znać ze z Matczynej Pierwej rady/ podzierzgła w te mnie mataczyny Skąd dobyć się nie mogę. To wiesz com sprawiła/ Ty też jakom raz sobie już postanowiła Nie Żyć więcej; proszę daj śmierć mi nieodwłóczną/ Niech wstydem tym nie świecę/ i członki odpoczną Kiedyżkolwiek strapione. Co tylko wyrzekła/ Chmura jakaś modrawa oczy jej powlekła/ Dzień biały odejmując. Skąd zbywszy nadzieje Życia więcej/ bez wszytkiej pamięci omdleje. Punkt III. Nadobnej Paskwaliny Punkt III Nadobnej Paskwaliny, Punkt III.
Którym czasem/ w takowym widząc ją zaćmieniu/ Niżby przyszła do siebie/ ku jej wyzwoleniu Satyr ręce obróci/ wielkie i niezgrabne/ A sztuk
znáć ze z Mátczyney Pierwey rády/ podzierzgłá w te mie mátáczyny Zkąd dobydź się nie mogę. To wiesz com spráwiłá/ Ty też iakom raz sobie iuż postanowiłá Nie zyć więcey; proszę day smierć mi nieodwłoczną/ Niech wstydem tym nie świecę/ y członki odpoczną Kiedyżkolwiek strapione. Co tylko wyrzekłá/ Chmurá iákaś modráwa oczy iey powlekła/ Dzien biały odeymuiąc. Zkąd zbywszy nadzieie Zycia więcey/ bez wszytkiey pámięci omdleie. Punkt III. Nadobney Pasqualiny Punkt III Nadobney Pasqualiny, Punkt III.
Ktorym czásem/ w takowym widząc ią záćmieniu/ Niżby przyszłá do siebie/ ku iey wyzwoleniu Sátyr ręce obroci/ wielkie y niezgrabne/ A sztuk
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 105
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
A gdy tak wszyscy z początku dobrego Weselili się i szczęścia pierwszego O dalszym sobie tusząc powodzeniu Szczęśliwie wróżą, Boskiemu imieniu Wszystkie swe siły cale poświęcają I przyszłą bitwę Jego władzy dają. Wtym też już wieczór zachodził powoli, Już też i słońce po skrwawionej roli Z purpurowemi swe koło obłoki Pod sam ocean toczyło głęboki. Potym modrawa noc zaszła z sygnety, Które posadził na niebie Bóg święty; Jak diamenty i ognie pałały, A przebiegając po niebie igrały Prawie dając znać, że i same nieba Za Królem pójdą, gdy będzie potrzeba. Lecz i król nie śpi Kazimirz w tej dobie, Ale uważa, jako począć sobie Nazajutrz z wojskiem ma dla
A gdy tak wszyscy z początku dobrego Weselili się i szczęścia pierwszego O dalszym sobie tusząc powodzeniu Szczęśliwie wróżą, Boskiemu imieniu Wszystkie swe siły cale poświęcają I przyszłą bitwę Jego władzy dają. Wtym też już wieczór zachodził powoli, Już też i słońce po skrwawionej roli Z purpurowemi swe koło obłoki Pod sam ocean toczyło głęboki. Potym modrawa noc zaszła z sygnety, Które posadził na niebie Bóg święty; Jak dyjamenty i ognie pałały, A przebiegając po niebie igrały Prawie dając znać, że i same nieba Za Królem pójdą, gdy będzie potrzeba. Lecz i król nie śpi Kazimirz w tej dobie, Ale uważa, jako począć sobie Nazajutrz z wojskiem ma dla
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 110
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971