repulsą odnoszę, Stać mi przyszło, sub dio zwykły niewczas znoszę. Aż gdy Auster, Boreas, Akwilon północny Zmacał skóry Satyra oraz Eurus mocny, Już mi też ciężko było. Idę do Warszawy Na ów czas elekcyji, aż tam pełno wrzawy. Gwardiany wielmożnych zastąpiły panów Fakcjalnych; nie umiem traktować peanów, Galii cantum nieświadom leśny mój Aryjon, Ptactwa tylko samego cieszy mię Amfijon. Więc jeśli dziki Satyr, brat wasz, przytulenie Może mieć, a w rzęsiste wniść tam zgromadzenie, Trzymałbym pewnie z tymi, którzy bez prywaty Zostawają z fakcyji, nie znają intraty; Korupcjalnym złotem cnota się ich brzydzi: Ta wyrodków ojczyzny oczywiście wstydzi
repulsą odnoszę, Stać mi przyszło, sub dio zwykły niewczas znoszę. Aż gdy Auster, Boreas, Akwilon północny Zmacał skóry Satyra oraz Eurus mocny, Już mi też ciężko było. Idę do Warszawy Na ów czas elekcyji, aż tam pełno wrzawy. Gwardyjany wielmożnych zastąpiły panów Fakcyjalnych; nie umiem traktować peanów, Galii cantum nieświadom leśny mój Aryjon, Ptactwa tylko samego cieszy mię Amfijon. Więc jeśli dziki Satyr, brat wasz, przytulenie Może mieć, a w rzęsiste wniść tam zgromadzenie, Trzymałbym pewnie z tymi, którzy bez prywaty Zostawają z fakcyji, nie znają intraty; Korupcyjalnym złotem cnota się ich brzydzi: Ta wyrodków ojczyzny oczywiście wstydzi
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 725
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Błahy ozdobi dostatek (Tak rzeczy idą na nice): Koszula, smoła, tarcice. POLYHYMNIA MUSICA
Sarmacka lutni, rozstrój struny swoje! Umarł ten, coś z nim to raz krwawe boje,
To gospodarstwo, to żarty, To oblędliwe śpiewała pogany; Zagłuszył ten głos czas na nas zażarty I dekret z nieba nieświadom odmiany.
Sarmacka rozstrój swoje struny lutni I wdzięczne swoje melodyje utni! Ustał w swoim słodkim głosie, Co zdobił Polskę wierszem i wymową; Tak nas śmierć wszytkich jak zboże po kłosie Zmyka zdobyczą coraz pyszna nową.
Sarmacka lutni, nastrój swoje strony A uderz mocno tę pieśń na wsze strony! Że żył w cnocie,
Błahy ozdobi dostatek (Tak rzeczy idą na nice): Koszula, smoła, tarcice. POLYHYMNIA MUSICA
Sarmacka lutni, rozstrój struny swoje! Umarł ten, coś z nim to raz krwawe boje,
To gospodarstwo, to żarty, To oblędliwe śpiewała pogany; Zagłuszył ten głos czas na nas zażarty I dekret z nieba nieświadom odmiany.
Sarmacka rozstrój swoje struny lutni I wdzięczne swoje melodyje utni! Ustał w swoim słodkim głosie, Co zdobił Polskę wierszem i wymową; Tak nas śmierć wszytkich jak zboże po kłosie Zmyka zdobyczą coraz pyszna nową.
Sarmacka lutni, nastrój swoje strony A uderz mocno tę pieśń na wsze strony! Że żył w cnocie,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 144
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wżdy możesz porazić gdy czym niemałem: A jako go raz zwyciężysz/ łatwiejci potem/ Masz go w ręku kiedy zechcesz/ i nie z kłopotem. O Małżeńskiej Świątości.
WSzytkie świętości kościelne są osobliwe/ Są bowiem lekarstwa nasze duszne prawdziwe/ Jedna mi się niepodoba a niewiem czemu Tęskno mnie z nią/ kto nieświadom nie wierzy temu Jakbym ciężar niewiem jaki na sobie nosił/ Łatwiem dostał chociem o nią nie nazbyt prosił. Mówią drudzy dar to Boży/ własne to skaranie: Bo jako z kim odfrymarczyć przydałbym nanie/ Każdy dzień muszę kupować dla jej miłości: Siła mi wynidzie do roku dla tej świętości
wżdy możesz poráźić gdy czym niemáłem: A iáko go raz zwyćiężysz/ łatwieyći potem/ Masz go w ręku kiedy zechcesz/ y nie z kłopotem. O Małżeńskiey Swiątośći.
WSzytkie świątośći kośćielne są osobliwe/ Są bowiem lekárstwá násze duszne prawdźiwe/ Iedná mi się niepodoba á niewiem czemu Teskno mie z nią/ kto nieświádom nie wierzy temu Iákbym ćiężar niewiem iáki ná sobie nośił/ Łátwiem dostał choćiem o nię nie názbyt prośił. Mowią drudzy dar to Boży/ własne to skaránie: Bo iáko z kim odfrymárczyć przydałbym nánie/ Kożdy dźień muszę kupowáć dla iey miłośći: Siłá mi wynidźie do roku dla tey świątośći
Skrót tekstu: FraszSow
Strona: A3
Tytuł:
Fraszki Sowiźrzała nowego
Autor:
Jan z Kijan
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
szkody, a przez nieumiejętnego kilkanaście złotych szkody na bałwanie będzie jednym uderzeniem bałwana; siła walacz dla swego pożytku łatwego walenia abo prędkości odrobienia zaszkodzi, dlatego ma być rozsądny senior tak dla walenia, porekty, jako i zwijania bałwanów.
Podseniorek - i ten szkodzi wydając łój, nie pomnąc i nie znając robotnika, dołu nieświadom, bo ten po osadzie ma zjeżdżać, dla śniadania zaś wyjechać, a potym p. stygara albo warcabnego słuchać, na komory schodzić pomóc dojżerzć i referować p. stygarowi.
Kolekciany, przepisawszy z tablicy robotnika, ma zjechać po osadzie, miarki pilnie odbierać od każdego robotnika według tablicy, jeśli wszyscy robią. Słuszna by
szkody, a przez nieumiejętnego kilkanaście złotych szkody na bałwanie będzie jednym uderzeniem bałwana; siła walacz dla swego pożytku łatwego walenia abo prędkości odrobienia zaszkodzi, dlatego ma być rozsądny senior tak dla walenia, porekty, jako i zwijania bałwanów.
Podseniorek - i ten szkodzi wydając łój, nie pomnąc i nie znając robotnika, dołu nieświadom, bo ten po osadzie ma zjeżdżać, dla śniadania zaś wyjechać, a potym p. stygara albo warcabnego słuchać, na komory schodzić pomóc dojźerzć i referować p. stygarowi.
Kolekciany, przepisawszy z tablicy robotnika, ma zjechać po osadzie, miarki pilnie odbierać od każdego robotnika według tablicy, jeśli wszyscy robią. Słuszna by
Skrót tekstu: InsGór_1
Strona: 52
Tytuł:
Instrukcje górnicze dla żup krakowskich z XVI-XVIII wieku, cz. 1
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
instrukcje
Tematyka:
górnictwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1615 a 1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1615
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Antonina Keckowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1963
też inszych siła. Jam zaś wiedząc, że tam woli jego nie było, w Tarłowie, złożyłam pogrzeb. Tren 52.
Cóż się ze mną znowu działo, gdym już ziemi owo ciało Nazad oddawać musiała, bo jak swoje odbierała?! Pocóż opisować tego? bo niemasz człeka takiego, By nieświadom podobnego, - gdyż żal pada na każdego. Podczas pogrzebu żlem się miała – ledwo była w kościele.
Jeśli nie mąż, to rodzice, abo żona, lub też dzicię, Siostrę lub brata pozbyła, choć też dalsza krew łączyła - Przecie żal w każdym jest domu, nie chce folgować nikomu. Leć ja cięższym
też inszych siła. Jam zaś wiedząc, że tam woli jego nie było, w Tarłowie, złożyłam pogrzeb. Tren 52.
Cóż się ze mną znowu działo, gdym już ziemi owo ciało Nazad oddawać musiała, bo jak swoje odbierała?! Pocóż opisować tego? bo niemasz człeka takiego, By nieświadom podobnego, - gdyż żal pada na każdego. Podczas pogrzebu żlem się miała – ledwo była w kościele.
Jeśli nie mąż, to rodzice, abo żona, lub też dzicię, Siostrę lub brata pozbyła, choć też dalsza krew łączyła - Przecie żal w każdym jest domu, nie chce folgować nikomu. Leć ja cięższym
Skrót tekstu: StanTrans
Strona: 130
Tytuł:
Transakcja albo opisanie całego życia jednej sieroty
Autor:
Anna Stanisławska
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ida Kotowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1935
, Aby się głowa moja w strumień obróciła! A sprawuj ścieżki moje, tam gdzie kwitnie sama Prawda! Ukaż mi mego Mistrza Barlaama, Który mię wywiódł z błędu! bo znim na umyśle Życzę przepędzać żywot Pustelniczy ściśle, Który mnie nauczyć ma życia Zakonnego, Abym niebył zdradzony od czarta chytrego, Jako nieświadom wojen: daj mi w paść na drogę Przedsięwziętą, po której do Ciebie zajść mogę! Bo pięknością Twą moja dusza jest zraniona, I Ciebie źrzodła łaski żąda upragniona. To w swym sercu rozmyślał momentu każdego, I tę mowę do Boga wnosił zawsze swego, Z nim się łącząc przez modłę czystą, i myśl świętą
, Aby się głowá moiá w strumień obroćiłá! A spráwuy śćieszki moie, tám gdźie kwitnie sámá Prawdá! Vkaż mi mego Mistrzá Bárláámá, Ktory mię wywiodł z błędu! bo znim ná vmyśle Zyczę przepędzáć żywot Pustelniczy śćiśle, Ktory mie náuczyć ma żyćia Zakonnego, Abym niebył zdrádzony od czártá chytrego, Iako nieświádom woien: day mi w paśc ná drogę Przedśięwźiętą, po ktorey do Ciebie zayść mogę! Bo pięknośćią Twą moiá duszá iest zrániona, Y Ciebie źrzodłá łáski żąda vprágniona. To w swym sercu rozmyślał momentu káżdego, Y tę mowę do Bogá wnośił záwsze swego, Z nim się łącząc przez modłę czystą, y myśl świętą
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 276
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
kadencjej), co niby dokoła Obchodzi mię i kiedyby nie ta podwika Nas była powikłała, wnet starego ćwika Poznałby ten kuropłoch! Jeszcze mnie ta broda Korda nie odpasała, jeszcze w rękach młoda Jest siła, jest i rzeźwość — (fordymentem trzaśnie) — Jeszcze broń nie zamarzła! lekkomyślny właśnie Młokos nieunoszony, nieświadom, co boli, Nie wie znać tego, jako stary kocieł smoli! Trzebaby go nauczyć« Tak sekretarzowi Gość swemu pufale w osobności mówi Srodze się rozdąsawszy. Ow też takaż druga Wasęguje się — panu pochlebując sługa. W ostatku pytają się: »Czyj to ow barwiany Jeden i drugi lokaj, co szpalery
kadencyej), co niby dokoła Obchodzi mię i kiedyby nie ta podwika Nas była powikłała, wnet starego ćwika Poznałby ten kuropłoch! Jeszcze mnie ta broda Korda nie odpasała, jeszcze w rękach młoda Jest siła, jest i rzeźwość — (fordymentem trzaśnie) — Jeszcze broń nie zamarzła! lekkomyślny właśnie Młokos nieunoszony, nieświadom, co boli, Nie wie znać tego, jako stary kocieł smoli! Trzebaby go nauczyć« Tak sekretarzowi Gość swemu pufale w osobności mowi Srodze sie rozdąsawszy. Ow też takaż druga Wasęguje się — panu pochlebując sługa. W ostatku pytają się: »Czyj to ow barwiany Jeden i drugi lokaj, co szpalery
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 51
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
na ziemię twarzą padając/ siebie i szaty z mierzwą równali/ a widząc wielką jasność w tym Dzieciątku/ przystąpić aż za dozwoleniem niechcieli. Samym to wolno było/ niebieskim duchom/ o bok się Pański ocierać/ i to z bojaźnią/ gdyż w pieluszkach/ mógł ich od siebie jako najdalej odpędzić/ by był nieświadom ich cnoty. Wszak moc uznają Pana tego/ choćci na pozór nieświetnego / choćci przy sobie wojska niemającego/ uznają mowie przy pojmaniu żołnierze/ gdy wstecz od boku Pana upadną ciężkim razem jako jest świetny JEZUS. Nie znali nigdy takiej zacności/ choć w Jeruzalem dziwnie się jasnym pokazował. Aby uznali ludzie że nad
ná źiemię twarzą pádáiąc/ śiebie y száty z mierzwą rownali/ á widząc wielką iasność w tym Dźiećiątku/ przystąpić áż zá dozwoleniem niechćieli. Sámym to wolno było/ niebieskim duchom/ o bok się Páński oćieráć/ y to z boiáźnią/ gdyż w pieluszkach/ mogł ich od siebie iáko naydáley odpędźić/ by był nieświádom ich cnoty. Wszak moc vznáią Páná tego/ choćći ná pozor nieświetnego / choćći przy sobie woyská niemáiącego/ vznáią mowie przy poimániu żołnierze/ gdy wstecz od boku Páná vpadną ćiężkim rázem iáko iest świetny IEZVS. Nie znali nigdy tákiey zacnośći/ choć w Ieruzalem dźiwnie się iasnym pokázował. Aby vználi ludźie że nád
Skrót tekstu: HinPlęsy
Strona: 40
Tytuł:
Plęsy Jezusa z aniołami
Autor:
Marcin Hińcza
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
przypłynąć dziś mieli do niego. Orland mu odpowieda smutnie, a swojemu Ratunków nieodwłocznych prosi powinnemu,
CVIII.
Który za wiarę świętą i Chrystusa swego Ledwie ducha w złem razie nie wytchnął biednego. Łagodnemi ten znowu słowy obiecuje, Iż markieza uzdrowi zaraz i ratuje, Lub to ziół panaceej nie zna i dyktamu, Drogich plastrów nieświadom z lekarskiego kramu. Tak rzekł i do kościółka biegł sporo małego, Gdzie Boga modlitwami błaga wszechmocnego.
CIX.
Stamtąd skoro się wrócił, śmiały i wesoły, Na utrapione wejrzał mile przyjacioły. Potem w imię najświętszej i nierozdzielonej Trójce u nogi bliżej stanął przytłuczonej: O cudo niesłychane! rana wprzód przykrego Zbywa bólu, on
przypłynąć dziś mieli do niego. Orland mu odpowieda smutnie, a swojemu Ratunków nieodwłocznych prosi powinnemu,
CVIII.
Który za wiarę świętą i Chrystusa swego Ledwie ducha w złem razie nie wytchnął biednego. Łagodnemi ten znowu słowy obiecuje, Iż markieza uzdrowi zaraz i ratuje, Lub to ziół panaceej nie zna i dyktamu, Drogich plastrów nieświadom z lekarskiego kramu. Tak rzekł i do kościółka biegł sporo małego, Gdzie Boga modlitwami błaga wszechmocnego.
CIX.
Stamtąd skoro się wrócił, śmiały i wesoły, Na utrapione wejrzał mile przyjacioły. Potem w imię najświętszej i nierozdzielonej Trójce u nogi bliżej stanął przytłuczonej: O cudo niesłychane! rana wprzód przykrego Zbywa bolu, on
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 306
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
most, który mu wolną drogę daje, Zrzuca go, a w ojczyste sam uchodzi kraje. Już też promienie zniżał Apollo wysokie, Chcąc je w Oceanowe łono skryć głębokie, Mrok padł; Rugier nie widzi domu w żadnej stronie, Gdzieby stał, choć rozświecał miesiąc pełny błonie. V
XCVIII.
A iż miejsca nieświadom, umyślił noc całą Jeździć lub wielką drogą lubo ścieżką małą. Potem, kiedy już słońce wschodziło do góry, W prawej ręce opodal białe postrzegł mury Miasteczka pomniejszego i tam myśli swemu Frontynowi kęs wytchnąć upracowanemu, Na którem tak wiele mil ubiegł w przykre znoje, Odprawiwszy surowe po południu boje.
XCIX.
Undziard od Konstantyna
most, który mu wolną drogę daje, Zrzuca go, a w ojczyste sam uchodzi kraje. Już też promienie zniżał Apollo wysokie, Chcąc je w Oceanowe łono skryć głębokie, Mrok padł; Rugier nie widzi domu w żadnej stronie, Gdzieby stał, choć rozświecał miesiąc pełny błonie. V
XCVIII.
A iż miejsca nieświadom, umyślił noc całą Jeździć lub wielką drogą lubo ścieszką małą. Potem, kiedy już słońce wschodziło do góry, W prawej ręce opodal białe postrzegł mury Miasteczka pomniejszego i tam myśli swemu Frontynowi kęs wytchnąć upracowanemu, Na którem tak wiele mil ubiegł w przykre znoje, Odprawiwszy surowe po południu boje.
XCIX.
Undziard od Konstantyna
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 334
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905