Pułki przywodzą.
Widzę cię między pierwszymi na wale, Sławny Korycki, mężny generale; Widzę, co czyni twe odważne ramię, Cny Debohamie.
I ciebie moje pióro nie pominie, Cny podkomorzy, odważny Tedwinie. Choć twe odwagi, których jest niemało, Słońce widziało,
Mało to na cię, by i w nocne mroki Przepaść skał i Dniestr przebywszy głęboki, Wziąłeś szańc mocny i w dobrej obronie Na drugiej stronie.
Generałmajor Łączyński i drudzy Starzy, Gradywa okrutnego słudzy, Oberszter Łącki, Denemark, Żebrowski I Przepędowski,
Na prawym skrzydle pułki przywodzili l oślep prawie na wały skoczyli; W też pomorskiego i pułk wojewody Bieżał zawody.
Pokazał
Pułki przywodzą.
Widzę cię między pierwszymi na wale, Sławny Korycki, mężny generale; Widzę, co czyni twe odważne ramię, Cny Debohamie.
I ciebie moje pioro nie pominie, Cny podkomorzy, odważny Tedwinie. Choć twe odwagi, ktorych jest niemało, Słońce widziało,
Mało to na cię, by i w nocne mroki Przepaść skał i Dniestr przebywszy głęboki, Wziąłeś szańc mocny i w dobrej obronie Na drugiej stronie.
Generałmajor Łączyński i drudzy Starzy, Gradywa okrutnego słudzy, Oberszter Łącki, Denemark, Żebrowski I Przepędowski,
Na prawym skrzydle pułki przywodzili l oślep prawie na wały skoczyli; W też pomorskiego i pułk wojewody Bieżał zawody.
Pokazał
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 497
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Na ostatek ją wyniósł na wyspę, gdzie skały I ciemne jamy beły i straszne jaskinie, O tej, kiedy się zmierzkać poczyna, godzinie.
XXXVIII.
Skoro się w tej pustelniej sama obaczyła, Co z samego wejźrzenia strach wielki czyniła, O tem czasie, kiedy już w ocean głęboki Febus wchodził i noc swe wypuszczała mroki, W takiej twarzy i w takiej postawie stanęła, Taką barwę i taką postać na się wzięła, Żeby beł każdy wątpił, widząc ją z daleka, Czy kamień takiem kształtem, czy widział człowieka.
XXXIX.
Zdumiała i wątpliwa na niepewnej ziemi Stoi z roztarganemi i najeżonemi Włosami i od żalu słowa nie mówiła, Tylko
Na ostatek ją wyniósł na wyspę, gdzie skały I ciemne jamy beły i straszne jaskinie, O tej, kiedy się zmierzkać poczyna, godzinie.
XXXVIII.
Skoro się w tej pustelniej sama obaczyła, Co z samego wejźrzenia strach wielki czyniła, O tem czasie, kiedy już w ocean głęboki Febus wchodził i noc swe wypuszczała mroki, W takiej twarzy i w takiej postawie stanęła, Taką barwę i taką postać na się wzięła, Żeby beł każdy wątpił, widząc ją z daleka, Czy kamień takiem kształtem, czy widział człowieka.
XXXIX.
Zdumiała i wątpliwa na niepewnej ziemi Stoi z roztarganemi i najeżonemi Włosami i od żalu słowa nie mówiła, Tylko
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 157
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
wszędzie znajdowało. Ale przecię mniejsza się sława pokazała W tej mierze/ a niż sama prawda wyświadczała. E Przeszedłem górę Menal; i zwierza różnego Straszne knieje/ Cyllenę/ i oziębionego Liceusza choiny. Potym na dzierżawy Arkadyjskie/ gdzie mieszkał Tyran niełaskawy/ I do nieludzkich gmachów wszedłem/ gdy dzień biały Pozne wieczorne mroki z świata wyganiały. Dałem znać że Bóg przyszedł: i lud pospolity Rzucił się do modlitew/ lecz złości niesyty F Likaon/ jąwszy się wprzód śmiać z pobożnej sprawy/ Wnetże (rzekł) jawną go ja/ jeśli on Bóg prawy Czyli człowiek/ doświadczę tu niebezpiecznością? A nie będzie mi długo prawda
wszędźie znáydowáło. Ale przećię mnieysza się słáwá pokazáłá W tey mierze/ á niż sámá prawdá wyświadczáłá. E Przeszedłem gorę Menál; y źwierzá rożnego Strászne knieie/ Cyllenę/ y oźiębionego Liceuszá choiny. Potym ná dźierżáwy Arkádiyskie/ gdźie mieszkał Tyran niełáskáwy/ Y do nieludzkich gmáchow wszedłem/ gdy dźień biały Pozne wieczorne mroki z świátá wyganiáły. Dałem znáć że Bog przyszedł: y lud pospolity Rzućił się do modlitew/ lecz złośći niesyty F Lykáon/ iąwszy się wprzod śmiać z pobożney spráwy/ Wnetże (rzekł) iáwną go ia/ iesli on Bog prawy Czyli człowiek/ doświadczę tu niebespiecznośćią? A nie będźie mi długo prawda
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 15
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
nań kośnik swej dobędzie kosy. 106
One wabiki — w lichej ziemie bryły, One ozdoby — w obmierzłe kanały, W sprosną się ropę wszytkie obróciły. Już teraz Tyzbe i Piram niecały; Tak zacną parę pogrzebły mogiły, Z której się śmieje Kupido zuchwały. Ponęty lube i miłe widoki Prędko się w nocne obróciły mroki. 107
Obmierzłe usta w ropę rozpłynęły, Ogniłe wargi fetor wielki dają, One korale i roże zginęły, Robacy zęby za dziedzictwo mają. One rozkoszy prędko ominęły, Straszliwe teraz obrazy zostają. W onej anielskiej i udatnej cerze Już robak krąży jak na spacjerze. 108
Absalonowe włosy i kędziory Śmiertelną widzę kosą ogolone, Oczy
nań kośnik swej dobędzie kosy. 106
One wabiki — w lichej ziemie bryły, One ozdoby — w obmierzłe kanały, W sprosną się ropę wszytkie obrociły. Już teraz Tyzbe i Piram niecały; Tak zacną parę pogrzebły mogiły, Z ktorej się śmieje Kupido zuchwały. Ponęty lube i miłe widoki Prędko się w nocne obrociły mroki. 107
Obmierzłe usta w ropę rozpłynęły, Ogniłe wargi fetor wielki dają, One korale i roże zginęły, Robacy zęby za dziedzictwo mają. One rozkoszy prędko ominęły, Straszliwe teraz obrazy zostają. W onej anielskiej i udatnej cerze Już robak krąży jak na spacyerze. 108
Absalonowe włosy i kędziory Śmiertelną widzę kosą ogolone, Oczy
Skrót tekstu: LubSPir
Strona: 37
Tytuł:
Piram i Tyzbe
Autor:
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1660 a 1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1660
Data wydania (nie później niż):
1702
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Księgarnia św. Wojciecha
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1929
było, kogo trzymać za lepszego. A trudno go też beło już przywieść do końca, Kiedy już dnia nie mieli, ni widzieli słońca. Pierwszy beł rycerz w czerni, który takiej mowy I tych słów użył w on czas do cnej białejgłowy: Co dalej czynić będziem, kiedy nam widoki W równem szczęściu niewczesne odejmują mroki? PIEŚŃ XIX.
CII.
Zda mi się, żebyś jeszcze przedłużył żywota Aż do jutra, kiedy się dziś nasza robota Nie skończyła; aleć się opowiedzieć wolę, Żeć pewnie żyć nad tę noc więcej nie pozwolę. Ale mię w tem nie winuj, że być dłużej żywy Żadną miarą nie możesz,
było, kogo trzymać za lepszego. A trudno go też beło już przywieść do końca, Kiedy już dnia nie mieli, ni widzieli słońca. Pierwszy beł rycerz w czerni, który takiej mowy I tych słów użył w on czas do cnej białejgłowy: Co dalej czynić będziem, kiedy nam widoki W równem szczęściu niewczesne odejmują mroki? PIEŚŃ XIX.
CII.
Zda mi się, żebyś jeszcze przedłużył żywota Aż do jutra, kiedy się dziś nasza robota Nie skończyła; aleć się opowiedzieć wolę, Żeć pewnie żyć nad tę noc więcej nie pozwolę. Ale mię w tem nie winuj, że być dłużej żywy Żadną miarą nie możesz,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 110
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
na Gwidona onę rzecz puściła, Użyć drogi, co lepsza według niego była.
LXXX.
Wtem z Alerią Gwidon, co wierniejszą żoną, Mówi i odkrywa jej sprawę umówioną. Nie trzeba mu jej było długo prosić; owa, Krótko mówiąc, nalazł ją, że była gotowa. Do morza wskok dla fusty w ciemne mroki poszła I złoto i swe skarby co lepsze wyniosła, Zmyślając, skoroby dzień swojemu woźnicy Febus kazał wieźć na świat, wyniść na zdobyczy.
LXXXI.
Ale pierwej, niżli się do morza wybrała, W pałacu miecze, tarcze i zbroje zebrała, Które na się żeglarze, kupcy obłóczyli, Którzy na poły nadzy i
na Gwidona onę rzecz puściła, Użyć drogi, co lepsza według niego była.
LXXX.
Wtem z Aleryą Gwidon, co wierniejszą żoną, Mówi i odkrywa jej sprawę umówioną. Nie trzeba mu jej było długo prosić; owa, Krótko mówiąc, nalazł ją, że była gotowa. Do morza wskok dla fusty w ciemne mroki poszła I złoto i swe skarby co lepsze wyniosła, Zmyślając, skoroby dzień swojemu woźnicy Febus kazał wieźć na świat, wyniść na zdobyczy.
LXXXI.
Ale pierwej, niżli się do morza wybrała, W pałacu miecze, tarcze i zbroje zebrała, Które na się żeglarze, kupcy obłóczyli, Którzy na poły nadzy i
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 133
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, Ale darmo; bo czego szuka, nie najduje.
XLIV.
O jak gorąco swego Makona prosiła, O jako częste śluby bogom swem czyniła, Aby cudem widomem, jawnem to sprawili, Żeby w lepszą płeć siostrę moję odmienili. Lecz fałszywi bogowie tego nie słuchali I podobno się z głupiej prośby naśmiewali; A wtem mroki i ona przykra noc minęła, I słoneczna się światłość odkrywać poczęła.
XLV.
Skoro dzień wszedł, obiedwie zostawują łoże. Fiordyspina ulżyć swych mąk w sobie nie może; Której o swem odjeździe siostra powiedziała, Bo więcej w labiryncie onem być nie chciała. Królewna jej na samem prawie rozjachaniu Hiszpańskiego dzianeta dała na żegnaniu Z
, Ale darmo; bo czego szuka, nie najduje.
XLIV.
O jak gorąco swego Makona prosiła, O jako częste śluby bogom swem czyniła, Aby cudem widomem, jawnem to sprawili, Żeby w lepszą płeć siostrę moję odmienili. Lecz fałszywi bogowie tego nie słuchali I podobno się z głupiej prośby naśmiewali; A wtem mroki i ona przykra noc minęła, I słoneczna się światłość odkrywać poczęła.
XLV.
Skoro dzień wszedł, obiedwie zostawują łoże. Fiordyspina ulżyć swych mąk w sobie nie może; Której o swem odjeździe siostra powiedziała, Bo więcej w labiryncie onem być nie chciała. Królewna jej na samem prawie rozjachaniu Hiszpańskiego dzianeta dała na żegnaniu Z
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 271
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nikt się, z czym może, popisać nie leni, gada papuga, a kawa szepleni. Niechaj miesięczne w pełni świeci koło, przecię noc nocą, przecię nie wesoło; cóż gdy się zaćmi i pogasi knoty, rzadkich gwiazd widzim po niebie sieroty. Lecz skoro słońce wznidzie na obłoki, wróci dzień biały, rozegnawszy mroki; stąd zwyczaj starem, gdy poczęło świtać, z wielkiem go krzykiem i aplauzem witać. Pod obcych królów panowaniem długiem, gdzie spełna sto lat swoim zbiegło cugiem, gdy nam w Auguście nie stało dziedzicznych, przybieraliśmy panów ogranicznych. Przez niedołężnych białychgłów zamęście wspak się sarmackie obrócieło szczęście, pogasły lampy, które wiecznej chwały
nikt się, z czym może, popisać nie leni, gada papuga, a kawa szepleni. Niechaj miesięczne w pełni świeci koło, przecię noc nocą, przecię nie wesoło; cóż gdy się zaćmi i pogasi knoty, rzadkich gwiazd widzim po niebie sieroty. Lecz skoro słońce wznidzie na obłoki, wróci dzień biały, rozegnawszy mroki; stąd zwyczaj starem, gdy poczęło świtać, z wielkiem go krzykiem i aplauzem witać. Pod obcych królów panowaniem długiem, gdzie spełna sto lat swoim zbiegło cugiem, gdy nam w Auguście nie stało dziedzicznych, przybieraliśmy panów ogranicznych. Przez niedołężnych białychgłów zamęście wspak się sarmackie obrócieło szczęście, pogasły lampy, które wiecznej chwały
Skrót tekstu: PotPocztaKarp
Strona: 65
Tytuł:
Poczta
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
panegiryki
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Muza polska: na tryjumfalny wjazd najaśniejszego Jana III
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Adam Karpiński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1996
Z śmiercią się wita .
Tamże Stryjeczny jego Podkomorzi Pomorski/ oba wsławie nader skorzy/ Swoje i cudze gdy podrząd ich wchodzą/ Pułki przywodzą .
I ciebie moje pióro nie pominie/ Cny Podkomorzy odważny Tetwinie/ Choć twe odwagi których jest nie mało/ Słońce widziało:
Mało to na cię/ bo i w ciemne mroki/ Przepaść skał/ i Dniestr przebywszy głęboki/ Wziąłeś szańc mocny/ i w dobrej obronie/ Na drugiej stronie.
Starosta Sącza Lubomirski Wojnę/ Ze barziej lubi/ niż miry spokojne/ Pokazał w boju/ co Wojsko przyznaje/ I dank mu daje.
Nie jedna spadła/ i z Zawojem głowa/ Od bystrej
Z śmierćią się wita .
Támże Stryieczny iego Podkomorźy Pomorski/ obá wsławie náder skorzy/ Swoie y cudze gdy podrząd ich wchodzą/ Pułki przywodzą .
Y ćiebie moie pioro nie pominie/ Cny Podkomorzy odważny Tetwinie/ Choć twe odwagi ktorych iest nie máło/ Słońce widźiáło:
Màło to ná ćię/ bo y w ćiemne mroki/ Przepáść skał/ y Dniestr przebywszy głęboki/ Wźiąłeś száńc mocny/ y w dobrey obronie/ Ná drugiey stronie.
Stárostá Sączá Lubomirski Woynę/ Ze bárźiey lubi/ niż miry spokoyne/ Pokazał w boiu/ co Woysko przyznáie/ Y dánk mu dáie.
Nie iedná spádłá/ y z Zawoiem głowá/ Od bystrey
Skrót tekstu: SławWikt
Strona: C3
Tytuł:
Sławna wiktoria nad Turkami od wojsk koronnych
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
wżdy na koniec już i bez kryształu Widzi, że od polskiego uciekają wału Oni jego rycerze wyśmienici przednie, Którymi wczora Rzymy, Malty brał i Wiednie; I nie czekając nazad wracającej burzy, Jedzie z pola i w swym się namiecie zasznurzy. Naszy też uszargani z tureckiej posoki, Że już noc prowadziła na świat czarne mroki, Po ciepłym depcąc trupie, na swe się tabory Obejźrą. Święty pean w niećwiczone chory Żołnierskim tonem, każdy swoją notą śpiewa; Wewnątrz serce, a jawnie twarz łzami oblewa, Chwalący Boga z dusze, ze wszech sił i z piąci Zmysłów, że poganina z tego szczebla strąci, Na który tak się hardzie,
wżdy na koniec już i bez kryształu Widzi, że od polskiego uciekają wału Oni jego rycerze wyśmienici przednie, Którymi wczora Rzymy, Malty brał i Wiednie; I nie czekając nazad wracającej burzy, Jedzie z pola i w swym się namiecie zasznurzy. Naszy też uszargani z tureckiej posoki, Że już noc prowadziła na świat czarne mroki, Po ciepłym depcąc trupie, na swe się tabory Obejźrą. Święty pean w niećwiczone chory Żołnierskim tonem, każdy swoją notą śpiewa; Wewnątrz serce, a jawnie twarz łzami oblewa, Chwalący Boga z dusze, ze wszech sił i z piąci Zmysłów, że poganina z tego szczebla strąci, Na który tak się hardzie,
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 228
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924