nie masz czasu/ oddać/ Niebu powinności. Więc gdy Bóg należytej z nich nie ma ofiary; Czy nie godneż takowe ciężkiej z Nieba kary? Ale wroćmy do stroju/ mówiąc bez urazy Który ciężkiego piekła godzien tysiąc razy/ On to strój/ który rozum każdej Damy ślepi; Która na wdziecznej twarzy/ sprosne Muchy lepi. On to strój/ którym Bogu głupstwo zadawają; Gdy Muchami swych twarzy/ Damy poprawiają. Bóg im dał białe lice/ ony je pstrząc smolą: Przez co piekłu/ niż Niebu podobne być wolą. Nim są zdrowsze na ciele/ a twarzy plastrują/ Tym pewniejszą chorobę na duszach znakują. O Boże który
nie mász czásu/ oddać/ Niebu powinności. Więc gdy Bog náleżytey z nich nie ma ofiáry; Czy nie godneż tákowe cięzkiey z Niebá kary? Ale wroćmy do stroiu/ mowiąc bez vrázy Ktory ćięszkiego piekłá godźien tyśiąc rázy/ On to stroy/ ktory rozum káżdey Dámy ślepi; Ktorá ná wdźieczney twarzy/ sprosne Muchy lepi. On to stroy/ ktorym Bogu głupstwo zádawáią; Gdy Muchámi swych twarzy/ Dámy popráwiáią. Bog im dał białe lice/ ony ie pstrząc smolą: Przez co piekłu/ niż Niebu podobne bydź wolą. Nim są zdrowsze ná ćiele/ á twarzy plastruią/ Tym pewnieyszą chorobę ná duszách znákuią. O Boże ktory
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: Bv
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
Nim są zdrowsze na ciele/ a twarzy plastrują/ Tym pewniejszą chorobę na duszach znakują. O Boże który wszytko z Nieba wysokiego. Widzisz/ a nieposkramiasz zbytku/ tak wielkiego! Nie mścisz się/ iż Obraz twój/ Moda tak zelżyła; Ze go na sprosną stajnią/ Gadom obróciła. Słuchajcie/ które rady Muchy przylepiacie/ Co za wykład Szatana Belzebuba macie? Much Książęciem zowią go święte Boskie słowa: Toż jego jest poddana/ Muszna białogłowa. Kto che mieć własnej Dusze zbawienie na pieczy; Ten ostatnie/ niech chowa/ w swej pamięci rzeczy. Nigdyby się martwych Much/ do stroju niechciało; Gdyby się/ co
Nim są zdrowsze ná ćiele/ á twarzy plastruią/ Tym pewnieyszą chorobę ná duszách znákuią. O Boże ktory wszytko z Niebá wysokiego. Widźisz/ á nieposkrámiasz zbytku/ ták wielkiego! Nie mśćisz się/ iż Obráz twoy/ Modá ták zelżyłá; Ze go ná sprosną stáynią/ Gádom obroćiłá. Słucháyćie/ ktore rády Muchy przylepiáćie/ Co zá wykłád Szátáná Belzebubá máćie? Much Xiążęćiem zowią go święte Boskie słowá: Toż iego iest poddána/ Muszna biáłogłowá. Kto che mieć włásney Dusze zbáwienie ná pieczy; Ten ostátnie/ niech chowa/ w swey pámięći rzeczy. Nigdyby się martwych Much/ do stroiu niechćiało; Gdyby się/ co
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: Bv
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
Dzieciny małej/ wielka wina Laje gromi: a podczas/ nie trzymając długu/ Brzozowym zmywa sokiem/ pstrociny bez ługu. Na którą/ wołać trzeba: Hala miła Pani! Któż to/ co sam rad czyni/ w prostych dzieciach gani? Ciebieć to Matko/ własna Córka wyrażała; Która/ niedawno/ w muchy upstrzona/ widziała: I dziw/ że się nie zlękło serduszko dzieciny/ Licząc/ na twarzy twojej/ tak wiele gadziny. Koczują na twych skroniach/ Węże/ Sroki/ Wrony. Jakobyś Siostra była/ strasznej Persefony: Ze jednak trzyma je klej/ a ktemu cię znają; Dla tego twej pieszczonej twarzy/
Dźiećiny máłey/ wielka winá Láie gromi: á podczas/ nie trzymáiąc długu/ Brzozowym zmywá sokiem/ pstroćiny bez ługu. Ná ktorą/ wołáć trzebá: Hálá miłá Páni! Ktoż to/ co sam rád czyni/ w prostych dźiećiách gáni? Ciebieć to Mátko/ włásna Corká wyrażáłá; Ktorá/ niedawno/ w muchy vpstrzona/ widźiáłá: Y dźiw/ że się nie zlękło serduszko dźiećiny/ Licząc/ ná twárzy twoiey/ ták wiele gádźiny. Koczuią ná twych skroniách/ Węże/ Sroki/ Wrony. Iákobyś Siostra byłá/ strászney Persefony: Ze iednák trzyma ie kley/ á ktemu ćię znáią; Dla tego twey pieszczoney twarzy/
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: D2
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
zrozumiał, co to jest robota Trwała i której nie uszkodzą lata, Ten sam fabrykę zmyślił sobie wieczną, Któremu na grób założyła cnota Fundament, sławę puściwszy do świata I utwierdziwszy pamiątkę stateczną; To jest rzeczą skuteczną Nad grób ozdobny króla karyjskiego, Nad katalogi rodu od Noego, Nad obraz przodka, który już na ścianie Muchy i starość przywiodła w nieznanie.
Ustawa sława cnych przodków w niecnocie, Szpetnych spraw jasne gniazdo nie ozdobi, Cnotą się domy trzymają pospołu; Ów zaś, co pamięć swą kładzie w robocie Grobowych fabryk, po próżnicy robi. Wstąpi on całkiem, nieborak, do dołu, A nędznego popiołu Ostatki z laty będą nieznajome;
zrozumiał, co to jest robota Trwała i której nie uszkodzą lata, Ten sam fabrykę zmyślił sobie wieczną, Któremu na grób założyła cnota Fundament, sławę puściwszy do świata I utwierdziwszy pamiątkę stateczną; To jest rzeczą skuteczną Nad grób ozdobny króla karyjskiego, Nad katalogi rodu od Noego, Nad obraz przodka, który już na ścianie Muchy i starość przywiodła w nieznanie.
Ustawa sława cnych przodków w niecnocie, Szpetnych spraw jasne gniazdo nie ozdobi, Cnotą się domy trzymają pospołu; Ów zaś, co pamięć swą kładzie w robocie Grobowych fabryk, po próżnicy robi. Wstąpi on całkiem, nieborak, do dołu, A nędznego popiołu Ostatki z laty będą nieznajome;
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 147
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Trara rata etc. NA MUSZKI PIEŚŃ
Śliczna Kasiu, twej twarzy niezmazane śniegi, Gdy sobie te przybiorą niepotrzebne piegi, Przywodzą mię do skruchy Te na mleku muchy.
Białas bez tego, ale żeby nas do końca Zaślepić, kładziesz na twarz plamy jak u słońca; Jam już ślepy i głuchy, Patrząc na te muchy.
Masz-li nimi tak szkodzić, ja cię o to proszę, Niech je ustami mymi z twarzy twej rozpłoszę I spędzę z twej potuchy Wargą swą te muchy.
Nie żałuj tych bestyjek przynamniej na strawę, Bo-ć taką, a prawdziwą, dam o sobie sprawę, Że od miłości suchy Z głodu zjem
Trara rata etc. NA MUSZKI PIEŚŃ
Śliczna Kasiu, twej twarzy niezmazane śniegi, Gdy sobie te przybiorą niepotrzebne piegi, Przywodzą mię do skruchy Te na mleku muchy.
Białas bez tego, ale żeby nas do końca Zaślepić, kładziesz na twarz plamy jak u słońca; Jam już ślepy i głuchy, Patrząc na te muchy.
Masz-li nimi tak szkodzić, ja cię o to proszę, Niech je ustami mymi z twarzy twej rozpłoszę I spędzę z twej potuchy Wargą swą te muchy.
Nie żałuj tych bestyjek przynamniej na strawę, Bo-ć taką, a prawdziwą, dam o sobie sprawę, Że od miłości suchy Z głodu zjem
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 299
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Białas bez tego, ale żeby nas do końca Zaślepić, kładziesz na twarz plamy jak u słońca; Jam już ślepy i głuchy, Patrząc na te muchy.
Masz-li nimi tak szkodzić, ja cię o to proszę, Niech je ustami mymi z twarzy twej rozpłoszę I spędzę z twej potuchy Wargą swą te muchy.
Nie żałuj tych bestyjek przynamniej na strawę, Bo-ć taką, a prawdziwą, dam o sobie sprawę, Że od miłości suchy Z głodu zjem te muchy. PIEŚŃ
Gdy-ć swego, Melito, sam serca nie ukażę, Nieznajomej nie dasz rady mej chorobie, A gdy się zaś ognie me powiadać ci
Białas bez tego, ale żeby nas do końca Zaślepić, kładziesz na twarz plamy jak u słońca; Jam już ślepy i głuchy, Patrząc na te muchy.
Masz-li nimi tak szkodzić, ja cię o to proszę, Niech je ustami mymi z twarzy twej rozpłoszę I spędzę z twej potuchy Wargą swą te muchy.
Nie żałuj tych bestyjek przynamniej na strawę, Bo-ć taką, a prawdziwą, dam o sobie sprawę, Że od miłości suchy Z głodu zjem te muchy. PIEŚŃ
Gdy-ć swego, Melito, sam serca nie ukażę, Nieznajomej nie dasz rady mej chorobie, A gdy się zaś ognie me powiadać ci
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 299
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Masz-li nimi tak szkodzić, ja cię o to proszę, Niech je ustami mymi z twarzy twej rozpłoszę I spędzę z twej potuchy Wargą swą te muchy.
Nie żałuj tych bestyjek przynamniej na strawę, Bo-ć taką, a prawdziwą, dam o sobie sprawę, Że od miłości suchy Z głodu zjem te muchy. PIEŚŃ
Gdy-ć swego, Melito, sam serca nie ukażę, Nieznajomej nie dasz rady mej chorobie, A gdy się zaś ognie me powiadać ci ważę, Za urazę każde słowo bierzesz sobie. Ach, cóż mi w tak ciężkiej biedzie mojej wygodzi, Gdy milczeć nie pomoże, a nie milczeć szkodzi.
Gdy
Masz-li nimi tak szkodzić, ja cię o to proszę, Niech je ustami mymi z twarzy twej rozpłoszę I spędzę z twej potuchy Wargą swą te muchy.
Nie żałuj tych bestyjek przynamniej na strawę, Bo-ć taką, a prawdziwą, dam o sobie sprawę, Że od miłości suchy Z głodu zjem te muchy. PIEŚŃ
Gdy-ć swego, Melito, sam serca nie ukażę, Nieznajomej nie dasz rady mej chorobie, A gdy się zaś ognie me powiadać ci ważę, Za urazę każde słowo bierzesz sobie. Ach, cóż mi w tak ciężkiej biedzie mojej wygodzi, Gdy milczeć nie pomoże, a nie milczeć szkodzi.
Gdy
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 299
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
śmierci dożył. 209. DO PANNY NA MUCHY
Trzy dziewięci much w maju potrzeba zjeść pierwej, Tak radzą doktorowie, nim oblecą ścierwy. Ja choć się tym plugastwem z przyrodzenia brzydzę, Choć nie w maju, choć a to na mięsie je widzę, Tylko mi Waszmość pozwól, a posiedź z pokojem, Wszytkie te muchy z twarzy waszmościnej pojem. 210 KATOLIK Z LUTREM
W Wielki Czwartek wieczerzy Pańskiej była wzmianka. Aż luter: „Trzeba dziś jeść koniecznie baranka Przykładem Chrystusowym.” Katolik niewiele Myśląc: „Toteż będziecie śledzia jeść w niedzielę; Wolę szołdrę i lada kołacza poskrobek. Panie, kto dziś je jagnię, ten w niedzielę bobek
śmierci dożył. 209. DO PANNY NA MUCHY
Trzy dziewięci much w maju potrzeba zjeść pierwej, Tak radzą doktorowie, nim oblecą ścierwy. Ja choć się tym plugastwem z przyrodzenia brzydzę, Choć nie w maju, choć a to na mięsie je widzę, Tylko mi Waszmość pozwól, a posiedź z pokojem, Wszytkie te muchy z twarzy waszmościnej pojem. 210 KATOLIK Z LUTREM
W Wielki Czwartek wieczerzy Pańskiej była wzmianka. Aż luter: „Trzeba dziś jeść koniecznie baranka Przykładem Chrystusowym.” Katolik niewiele Myśląc: „Toteż będziecie śledzia jeść w niedzielę; Wolę szołdrę i leda kołacza poskrobek. Panie, kto dziś je jagnię, ten w niedzielę bobek
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 288
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
browarnej; Jeśli się oń przykrzycie, z moim pozwoleniem, Mnie dawszy pokój, weźmcie pospołu z nadzieniem. Jem, w gębę; piję, w szkleńcę; piszę, w oczy lazą. Panie, gdyś tą chciał człeka nawiedzić zarazą, Dałeś wszytkie potrzebne ciału jego członki, Jednej mu niedostaje na muchy oganki. 235. NOWE POWINOWACTWO
To szwagier, co ma siostrę; tego jak zwać potem, Co moję ciotkę pojmie? A panna: naciotem. 236. FA BON BRODO GALINA WECCHIA
Jakbyś też, bracie, cudze przewdział szarawary, Kiedyś wstąpił do wdowy, dopieroż do starej. Aboż jedna na
browarnej; Jeśli się oń przykrzycie, z moim pozwoleniem, Mnie dawszy pokój, weźmcie pospołu z nadzieniem. Jem, w gębę; piję, w szkleńcę; piszę, w oczy lazą. Panie, gdyś tą chciał człeka nawiedzić zarazą, Dałeś wszytkie potrzebne ciału jego członki, Jednej mu niedostaje na muchy oganki. 235. NOWE POWINOWACTWO
To szwagier, co ma siostrę; tego jak zwać potem, Co moję ciotkę pojmie? A panna: naciotem. 236. FA BON BRODO GALINA WECCHIA
Jakbyś też, bracie, cudze przewdział szarawary, Kiedyś wstąpił do wdowy, dopieroż do starej. Aboż jedna na
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 296
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
mnie cela, Do śmierci smutku za trzy dni wesela. Zwłaszcza kto trafi na kawalkatora; Lepiej sto razy z mnichy do klasztora. Tam skoro dzwonkiem silentium każą, Każdy swój język zamyka pod strażą. Ja choć ustawnie tłukę sobie dzwony, Nie stanie w domu hałas i gomony. 386. MUCHY BIAŁOGŁOWSKIE
Każda pani ma muchy, powiedają, w nosie. Trudno temu nie wierzyć, rękami czego się Domaca. Waszmości się rozlazły po twarzy: Podobno je kurzawa spodniej dłużę parzy, Że się cisną do oka, gdy ich w ulu ckliwo. Naraiłbym bartnika i mocne leziwo. 387. MUCHY
Wielkie rzeczy, choć muchy chodzą koło ucha
mnie cela, Do śmierci smutku za trzy dni wesela. Zwłaszcza kto trafi na kawalkatora; Lepiej sto razy z mnichy do klasztora. Tam skoro dzwonkiem silentium każą, Każdy swój język zamyka pod strażą. Ja choć ustawnie tłukę sobie dzwony, Nie stanie w domu hałas i gomony. 386. MUCHY BIAŁOGŁOWSKIE
Każda pani ma muchy, powiedają, w nosie. Trudno temu nie wierzyć, rękami czego się Domaca. Waszmości się rozlazły po twarzy: Podobno je kurzawa spodniej dłużę parzy, Że się cisną do oka, gdy ich w ulu ckliwo. Naraiłbym bartnika i mocne leziwo. 387. MUCHY
Wielkie rzeczy, choć muchy chodzą koło ucha
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 352
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987