m go jedno śmiała dnia którego prosić, Zwykłam beła swe skutki w prośbach swych odnosić. Gdym tak żyła w kochaniu u ojca mojego, Trafił się nam jeden gość do kraju naszego.
XXIII.
Przyjechał do nas młody książę z Zelandii, Który walczyć z Murzyny szedł do Biskaliej. Wiek rozkwitły i gładkość jego niezrównana I miłość, jeszcze nigdy ode mnie nieznana, Zaraz mu moje proste serce zniewoliła, Tem więcej, ilem mogła poznać, żem wierzyła I teraz jeszcze wierzę i wiem niewątpliwie, Że mię wzajem miłuje szczerze i prawdziwie.
XXIV.
Przez te dni, które złemi wściągniony wiatrami, Inszem złemi, ale mnie dobremi
m go jedno śmiała dnia którego prosić, Zwykłam beła swe skutki w prośbach swych odnosić. Gdym tak żyła w kochaniu u ojca mojego, Trafił się nam jeden gość do kraju naszego.
XXIII.
Przyjechał do nas młody książę z Zelandyej, Który walczyć z Murzyny szedł do Biskaliej. Wiek rozkwitły i gładkość jego niezrównana I miłość, jeszcze nigdy ode mnie nieznana, Zaraz mu moje proste serce zniewoliła, Tem więcej, ilem mogła poznać, żem wierzyła I teraz jeszcze wierzę i wiem niewątpliwie, Że mię wzajem miłuje szczerze i prawdziwie.
XXIV.
Przez te dni, które złemi wściągniony wiatrami, Inszem złemi, ale mnie dobremi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 177
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
wysokiego, Inszych berła kierują Państwy, tych buławy Hetmańskie dokazują Nieśmiertelnej sławy, Drugim zdrowie i siły Nad inszych czerstwiejsze Dobry pobyt sprawiły, Inszy zaś nie mniejsze Uciechy z swych pieniędzy Mają, że bez znoju Już się nie boją nędzy W głębokim pokoju I inszy, których ciżba Nieporachowana, Ale tych wszytkich liczba Z jednym niezrównana, Żeś nam Syna darował Jednorodzonego, Który nas sam ratował Z zginienia wiecznego, Że nam w nim obiecujesz Lata nieskończone W Twym raju i darujesz Szczęśliwości one, O których nie słychało Ucho ani oko Ludzkie ich nie widziało Ani tak wysoko I myśl wstąpić nie może, Coś Ty nagotował Tym, którycheś,
wysokiego, Inszych berła kierują Państwy, tych buławy Hetmańskie dokazują Nieśmiertelnej sławy, Drugim zdrowie i siły Nad inszych czerstwiejsze Dobry pobyt sprawiły, Inszy zaś nie mniejsze Uciechy z swych pieniędzy Mają, że bez znoju Już się nie boją nędzy W głębokim pokoju I inszy, których ciżba Nieporachowana, Ale tych wszytkich liczba Z jednym niezrównana, Żeś nam Syna darował Jednorodzonego, Który nas sam ratował Z zginienia wiecznego, Że nam w nim obiecujesz Lata nieskończone W Twym raju i darujesz Szczęśliwości one, O których nie słychało Ucho ani oko Ludzkie ich nie widziało Ani tak wysoko I myśl wstąpić nie może, Coś Ty nagotował Tym, którycheś,
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 305
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
wrzeciona, Ja nie pragnę tak zbroje, jako chwały z ciebie, Którą snadno w panieńskiej otrzymam potrzebie: Anielską gładkość, coć jej użyczyły nieba, I przeraźliwe oko, włos złoty dać trzeba. Albo cię, wdzięczna dziewko, bez bitwy daruję Polem, bo już urody twej kształtnej żałuję.
XL
Bo tak jest niezrównana moc moja i siły, Jakie w żadnem rycerzu na świecie nie były. Zaczem wstydu nie będziesz stąd miała żadnego, Choć od mojej kopiej z konia spadniesz swego”. Rozśmiała się, lecz z gniewem śmiech beł zjednoczony, Serdeczna Bradamanta, słysząc słowa ony, I zaraz bojca dawszy w bok swemu koniowi, Biegła
wrzeciona, Ja nie pragnę tak zbroje, jako chwały z ciebie, Którą snadno w panieńskiej otrzymam potrzebie: Anielską gładkość, coć jej użyczyły nieba, I przeraźliwe oko, włos złoty dać trzeba. Albo cię, wdzięczna dziewko, bez bitwy daruję Polem, bo już urody twej kształtnej żałuję.
XL
Bo tak jest niezrównana moc moja i siły, Jakie w żadnem rycerzu na świecie nie były. Zaczem wstydu nie będziesz stąd miała żadnego, Choć od mojej kopiej z konia spadniesz swego”. Rozśmiała się, lecz z gniewem śmiech beł zjednoczony, Serdeczna Bradamanta, słysząc słowa ony, I zaraz bojca dawszy w bok swemu koniowi, Biegła
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 97
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, któremi mdłego posiliła. Tem czasem Frontyn koni poczuwszy, w zapędzie Lata po gęstwach onych i wszerz i wzdłuż wszędzie; Potem go swojem sługom Leon rozkazuje Ułapić i z munsztukiem siodło nań gotuje.
XLI
Z pomocą sług, z pomocą Leona samego Zaledwie Rugier wsiąść mógł zemdlony na niego: Tak ono serce żywe, niezrównana siła Za kilka dni moc swoję wrodzoną straciła, Moc, której nie nowina wojska zrażać całe I krwią ich ręce juszyć po sam łokieć śmiałe! Nakoniec stamtąd jadą po lekku i w mili Dla słabego Rugiera stanie uczynili.
XL
Ten dzień, drugi i trzeci w gospodzie mieszkali, Lubemi zabawami tęsknic ulżywali. Już Rugierowi
, któremi mdłego posiliła. Tem czasem Frontyn koni poczuwszy, w zapędzie Lata po gęstwach onych i wszerz i wzdłuż wszędzie; Potem go swojem sługom Leon rozkazuje Ułapić i z munsztukiem siodło nań gotuje.
XLI
Z pomocą sług, z pomocą Leona samego Zaledwie Rugier wsieść mógł zemdlony na niego: Tak ono serce żywe, niezrównana siła Za kilka dni moc swoję wrodzoną straciła, Moc, której nie nowina wojska zrażać całe I krwią ich ręce juszyć po sam łokieć śmiałe! Nakoniec stamtąd jadą po lekku i w mili Dla słabego Rugiera stanie uczynili.
XL
Ten dzień, drugi i trzeci w gospodzie mieszkali, Lubemi zabawami tesknic ulżywali. Już Rugierowi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 375
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905