i sobole. Wszytkich myśliwych swoim przestrzegam przypadkiem: Niechaj się każdy doma porachuje z zadkiem. 114. DO JEGOMOŚCI PANA WACŁAWA KRZESZĄ, NA WESELU JEGO, HERBU LELIWA
Słońce w dzień, miesiąc z gwiazdą chociaż świecą w nocy, Potrzebują oboje ogniowej pomocy. Nie darmo go w przezwisku polski szlachcic krzesze, Mając gwiazdę z miesiącem w herbu swego cesze. Więc dopadszy krzesiwa dla swego imienia, Mój kochany Wacławie, nie żałuj krzemienia, Krzesz ogień, a postrzegszy, że się iskra chwyci,
Jako najgłębiej wtykaj knot, chociaż nie z nici. Potrzebne są do gwiazdy i miesiąca świece, Skąd też ogień w krzemieniu, krzemień w mokrej rzece.
i sobole. Wszytkich myśliwych swoim przestrzegam przypadkiem: Niechaj się każdy doma porachuje z zadkiem. 114. DO JEGOMOŚCI PANA WACŁAWA KRZESZĄ, NA WESELU JEGO, HERBU LELIWA
Słońce w dzień, miesiąc z gwiazdą chociaż świecą w nocy, Potrzebują oboje ogniowej pomocy. Nie darmo go w przezwisku polski szlachcic krzesze, Mając gwiazdę z miesiącem w herbu swego cesze. Więc dopadszy krzesiwa dla swego imienia, Mój kochany Wacławie, nie żałuj krzemienia, Krzesz ogień, a postrzegszy, że się iskra chwyci,
Jako najgłębiej wtykaj knot, chociaż nie z nici. Potrzebne są do gwiazdy i miesiąca świece, Skąd też ogień w krzemieniu, krzemień w mokrej rzece.
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 57
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dał Naso w zalotów nauce. On swoje wierszem przyozdobił Włochy, Ale i ty wiersz zaśpiewasz niepłochy, Który się czasu nie zlęknie i laty Wiecznymi będzie brzmiał między Sarmaty. Ale ty nie dbaj wysoko rym wznosić I dawne dzieje piórem twoim głosić; Nie pisz, co gwiazdy na kole bieżącem, Co słońce czyni złączone z miesiącem, Pomiń monarchów polskich dzielne sprawy, I bitne króle, Jany, Władysławy, Zostaw to inszym; to twoje roboty: Pieśń składać gładką i łacne zaloty, Moje triumfy wspominać i nowy Nad tobą przezysk i twoje okowy. A ty ode mnie bądź pewien wygody I u swej dziewki nietrudnej nadgrody, Która się prędko twej
dał Naso w zalotów nauce. On swoje wierszem przyozdobił Włochy, Ale i ty wiersz zaśpiewasz niepłochy, Który się czasu nie zlęknie i laty Wiecznymi będzie brzmiał między Sarmaty. Ale ty nie dbaj wysoko rym wznosić I dawne dzieje piórem twoim głosić; Nie pisz, co gwiazdy na kole bieżącem, Co słońce czyni złączone z miesiącem, Pomiń monarchów polskich dzielne sprawy, I bitne króle, Jany, Władysławy, Zostaw to inszym; to twoje roboty: Pieśń składać gładką i łacne zaloty, Moje tryumfy wspominać i nowy Nad tobą przezysk i twoje okowy. A ty ode mnie bądź pewien wygody I u swej dziewki nietrudnej nadgrody, Która się prędko twej
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 261
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
A ty o żałobie ni o jej grobie Nie myślisz.
Już bisurmański Akteon swoich Spuścił brytanów do kniei twoich. Damy uciekają, a na ząb padają Psom brzydkim.
Bracia krew leją, ty wino toczysz, Ty kanarsekiem pijany broczysz, Szklenice szykujesz, kolejne rychtujesz W najlepszą.
Już na dobrą noc wolnościom twoim Nachylił Turczyn miesiącem swoim. Ty hejnał wesoło, ty w taneczne koło Grać każesz.
Już twym kościołom, pożal się, Boże, Ściele poganiec w popiele łoże. Ty w łabęcim pierzu, nie w twardym pancerzu Harcujesz.
Orle sarmacki, gdzie twe piorony? Gdzie są ognistej armaty tony? Gdzie dawna ochota? Gdzie pradziadów cnota?
A ty o żałobie ni o jej grobie Nie myślisz.
Już bisurmański Akteon swoich Spuścił brytanów do kniei twoich. Damy uciekają, a na ząb padają Psom brzydkim.
Bracia krew leją, ty wino toczysz, Ty kanarsekiem pijany broczysz, Szklenice szykujesz, kolejne rychtujesz W najlepszą.
Już na dobrą noc wolnościom twoim Nachylił Turczyn miesiącem swoim. Ty hejnał wesoło, ty w taneczne koło Grać każesz.
Już twym kościołom, pożal się, Boże, Ściele poganiec w popiele łoże. Ty w łabęcim pierzu, nie w twardym pancerzu Harcujesz.
Orle sarmacki, gdzie twe piorony? Gdzie są ognistej armaty tony? Gdzie dawna ochota? Gdzie pradziadów cnota?
Skrót tekstu: ZbierDrużBar_II
Strona: 604
Tytuł:
Wiersze zbieranej drużyny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
ojcu się myli, Twierdząc tak, jakoby się z inszego zrodzili. Teraz się oba biją z Orylem zwiedzieni, O to od onych pięknych białych głów proszeni.
LXXIV.
Słońce, jeszcze wysokie, dosyć już się było W tamtej klimie za wyspy szczęśliwe zakryło I cienie, biorąc wszytkie widoki, wchodziły I wszytko pod niepewnem miesiącem okryły, Kiedy się Oryl wrócił do swego mieszkania. Bo według dwu sióstr, czarnej i białej, uznania Bracia z niem bój rozwiedli, ale umówili, Aby się z nowem słońcem do niego wrócili.
LXXV.
Astolf, który je przedtem najwięcej z dzielności I z wielkiej siły poznał i z wielkiej śmiałości, Ale niemniej
ojcu się myli, Twierdząc tak, jakoby się z inszego zrodzili. Teraz się oba biją z Orylem zwiedzieni, O to od onych pięknych białych głów proszeni.
LXXIV.
Słońce, jeszcze wysokie, dosyć już się było W tamtej klimie za wyspy szczęśliwe zakryło I cienie, biorąc wszytkie widoki, wchodziły I wszytko pod niepewnem miesiącem okryły, Kiedy sie Oryl wrócił do swego mieszkania. Bo według dwu sióstr, czarnej i białej, uznania Bracia z niem bój rozwiedli, ale umówili, Aby się z nowem słońcem do niego wrócili.
LXXV.
Astolf, który je przedtem najwięcej z dzielności I z wielkiej siły poznał i z wielkiej śmiałości, Ale niemniej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 349
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, rozum zdarszy z światła, wojnę toczy, zasłaniając firankiem zaślepione oczy. Hardość słońcu w tąż broni promienia jasnego, tłumiąc śliczne pochodnie ogniem Idalego. Ach, ile mi kroć owa noc na myśl przychodzi, tyle mój umysł w sobie nocnych cieniów rodzi. Szczęśliwsze nasze oczy, bo dla ich prywaty strzeże słońce z miesiącem swojej alternaty, albowiem rozum z wolą coś czyni dla końca, których za wodzów mieni myśl pielgrzymująca. Większy żal widok oczu na szańc ciemny ważyć, aniżeli ich nie mieć, kto by ich mógł zażyć? Który pielgrzym dniem krótkim ukrzywdza swe nogi, z ranną zorzą weselej odprawuje drogi, aleć ta noc zbyt długa
, rozum zdarszy z światła, wojnę toczy, zasłaniając firankiem zaślepione oczy. Hardość słońcu w tąż broni promienia jasnego, tłumiąc śliczne pochodnie ogniem Idalego. Ach, ile mi kroć owa noc na myśl przychodzi, tyle mój umysł w sobie nocnych cieniów rodzi. Szczęśliwsze nasze oczy, bo dla ich prywaty strzeże słońce z miesiącem swojej alternaty, albowiem rozum z wolą coś czyni dla końca, których za wodzów mieni myśl pielgrzymująca. Większy żal widok oczu na szańc ciemny ważyć, aniżeli ich nie mieć, kto by ich mógł zażyć? Który pielgrzym dniem krótkim ukrzywdza swe nogi, z ranną zorzą weselej odprawuje drogi, aleć ta noc zbyt długa
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 29
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
Chrystusa skarbami, i ludzi z nimi po świecie szukali, darmo dawali. Staną żarliwi, skarżąc, spowiednicy, co pracowali w Kościoła winnicy, dla dusz zbawienia tak wiele robili, by je zbawili. Nuż kaznodzieje, co ludziom kazali, piekło i niebo im pokazowali, by uciekali od gniewu przyszłego nieomylnego. Słońce z miesiącem będzie też skarżyło: “Iżem tak długo złym ludziom świeciło, a oni tego na złe używali, Boga gniewali”. Ziemia się ozwie: “Jam złych piastowała, jak matka, wszytkich karmiąc, napawała; oni, złośliwi, tym łatwiej grzeszyli, swawolnie żyli”. Toż będą jeszcze stworzenia mówiły
Chrystusa skarbami, i ludzi z nimi po świecie szukali, darmo dawali. Staną żarliwi, skarżąc, spowiednicy, co pracowali w Kościoła winnicy, dla dusz zbawienia tak wiele robili, by je zbawili. Nuż kaznodzieje, co ludziom kazali, piekło i niebo im pokazowali, by uciekali od gniewu przyszłego nieomylnego. Słońce z miesiącem będzie też skarżyło: “Iżem tak długo złym ludziom świeciło, a oni tego na złe używali, Boga gniewali”. Ziemia się ozwie: “Jam złych piastowała, jak matka, wszytkich karmiąc, napawała; oni, złośliwi, tym łatwiej grzeszyli, swawolnie żyli”. Toż będą jeszcze stworzenia mówiły
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 57
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
masz błota żadnego.
Zima sroga ni gorące lato tam nie przewija, ale róże, jak pachnące, wdzięczna wiosna rozwija. Ciecze balsam, kwitną śliczne lilije ogrodowe, pstrzą się łąki ustawiczne, rzeki płyną miodowe. Piżma zapach wydawają, likwory jak słodnieją, jabłka śliczne, co wisają, te jak pięknie wonieją. Z miesiącem tam na przemiany słońce świecić nie wstaje, Baranek tam jest widziany, co oświeca te kraje. Noc tam miejsca nie ma ciemna, lecz dzień jasny panuje, jasność świętych, jak przyjemna, słońcami pokazuje: triumfują, zwyciężywszy, i wespół się radują – przeciwniki położywszy, walki przeszłe rachują. Ciało z drożdży oczyszczone wojny
masz błota żadnego.
Zima sroga ni gorące lato tam nie przewija, ale róże, jak pachnące, wdzięczna wiosna rozwija. Ciecze balsam, kwitną śliczne lilije ogrodowe, pstrzą się łąki ustawiczne, rzeki płyną miodowe. Piżma zapach wydawają, likwory jak słodnieją, jabłka śliczne, co wisają, te jak pięknie wonieją. Z miesiącem tam na przemiany słońce świecić nie wstaje, Baranek tam jest widziany, co oświeca te kraje. Noc tam miejsca nie ma ciemna, lecz dzień jasny panuje, jasność świętych, jak przyjemna, słońcami pokazuje: tryumfują, zwyciężywszy, i wespół się radują – przeciwniki położywszy, walki przeszłe rachują. Ciało z drożdży oczyszczone wojny
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 130
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
świadczy, że były takie Narody, które Zimę miały za Rok jeden, a Lato za Rok drugi. Rzymianie zaś starodawni mieli Rok Romulusów złożony z Miesięcy Dziesiąciu, z Koordynacyj Romulusa Króla swego, Lutego i Stycznia nie komputując, zaczynali od Marca Marsowi Autorowi Rzymian (jako credebant) poswięconego: kończyli na Decemhrze, Dziesiątym Miesiącem zowiąc go, jako same świadczy imię.
Rok ten Romulusów, non conformem Astronomii, Numa Pompiliusz, Król Rzymski, reformował dwa Miesiące, Ianuarium et Februarium do owych Miesięcy Dziesięciu, Roku Romulusowego przyłączywszy.
ROKU Części Cztery, to jest WIOSNA Miesięcy trzech czas w sobie zabiera, alias Marca Kwietnia, Maja; LATO zabiera
swiadczy, że były takie Narody, ktore Zimę miały za Rok ieden, a Lato za Rok drugi. Rzymianie zaś starodawni mieli Rok Romulusow złożony z Miesięcy Dziesiąciu, z Koordynacyi Romulusa Krola swego, Lutego y Stycznia nie komputuiąc, zaczynali od Marca Marsowi Autorowi Rzymian (iako credebant) poswięconego: konczyli na Decemhrze, Dziesiątym Miesiącem zowiąc go, iako same swiadczy imie.
Rok ten Romulusow, non conformem Astronomii, Numa Pompiliusz, Krol Rzymski, reformował dwa Miesiące, Ianuarium et Februarium do owych Miesięcy Dziesięciu, Roku Romulusowego przyłączywszy.
ROKU Części Cztery, to iest WIOSNA Miesięcy trzech czas w sobie zabiera, alias Marca Kwietnia, Maia; LATO zabiera
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 198
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
tak Słońce po wilgotnym buja powietrżu,
52. Wół, znaczy Ziemię, Oraczów, kunszta i zyzność.
53. Sfinks Monstrum z twarzą Lwią, znaczy rozumu obrót, z męstwem złączony: item ukrytej mądrości tajemnicę, teste Kirchero.
54. Dwa Psy z Jastrzebiem i Bocianem, znaczą dwie pół sferza z Słońcem i Miesiącem.
55. Oko, Sprawiedliwości Przestrzegacz, i Ciała słroż
56 Ręka prawa otwarta, znaczy wiktu opatrzenie, a lewa Ręka skurczona, znaczy konserwację i oszczędność fortuny.
57. Baranek purpurowy. Państwo znaczy.
58. Kotwica z Rybą Delfinem, znaczy roztropność, albo nieskwapliwość.
59. Pierścień żelazny na ręku Damy,
tak Słońce po wilgotnym buia powietrżu,
52. Woł, znaczy Ziemię, Oraczow, kunszta y zyzność.
53. Sphinx Monstrum z twarzą Lwią, znaczy rozumu obrot, z męstwem złączony: item ukrytey mądrości taiemnicę, teste Kirchero.
54. Dwa Psy z Iastrzebiem y Bocianem, znaczą dwie puł sferza z Słońcem y Miesiącem.
55. Oko, Sprawiedliwości Przestrzegacz, y Ciała słroż
56 Ręka prawa otwarta, znaczy wiktu opatrzenie, a lewa Ręka skurczona, znaczy konserwacyę y oszczędność fortuny.
57. Baranek purpurowy. Państwo znaczy.
58. Kotwica z Rybą Delfinem, znaczy rostropność, albo nieskwapliwość.
59. Pierścień żelazny na ręku Damy,
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 2155
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
się nań moc wielka naczepia mrówek, język wtedy wyciąga z obłowem owym, którego pożywa. Iosephus pisał o tym ex Brasilea Annô 1560.
WILK zwierz dosyć już opisany odemnie w Cześci 1. Aten titulo Zwierzyniec; jednak tu niektóre ma o sobie additamenta. Albertus Magnus o nim mniema, że mózg mu z miesiącem prżyrasta i ubywa. Konia od głowy, wołów z tyłu zwykł uchodzić, i na nie uderzać. W sensie figuralnym, gdy kto mówi Lupus hiat, znaczy człeka apetycznego na cudze: Lupus circa puteum errat, tłumaczy się: że kto w swojej oszukuje się nadziei; Lupus pilum mutat, non mores, wykłada się
się nań moc wielka naczepia mrowek, ięzyk wtedy wyciąga z oblowem owym, ktorego pożywa. Iosephus pisał o tym ex Brasilea Annô 1560.
WILK zwierz dosyć iuż opisany odemnie w Cześci 1. Aten titulo Zwierzyniec; iednak tu niektore ma o sobie additamenta. Albertus Magnus o nim mniema, że mozg mu z miesiącem prżyrasta y ubywa. Konia od głowy, wołow z tyłu zwykł uchodzić, y na nie uderzać. W sensie figuralnym, gdy kto mowi Lupus hiat, znaczy człeka appetycznego na cudze: Lupus circa puteum errat, tłumaczy się: że kto w swoiey oszukuie się nadziei; Lupus pilum mutat, non mores, wykłada się
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 288
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754