zachować musimy/ zawarte zacnego zmarłego oczy już na to nie patrzą/ próżny proch i sprochniałe ciało o to nic niedba. Pan bóg tylko sam widzi/ że tą ludzkością Wm. M. M. PP. do odwdzieczenia jest skłonna wszytka Familia zacnego Domu zmarłego tego. Bogdajże i z życzliwości naszej nic tak nieszczęsnego Pan Bóg na Wm. nie przywodził/ a jeżeli/ co się wszytkim w śmiertelności żyjącym przytrafia cokolwiekby takiego przypadło/ daj Panie Boże/ abyście Wm. M. PP. aką podporę i uczciwość mieć mogli/ jakąście WM. na ten czas teraźniejszemu zmarłemu uczyniłi: za którą uczynność Ich Mć. zmarłegl
záchowáć muśimy/ záwárte zacnego zmárłego ocży iuż ná to nie pátrzą/ prożny proch y zprochniáłe ćiáło o to nic niedba. Pan bog tylko sam widźi/ że tą ludzkośćią Wm. M. M. PP. do odwdźiecżenia iest skłonna wszytká Fámilia zacnego Domu zmárłego tego. Bogdayże y z życżliwośći nászey nic ták nieszcżęsnego Pan Bog ná Wm. nie przywodźił/ á ieżeli/ co sie wszytkim w śmiertelnośći żyiącym przytráfia cokolwiekby tákiego przypádło/ day Pánie Boże/ ábyście Wm. M. PP. áką podporę y vcżćiwość mieć mogli/ iákąśćie WM. ná ten cżás teráźnieyszemu zmárłemu vcżyniłi: zá ktorą vcżynność Ich Mć. zmárłegl
Skrót tekstu: SpiżAkt
Strona: E4v
Tytuł:
Spiżarnia aktów rozmaitych przy zalotach, weselach, bankietach, pogrzebach
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
jako zwykła, o naszej rozmowie Wszytko temu, co mię tu zamyka, wypowie; Ale niech będzie, co chce: choć znacznem kłopotem, Choć tego naostatek przypłacę żywotem, Wszytkoć powiem prawdziwie z początku, bo czego Mam się krom śmierci, nędzna, spodziewać od niego?
IV.
Izabellą mię zową, któram nieszczęsnego Córką była możnego króla galickiego, Mówię, byłam: terazem nie jest więcej ona, W nędzy, w żalu, w nieszczęściach wszytkich pogrążona! Co jednak wszytko poszło z niezbednej miłości, Która więc pospolicie zda się, że z słodkości Swojej hojnie na pierwszem początku udawa, Ale się źle każdemu nakoniec nadawa
jako zwykła, o naszej rozmowie Wszytko temu, co mię tu zamyka, wypowie; Ale niech będzie, co chce: choć znacznem kłopotem, Choć tego naostatek przypłacę żywotem, Wszytkoć powiem prawdziwie z początku, bo czego Mam się krom śmierci, nędzna, spodziewać od niego?
IV.
Izabellą mię zową, któram nieszczęsnego Córką była możnego króla galickiego, Mówię, byłam: terazem nie jest więcej ona, W nędzy, w żalu, w nieszczęściach wszytkich pogrążona! Co jednak wszytko poszło z niezbednej miłości, Która więc pospolicie zda się, że z słodkości Swojej hojnie na pierwszem początku udawa, Ale się źle każdemu nakoniec nadawa
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 274
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, przysięgi, prawa in dubium revocantur. Już nie tylko ucichły onych Zbyszków, onych świętych biskupów wolne w urazach Rzpltej głosy, nie tylko ustały onych zacnych senatorów, miłośników ojczyzny, poczuwania się w rzeczach zachodzących swobody szlacheckiej i dobrego ojczyzny, ale do tego przychodzi, że publice w senacie przeciwko jasnym, niewątpliwym do tak nieszczęsnego czasu prawom deklaracje i na przeszłym sejmie słyszeli inszy i na tym słyszelichmy sami dla ambicji, dla marnych prywat swoich. Upominamy się o pacia; miasto spólnego z nami poparcia ali oniż sami wymówki i ochrony wynajdują, że i Jagiełło i Kazimierz nie zaraz wszystkiemu dosyć uczynili, jakoby osób tych panów i pożytków z
, przysięgi, prawa in dubium revocantur. Już nie tylko ucichły onych Zbyszków, onych świętych biskupów wolne w urazach Rzpltej głosy, nie tylko ustały onych zacnych senatorów, miłośników ojczyzny, poczuwania się w rzeczach zachodzących swobody ślacheckiej i dobrego ojczyzny, ale do tego przychodzi, że publice w senacie przeciwko jasnym, niewątpliwym do tak niesczęsnego czasu prawom deklaracye i na przeszłym sejmie słyszeli inszy i na tym słyszelichmy sami dla ambicyi, dla marnych prywat swoich. Upominamy się o pacia; miasto spólnego z nami poparcia ali oniż sami wymówki i ochrony wynajdują, że i Jagiełło i Kazimierz nie zaraz wszystkiemu dosyć uczynili, jakoby osób tych panów i pożytków z
Skrót tekstu: SkryptSłuszCz_II
Strona: 258
Tytuł:
Skrypt o słuszności zjazdu stężyckiego
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
że od siebie rozkaz Boży widząc W zgardzony/ w ciemne knieje biegł/ sobą się brzydząc. A z pokory stawszy się/ jak małą dzieciną/ Bieżąc po lesie/ ukrył siebie pod gęstwiną Drzewa/ gdzie łzy wylewał/ jako jakie zdroje Z wilgich zrzenic swych/ bacząc złe przestępstwo swoje. Ja nieszczęsny potomek Adama pierwszego Nieszczęsnego rodzica narodu ludzkiego Nieszczęśliwie na ten świat z matki mej wydany/ Tak wielą będąc grzechów ciężkich upętany/ Dokąd mam bieżeć takim w stydem otoczony? O zaprawdę w dalekie/ i odległe strony! I w nadalsze pobieżę Siedm trionu kraje, Gdzie mieszkają Gronladzi Lpi, Bakkalaje. Albo gdzie są beż ludne ż tęsknotą pustynie/
że od siebie roskaz Boży widząc W zgárdzony/ w ćiemne knieie biegł/ sobą się brzydząc. A z ṕokory stáwszy się/ iak małą dźiećiną/ Bieżąc ṕo leśie/ ukrył śiebie pod gęstwiną Drzewá/ gdźie łzy wylewał/ iako iakie zdroie Z wilgich zrzenic swych/ bacżąc złe przestępstwo swoie. Iá nieszcżęsny potomek Adama pierwszego Nieszcżęsnego rodźica národu ludzkiego Nieszcżęśliwie ná ten świat z matki mey wydany/ Ták wielą będąc grzechow ćięszkich upętany/ Dokąd mam bieżeć tákim w stydem otocżony? O záprawdę w dálekie/ y odległe strony! Y w nádalsze pobieżę Siedm tryonu kráie, Gdźie mieszkáią Gronládźi Lppi, Bákkáláie. Albo gdzie są beż ludne ż tesknotą pustynie/
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 8
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694
Zuchwałej czerni mężny odpór dawał, Tak, że sam książę często przed inszemi Przodek mu w męstwie dawając, przyznawał: Że nad lud jego ni ochotniejszego W swem wojsku niemiał, ni poufalszego.
Do Mikołaja Zaćwilichowskiego Potem przybywszy, który miał zlecony Rząd Ukrainy Dniestrowej, z krwawego Rozruchu one oczyszczali strony, Srogie pożary ognia nieszczęsnego, Grożące ciężkim upadkiem Korony, Dzielnością swoją mądrze zalewając, I on z tumultów kraj oswobodzając.
I gdzie się tylko dały okazje, Albo wyprawa pospolita była, Kozackie hydry srogie i harpije Tatarskie jego prawica gromiła, I z nich mu wielkie często wiktoryje Miewać sprzyjaźna fortuna darzyła: On k'temu, aby ojczyznę ratował, Zdrowia
Zuchwałej czerni mężny odpór dawał, Tak, że sam xiążę często przed inszemi Przodek mu w męstwie dawając, przyznawał: Że nad lud jego ni ochotniejszego W swém wojsku niemiał, ni poufalszego.
Do Mikołaja Zaćwilichowskiego Potém przybywszy, który miał zlecony Rząd Ukrainy Dniestrowej, z krwawego Rozruchu one oczyszczali strony, Srogie pożary ognia nieszczęsnego, Grożące ciężkim upadkiem Korony, Dzielnością swoją mądrze zalewając, I on z tumultów kraj oswobodzając.
I gdzie się tylko dały okazyje, Albo wyprawa pospolita była, Kozackie hydry srogie i harpije Tatarskie jego prawica gromiła, I z nich mu wielkie często wiktoryje Miewać sprzyjaźna fortuna darzyła: On k'temu, aby ojczyznę ratował, Zdrowia
Skrót tekstu: OdymWŻałKoniec
Strona: 341
Tytuł:
Żałośna postać Korony Polskiej
Autor:
Walenty Odymalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
deputatów taką uczynili zwłokę, że im traktowania moc ujęli, że się sami z pod Sędomierza ruszyli; prosili, aby jeszcze obejźrzeli się na miłość potomności, na samych siebie, na Rzpltą, na pana, któremu wiarę obowiązali, na Boga, który patrzy z nieba, a tym rzeczom spokojny uczynili koniec, które tak nieszczęsnego wyglądają pogrzebu. Prosili, aby nieżyczliwym sąsiadom tej Korony i dziedzicznym nieprzyjaciołom jej, więc i świeżym, które ją turbują, najazdom okazji, czasu, serca nie dodawali, a nadewszystko dóbr cudzych temi zjazdy i pomykaniem wojsk w depopulacją nie puszczali; pokazowali powolność KiMci, wspominali satysfakcją wiślicką, przywodzili pamięć asekuracji dalszej
deputatów taką uczynili zwłokę, że im traktowania moc ujęli, że się sami z pod Sędomierza ruszyli; prosili, aby jeszcze obejźrzeli się na miłość potomności, na samych siebie, na Rzpltą, na pana, któremu wiarę obowiązali, na Boga, który patrzy z nieba, a tym rzeczom spokojny uczynili koniec, które tak nieszczęsnego wyglądają pogrzebu. Prosili, aby nieżyczliwym sąsiadom tej Korony i dziedzicznym nieprzyjaciołom jej, więc i świeżym, które ją turbują, najazdom okazyej, czasu, serca nie dodawali, a nadewszystko dóbr cudzych temi zjazdy i pomykaniem wojsk w depopulacyą nie puszczali; pokazowali powolność KJMci, wspominali satysfakcyą wiślicką, przywodzili pamięć asekuracyej dalszej
Skrót tekstu: OpisDostCz_III
Strona: 161
Tytuł:
Opisanie prawdziwe i dostateczne rozwiedzienia rokoszu pod Janowcem
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
tym podobnych marności. I jeżeli mi co nie dośmaku w tych marnościach stanie się/ niebem się prawie i ziemią oświadczem; a pono i samo czasem piekło wzrzuszam bylebym swojej jakiejżekolwiek krzywdy i obelgi wetował: i dlategoż wielekroc barzo dla jednego słówka przykrego? i przymowki dla szmatka ziemi; abo gruntu mego nieszczęsnego/ dla maluczkiej zniewagi i krzywdy mojej/ wielce się i aż na zbyt częstokroć dąsam gniewam/ wołam/ przeklinam/ uskarżam się przed drugiemi/ i niewinność (lubom pełny win) moję ogłaszam: a pod czas i dy broni się mam/ ba by i ciało z duszą diabłu w gniewie będąc oddać/ byle
tym podobnych márnośći. Y ieżeli mi co nie dosmaku w tych marnośćiach stánie się/ niebem sie prawie y źiemią oświadczem; á pono y sámo czásem piekło wzrzuszam bylebym swoiey iakieyżekolwiek krzywdy y obelgi wetował: y dlátegoz wielekroc barzo dla iedne^o^ słowká przykrego? y przymowki dla szmatká źiemi; ábo gruntu mego nieszczęsnego/ dla maluczkiey zniewagi i krzywdy moiey/ wielce się y áż na zbyt częstokroć dąsam gniewám/ wołám/ przeklinam/ vskarżám się przed drugiemi/ y niewinność (lubom pełny win) moię ogłászám: a pod czas y di broni się mam/ bá by y ćiało z duszą diabłu w gniewie będąc oddáć/ byle
Skrót tekstu: BanHist
Strona: 126
Tytuł:
Bankiet albo historia jako Adam bankietował
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
nosem i pazury bywa, Barkami bijąc każdy sobie pochutnywa; Krzyk idzie pod obłoki a z ziemie kurzawa, Pierze leci, tak właśnie, jak kiedy śnieg wstawa. Takie Jason do Kolchów płynąc widział skały, Które się same z sobą nad morzem ścierały. Bywało, że częstokroć od razu spolnego Obu martwych odniosą z placu nieszczęsnego. Dziwuj się tu, kiedy krwią państwa nabywają Królowie, jeśli kurzy takie serce mają? Odpoczynku nie pytaj, trudno ich rozwodzić, Gdy się poczną to za nos, to za grzebień wodzić. Krew z nich pluszczy, kokoszy z strachem wyglądają, Którego z nich za męża i hersta mieć mają. Tam jeden przemożony
nosem i pazury bywa, Barkami bijąc każdy sobie pochutnywa; Krzyk idzie pod obłoki a z ziemie kurzawa, Pierze leci, tak właśnie, jak kiedy śnieg wstawa. Takie Jason do Kolchow płynąc widział skały, Ktore się same z sobą nad morzem ścierały. Bywało, że częstokroć od razu spolnego Obu martwych odniosą z placu nieszczęsnego. Dziwuj się tu, kiedy krwią państwa nabywają Krolowie, jeśli kurzy takie serce mają? Odpoczynku nie pytaj, trudno ich rozwodzić, Gdy się poczną to za nos, to za grzebień wodzić. Krew z nich pluszczy, kokoszy z strachem wyglądają, Ktorego z nich za męża i hersta mieć mają. Tam jeden przemożony
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 298
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
zabity.
XXXIX.
Ledwie co Bradamanta stamtąd się puściła, Co się szukać swojego Rugiera kwapiła, Jako tam zła fortuna przyniosła Zerbina, Z którem wszędzie pospołu jeździła Gabryna. Jedzie dalej i ujźrzy, nie wie, czyje ciało, Które martwe pod górą w dolinie leżało, I jako ten, co zawsze pobożność miłował, Nieszczęsnego przypadku onego żałował.
XL.
Leżał grabia Pinabel zabity na ziemi, Lejąc krew tak obfito ranami wielkiemi, Że się zdało, że w ciele tak wiele ran było, Jakby się na jego śmierć sto mieczów złączyło. Jachał dalej królewic szocki zawołany Na szczęście śladem, co beł świeżo udeptany, Aby się mógł dowiedzieć,
zabity.
XXXIX.
Ledwie co Bradamanta stamtąd się puściła, Co się szukać swojego Rugiera kwapiła, Jako tam zła fortuna przyniosła Zerbina, Z którem wszędzie pospołu jeździła Gabryna. Jedzie dalej i ujźrzy, nie wie, czyje ciało, Które martwe pod górą w dolinie leżało, I jako ten, co zawsze pobożność miłował, Nieszczęsnego przypadku onego żałował.
XL.
Leżał grabia Pinabel zabity na ziemi, Lejąc krew tak obfito ranami wielkiemi, Że się zdało, że w ciele tak wiele ran było, Jakby się na jego śmierć sto mieczów złączyło. Jachał dalej królewic szocki zawołany Na szczęście śladem, co beł świeżo udeptany, Aby się mógł dowiedzieć,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 205
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
idzie cicho przemierzłego; Wsiadł na koń i dogonił w drodze brata swego.
XXIV.
Piękność ona, anielskiej co podobna była, Widzą wszyscy, jak się w niem do szczętu zmieniła. W pół serca iż mu dosiągł frasunek okrutny, Oczy, łez pełne, i sam wydaje wzrok smutny. Żaden nie śmie sekretu pytać nieszczęsnego, Wszyscy jednak snadno się domyślają tego, Iż miłość tych przyczyną melancholij była, Co tak prędko szpetną twarz z pięknej uczyniła.
XXV.
Oczu z niego nie spuści brat: tak się dziwuje, Mniema, iż mu dla tego żal przykry dojmuje, Że jednej tylko w domu swej odjechał żony; Ten przeciwnem sposobem jest
idzie cicho przemierzłego; Wsiadł na koń i dogonił w drodze brata swego.
XXIV.
Piękność ona, anielskiej co podobna była, Widzą wszyscy, jak się w niem do szczętu zmieniła. W pół serca iż mu dosiągł frasunek okrutny, Oczy, łez pełne, i sam wydaje wzrok smutny. Żaden nie śmie sekretu pytać nieszczęsnego, Wszyscy jednak snadno się domyślają tego, Iż miłość tych przyczyną melankolij była, Co tak prędko szpetną twarz z pięknej uczyniła.
XXV.
Oczu z niego nie spuści brat: tak się dziwuje, Mniema, iż mu dla tego żal przykry dojmuje, Że jednej tylko w domu swej odjechał żony; Ten przeciwnem sposobem jest
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 362
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905