Dziekan Wołkowyski, Proboszcz Wołpiński.
Jerzy Hlebowicz Wojewoda Wileński owski i jem i zakryty wiecznym nie zapada jem Bo ma być z tego Księżyca bez mroku Z tąd, że jego pięknie na widoku Świecą u Promienie z rana ozdobione Światłem cnot, a dawnością dzieł Przodków wsławione. Które aby świeciły na potomne lata Jaśnie Światu niech sprawi modła a. Lot obu wysoki Pięknie bieży lotem cnot Sapieżyńskich Z którą w swym locie buja Połubińskich Niechze błogosławi aby nad obłoki Przeciwnych fortun zawsze był ich lot wysoki Sprzęgła wsławie para. Gdy są i z Branickich złączone Domem ozdobniej wsławione Będą światu. A sam Bóg, który błogosławił Tej sprzęgłej w sławie parze, będzie Dom
Dźiekan Wołkowyski, Proboszcz Wołpiński.
Ierzy Hlebowicz Woiewoda Wilenski owski y iem i zakryty wiecznym nie zapada iem Bo ma bydz z tego Xiężyca bez mroku Z tąd, że iego pięknie na widoku Swiecą u Promienie z rana ozdobione Swiatłem cnot, a dawnoscią dzieł Przodkow wsławione. Ktore aby swieciły na potomne lata Iaśnie Swiatu niech sprawi modła a. Lot obu wysoki Pięknie biezy lotem cnot Sapieżynskich Z ktorą w swym locie buia Połubinskich Niechze błogosławi aby nad obłoki Przeciwnych fortun zawsze był ich lot wysoki Sprzęgła wsławie para. Gdy są y z Branickich złączone Domem ozdobniey wsławione Będą swiatu. A sam Bog, ktory błogosławił Tey sprzęgłey w sławie parze, będzie Dom
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 5
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Osła widzieć u żłobu, flisa na biesiadzie, Gdzie starszych i godniejszych od siebie posiada, Choć ni o czym prócz Gdańska przy stole nie gada. Jest jeszcze inszy rodzaj próżnych straw w Koronie, Co od żłobów robocze odkęsują konie; Ani jarzma, ani szle, ani znają siodła, Jedna ich spólna wszytkim profesyja: modła. Ledwie mogą przed sadłem tłustym zdołać brzuchom; Lecz któż lepiej się chować zabroni pastuchom: Ziarno sami, w czym ich Pan gromi przez proroki, Jedzą, słomą napycha głodne stado boki. Czemuż raczej, którzy krew za ojczyznę cedzą, Ziarna żołnierze, słomy próżniacy nie jedzą? Siła do pobożności praca przy chudobie
Osła widzieć u żłobu, flisa na biesiadzie, Gdzie starszych i godniejszych od siebie posiada, Choć ni o czym prócz Gdańska przy stole nie gada. Jest jeszcze inszy rodzaj próżnych straw w Koronie, Co od żłobów robocze odkęsują konie; Ani jarzma, ani szle, ani znają siodła, Jedna ich spólna wszytkim profesyja: modła. Ledwie mogą przed sadłem tłustym zdołać brzuchom; Lecz któż lepiej się chować zabroni pastuchom: Ziarno sami, w czym ich Pan gromi przez proroki, Jedzą, słomą napycha głodne stado boki. Czemuż raczej, którzy krew za ojczyznę cedzą, Ziarna żołnierze, słomy próżniacy nie jedzą? Siła do pobożności praca przy chudobie
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 325
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, jakoś Jeftego, kiedy szedł na twoję Wojnę, przyjął ofiarę, tak przyjmi i moję, Któryć dziś z tym rycerstwem Chrystusowej wiary Nie córkę, ale duszę kładę na ofiary. Wszak tu wszyscy przy twojej umieramy chwale, Skrusz Mahometa, jakoś kruszył więc Baale!” Tu skończył Lubomirski, a ta jego modła Doszła wielkiego Stwórce i niebo przebodła. I każe Michałowi, co diabła wysadził, Żeby o rzeczach polskich pod Chocimem radził. Aleć i on swe śluby ziścił Bogu wiernie. W podziemnej nakopawszy marmorów kawernie, Na wieczną łaski jego pamięć, kościół szumny, Gdzie sam leży i synów już dwóch stoją trumny, Postawił;
, jakoś Jeftego, kiedy szedł na twoję Wojnę, przyjął ofiarę, tak przyjmi i moję, Któryć dziś z tym rycerstwem Chrystusowej wiary Nie córkę, ale duszę kładę na ofiary. Wszak tu wszyscy przy twojej umieramy chwale, Skrusz Mahometa, jakoś kruszył więc Baale!” Tu skończył Lubomirski, a ta jego modła Doszła wielkiego Stwórce i niebo przebodła. I każe Michałowi, co diabła wysadził, Żeby o rzeczach polskich pod Chocimem radził. Aleć i on swe śluby ziścił Bogu wiernie. W podziemnej nakopawszy marmorów kawernie, Na wieczną łaski jego pamięć, kościół szumny, Gdzie sam leży i synów już dwóch stoją trumny, Postawił;
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 257
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
koleją Bogi kadzidłem raczyła: Osobliwie Junony kapliczę ważyła/ I za męża/ co nie był/ ołtarz hodowała/ I by zdrów był/ by przyśpiał/ modlitwy puszczała: By nawet inszej niechciał. Toż poślednie było Z wielu żądości możno/ coby się zdarzyło. Bogini/ by za martwym nie szła dalsza modła/ Więc biedne od ołtarza/ aby ręce zgodła/ Rzekła: Orendowniczko wierna/ Tęczo/ moja/ Bigaj cowskok na pałac/ Snu sprawce pokoja/ Temuż mów/ niech pod martwą Ceiksa postawą/ Pośle do Halcjony sny z istotną sprawą. Rzekła. Tęcza natychmiast stroi się w zasłonę Tysiącznych barw/ i
koleią Bogi kadzidłem raczyłá: Osobliwie Iunony kápliczę wáżyłá/ Y zá mężá/ co nie był/ ołtarz hodowáłá/ Y by zdrow był/ by przyśpiał/ modlitwy puszczáłá: By náwet inszey niechćiał. Toż poślednie było Z wielu żądośći możno/ coby się zdárzyło. Bogini/ by zá martwym nie szłá dalsza modłá/ Więc biedne od ołtarzá/ áby ręce zgodłá/ Rzekłá: Orendowniczko wierna/ Tęczo/ moiá/ Bigay cowskok ná páłac/ Snu sprawce pokoiá/ Temuż mow/ niech pod martwą Ceixá postáwą/ Pośle do Hálcyony sny z istotną spráwą. Rzekłá. Tęczá nátychmiast stroi się w zasłonę Tyśiącznych barw/ y
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 286
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636