okolicy starożytnej tej Bazyliki pogrzebieni zostali, w wnętrznościach powszechnej matki zgineły różnice płci i stanów; Nędarze i Pany, Monarchowie wraz z gminem, jednakim snem uśpieni, powszechnego obudzenia czekają-- Piękność z szpetnością, moc z nikczemnością, talenta z prostotą, wybór z podłością, skończyły się na prochu, kurzawie, i pyle.
Przebiegłszy myślą skład ten śmiertelności, zacząłem czytać i uważać napisy grobowców, któremi gmach ten okazały napełniony i przyozdobiony jest. Zdziwiłem się widząc tam, gdzie wszystkie żądze są umorzone, kwitnącą jeszcze miłość własną w stawianiu sobie za życia Mauzoleum, lub przykazywaniu testamentem żeby je stawiano. Pochlebstwo kanonizowało nie jednego Bohatyra w oczach gminu,
okolicy starożytney tey Bazyliki pogrzebieni zostali, w wnętrznościach powszechney matki zgineły rożnice płci y stanow; Nędarze y Pany, Monarchowie wraz z gminem, iednakim snem uśpieni, powszechnego obudzenia czekaią-- Piękność z szpetnością, moc z nikczemnością, talenta z prostotą, wybor z podłością, skończyły się na prochu, kurzawie, y pyle.
Przebiegłszy myślą skład ten śmiertelności, zacząłem czytać y uważać napisy grobowcow, ktoremi gmach ten okazały napełniony y przyozdobiony iest. Zdziwiłem się widząc tam, gdzie wszystkie żądze są umorzone, kwitnącą ieszcze miłość własną w stawianiu sobie za życia Mauzoleum, lub przykazywaniu testamentem żeby ie stawiano. Pochlebstwo kanonizowało nie iednego Bohatyra w oczach gminu,
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 39
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
. Takim znakiem i tychże pójdą te chciwości. Jednę koronę trzema obiecali sami, Nie inaczej, jakoby byli jej panami. Już nie tylko z ojczyzną, ale i z obcymi Postępują zdradliwie i żonami swymi, Którzy na to niektórzy do Warszawy wzięli, Aby też warszawskiego warsztatu się jęli, Do którego tak skrzętnie wszytką myślą swoją Udali się, że każdą mistrzynią z nich zowią. Nie dziw, że w swych nundinach prędko postąpili, Bo dzień i noc ichmość ich targując strawili.
Bruki same warszawskie gdyby snadź umiały Mówić, każdego by z was palcem ukazały. Nie mogli się Niebierscy w gospodach wczasować, Dla tych waszych włóczęgów czas spania zachować
. Takim znakiem i tychże pójdą te chciwości. Jednę koronę trzema obiecali sami, Nie inaczej, jakoby byli jej panami. Już nie tylko z ojczyzną, ale i z obcymi Postępują zdradliwie i żonami swymi, Którzy na to niektórzy do Warszawy wzięli, Aby też warszawskiego warsztatu się jęli, Do którego tak skrzętnie wszytką myślą swoją Udali się, że każdą mistrzynią z nich zowią. Nie dziw, że w swych nundinach prętko postąpili, Bo dzień i noc ichmość ich targując strawili.
Bruki same warszawskie gdyby snadź umiały Mówić, każdego by z was palcem ukazały. Nie mogli się Niebierscy w gospodach wczasować, Dla tych waszych włóczęgów czas spania zachować
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 727
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
RECEPTA NA OCZY ZAZDROŚCIWE
Jeśli komu zazdrością chore oczy płyną, Dobrze by je pomazać Chrystusową śliną, Z której, zmieszawszy z ziemią, skoro maść ulepi, Przezierali na oczy z przyrodzenia ślepi. Cóż, kiedy już ten doktor w niebo wstąpił z maścią. Nie przeto ginąć srogą zazdrości napaścią. Pluń na ziemię i uczyń myślą twoją błoto. Cóż jest świat? co bogactwo? co rozkosz? co złoto? Co sława? co honory i wszytko, co widzą Oczy, jeśli nie błoto? Niechżeć wszytko zbrzydzą Jedna śmierć i tych wszytkich rzeczy koniec rychły; Poszły pompy pod ziemię i trąby ucichły Śmiertelnych potentatów, a że wszytko z błota,
RECEPTA NA OCZY ZAZDROŚCIWE
Jeśli komu zazdrością chore oczy płyną, Dobrze by je pomazać Chrystusową śliną, Z której, zmieszawszy z ziemią, skoro maść ulepi, Przezierali na oczy z przyrodzenia ślepi. Cóż, kiedy już ten doktor w niebo wstąpił z maścią. Nie przeto ginąć srogą zazdrości napaścią. Pluń na ziemię i uczyń myślą twoją błoto. Cóż jest świat? co bogactwo? co rozkosz? co złoto? Co sława? co honory i wszytko, co widzą Oczy, jeśli nie błoto? Niechżeć wszytko zbrzydzą Jedna śmierć i tych wszytkich rzeczy koniec rychły; Poszły pompy pod ziemię i trąby ucichły Śmiertelnych potentatów, a że wszytko z błota,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 118
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
— nie miłość, przecię też niezgody Nie widzę, cóż mię tak dziwnego czeka? Cóż to jest, że mi tak ciężko na duszy? Pewnie mię to myśl i zły humor suszy.
Lecz jeśli to myśl, o czymże wżdy myślę? Okrutna myśli, czemu myślić muszę? Czemu, choć w głowie zawsze myślą kreślę, Znowu tąż myślą, co przedtem, myśl suszę? Czemu, choć myślom różny wczas wymyślę, O to się, żeby nie myślić, nie kuszę? Myślę, lecz jeśli myślić jest to wina, Nie ze mnie, ale z myśli jest przyczyna.
Winna bym była, gdybym się kochała
— nie miłość, przecię też niezgody Nie widzę, cóż mię tak dziwnego czeka? Cóż to jest, że mi tak ciężko na duszy? Pewnie mię to myśl i zły humor suszy.
Lecz jeśli to myśl, o czymże wżdy myślę? Okrutna myśli, czemu myślić muszę? Czemu, choć w głowie zawsze myślą kreślę, Znowu tąż myślą, co przedtem, myśl suszę? Czemu, choć myślom różny wczas wymyślę, O to się, żeby nie myślić, nie kuszę? Myślę, lecz jeśli myślić jest to wina, Nie ze mnie, ale z myśli jest przyczyna.
Winna bym była, gdybym się kochała
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 184
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
poczciwym Sławy uwłaczał językiem pierzchliwym; Mogłem też podczas odkryć złe zawody I tym bliźniego zachować od szkody, Więc te, którymi łowią więc nieuki, Dworskie wykręty i zdradliwe sztuki, Że się ustawnie wkoło mnie bawiły, Snadź i mnie na swe kopyto zrobiły. Jam fałszywego nie jest wolen słowa, Często się z myślą nie zgadzała mowa, Serce daleko było od tej rzeczy, Którą się język widział mieć na pieczy, I żeby dyskurs nieco tym osłodzić,
Śmiałem zmyślone powieści przywodzić. Jam w swym umyśle zapisał gospodę Pożądliwości i za własną szkodę Sądziłem, że się nie mnie to dostało, Co już, za wolą Twoją
poczciwym Sławy uwłaczał językiem pierzchliwym; Mogłem też podczas odkryć złe zawody I tym bliźniego zachować od szkody, Więc te, którymi łowią więc nieuki, Dworskie wykręty i zdradliwe sztuki, Że się ustawnie wkoło mnie bawiły, Snadź i mnie na swe kopyto zrobiły. Jam fałszywego nie jest wolen słowa, Często się z myślą nie zgadzała mowa, Serce daleko było od tej rzeczy, Którą się język widział mieć na pieczy, I żeby dyskurs nieco tym osłodzić,
Śmiałem zmyślone powieści przywodzić. Jam w swym umyśle zapisał gospodę Pożądliwości i za własną szkodę Sądziłem, że się nie mnie to dostało, Co już, za wolą Twoją
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 223
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
dzisia, że wziął taler, w żarty. Pójdziem w krępą nazajutrz; ten, że jego ręka, Śmiele każąc na oko, tymfem w talerz brzęka. Trzymam i ja na takąż, a skoro na próbie: „U ciebie jedno oko, a u mnie są obie.” Nie mógł tego od razu myślą pojąć tępą, Żem wczorajszą pikietę odwetowa! krępą. 357 (N). ŚLEPY ZGUBĘ ZNALAZŁ BEZ POMOCY
Mieszczanin jeden żonę miał pijaczkę ślepy. Nie ostały się skrzynki, nie ostały sklepy: Kędy tylko grosz schował, wszytkiego dociekła I wszytko na gorzałkę z kmoszkami wywlekła. Miał też dawnego zbioru sto czerwonych złotych,
dzisia, że wziął taler, w żarty. Pójdziem w krępą nazajutrz; ten, że jego ręka, Śmiele każąc na oko, tymfem w talerz brzęka. Trzymam i ja na takąż, a skoro na próbie: „U ciebie jedno oko, a u mnie są obie.” Nie mógł tego od razu myślą pojąć tępą, Żem wczorajszą pikietę odwetowa! krępą. 357 (N). ŚLEPY ZGUBĘ ZNALAZŁ BEZ POMOCY
Mieszczanin jeden żonę miał pijaczkę ślepy. Nie ostały się skrzynki, nie ostały sklepy: Kędy tylko grosz schował, wszytkiego dociekła I wszytko na gorzałkę z kmoszkami wywlekła. Miał też dawnego zbioru sto czerwonych złotych,
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 341
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
złomał nogę w poły. Upuścił sztukę mięsa z paszczęki do strugi, Gdy cień jej w wodzie chwyta, pies Ezopów drugi. 358. FRASZKI I ŻARTY ROZMAITE, ALE TROCHĘ BEZPIECZNE
Kto nie chce wierszów wszetecznych, Niech nie czyta i statecznych. Albo niech czyta pijany, Nie da poecie nagany, Bo częściej pod dobrą myślą Te się nam błazeństwa kryślą. 359. NA WIERSZE BEZPIECZNE
Precz stąd, matrony, precz, panny i mniszy, Precz, kto swobodnych żartów nierad słyszy, Choć ani nagość, moim rozumieniem, Ani każdą rzecz swoim zwać imieniem Jest wszeteczeństwo; tak i ciało człecze Gdy kto wymieni, już plugawo rzecze. Czystemu wszytko
złomał nogę w poły. Upuścił sztukę mięsa z paszczeki do strugi, Gdy cień jej w wodzie chwyta, pies Ezopów drugi. 358. FRASZKI I ŻARTY ROZMAITE, ALE TROCHĘ BEZPIECZNE
Kto nie chce wierszów wszetecznych, Niech nie czyta i statecznych. Albo niech czyta pijany, Nie da poecie nagany, Bo częściej pod dobrą myślą Te się nam błazeństwa kryślą. 359. NA WIERSZE BEZPIECZNE
Precz stąd, matrony, precz, panny i mniszy, Precz, kto swobodnych żartów nierad słyszy, Choć ani nagość, moim rozumieniem, Ani każdą rzecz swoim zwać imieniem Jest wszeteczeństwo; tak i ciało człecze Gdy kto wymieni, już plugawo rzecze. Czystemu wszytko
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 343
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, Sprawiwszy we mnie zewsząd myśl tak rozerwaną. Bo lubom rad bez chyby, żeście mi kochaną Dały siostrę, lecz pewnie lepiej byście były, Nie dawszy jej za siostrę, w rumel potrafiły. Ach! jakoż mię niszczycie smutkiem nieskończonym, Ocerklowawszy wolność prawem niewzruszonym. Wolno pomyślić; cóż stąd? gdy myślą niestałą. Wolno chwalić, cóż, gdy mnie niepomocną chwałą. Wolno kochać, nie wolno dotknąć się kochanej. Wolno mieć, a nie wolno wziąć upodobanej. Wolno westchnąć, lecz tylko braterskim westchnieniem. Wolno pojrzeć, lecz tylko niewinnym pojrzeniem. Wolno całować, lecz jak z braterskiej miłości. Wolno ścisnąć, lecz węzłem
, Sprawiwszy we mnie zewsząd myśl tak rozerwaną. Bo lubom rad bez chyby, żeście mi kochaną Dały siostrę, lecz pewnie lepiej byście były, Nie dawszy jej za siostrę, w rumel potrafiły. Ach! jakoż mię niszczycie smutkiem nieskończonym, Ocerklowawszy wolność prawem niewzruszonym. Wolno pomyślić; coż ztąd? gdy myślą niestałą. Wolno chwalić, coż, gdy mnie niepomocną chwałą. Wolno kochać, nie wolno dotknąć się kochanej. Wolno mieć, a nie wolno wziąć upodobanej. Wolno westchnąć, lecz tylko braterskim westchnieniem. Wolno pojrzeć, lecz tylko niewinnym pojrzeniem. Wolno całować, lecz jak z braterskiej miłości. Wolno ścisnąć, lecz węzłem
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 265
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
.
XIII.
Gdy tak Orland na wielkie pałac bohatyry Zbudowany przebieżał raz, dwa, trzy i cztery, Myśli sobie i mówi: „Kiedybym tu mieszkał Dłużej, pracąbym stracił, czasubym omieszkał. Mógł się już z nią daleko oddalić niecnota Z tego miejsca, przez insze uwiódszy ją wrota”. Z tą myślą biegł na łąkę wielką, która koło Zamku była i wszytek okrążała wkoło.
XIV.
Tak około leśnego pałacu biegając, Co raz twarz pochyloną ku ziemi trzymając, Z prawej i z lewej strony patrząc pilnie szlaku I jakiego świeżego nowej drogi znaku, Usłyszał, że nań z okna głosem coś wołało: Podnosi wzgórę oczy
.
XIII.
Gdy tak Orland na wielkie pałac bohatyry Zbudowany przebieżał raz, dwa, trzy i cztyry, Myśli sobie i mówi: „Kiedybym tu mieszkał Dłużej, pracąbym stracił, czasubym omieszkał. Mógł się już z nią daleko oddalić niecnota Z tego miejsca, przez insze uwiódszy ją wrota”. Z tą myślą biegł na łąkę wielką, która koło Zamku była i wszytek okrążała wkoło.
XIV.
Tak około leśnego pałacu biegając, Co raz twarz pochyloną ku ziemi trzymając, Z prawej i z lewej strony patrząc pilnie szlaku I jakiego świeżego nowej drogi znaku, Usłyszał, że nań z okna głosem coś wołało: Podnosi wzgórę oczy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 251
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Jego Mości Księdza Trzebickiego Biskupa Krakowskiego, nic to niepomogło, potym i do samego I. K. Mości suplikowałem. Piętnasty. Najaśniejszy Miłościwy KrólV Panie Panie mój Miłościwy. Suplikuję samemu Królowi I. Mości.
JAkom przez wszystek czas służył W. Królewskiej Mości, żem nietylko uczynkiem, ale ani myślą nie zgrzeszył przeciwko W. K. Mości, tak mi Boże dopomóż! Znałem się bowiem do tego, żem jest Creaturą W. K. Mości, że Domek mój od najaśniejszych Królów, Ojca i Brata W. K. Mości w Honorach, i fortunach pomnożony tak znamienicie, że nigdy winna wygasnąć we
Iego Mości Kśiędzá Trzebickiego Biskupá Krákowskiego, nic to niepomogło, potym y do sámego I. K. Mośći supplikowałem. Piętnasty. Náiáśnieyszy Miłośćiwy KROLV Pánie Pánie moy Miłośćiwy. Supplikuię sámemu Krolowi I. Mośći.
IAkom przez wszystek czás służył W. Krolewskiey Mośći, żem nietylko vczynkiem, ále áni myślą nie zgrzeszył przećiwko W. K. Mośći, ták mi Boże dopomoż! Znałem się bowiem do tego, żem iest Creaturą W. K. Mośći, że Domek moy od náiáśnieyszych Krolow, Oycá y Brátá W. K. Mośći w Honorách, y fortunách pomnożony ták známienićie, że nigdy winna wygásnąć we
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 141
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666