zawieszone, Rymy uczone.
A serce rośnie, kiedy już złożone Kopy po polu jak gwiazdy natknione A koło takiej prace nie żal zgoła Zapocić czoła.
Nuż potym jesień, ta nieladajakie Ma swe przysmaki, to kiedy wszelakie Zbierasz z gałęziów owoce, z którymi Gną się ku ziemi.
To gdy podbierasz z ulów podkurzonych Pachniące miody, które z zarobionych Ulów już same strumieńmi wdzięcznymi Płyną ku ziemi.
To runa wełny ostrzygasz odziane, To siecią łowisz ryby obłąkane, To rożne ptastwo gdy stadami leci, Przykrywasz w sieci.
Lub się też w pełnej przechodzisz stodole, Lubo z ciekawym na przepiorki w pole Lub na kusego jeżeliś myśliwy, W pożęte
zawieszone, Rymy uczone.
A serce rośnie, kiedy już złożone Kopy po polu jak gwiazdy natknione A koło takiej prace nie żal zgoła Zapocić czoła.
Nuż potym jesień, ta nieladajakie Ma swe przysmaki, to kiedy wszelakie Zbierasz z gałęziow owoce, z ktorymi Gną się ku ziemi.
To gdy podbierasz z ulow podkurzonych Pachniące miody, ktore z zarobionych Ulow już same strumieńmi wdzięcznymi Płyną ku ziemi.
To runa wełny ostrzygasz odziane, To siecią łowisz ryby obłąkane, To rożne ptastwo gdy stadami leci, Przykrywasz w sieci.
Lub się też w pełnej przechodzisz stodole, Lubo z ciekawym na przepiorki w pole Lub na kusego jeżeliś myśliwy, W pożęte
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 350
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
się echo przeciwi. A pielgrzym ranego wstania Dla tak wdzięcznego śpiewania
Nie żałuje, gdy w pustyni Spoczynek z trudu uczyni; Potym zaś w zaczęte drogi Wyprawi zwyczajne nogi.
Już zwierz srogi gdy dzień czuje, Z pol do pustyń ustępuje. Już i pczołki pracowite Lecą na sady obfite,
Skąd swoje woskowe grody Napełnią wonnymi miody. Już z ziołek krople perłowe Zbiorą promienie febowe.
Już na królewskie pałace Gromada dworzan kołace. Już i muzyki krzykliwe Grają im na dni szczęśliwe.
Już się w dziedziniec bogaty Pańskie sypą kawalkaty; Pięknych strojów pełno wszędy, Świecą się bogate rzędy.
Pryskają konie chodziwe, Głosy podnosząc krzykliwe. Nie czują jeźdźca na sobie
się echo przeciwi. A pielgrzym ranego wstania Dla tak wdzięcznego śpiewania
Nie żałuje, gdy w pustyni Spoczynek z trudu uczyni; Potym zaś w zaczęte drogi Wyprawi zwyczajne nogi.
Już zwierz srogi gdy dzień czuje, Z pol do pustyń ustępuje. Już i pczołki pracowite Lecą na sady obfite,
Zkąd swoje woskowe grody Napełnią wonnymi miody. Już z ziołek krople perłowe Zbiorą promienie febowe.
Już na krolewskie pałace Gromada dworzan kołace. Już i muzyki krzykliwe Grają im na dni szczęśliwe.
Już się w dziedziniec bogaty Pańskie sypą kawalkaty; Pięknych strojow pełno wszędy, Świecą się bogate rzędy.
Pryskają konie chodziwe, Głosy podnosząc krzykliwe. Nie czują jeźdźca na sobie
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 377
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Z sprzysiężonymi obegnał Tatary I gdy niesporej czekając odsieczy, W trunek wam poszły obrzydliwe rzeczy, Żeście i gnój swój pili, i przez trupy Brnąłeś po wodę przez końskie tułupy, I piłeś ścierwy, Tatary, Kozaki, Przez chustkę dzieląc od gęby robaki. Żeś tedy wina, piwa, mleka, miody, Wódki i wody, sold pił i smrody, Pytam cię, bracie, jak biegłego w trunku, W jakim też dekokt u ciebie szacunku, Bo się i z tym znasz, i co boży rok ty Trudnisz doktory i pijesz dekokty; Powiedz, co salsa i jakiego smaku, Gdzie też święcono to drzewo gwajaku
Z sprzysiężonymi obegnał Tatary I gdy niesporej czekając odsieczy, W trunek wam poszły obrzydliwe rzeczy, Żeście i gnój swój pili, i przez trupy Brnąłeś po wodę przez końskie tułupy, I piłeś ścierwy, Tatary, Kozaki, Przez chustkę dzieląc od gęby robaki. Żeś tedy wina, piwa, mleka, miody, Wódki i wody, sold pił i smrody, Pytam cię, bracie, jak biegłego w trunku, W jakim też dekokt u ciebie szacunku, Bo się i z tym znasz, i co boży rok ty Trudnisz doktory i pijesz dekokty; Powiedz, co salsa i jakiego smaku, Gdzie też święcono to drzewo gwajaku
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 56
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Bóg zdarzy go zasuszyć, Waszym się nie przestanę posłuszeństwem kruszyć, Którzy równo z pszczołami oblatując światy, Nie miód, nie cukier, balsam zbierając bogaty, Choć wam go bący i źli wysysają czarci, Wybornych cnót niebieskie zakładacie barci. Przyjmcież pierwsze chęci mych ku sobie dowody, Wszak i pszczółki pierwej wosk, niźli robią miody. A jeśli mnie z kochanym bratem Bóg nie liczy, Bądźcie pewni przy wosku ode mnie słodyczy; Jeśli opak, ochotę moję miejcie darem: On choć trochą, woskiem się kontentuje jarem, Który tym, co dopiero zostawią maciory, Nie może być z starymi równo młodym spory; Między siedmią lichtarzów, a każdy był
Bóg zdarzy go zasuszyć, Waszym się nie przestanę posłuszeństwem kruszyć, Którzy równo z pszczołami oblatując światy, Nie miód, nie cukier, balsam zbierając bogaty, Choć wam go bący i źli wysysają czarci, Wybornych cnót niebieskie zakładacie barci. Przyjmcież pierwsze chęci mych ku sobie dowody, Wszak i pszczółki pierwej wosk, niźli robią miody. A jeśli mnie z kochanym bratem Bóg nie liczy, Bądźcie pewni przy wosku ode mnie słodyczy; Jeśli opak, ochotę moję miejcie darem: On choć trochą, woskiem się kontentuje jarem, Który tym, co dopiero zostawią maciory, Nie może być z starymi równo młodym spory; Między siedmią lichtarzów, a każdy był
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 332
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo Lwa koła słoneczne mijają, A świercze słońcu gorącemu łają, On przed promieniem południowym w cieniu Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu
Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa; Nań bukiew z łasa, nań żołądź z dąbrowy, Nań i użytek idzie ogrodowy.
Zatem pod borem gospodarz ochoczy Gęste obierze na dziki zwierz toczy, Albo więc z chciwym ptakiem w pole jedzie, Albo smycz chartów prędkonogich wiedzie, Lubo się trafi zając upatrzony
pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo Lwa koła słoneczne mijają, A świercze słońcu gorącemu łają, On przed promieniem południowym w cieniu Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu
Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa; Nań bukiew z łasa, nań żołądź z dąbrowy, Nań i użytek idzie ogrodowy.
Zatem pod borem gospodarz ochoczy Gęste obierze na dziki zwierz toczy, Albo więc z chciwym ptakiem w pole jedzie, Albo smycz chartów prędkonogich wiedzie, Lubo się trafi zając upatrzony
Skrót tekstu: HorNaborBar_I
Strona: 203
Tytuł:
Pieśń ad imitiatonem horacjuszowej ody
Autor:
Horatius Flaccus
Tłumacz:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
ody
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1601 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1601
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Pisałem także do brata mego pułkownika, aby dwieście czerw, zł na imię moje pożyczył i najprzód dwom braci Dąbrowskim, rotmistrzom województwa brzeskiego, ludziom popularnym, dał po pięćdziesiąt czerw, zł i drugie sto na różną szlachtę według mojej notacji rozdał. Oprócz tego kazałem, aby Nowicki, mój ekonom, wina, miody, wódki i inne wszystkie na kuchnią potrzeby jako najwięcej do Brześcia sprowadził, ale brat mój pułkownik, rozumiejąc, że mu tych dwustu czerw, zł nie wrócę, nie chciał onych pożyczyć i na szlachtę nie rozdał.
Słowem mówiąc, bracia moje w małej liczbie przyjaciół na sejmik stawili się, a z przeciwnej strony wielki
Pisałem także do brata mego pułkownika, aby dwieście czerw, zł na imię moje pożyczył i najprzód dwom braci Dąbrowskim, rotmistrzom województwa brzeskiego, ludziom popularnym, dał po pięćdziesiąt czerw, zł i drugie sto na różną szlachtę według mojej notacji rozdał. Oprócz tego kazałem, aby Nowicki, mój ekonom, wina, miody, wódki i inne wszystkie na kuchnią potrzeby jako najwięcej do Brześcia sprowadził, ale brat mój pułkownik, rozumiejąc, że mu tych dwustu czerw, zł nie wrócę, nie chciał onych pożyczyć i na szlachtę nie rozdał.
Słowem mówiąc, bracia moje w małej liczbie przyjaciół na sejmik stawili się, a z przeciwnej strony wielki
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 627
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Hybla góra i kraj w Sycylii. Nie małe pasieki są na Rusi, i Podolu, a te wyśmiesnity miód mają. W innych zaś Polski Województwach i w wielkim Księstwie Litewskim choć są pszczoły, miód ich non in ea praestantia, dla ulów smolnych et ob defectum kwiatów takowych, wyjąwszy tylko lipieć Litewski nad wszystkie preferowany miody, koło Kowna osobliwie: gdzie go z Lipowych obszernych lasów tam pszczoły zbierają. Pszczoły od początku zimy, aż do zachodu gwiazdy arcturus, to jest poganiacza dni 60. całych, snem żyją, wtedy nie mają być tykane: a od wschodu tej gwiazdy, aż do aequinoctium wiosnowego, gdy trochę pociepleje, już czuwają
Hybla gora y kray w Sycylii. Nie małe pasieki są na Rusi, y Podolu, á te wysmiesnity miod maią. W innych zaś Polski Woiewodztwach y w wielkim Xięstwie Litewskim choć są pszczoły, miod ich non in ea praestantia, dla ulòw smolnych et ob defectum kwiatow takowych, wyiąwszy tylko lipieć Litewski nad wszystkie preferowany miody, koło Kowna osobliwie: gdzie go z Lipowych obszernych lasow tam pszczoły zbieraią. Pszczoły od początku zimy, aż do zachodu gwiazdy arcturus, to iest poganiaczá dni 60. całych, snem żyią, wtedy nie maią być tykane: á od wschodu tey gwiazdy, aż do aequinoctium wiosnowego, gdy troche pociepleie, iuż czuwaią
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 317
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
przy inszych namowach to radził, Aby Orfea z sobą wziął do towarzystwa. „,Z rozumem (prawi), synu, dokazuj rycerstwa. Z rozumem mocna władza. To jest wojska zdrowie Najwiętsze, gdy ma hetman radę dobrą w głowie. Ale iż Bóg nie wszystko jednemu otwiera, Jako pczoła z różnych ziół słodkie miody zbiera, Tak wodzowi potrzeba i dowcipem władać Swym własnym, i mieć przy tym kogo się dokładać. Na co ja tobie podam człeka wybornego I zgoła-ć radzę, abyś nie jeździł bez niego. Lubo w pałacach królów bogatych nie żyje, Lubo się w gęstych lesiech i pustyniach kryje, Ty go przedsię wyszukaj
przy inszych namowach to radził, Aby Orfea z sobą wziął do towarzystwa. „,Z rozumem (prawi), synu, dokazuj rycerstwa. Z rozumem mocna władza. To jest wojska zdrowie Najwiętsze, gdy ma hetman radę dobrą w głowie. Ale iż Bóg nie wszystko jednemu otwiera, Jako pczoła z różnych ziół słodkie miody zbiera, Tak wodzowi potrzeba i dowcipem władać Swym własnym, i mieć przy tym kogo się dokładać. Na co ja tobie podam człeka wybornego I zgoła-ć radzę, abyś nie jeździł bez niego. Lubo w pałacach królów bogatych nie żyje, Lubo się w gęstych lesiech i pustyniach kryje, Ty go przedsię wyszukaj
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 137
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
przestrzegam, bo są drudzy tacy, Że kiedy piękną księgę gdzie obaczą, Nie mają wstydu ludzie ladajacy, Gdy ją do Gdańska na dół spuścić raczą. Błaznowie to są i wielcy prostacy, Rzekę bezpiecznie; bo się w tym nie baczą, Że są jak bący, którzy co w swe grody Pczołki nanoszą, wyjadają miody.
Ciebie ja nie mam w tym regestrze, Bracie, Ale żeć czytać tylko dam przy sobie, Nie jest to z jakiej suspicyjej na cię, Ale się boję, bo ludzie w tej dobie W lipcu się rodzą; acz ślubuję za cię, Żebyś nie zgubił; któż wie, że ją tobie Może
przestrzegam, bo są drudzy tacy, Że kiedy piękną księgę gdzie obaczą, Nie mają wstydu ludzie ladajacy, Gdy ją do Gdańska na doł spuścić raczą. Błaznowie to są i wielcy prostacy, Rzekę bezpiecznie; bo się w tym nie baczą, Że są jak bący, ktorzy co w swe grody Pczołki nanoszą, wyjadają miody.
Ciebie ja nie mam w tym regestrze, Bracie, Ale żeć czytać tylko dam przy sobie, Nie jest to z jakiej suspicyjej na cię, Ale się boję, bo ludzie w tej dobie W lipcu się rodzą; acz ślubuję za cię, Żebyś nie zgubił; ktoż wie, że ją tobie Może
Skrót tekstu: TrembPrzedWir_I
Strona: 4
Tytuł:
Przedmowa
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1651 a 1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1651
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Tu Wołosza ochoty, dowód pierwszy dała, Kiedy nas gotowością wszelką przywitała. Dosyć było wszystkiego, dla Pana i Dworu, Jeść pić, kto chciał, dostatkiem, mógł i do umoru. A jak tu, tak i dalej, kuchnia nas gotowa Czekała, w tym nie wcześnie, że wszędzie surowa. Wino, miody, mięsiwa, drobiazgi, obroki, I czego było trzeba, było bez odwłoki: Samego czasu brakło; bo w kunaku długiem, Czasem i dziesięć godzin jednym było cugiem Ciągnąć trzeba. tak gdy nas noc w drodze zarwała, Stanąwszy, niewie czeladź, doczego się miała. Rzucić pierwej; czy czynić swej
Tu Wołosza ochoty, dowod pierwszy dáłá, Kiedy nas gotowością wszelką przywitáłá. Dosyc było wszystkiego, dla Pána y Dworu, Jeść pić, kto chciał, dostátkiem, mogł y do umoru. A iák tu, ták y dáley, kuchnia nas gotowa Czekałá, w tym nie wcześnie, że wszędźie surowa. Wino, miody, mięsiwa, drobiazgi, obroki, I czego było trzeba, było bez odwłoki: Sámego czásu brakło; bo w kunáku długiem, Czásem y dziesięć godźin iednym było cugiem Ciągnąć trzeba. ták gdy nas noc w drodze zarwáłá, Stánąwszy, niewie czeladź, doczego się miałá. Rzucić pierwey; czy czynić swey
Skrót tekstu: GośPos
Strona: 47
Tytuł:
Poselstwo wielkie [...] Stanisława Chomentowskiego [...] od Augusta II [...] do Achmeta IV
Autor:
Franciszek Gościecki
Drukarnia:
Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732