną mieć przyczyne. Stądże wszytkie Straże Zwiodszy zaraz, otrąbić ruszenie rozkaże Generalne na jutro. Prócz żeby Wsi łupem: Nie zostawił Tatarom małym się okupem Od Mieszczan kontentując. O czym gdy tu Goniec Spadnie raczy, pod już sam konkluzji koniec, (a słuszniej konfuzji) kiedy na chrośnieniu Rózgi jednej, i i lada z-tąd się rozświeceniu Luny jakiej, wszytka twarz, istność, i powaga Sejmu stała: zwłaszcza że burzliwa ta plaga Zmykała się tym bliżej,
Woyskom bronie. Iednák w-tym Krolewskiego słucham rozkazá nia, I nazad sie powracam; pewien przesłuchánia Skargi moiey napotym. Tak kiedy szcześliwy Naywiekszy Nieprzyiaćiel, zda sie spráwiedliwy, I słuszną mieć przyczyne. Ztądże wszytkie Straże Zwiodszy záraz, otrąbić ruszenie rozkaże Generalne ná iutro. Procz żeby Wśi łupem: Nie zostawił Tátárom máłym sie okupem Od Mieszczan kontentuiąc. O czym gdy tu Goniec Spádnie raczy, pod iuż sam konkluzyey koniec, (a słuszniej konfuzyey) kiedy ná chrośnieniu Rozgi iedney, i i láda z-tąd sie rozświeceniu Luny iákiey, wszytka twarz, istność, i powagá Seymu stałá: zwłaszczá że burzliwa tá plagá Zmykała sie tym bliżey,
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 41
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
greckim ogniem niezmiernie gorzała, z ogniów miłość synowska ojców wyrywała; starą matkę przez morze nosi bocian młody i łani ciężar dźwiga swych dzieci przez brody. Jam tylko sama w dzikich polach porzucona, ani mię chcesz, Kochanku, wziąć na swe ramiona; lecz bym się i ja Tobie ciężką być zbraniała, za małym pociągnieniem bieżeć bym wolała. Jakoż przecię, com mdlała na ziemi dopiero, ścigać Cię z wiatrem będę, porwawszy się skoro. Nie trzeba mię popędzać będzie ostrą bronią, żadne nogi pośpiechem pewnie mię nie zgonią. Pociągnął lutnią, wdzięczne przebierając strony, trackie zwierza i lasy Orfeusz ćwiczony, które gdy
greckim ogniem niezmiernie gorzała, z ogniów miłość synowska ojców wyrywała; starą matkę przez morze nosi bocian młody i łani ciężar dźwiga swych dzieci przez brody. Jam tylko sama w dzikich polach porzucona, ani mię chcesz, Kochanku, wziąć na swe ramiona; lecz bym się i ja Tobie ciężką być zbraniała, za małym pociągnieniem bieżeć bym wolała. Jakoż przecię, com mdlała na ziemi dopiero, ścigać Cię z wiatrem będę, porwawszy się skoro. Nie trzeba mię popędzać będzie ostrą bronią, żadne nogi pośpiechem pewnie mię nie zgonią. Pociągnął lutnią, wdzięczne przebierając strony, trackie zwierza i lasy Orfeusz ćwiczony, które gdy
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 98
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997