nad nich postrzegają i sądzą. Do żadnej w kraju partyj nie przywiązałem się, i raz na zawsze postanowiłem w obojętności zostawać. Jak spektator więc życie przepędziłem, i w tym charakterze niniejsze dzieło odprawić zamyślam. Dalsze życie mojego okoliczności, gdy czas i potrzeba wyciągać będzie, opowiem. Gdy zaś nad ustawicznym milczeniem moim zastanawiać mi się przychodzi, sam sobie mam za złe, iż dotąd nie użyczyłem nikomu tego, com ustawiczną aplikacją zyskał. Strofowany nieraz o to i nader słusznie od moich przyjaciół, iż talent zakopuję; myśli moje papierowi powierzać będę od tego czasu, i jeźli tym sposobem któregokolwiek z Wspołziomków moich nauczę,
nad nich postrzegaią y sądzą. Do żadney w kraiu partyi nie przywiązałem się, y raz na zawsze postanowiłem w oboiętności zostawać. Jak spektator więc życie przepędziłem, y w tym charakterze ninieysze dzieło odprawić zamyślam. Dalsze życie moiego okoliczności, gdy czas y potrzeba wyciągać będzie, opowiem. Gdy zaś nad ustawicznym milczeniem moim zastanawiać mi się przychodzi, sam sobie mam za złe, iż dotąd nie użyczyłem nikomu tego, com ustawiczną applikacyą zyskał. Strofowany nieraz o to y nader słusznie od moich przyiacioł, iż talent zakopuię; myśli moie papierowi powierzać będę od tego czasu, y ieźli tym sposobem ktoregokolwiek z Wspołziomkow moich nauczę,
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 14
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
nie jednę/ która zstada naszego owce porwać i udusić/ ale wszytko ciało Cerkwie naszej Ruskiej połknąć stara się/ owym piekielnym wrzodem zarazić ją usiłując/ którym się święci naszy Przodkowie/ jak nim samym brzydzili: to nam do wiary podać ubiegając co Błogosławieni naszy Ruskiej Cerkwie Ojcowie porzuciwszy deptali. Widzieć to mówię/ a milczeniem tył podawać/ nie tylko najmitowe jest dzieło/ ale złodziejowe i rozbójnicze. Co abowiem zaraźliwszym i na duszy szkodliwszym na duszy człowieczej wrzodem być może/ nad Herezymę? Czym się nasposobniej i nałatwiej na zatracenie w zęby piekielknego wilka podać może dusza człowiecza/ jak bluźnierstwem na Boga? To oboje tysiące chytry wilk ten piekielny/
nie iednę/ ktora zstádá nászego owce porwáć y vduśić/ ále wszytko ćiáło Cerkwie nászey Ruskiey połknąć stára sie/ owym piekielnym wrzodem záráźić ią vśiłuiąc/ ktorym sie święći nászy Przodkowie/ iák nim samym brzydźili: to nam do wiary podáć vbiegáiąc co Błogosłáwieni nászy Ruskiey Cerkwie Oycowie porzućiwszy deptáli. Widźieć to mowię/ á milczeniem tył podáwáć/ nie tylko naymitowe iest dźieło/ ále złodźieiowe y rozboynicze. Co ábowiem záráźliwszym y ná duszy szkodliwszym ná duszy człowieczey wrzodem bydź może/ nád Haeresimę? Czym się nasposobniey y nałátwiey ná zátrácenie w zęby piekielknego wilká podáć może duszá człowiecza/ iák bluźnierstwem ná Bogá? To oboie tyśiące chytry wilk ten piekielny/
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 14
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
. swojej tedy raczej/ i w której się osobę ubrał/ płakać przystało było Ortologowi/ niżli od nich na kogo lamentować swej dla tego/ że tak Bogu brzydkich bluźnierstw zmazą swoim Cerkiewnikom szkaradzić siebie dopuściła: a onej/ dla owego/ iż powinna bywszy/ jak matka w tym złym córk swej nie przestrzegła: ale milczeniem swym przez tak wiele lat/ i po dziś dzień/ jakoby zezwalającą i pochwalającą znana być podała się. Toby był jemu płacz i lament słuszny i zbawienny: boby tak lamentując/ i siebie samego/ i swoję od tych Zyzaniego Filaletowych Klerykowych i tym podobnych niezbożnych bluźnierstw był ustrzegł/ i uwarował/ i ona
. swoiey tedy ráczey/ y w ktorey sie osobę vbrał/ płákáć przystało było Orthologowi/ niżli od nich ná kogo lámentowáć swey dla tego/ że ták Bogu brzydkich bluźnierstw zmázą swoim Cerkiewnikom szkárádźić siebie dopuśćiłá: á oney/ dla owego/ iż powinna bywszy/ iák mátká w tym złym cork swey nie przestrzegłá: ále milcżeniem swym przez ták wiele lat/ y po dźiś dźień/ iákoby zezwaláiącą y pochwaláiącą znána bydź podáłá sie. Toby był iemu płácz y láment słuszny y zbáwienny: boby ták lámentuiąc/ y śiebie sámego/ y swoię od tych Zyzániego Philáletowych Klerykowych y tym podobnych niezbożnych bluźnierstw był vstrzegł/ y vwárował/ y oná
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 61
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Z. sposobem syllogismów od Greków Rzymianom/ i wzajem Grekom od Rzymian zadawać się zwykłych/ polskim językiem napisany/ i Przodkowi memu na miejscu tym Archimandritowi do czytania podany. Za którym na ten czas miejsce to tak się było poruszyło/ że aż/ na większy zaszkodny gomon/ niż na zbawienny pożytek zaniosłej się sprawie/ milczeniem złożyć musiałem. Przyszło było czasu swego i do tego/ żem był i Palinodią na Lament napisał/ którą do rąk Kapitule Ostrozskiej w tym Monasteru/ w którym teraz rezyduję i to piszę/ podana odemnie bywszy zaległa. Bóg mój/ podobno za uczynioną temu przez Lament wielką obrazę/ w tym doświadczeniu dłużej
S. sposobem syllogismow od Graekow Rzymiánom/ y wzáiem Graekom od Rzymian zádáwáć sie zwykłych/ polskim ięzykiem nápisany/ y Przodkowi memu ná mieyscu tym Archimándritowi do cżytánia podány. Zá ktorym ná ten cżás mieysce to tak sie było poruszyło/ że áż/ ná większy zászkodny gomon/ niż ná zbáwienny pożytek zániosłey sie spráwie/ milczeniem złożyć muśiałem. Przyszło było czásu swego y do tego/ żem był y Pálinodią ná Láment nápisał/ ktorą do rąk Kápitule Ostrozskiey w tym Monásteru/ w ktorym teraz residuię y to piszę/ podána odemnie bywszy zaległá. Bog moy/ podobno zá vcżynioną temu przez Láment wielką obrázę/ w tym doświádczeniu dłużey
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 105
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
mnie wszytka z ciała Krew gdzieś uciekła i dusza leciała. Przyszedłem k’sobie, alić się wznowiły Wszytkie me żale, które do mogiły Doprowadzą mię, da Bóg, niezadługo. A toż zapłata twoja, wierny sługo: Nie mów nic panu, chociaż cię co boli; Lepiej, że cię śmierć z milczeniem podgoli. Wywlecz kto język, przyczynę mej winy; Jeśli ten winny, przecz cierpi kto inny? Oczy co winne, żeś im zakazała Paść się w twej twarzy i mnieś postradała, Okrutna dziewko, wszytkich mych radości? Atoli dosyć czyniąc surowości Twej i mandatom, idę między skały,
Żeby mię oczy twoje
mnie wszytka z ciała Krew gdzieś uciekła i dusza leciała. Przyszedłem k’sobie, alić się wznowiły Wszytkie me żale, które do mogiły Doprowadzą mię, da Bóg, niezadługo. A toż zapłata twoja, wierny sługo: Nie mów nic panu, chociaż cię co boli; Lepiej, że cię śmierć z milczeniem podgoli. Wywlecz kto język, przyczynę mej winy; Jeśli ten winny, przecz cierpi kto iny? Oczy co winne, żeś im zakazała Paść się w twej twarzy i mnieś postradała, Okrutna dziewko, wszytkich mych radości? Atoli dosyć czyniąc surowości Twej i mandatom, idę między skały,
Żeby mię oczy twoje
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 20
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, wołać: gore! rata! A też ten ogień tak jest utajony Jako ów, który przenoszą piorony, Który przez dachy przepadszy znikomie, Nieznacznie szkodzi w niewiadomym domie; A jako Etna tak olbrzyma dusi, Że z lekka w górę rzygać ogniem musi, Tak ja, ujęty strachem i baczeniem, Niewytrzymanym jęczę pod milczeniem. Przecię ten zapał, chociaż jest w trzymaniu, To we łzach, to się pokaże w wzdychaniu, I chociaż wnętrzny pożar bojaźń toczy, Przecię go i twarz wyznawa, i oczy; Tak się więc ogień, w ścisłym gmachu skryty, Gwałtem przez okna dobywa i szczyty. ZEGNANIE
Przyszedł dzień, przyszedł, moja
, wołać: gore! rata! A też ten ogień tak jest utajony Jako ów, który przenoszą piorony, Który przez dachy przepadszy znikomie, Nieznacznie szkodzi w niewiadomym domie; A jako Etna tak olbrzyma dusi, Że z lekka w górę rzygać ogniem musi, Tak ja, ujęty strachem i baczeniem, Niewytrzymanym jęczę pod milczeniem. Przecię ten zapał, chociaż jest w trzymaniu, To we łzach, to się pokaże w wzdychaniu, I chociaż wnętrzny pożar bojaźń toczy, Przecię go i twarz wyznawa, i oczy; Tak się więc ogień, w ścisłym gmachu skryty, Gwałtem przez okna dobywa i szczyty. ZEGNANIE
Przyszedł dzień, przyszedł, moja
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 238
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
plotki, Co było, co nie było, bezecne niewiasty Prawiący wywracają domy, trzęsą miasty. Nie niewiasta, mężczyzna znajduje się drugi, Co go sto razy szpeci, co ma język długi. Z takich dowodów każdy obaczy, że raźniej Z daleka niźli z bliska wiodą się przyjaźni; Byle zaś nie przestrugać i długi milczeniem, Wywietrzawszy, nie poszła przyjaźń zapomnieniem. Jeśli odległość miejsca zajźry oczywistej Ponowy — są od tego posłańcy, są listy; A co w nierozerwane serca łączy spinki, Choć małe, byle szczere były upominki. 45 (P). SIEBIE OSZUKASZ, NIE BOGA
Jeden zacny senator, schodząc z tego świata, Czynił znaczne
plotki, Co było, co nie było, bezecne niewiasty Prawiący wywracają domy, trzęsą miasty. Nie niewiasta, mężczyzna znajduje się drugi, Co go sto razy szpeci, co ma język długi. Z takich dowodów każdy obaczy, że raźniej Z daleka niźli z bliska wiodą się przyjaźni; Byle zaś nie przestrugać i długi milczeniem, Wywietrzawszy, nie poszła przyjaźń zapomnieniem. Jeśli odległość miejsca zajźry oczywistej Ponowy — są od tego posłańcy, są listy; A co w nierozerwane serca łączy spinki, Choć małe, byle szczere były upominki. 45 (P). SIEBIE OSZUKASZ, NIE BOGA
Jeden zacny senator, schodząc z tego świata, Czynił znaczne
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 224
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Żeby w czym szczodrobliwą rękę tę przebrali, Nad jego niedostatki się ulitowali. Jakożeś to sprawił w nich oną słów gładkością, Czegoby nikt furią i prawą ostrością. Za co wrócić przez dzięki mieli i z niewoli, Do pańskiej i powszechnej skłonili się woli. Jako gdy siedmiorogi Nilus Egipt pławi, Więcej swą łaskawością i milczeniem sprawi, Pola sobie przyległe błotem zwożąc drogiem, A niż Dniepr albo Dunaj z trzaskiem lecąc srogim, Brzegi tylko, a góry sadzone rwie z wieku. Tak w sercach puburzonych, gdy z nimi po lekku I jakoby ze wrzodem w delikackiem ciele, Wdzięk i słodkość języka sprawuje więc wiele. Jeśli niegdy Orfeusz,
Żeby w czym szczodrobliwą rękę tę przebrali, Nad jego niedostatki się ulitowali. Jakożeś to sprawił w nich oną słów gładkością, Czegoby nikt furyą i prawą ostrością. Za co wrócić przez dzięki mieli i z niewoli, Do pańskiej i powszechnej skłonili się woli. Jako gdy siedmiorogi Nilus Egipt pławi, Więcej swą łaskawością i milczeniem sprawi, Pola sobie przyległe błotem zwożąc drogiem, A niż Dniepr albo Dunaj z trzaskiem lecąc srogim, Brzegi tylko, a góry sadzone rwie z wieku. Tak w sercach puburzonych, gdy z nimi po lekku I jakoby ze wrzodem w delikackiem ciele, Wdzięk i słodkość języka sprawuje więc wiele. Jeżli niegdy Orfeusz,
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 130
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
bliska, ale dzień jasny dalej zostawiała; Ta prześcia dźwiękom i trąb i bębnów broniła I do nieprzyjaciela ich nie przepuściła. Potem między pogański obóz coś puściło, Co każdego i głuchem i ślepem czyniło.
XCVIII.
Kiedy z takiem kwapieniem Rynald szedł, że zgoła Właśnie się prowadzony zdał być od anioła, I tak cichem milczeniem, że go nie słyszeli I nic a nic poganie o niem nie wiedzieli, Król Agramant piechoty położył przebrane Po przedmieściach paryskich i uszykowane; Rozkazał, aby pod mur w przykopy wchodziły, Chcąc onego dnia skusić ostatniej swej siły.
XCIX.
Kto może zliczyć wojsko, które w onej chwili, Przeciwko cesarzowi poganie puścili,
blizka, ale dzień jasny dalej zostawiała; Ta prześcia dźwiękom i trąb i bębnów broniła I do nieprzyjaciela ich nie przepuściła. Potem między pogański obóz coś puściło, Co każdego i głuchem i ślepem czyniło.
XCVIII.
Kiedy z takiem kwapieniem Rynald szedł, że zgoła Właśnie się prowadzony zdał być od anioła, I tak cichem milczeniem, że go nie słyszeli I nic a nic poganie o niem nie wiedzieli, Król Agramant piechoty położył przebrane Po przedmieściach paryskich i uszykowane; Rozkazał, aby pod mur w przykopy wchodziły, Chcąc onego dnia skusić ostatniej swej siły.
XCIX.
Kto może zliczyć wojsko, które w onej chwili, Przeciwko cesarzowi poganie puścili,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 320
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Kiedy tam król okrutny wewnątrz jednem razem Tak wielką szkodę czynił ogniem i żelazem, By się było powiodło spół Agramantowi, Szedłby beł Paryż na łup nieprzyjacielowi. Ale nie mógł, bo nalazł wstręty i zawady Od Rynalda, który mu z Anglii na zady Przyszedł z ludem angielskiem i z szkockiem ćwiczonem, Od anioła z Milczeniem tam przyprowadzonem.
XXIX.
Bóg chciał, że właśnie w ten czas, gdy Rodomont srogi Wpadł do miasta i takie uczynił pożogi, Z możnem wojskiem angielskiem pod paryskie mury Przybliżył się przesławny rycerz z Białej Góry. Trzy mile wyższej ujął Sekwanę mostami I poszedł w lewą rękę krzywemi drogami, Bo mając na pogany uderzyć,
Kiedy tam król okrutny wewnątrz jednem razem Tak wielką szkodę czynił ogniem i żelazem, By się było powiodło spół Agramantowi, Szedłby beł Paryż na łup nieprzyjacielowi. Ale nie mógł, bo nalazł wstręty i zawady Od Rynalda, który mu z Angliej na zady Przyszedł z ludem angielskiem i z szkockiem ćwiczonem, Od anioła z Milczeniem tam przyprowadzonem.
XXIX.
Bóg chciał, że właśnie w ten czas, gdy Rodomont srogi Wpadł do miasta i takie uczynił pożogi, Z możnem wojskiem angielskiem pod paryskie mury Przybliżył się przesławny rycerz z Białej Góry. Trzy mile wyszszej ujął Sekwanę mostami I poszedł w lewą rękę krzywemi drogami, Bo mając na pogany uderzyć,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 364
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905