, daję na ofiarę. Jaga mi dwakroć gęby pozwoliła, Dalej nic więcej, matka blisko była; Ale jako nas złączysz w jednej parze, Złotorogiego stawię-ć przed ołtarze Wołu, z tym wierszem na tablicy z złota: Tyrsis Wenery sługa do żywota. DO WIATRÓW
Wiatry, moskiewskiej komornicy strony, Śniegowe Eury, mroźne Akwilony! Co w was tchu, co dmy, co ducha i siły, Przez ten niepokój, co wam zawsze miły, Przez rozbój barek i przez morskie wały Proszę, abyście w piersi me wywiały, Że w nich me ognie albo zadmuchniecie, Albo je na śmierć moję rozedmiecie. Bo ja za równe szczęście
, daję na ofiarę. Jaga mi dwakroć gęby pozwoliła, Dalej nic więcej, matka blisko była; Ale jako nas złączysz w jednej parze, Złotorogiego stawię-ć przed ołtarze Wołu, z tym wierszem na tablicy z złota: Tyrsis Wenery sługa do żywota. DO WIATRÓW
Wiatry, moskiewskiej komornicy strony, Śniegowe Eury, mroźne Akwilony! Co w was tchu, co dmy, co ducha i siły, Przez ten niepokój, co wam zawsze miły, Przez rozbój barek i przez morskie wały Proszę, abyście w piersi me wywiały, Że w nich me ognie albo zadmuchniecie, Albo je na śmierć moję rozedmiecie. Bo ja za równe szczęście
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 94
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
skarży tam na słońca żar trawa zielona ani gębę otwiera rola upragniona, wieczną pogodę w niebie wiosna temperuje, skąd większa radość w sercach świętych operuje. Możny Królu, co mieszkasz w niebie empirejskim, do Twych pragnę pałaców, gardząc dołem ziemskim! Tam przykromroźna zima nie rzuca śniegami, ani zła eria przykrzy się plutami; mroźne wiatry eolskie miejsca tam nie mają, które z kłosów dojrzałych ziarnka wytrząsają. Stoi cicho powietrze ani go turbuje Akwilo, bo tryb wieczną pogodę sprawuje. Tu zawsze Febus złoty koniom wypoczywa ani u Antypodów na noclegu bywa; nie tłumi gwiazd dzień ani ujmuje światłości słońce, nie ustępuje dzień nocnej ciemności; żadna noc nie zaciemnia
skarży tam na słońca żar trawa zielona ani gębę otwiera rola upragniona, wieczną pogodę w niebie wiosna temperuje, skąd większa radość w sercach świętych operuje. Możny Królu, co mieszkasz w niebie empirejskim, do Twych pragnę pałaców, gardząc dołem ziemskim! Tam przykromroźna zima nie rzuca śniegami, ani zła aeryja przykrzy się plutami; mroźne wiatry eolskie miejsca tam nie mają, które z kłosów dojrzałych ziarnka wytrząsają. Stoi cicho powietrze ani go turbuje Akwilo, bo tryb wieczną pogodę sprawuje. Tu zawsze Febus złoty koniom wypoczywa ani u Antypodów na noclegu bywa; nie tłumi gwiazd dzień ani ujmuje światłości słońce, nie ustępuje dzień nocnej ciemności; żadna noc nie zaciemnia
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 174
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
bestyją barzo dziwną, jeszcze niewidzianą:
dwie nogi i dwie skrzydła barzo wielkie miała, szyję długą, żelazny pysk pokazowała; żelazne też kopyta nogi pokrywały, a z paszczęki siarczyste ognie wybuchały. Bestyja ta nad mroźnym jeziorem siedziała, potępieńców takową mękę w sobie miała. Wszytkie jakby brzemienne dusze zostawały obojej płci, w jezioro mroźne zstępowały. I tak w pośrzodku morza lodem pokrytego czekały porodzenia, ach, nieszczęśliwego! A gdy czas bolesnego przyszedł porodzenia, pełne ich było piekło wrzasku i jęczenia. Płód tedy, który dusze nieszczęsne rodziły, były węże straszliwe, które wychodziły nie przez członki zwyczajne, rodzeniu służące, lecz przez piersi i insze, prześcia
bestyją barzo dziwną, jeszcze niewidzianą:
dwie nogi i dwie skrzydła barzo wielkie miała, szyję długą, żelazny pysk pokazowała; żelazne też kopyta nogi pokrywały, a z paszczeki siarczyste ognie wybuchały. Bestyja ta nad mroźnym jeziorem siedziała, potępieńców takową mękę w sobie miała. Wszytkie jakby brzemienne dusze zostawały obojej płci, w jezioro mroźne zstępowały. I tak w pośrzodku morza lodem pokrytego czekały porodzenia, ach, nieszczęśliwego! A gdy czas bolesnego przyszedł porodzenia, pełne ich było piekło wrzasku i jęczenia. Płód tedy, który dusze nieszczęsne rodziły, były węże straszliwe, które wychodziły nie przez członki zwyczajne, rodzeniu służące, lecz przez piersi i insze, prześcia
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 94
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
człowiek/ który służąc światu Sprawował się w życiu swym nie według mandatu Rozumu/ po wszytek czas pożycia swojego Doznawał utrapienia/ i nieszczęścia wszego/ Słuszna/ by mu w rozkoszy wiosna rozkrzewiona/ W Zimę przykrą utrapień była obrócona. Aby Maj wdzięczny światu/ żyzny w kwiecie różne/ Był mu w Styczeń i Luty obrócony mroźne. Aby lilije białe/ i roże wstydliwe Były mu odmienione w szeklaki dotkliwe Aby dzień który świeci najbarziej w południe Zaszedł nagle ciemnością/ i służył mu brudnie. Heraklita Chrześcijańskiego. Grzesznik swego utrapienia własnego jest autor.
Kiedy sam jestem autor utrapienia mego/ Albo ten/ który gubi rad siebie samego/ Godna/ by mój
cżłowiek/ ktory służąc świátu Sprawował się w żyćiu swym nie według mandatu Rozumu/ po wszytek cżas pożyćiá swoiego Doznáwáł vtrápieniá/ y nieszcżęśćiá wszego/ Słuszná/ by mu w roskoszy wiosná rozkrzewioná/ W Zimę przykrą vtrapień byłá obrocona. Aby Máy wdźięcżny świátu/ żyzny w kwiećie rożne/ Był mu w Stycżeń y Luty obrocony mroźne. Aby liliie biáłe/ y roże wstydliwe Były mu odmienione w szekláki dotkliwe Aby dźień ktory świeći náybarźiey w południe Zaszedł nágle ćiemnośćią/ y służył mu brudnie. Heráklitá Chrześćiáńskiego. Grzesznik swego vtrápienia włásnego iest author.
Kiedy sám iestem áuthor utrapieniá mego/ Albo ten/ ktory gubi rad siebie sámego/ Godna/ by moy
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 6
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694
nauczy, Jak swojej woli niepowierzać kluczy. Gdy się KsIĄZĘCIU wszyscy przypatrzyli, Jak piękny, młody, kształtny, jak jest choży, W tym go kilkakroć w koło obrócili, Każdy z osobna przed nim ukłon złoży, Zwinoł się i Pan prawie we trzy kłęby, Jak wietrzne Bogi otworzyły gęby. Bo z jednej mroźne wychodziły trżony, Z drugiej zaś mgliste wybuchały Dymy, Z trzeciej huk jęczał, by Kościelne Dzwony, Z czwartej wypada lód, jak w pośród zimy, Owym przy ustach zaraz marzły słowa Ci śniegi sypią, z kąd droga puchowa. Starszy zaczyna chwalić się przed młodzią, Siła okrętów wojennych rozpędził; Ten mówi, a
náuczy, Ják swoiey woli niepowierzać kluczy. Gdy się XIĄZĘCIU wszyscy przypatrzyli, Ják piękny, młody, ksztáłtny, iák iest choży, W tym go kilkákroć w koło obrocili, Każdy z osobna przed nim ukłon złoży, Zwinoł się y Pan práwie we trzy kłęby, Jak wietrzne Bogi otworzyły gęby. Bo z iedney mroźne wychodziły trżony, Z drugiey zaś mgliste wybucháły Dymy, Z trzeciey huk ięczał, by Kościelne Dzwony, Z czwártey wypáda lod, iák w pośrod zimy, Owym przy ustach záraz márzły słowa Ci śniegi sypią, z kąd droga puchowa. Stárszy záczyna chwálić się przed młodzią, Siła okrętow woiennych rozpędził; Ten mowi, á
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 14
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752