esse Imperatoris sui Tribunorumq́; plebis iniuras defendere, i tak tym pretekstem ten miły obrońca wolności oraz i Rubikon i prawa przestąpił i rzucił kostkę o całość Ojczyzny/ wojnę zacząwszy/ którą R.P. w jednego panowanie odmieniona/ i wolność zgubiona. A ta władza/ która swobód strzec miała/ ta źniszczenia ich przyczyną najwiętszą była. Wyniosszy w przód ambitiosissimum ciuem swoim faworem w tak wielką potęgę/ a potym dawszy mu tak pozorną okazją na zniesienie wolności/ a to najwięcej przez nie cnotliwego Curiona, który Gali[...] cantus spoliis, et Caesaris auro Więcej/ jako tenże Poeta mówi/ R.P. zaszkodził, niźli Sylla, Marius,
esse Imperatoris sui Tribunorumq́; plebis iniuras defendere, y ták tym praetextem ten miły obrońcá wolnośći oraz y Rubikon y práwá przestąpił y rzućił kostkę o cáłość Oyczyzny/ woynę zácząwszy/ ktorą R.P. w iednego pánowánie odmieniona/ y wolność zgubiona. A tá władzá/ ktora swobod strzedz miáłá/ tá źniszczeńia ich przyczyną naiwiętszą byłá. Wyniosszy w przod ambitiosissimum ciuem swoim fauorem w ták wielką potęgę/ á potym dawszy mu ták pozorną okázyą ná znieśienie wolnośći/ á to naiwięcy przez ńie cnotliwego Curioná, ktory Gali[...] cantus spoliis, et Caesaris auro Więcy/ iáko tenże Poêta mowi/ R.P. zászkodźił, ńizli Sylla, Marius,
Skrót tekstu: OpalŁRoz
Strona: C4v
Tytuł:
Rozmowa plebana z ziemianinem
Autor:
Łukasz Opaliński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
dialogi, pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka, prawo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1641
Data wydania (nie wcześniej niż):
1641
Data wydania (nie później niż):
1641
że tej służyć - wszystkiem służyć, że jako się tej usłuży tak się i sobie dogodzi, że dobrze by tej - dobrze i synom jej wszytkiem będzie. Przeto jako ona nam wszytkiem nie może być jedno namilsza, u który na łonie wszystkie pociechy nasze, tak też rzecz słuszna, aby też jej jako z najwiętszą chęcią się służeło i dogodziło a jako ona jedna i spólna nam jest wszystkiem i my też wszyscy chciemy ją ratować. Bądźmy jako jeden, w jedności do jej potrzeby się garnąc, chciejmy i spólnie a zgodnie wszyscy usłużyć matce naszy, nie jeden na drugiego zwalając, ale się obyczajem przodków naszych do ciężarów i
że tej służyć - wszystkiem służyć, że jako się tej usłuży tak się i sobie dogodzi, że dobrze by tej - dobrze i synom jej wszytkiem będzie. Przeto jako ona nam wszytkiem nie może być jedno namilsza, u który na łonie wszystkie pociechy nasze, tak też rzecz słuszna, aby też jej jako z najwiętszą chęcią się służeło i dogodziło a jako ona jedna i spólna nam jest wszystkiem i my też wszyscy chciemy ją ratować. Bądźmy jako jeden, w jedności do jej potrzeby się garnąc, chciejmy i spólnie a zgodnie wszyscy usłużyć matce naszy, nie jeden na drugiego zwalając, ale się obyczajem przodków naszych do ciężarów i
Skrót tekstu: AktaPozn_I_1
Strona: 275
Tytuł:
Akta sejmikowe województw poznańskiego i kaliskiego tom I
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
akta sejmikowe
Tematyka:
polityka, prawo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1601 a 1616
Data wydania (nie wcześniej niż):
1601
Data wydania (nie później niż):
1616
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Włodzimierz Dworzaczek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowe Wydawnictwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1957
powiadała sprawę tę każdemu, Kogom być rozumiała przyjacielem jemu, Tusząc, iż którykolwiek z nich tak ludzki będzie, Że go użaliwszy się, najdzie i przywiedzie Lub do Paryża lub to do powinnych jego, Aż się wytrzeźwi z głupstwa tak niesłychanego. Wiem pewnie, Brandymarte gdyby wiedział o tem, Szukałby go z najwiętszą pracą i kłopotem”.
XLVII.
Była to Fiordylizi najsmętniejsza ona, Miłością Brandymarta swego zwyciężona, Która nie mogąc naleźć gdzieś obłąkanego, Do Paryża się na zad wraca przestronego. Więc i ta oznajmuje zaraz Rynaldowi, Na pojedynku Rugier jak Tatarzynowi Wziął zdrowie dla tej broni i jak, ubłagany, Darował ją po bitwie panu
powiadała sprawę tę każdemu, Kogom być rozumiała przyjacielem jemu, Tusząc, iż którykolwiek z nich tak ludzki będzie, Że go użaliwszy się, najdzie i przywiedzie Lub do Paryża lub to do powinnych jego, Aż się wytrzeźwi z głupstwa tak niesłychanego. Wiem pewnie, Brandymarte gdyby wiedział o tem, Szukałby go z najwiętszą pracą i kłopotem”.
XLVII.
Była to Fiordylizi najsmętniejsza ona, Miłością Brandymarta swego zwyciężona, Która nie mogąc naleźć gdzieś obłąkanego, Do Paryża się na zad wraca przestronego. Więc i ta oznajmuje zaraz Rynaldowi, Na pojedynku Rugier jak Tatarzynowi Wziął zdrowie dla tej broni i jak, ubłagany, Darował ją po bitwie panu
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 440
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
im dla dusz podlejszy JEZUS. A gdzież podlejszy jako na krzyżu? Piękności moja Jezu, nad wszytko cię przekłada dusza moja/ i imeś barziej wzgardził sobą; tymeś barziej powiązał mnie miłością/ świetniejszysz sercu mojemu nad wszytkie jasności najaśniejsze Tym także trybem duszo jasną się staniesz w oczach Boga twego/ gdy się najwiętszą obleczesz wzgardy odzieżą. Tak podłym być jest Bogu świecić. Więc nie wychodząc z stajni/ takiej się przypatrz jasności. Zstąpiwszy Pan na świat/ mówi Prorok: Odział się jasnością. Kościół także: Oto Pan przyjydzie/ i będzie oświecenie wielkie. Stądże ta jasność: z krzyża/ z jego ubóstwa/ z
im dla dusz podleyszy IEZVS. A gdźież podleyszy iako ná krzyżu? Pięknośći moia IEZV, nád wszytko ćię przekłada duszá moiá/ y imeś bárźiey wzgardźił sobą; tymeś bárźiey powiązał mńie miłośćią/ świetnieyszysz sercu moiemu nád wszytkie iásnośći naiaśnieysze Tym tákże trybem duszo iásną się stániesz w oczach Bogá twego/ gdy się naywiętszą obleczesz wzgárdy odźieżą. Ták podłym być iest Bogu świećić. Więc nie wychodząc z stáyni/ tákiey się przypátrz iasnośći. Zstąpiwszy Pan ná świat/ mowi Prorok: Odźiał się iásnośćią. Kośćioł tákże: Oto Pan przyiydźie/ y będźie oświecenie wielkie. Stądże tá iásność: z krzyżá/ z iego vbóstwá/ z
Skrót tekstu: HinPlęsy
Strona: 31
Tytuł:
Plęsy Jezusa z aniołami
Autor:
Marcin Hińcza
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
była uszom Dzieciny/ i miasto jakiej uciechy płaczuby była przyczyną. Więc jeżeli wie że z niej wdzięczny głos wychodzi/ chceli aby się do niej Dziecineczka zachęciła/ trzeba mu pierwej wygrać co na niej: boć się tak z dziećmi zachowywa/ gdy się im taka muzyka od kogokolwiek podawa/ aby z jaką najwiętszą chęcią i radością podarek przyjmowały. To też podobno Anioł tą trzciną do uważenia podaje/ że bacząc iż wszytka muzyka w niebie/ a w stajni plęsy bez muzyki/ żeby Dziecina wcześniej się cieszyć mogła/ i ucha do tak wysoko muzyków grających nie nadstawiała/ abo żeby też i sami Aniołowie nie dostawszy muzyki/ tak tu
byłá vszom Dźiećiny/ y miásto iakiey vćiechy płaczuby była przyczyną. Więc ieżeli wie że z niey wdźięczny głos wychodźi/ chceli áby się do niey Dźiećineczka záchęćiłá/ trzeba mu pierwey wygráć co ná niey: boć się ták z dźiećmi záchowywa/ gdy się im táka muzyká od kogokolwiek podawa/ áby z iaką naywiętszą chęćią y rádośćią podárek przyimowáły. To też podobno Anyoł tą trzćiną do vważenia podáie/ że bacząc iż wszytká muzyka w niebie/ á w stáyni plęsy bez muzyki/ żeby Dźiećina wcześniey się ćieszyć mogłá/ y vchá do ták wysoko muzykow gráiących nie nádstáwiáłá/ ábo żeby też y sámi Anyołowie nie dostawszy muzyki/ ták tu
Skrót tekstu: HinPlęsy
Strona: 348
Tytuł:
Plęsy Jezusa z aniołami
Autor:
Marcin Hińcza
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
znowu się w niem rodzi. Jakoż i Turpin przyznał, księgi pisząc swoje, Że grofowi odtychczas ostrych zmysłów zdroje Płynęły i beł mądrem długo, choć zaś potem Upsnął się z wielkiem żalem swoich i kłopotem.
LXXX
Lecz najpełniejsza bańka i najwyższa była, Co Orlandowę w sobie roztropność nosiła. Wziął ją Astolf i schował z najwiętszą pilnością, Aby grabię straconą obdarzył mądrością. A kiedy już chciał na dół zniść z miejsca onego Po słońcu, nad płanety mniejsze jaśniejszego, Zatrzymał go apostoł i w bok ukazuje Pałac wielki, który w krąg rzeka opasuje.
LXXXVII.
Zdumiał się, ujrzawszy w niem pełno Astolf śmiały Wełny, której niewiasty jakieś pilnowały,
znowu się w niem rodzi. Jakoż i Turpin przyznał, księgi pisząc swoje, Że grofowi odtychczas ostrych zmysłów zdroje Płynęły i beł mądrem długo, choć zaś potem Upsnął się z wielkiem żalem swoich i kłopotem.
LXXX
Lecz najpełniejsza bańka i najwyszsza była, Co Orlandowę w sobie roztropność nosiła. Wziął ją Astolf i schował z najwiętszą pilnością, Aby grabię straconą obdarzył mądrością. A kiedy już chciał na dół zniść z miejsca onego Po słońcu, nad płanety mniejsze jaśniejszego, Zatrzymał go apostoł i w bok ukazuje Pałac wielki, który w krąg rzeka opasuje.
LXXXVII.
Zdumiał się, ujrzawszy w niem pełno Astolf śmiały Wełny, której niewiasty jakieś pilnowały,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 83
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
niem i ręka twoja.
LVII.
A stamtąd pewnieby się i głowie dostało: Tak ciąć surowej dziewce w ten czas się udało. Ledwie wznieść Rugier może ramienia lewego, Ledwie dźwiga w puklerzu znak orła białego; Zaczem, mając kolerą serce poruszone, Z oczu płomienie ciska, gniewem rozżarzone, I z jak najwiętszą siłą sztych podał w tę stronę, Gdzie prędko przyść nie mogła druga na obronę.
LVIII.
Tu powiedzieć nie umiem, jako nalazł srogi Raz nie tam, gdzie Rugier chciał, insze sobie drogi; Bo w pniak miasto Marfizy cyprysa jednego Wpadła najstraszliwsza broń na piądź dobrą jego. Tem czasem on przygórek z równinami swemi
niem i ręka twoja.
LVII.
A stamtąd pewnieby się i głowie dostało: Tak ciąć surowej dziewce w ten czas się udało. Ledwie wznieść Rugier może ramienia lewego, Ledwie dźwiga w puklerzu znak orła białego; Zaczem, mając kolerą serce poruszone, Z oczu płomienie ciska, gniewem rozżarzone, I z jak najwiętszą siłą sztych podał w tę stronę, Gdzie prędko przyść nie mogła druga na obronę.
LVIII.
Tu powiedzieć nie umiem, jako nalazł srogi Raz nie tam, gdzie Rugier chciał, insze sobie drogi; Bo w pniak miasto Marfizy cyprysa jednego Wpadła najstraszliwsza broń na piądź dobrą jego. Tem czasem on przygórek z równinami swemi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 120
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
z sobą Druzylla białą głowę starą, Co z dziecinnych lat szczerość przysięgła jej z wiarą; Tej zawoławszy, sobie szepty najciższemi Rozkazuje napełnić jady śmiertelnemi Kubek z winem i schować do czasu pewnego, Ufając, że sekretu nie wyda wielkiego. Bo tem sposobem żywot chce odjąć srogiemu Mężobójcy, synowi Marganorowemu.
LX
Bieży baba z najwiętszą, jak może, ochotą A maże nieszczęśliwą swe palce robotą; Przyprawia wnet truciznę, wina kandyjskiego Przymieszawszy do soku najjadowitszego. Potem się do pokoju bez odwłoki wraca, Daje paniej; ta patrzy i w rękach obraca Przyczynę śmierci przyszłej, a zlawszy twarz łzami I napiękniejsze piersi, miesza żal z gniewami.
LX
Przyszedł dzień
z sobą Druzylla białą głowę starą, Co z dziecinnych lat szczerość przysięgła jej z wiarą; Tej zawoławszy, sobie szepty najciszszemi Rozkazuje napełnić jady śmiertelnemi Kubek z winem i schować do czasu pewnego, Ufając, że sekretu nie wyda wielkiego. Bo tem sposobem żywot chce odjąć srogiemu Mężobójcy, synowi Marganorowemu.
LX
Bieży baba z najwiętszą, jak może, ochotą A maże nieszczęśliwą swe palce robotą; Przyprawia wnet truciznę, wina kandyjskiego Przymieszawszy do soku najjadowitszego. Potem się do pokoju bez odwłoki wraca, Daje paniej; ta patrzy i w rękach obraca Przyczynę śmierci przyszłej, a zlawszy twarz łzami I napiękniejsze piersi, miesza żal z gniewami.
LX
Przyszedł dzień
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 144
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i z melodiami, A iż na to umysłem stałem się udali, Aby cnoty, wieczności godne, wysławiali, Cnoty najświętobliwszych niewiast, które stały Na ramionach ich własnych, a wierzch gwiazd trzymały.
LXXVII.
Te niższe podobieństwa mężczyzn w rękach mają Pisma imion, a źrzeńce nad niemi trzymają, Jakoby je z pilnością najwiętszą czytali I dzieła w szeroki świat wielkie podawali. Przypatruje się to tej, to owej osobie Dobry Rynald, w każdą twarz wlepia oczy obie; Świec każe więcej przynieść, aby pod obłoki Wygnał ponurą ciemność i czarnawe mroki. I.
LXXVIII.
Pierwszy napis, co oczom jego się nawija, Daje wiedzieć, iż to
i z melodyami, A iż na to umysłem stałem się udali, Aby cnoty, wieczności godne, wysławiali, Cnoty najświętobliwszych niewiast, które stały Na ramionach ich własnych, a wierzch gwiazd trzymały.
LXXVII.
Te niższe podobieństwa mężczyzn w rękach mają Pisma imion, a źrzeńce nad niemi trzymają, Jakoby je z pilnością najwiętszą czytali I dzieła w szeroki świat wielkie podawali. Przypatruje się to tej, to owej osobie Dobry Rynald, w każdą twarz wlepia oczy obie; Świec każe więcej przynieść, aby pod obłoki Wygnał ponurą ciemność i czarnawe mroki. I.
LXXVIII.
Pierwszy napis, co oczom jego się nawija, Daje wiedzieć, iż to
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 272
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ledwie jedno zacznie, My też tylo dziesięcioro odśmiejemy znacznie. Dosyć my za nasz występek cierpiemy karanie; Kto się z nas pośmiewać będzie, niech się mu tak stanie. Klekot.
Jam się, panie Lucyferze, na nierówną sadził; Starałem się, jakobym był Chrystusa zagładził. Bo nam ten naszych upadków najwiętszą przyczyną; Ten nam gwałtem odejmuje i dusze nam giną. Bo jakośmy pierwszych ludzi w raju byli zwiedli,
Że owoce zakazane Najwyższemu zjedli, Już byli niewolnikami naszymi koniecznie, A tu z nami mieszkać mieli na wiek wieków wiecznie. Ten Chrystus, syn Najwyższego, tak się nam zstał srogiem, Nas potępił, ludzi
ledwie jedno zacznie, My też tylo dziesięcioro odśmiejemy znacznie. Dosyć my za nasz występek cierpiemy karanie; Kto się z nas pośmiewać będzie, niech się mu tak stanie. Klekot.
Jam się, panie Luciferze, na nierówną sadził; Starałem się, jakobym był Chrystusa zagładził. Bo nam ten naszych upadków najwiętszą przyczyną; Ten nam gwałtem odejmuje i dusze nam giną. Bo jakośmy pierwszych ludzi w raju byli zwiedli,
Że owoce zakazane Najwyższemu zjedli, Już byli niewolnikami naszymi koniecznie, A tu z nami mieszkać mieli na wiek wieków wiecznie. Ten Chrystus, syn Najwyższego, tak się nam zstał srogiem, Nas potępił, ludzi
Skrót tekstu: SejmPiek
Strona: 59
Tytuł:
Sejm piekielny straszliwy
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1622
Data wydania (nie wcześniej niż):
1622
Data wydania (nie później niż):
1622
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1903