powagą powiemy Zszczerą/ w pośmiech u świata/ nauką pójdziemy. Więc/ na końcu tych wierszów/ Cne Panny/ i Panie/ Taką wam Historią/ daje pożegnanie[...] : W pewnym Zamku Gzkim! zacna Pani była. Która/ grzechu z Pokrewnym/ lat wiele taiła. Ta/ gdy się jej Spowiednik trafił nieznajomy/ Umyśliła powiedzieć/ on grzech swój kryjomy. Uklęknie przed Kapłanem/ winy oznajmuje. A co powie/ to z Ust jej żaba wyskakuje. Na ostate/ chciał i smok wyniść/ za żabami; Lecz Pani/ zatrzymała onegoż/ ustami. Po spowiedzi/ gdy cale rozgrzeszona była/ Wszystka owa Gadzina do ust
powagą powiemy Zszczerą/ w pośmiech v świátá/ náuką poydźiemy. Więc/ na koncu tych wierszow/ Cne Pánny/ y Pánie/ Táką wam Historyą/ dáie pożegnanie[...] : W pewnym Zamku Gskim! zacna Páni byłá. Ktorá/ grzechu z Pokrewnym/ lat wiele táiłá. Tá/ gdy się iey Spowiednik tráfił nieznaiomy/ Vmyśliłá powiedźieć/ on grzech swoy kryiomy. Vklęknie przed Kápłánem/ winy oznáymuie. A co powie/ to z Vst iey żaba wyskakuie. Ná ostáte/ chćiáł y smok wyniść/ zá żábami; Lecz Páni/ zátrzymała onegoż/ vstámi. Po spowiedźi/ gdy cále rozgrzeszoná byłá/ Wszystká owá Gádźiná do vst
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: C3
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
Nic przeciw cnocie.
Żadnego kwiatu ziemia nie wydaje Tak ślicznej barwy, nie tak piękna wstaje Rana jutrzenka, jako niezmyślony Wstyd przyrodzony.
Lecz prędzej na dół swe obrócą koła Słoneczne wozy, niż temu kto zdoła, Żeby wyrazić umiał tego wszytki Życia pożytki.
Niechaj w nim żyję, niechaj obciążony Laty w nim umrę starzec nieznajomy, Choć mię mój kmiotek rękoma własnymi Zagrzebie w ziemi.
A jako żeglarz gdy już w porcie stanie, Miłe mu przeszłych bied przypominanie, Miło mu pojrzeć na wichry, na skały, Gdy uszedł cały,
Tak ja, gdy da Bóg w pokoju usiądę, Przeszłe niewczasy przypominać będę, Wszytkie me biedy, trudy,
Nic przeciw cnocie.
Żadnego kwiatu ziemia nie wydaje Tak ślicznej barwy, nie tak piękna wstaje Rana jutrzenka, jako niezmyślony Wstyd przyrodzony.
Lecz prędzej na doł swe obrocą koła Słoneczne wozy, niż temu kto zdoła, Żeby wyrazić umiał tego wszytki Życia pożytki.
Niechaj w nim żyję, niechaj obciążony Laty w nim umrę starzec nieznajomy, Choć mię moj kmiotek rękoma własnymi Zagrzebie w ziemi.
A jako żeglarz gdy już w porcie stanie, Miłe mu przeszłych bied przypominanie, Miło mu pojrzeć na wichry, na skały, Gdy uszedł cały,
Tak ja, gdy da Bog w pokoju usiędę, Przeszłe niewczasy przypominać będę, Wszytkie me biedy, trudy,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 353
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
obozy, ty wolisz dworaku Pańskie pałace, my miejskie przyjęły, Bodaj żeśmy tu za mąż pochodziły.
Bóg ci jest przy nas, na warownym haku Dobre nadzieje nasze zawieszone, Na niewzruszonym gruncie zasadzone.
Już nie chcę robić, pojdę i szyszaku Dostawszy, włożę na włos rozpuszczony, Wmieszam się w pułki, żołnierz nieznajomy.
I ja powieszę rapir na temblaku A tam pobiegę, gdzie się krwie niesyta Bellona z śmiercią nieuchronną wita.
Dzisia z postrzałem lotnego kiesmaku Kogoś niesiono, bądź pochwalon, Panie, Że nieprzyzwoite nam jest wojowanie.
My ciebie tłuczem a tam gdzieś z pułhaku Lub z działa lubo naostatek z kusze Pono dotychczas niejeden zbył
obozy, ty wolisz dworaku Pańskie pałace, my miejskie przyjęły, Bodaj żeśmy tu za mąż pochodziły.
Bog ci jest przy nas, na warownym haku Dobre nadzieje nasze zawieszone, Na niewzruszonym gruncie zasadzone.
Już nie chcę robić, pojdę i szyszaku Dostawszy, włożę na włos rozpuszczony, Wmieszam się w pułki, żołnierz nieznajomy.
I ja powieszę rapir na temblaku A tam pobiegę, gdzie się krwie niesyta Bellona z śmiercią nieuchronną wita.
Dzisia z postrzałem lotnego kiesmaku Kogoś niesiono, bądź pochwalon, Panie, Że nieprzyzwoite nam jest wojowanie.
My ciebie tłuczem a tam gdzieś z pułhaku Lub z działa lubo naostatek z kusze Pono dotychczas niejeden zbył
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 367
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
córka Epimeteusza. D Tytanowna. Taż Pyrrha z rodu Tytanów poszła. Księgi Pierwsze. Argument Powieści Dwunastej.
PO Potopie, ziemia władzą i promieniami Słońca (które jest przyczyną rozmnażania się zwierząt i gadziny) przepalona, między innymi rzeczami drobniejszymi bestii bezrozumnych, Pytona też Smoka wielkiego i szkodliwego zrodziła, którego pozór nowotnym ludziom nieznajomy i dziwny był: tego Apollo ustrzelał. A żeby pamiątka tej zacnej sprawy jego nie zaginęła, postanowił igrzyska, które były nazwane Pytia, to jest Smoczyny. Od onegoż czasu i samemu Apollinowi przydane to nazwisko Pytius, Smoczyński. Powieść Dwunasta.
INszych rozlicznych zwierząt ziemia narodzieła Dobrowolnie/ skoro się stara przepaleła Woda ogniem
corká Epimetheuszá. D Tytánowná. Táż Pyrrhá z rodu Tytánow poszłá. Księgi Pierwsze. Argument Powieśći Dwánastey.
PO Potopie, źiemiá władzą y promieniámi Słońcá (ktore iest przyczyną rozmnażánia się źwierząt y gádźiny) przepalona, między innymi rzeczámi drobnieyszymi bestyi bezrozumnych, Pythoná też Smoká wielkiego y szkodliwego zrodźiłá, ktorego pozor nowotnym ludźiom nieznáiomy y dziwny był: tego Apollo vstrzelał. A żeby pámiątká tey zacney spráwy iego nie záginęłá, postánowił igrzyská, ktore były názwáne Pythia, to iest Smoczyny. Od onegoż czásu y sámemu Apollinowi przydáne to nazwisko Pythius, Smoczyński. Powieść Dwánásta.
INszych rozlicznych źwierząt źiemiá národźiełá Dobrowolnie/ skoro się stára przepalełá Wodá ogniem
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 25
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
po świeżym potopie została Błotna ziemia/ i sama w sobie się rozgrzała/ I wielkimi gorący/ i słońcy na niebie/ Niezliczone rodzaje zwydawała z siebie. I częścią starodawne kształty przywrócieła/ Częścią nowotnych dziwów mnóstwo narodzieła. Niechciałać była wprawdzie: ale przecię z siebie W ten czas wielki Pitonie wydała i ciebie O wężu/ nieznajomy pierwszemu wiekowi/ Okrutnymeś strachem był nowemu ludowi: Gdy się patrząc z daleka zdumiewał nad tobą/ A tyś haniebny z góry plac zawalił sobą. Tego B Bof łukonoszy/ nigdy na żadnego Przedtym nie używając oręża takiego/ Jedno na łanie/ a na sarny/ zamordował Tysiącem strzał/ aż sajdak wszystek wyplądrował.
po świeżym potopie zostáłá Błotna źiemiá/ y sámá w sobie się rozgrzałá/ Y wielkimi gorący/ y słońcy ná niebie/ Niezliczone rodzáie zwydawáłá z śiebie. Y częśćią starodawne kształty przywroćiełá/ Częśćią nowotnych dźiwow mnostwo národźiełá. Niechćiáłáć byłá wprawdźie: ále przećię z śiebie W ten czás wielki Pitonie wydáłá y ćiebie O wężu/ nieznáiomy pierwszemu wiekowi/ Okrutnymeś stráchem był nowemu ludowi: Gdy się pátrząc z dáleká zdumiewał nad tobą/ A tyś hániebny z gory plác zawálił sobą. Tego B Bof łukonoszy/ nigdy ná żadnego Przedtym nie vżywáiąc oręża tákiego/ Iedno ná łánie/ á ná sárny/ zámordował Tyśiącem strzał/ áż saydak wszystek wyplądrował.
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 26
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
, potem biskupa krakowskiego, czyniąc rekurs do łaski i sprawiedliwości jego, gdyż surogator janowski, ksiądz Kamiński, przez foment Sapiehy, generała artylerii lit., ile mógł weksy i trudności do zakonkludowania tej sprawy wynaleźć, wszystkie czynił. Gdy tedy przyjechałem do Warszawy i poszedłem do biskupa, stałem przed pokojem nikomu nieznajomy. Około mnie było dosyć mizernie, gdyż ociec mój był dosyć oszczędny, tandem gdy wychodził biskup, skłoniwszy się mu pokornie, taki krótki z łaski Pana Boga wyraziłem komplement, nie odważając się importunować go wsiadającego do karety, że mię ten pan z wielką łaskawością przyjąwszy, kazał mi być nazajutrz u siebie o godzinie
, potem biskupa krakowskiego, czyniąc rekurs do łaski i sprawiedliwości jego, gdyż surogator janowski, ksiądz Kamiński, przez foment Sapiehy, generała artylerii lit., ile mógł weksy i trudności do zakonkludowania tej sprawy wynaleźć, wszystkie czynił. Gdy tedy przyjechałem do Warszawy i poszedłem do biskupa, stałem przed pokojem nikomu nieznajomy. Około mnie było dosyć mizernie, gdyż ociec mój był dosyć oszczędny, tandem gdy wychodził biskup, skłoniwszy się mu pokornie, taki krótki z łaski Pana Boga wyraziłem komplement, nie odważając się importunować go wsiadającego do karety, że mię ten pan z wielką łaskawością przyjąwszy, kazał mi być nazajutrz u siebie o godzinie
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 120
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
między goniącymi wojsko Elearskie, i gdy dragonowie postrzegłszy zasadzki pod lasem, nazad uchodzili, a harcownik który był na odwodzie, za nimi poskoczył, on z tym więźniem pospołu uchodził ladajako ubrany, i dopiero gdy doganiający ich Elear, z lepszych szat tego za coś foremniejszego rozumiejąc, około niego się zabawił, sam Turn nieznajomy uszedł, i tak się odzieniem wyśliznął, jako i ojciec pod Kremzą (według 12 rozdz.) kotem się był wydrwił. Na onej łące kilką pacierzy wytchnąwszy, skoro się znowu w polu Glockowi ukazali, dragonowie (nowych podobno charakterów nabrawszy, a piechotę około rzeki na obudwu stronach zasadziwszy) wyjechali na harce; które
między goniącymi wojsko Elearskie, i gdy dragonowie postrzegłszy zasadzki pod lasem, nazad uchodzili, a harcownik który był na odwodzie, za nimi poskoczył, on z tym więźniem pospołu uchodził ladajako ubrany, i dopiero gdy doganiający ich Elear, z lepszych szat tego za coś foremniejszego rozumiejąc, około niego się zabawił, sam Turn nieznajomy uszedł, i tak się odzieniem wyśliznął, jako i ojciec pod Kremzą (według 12 rozdz.) kotem się był wydrwił. Na onej łące kilką pacierzy wytchnąwszy, skoro się znowu w polu Glockowi ukazali, dragonowie (nowych podobno charakterów nabrawszy, a piechotę około rzeki na obudwu stronach zasadziwszy) wyjechali na harce; które
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 65
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
. Więc mu honor czyni Ta Ulisses, jako tez Diomedes mężny: Za łaski wzięte nie raz i sukurs potężny. Więc pierwszy (gdyżby jaką sprawić mogli trwogę:) Kazawszy wszytkim zostać w okręcie: sam w drogę Puszcza się z Diomedem. Ale już Królowi Wierna straż objawiła, że się ku portowi Okręt lub nieznajomy, ale przecię Grecki Zbliżał: czyli wojenny, czyli też kupiecki. W tym dalej postępują, jako gdy spiknieni Pod noc zimną dwaj wilcy; a lubo zmorzeni Sami głodem, i szczeniąt odeszli zmorzonych, Cicho jednak chylą się; aby postrzeżonych Złajnik jaki nie wydał. I ci wolnym krokiem Przy wzajemnych rozmowach po błoniu
. Więc mu honor czyni Tá Vlisses, iáko tez Diomedes mężny: Zá łáski wźięte nie raz y sukkurs potężny. Więc pierwszy (gdyżby iáką spráwić mogli trwogę:) Kazawszy wszytkim zostáć w okręćie: sam w drogę Puszcza się z Diomedem. Ale iuż Krolowi Wierna straż obiáwiłá, że się ku portowi Okręt lub nieznáiomy, ále przećię Grecki Zbliżał: czyli woienny, czyli też kupiecki. W tym dáley postępuią, iáko gdy spiknieni Pod noc źimną dwáy wilcy; á lubo zmorzeni Sámi głodem, y szczeniąt odeszli zmorzonych, Cicho iednák chylą się; áby postrzeżonych Złáynik iáki nie wydał. Y ći wolnym krokiem Przy wzáiemnych rozmowách po błoniu
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 138
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
Bogu. A bez spowiedzi daremne innej lekarstwa ale i ta mało pomoże/ bez mocnego przedsięwzięcia poprawy. Powiem jeden przykład prawdziwy/ bom sam około tego chodził. Była wjednym mieście mężatka przystojna/ który małżonek zabiegły/ często na jarmaki odjezdzał. Jednego czasu będąc samą na pokoju z dziecięciem/ wnidzie doniej dworzanin nieznajomy barzo stroino ubrany/ a oddawszy zukłonem służby swoje/ pyta o gospodarza? Powie że zdomu wyjachał. A iż się frasowała na czeladkę ze dom odwarty zostawili/ prosił aby się niefrasowała/ w dobrym prawi/ obyczai do WM. przyszed. Od słowa do słowa ofiaruję jej na pierwszym poznaniu niektóre drogie klejnoty
Bogu. A bez spowiedzi dáremne inney lekárstwá ale y tá mało pomoże/ bez mocnego przedśięwźięćia popráwy. Powiem ieden przykład práwdziwy/ bom sam około tego chodził. Była wiednym miesćie męzátká przystoyna/ ktory małżonek zabiegły/ często ná iármaki odiezdzał. Iednego czásu będąc sámą ná pokoiu z dziećięćiem/ wnidzie doniey dworzánin nieznaiomy barzo stroino ubrány/ á oddáwszy zukłonem służby swoie/ pytá o gospodarzá? Powie że zdomu wyiachał. A iż się frásowałá ná czeladkę ze dom odwarty zostáwili/ prośił aby sie niefrásowałá/ w dobrym prawi/ obyczai do WM. przyszed. Od słowa do słowá ofiaruię iey ná pierwszym poznaniu niektore drogie kleynoty
Skrót tekstu: WisCzar
Strona: 109
Tytuł:
Czarownica powołana
Autor:
Daniel Wisner
Drukarnia:
Wojciech Laktański
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
magia, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1680
Data wydania (nie później niż):
1680
oboż opuścił, i wcale za służbę podziękował. Miłość go znowu do Marianny przywoła. Marianna z radości cale się zapamiętała. Ten list do niej należał; nie zaraz go odpieczętowała. Bynajmniej; tyle bowiem rozweselona niespokojność czasu jej nie pozwoliła. J nam go do odpieczętowania nie dała. Trzymała go w ręku, jak skarb nieznajomy, którego się nie chce otworzyć, aż sobie dziesięć razy kto poduma, wieleby w nim być mogło. Gdy go na ostatku odpieczętowała, ten list był już wielą niedzielami starszy, niż ten, który nas o Karlsona śmierci uwiadomił. Krótko; był to żegnający list do Marianny, kopią jego podam. PRZYPADKI Najmilsza
oboż opuścił, i wcale za służbę podziękował. Miłość go znowu do Maryanny przywoła. Maryanna z radośći cale śię zapamiętała. Ten list do niey należał; nie zaraz go odpieczętowała. Bynaymniey; tyle bowiem rozweselona niespokoyność czasu iey nie pozwoliła. J nam go do odpieczętowania nie dała. Trzymała go w ręku, iak skarb nieznaiomy, ktorego śię nie chce otworzyć, aż sobie dzieśięć razy kto poduma, wieleby w nim bydź mogło. Gdy go na ostatku odpieczętowała, ten list był iuż wielą niedzielami starszy, niż ten, ktory nas o Karlsona śmierci uwiadomił. Krotko; był to żegnaiący list do Maryanny, kopią iego podam. PRZYPADKI Naymilsza
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 59
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755