bieży. Naonczas gdy bogowie ziemię nawiedzali, Cienia, miasto zasłony Bóstwa zażywali.
Równy cień Jowiszowi, równo z nim panuje: Cień i światło po niebie wzajem następuje. Cień w udziale swym trzyma acherontskie brody I straszne surowego Radamanta grody. Trzyma dusz zmazy próżnych szczęśliwe pokoje I pola kędy płyną niepamięci zdroje. Kiedy jasne niezwykłą słońce rdzą przypadnie, Skąd nocy wiekuistej strach na ludzie padnie, Cień niepraw, że glanc traci pochodnia tak wdzięczna, Lubo światła odstrada błędna twarz miesięczna, Cień temu jest przyczyną. Świat nic nie wywodzi, Aż do włoska małego, zaczym cień nie chodzi. Lotem ptaki, a w biegu zwierza najrętszego Cień wycieka,
bieży. Naonczas gdy bogowie ziemię nawiedzali, Cienia, miasto zasłony bostwa zażywali.
Rowny cień Jowiszowi, rowno z nim panuje: Cień i światło po niebie wzajem następuje. Cień w udziale swym trzyma acherontskie brody I straszne surowego Radamanta grody. Trzyma dusz zmazy prożnych szczęśliwe pokoje I pola kędy płyną niepamięci zdroje. Kiedy jasne niezwykłą słońce rdzą przypadnie, Zkąd nocy wiekuistej strach na ludzie padnie, Cień niepraw, że glanc traci pochodnia tak wdzięczna, Lubo światła odstrada błędna twarz miesięczna, Cień temu jest przyczyną. Świat nic nie wywodzi, Aż do włoska małego, zaczym cień nie chodzi. Lotem ptaki, a w biegu zwierza najrętszego Cień wycieka,
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 282
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
go rad był i w tym pojmał, Rzekł: szukajże go, i przywiedź go do mnie, Bo ja takiego znać, nigdy nie pomnię. Ezop nazajutrz, gdy po rynku chodzi, Po wszystkich ludziach oczy pilno wodzi, Widzi jednego stojącego chłopa, Który stał, na kształt żytnego tam snopa, Z flegmą niezwykłą i patrzył i gadał, A więcej milczał, niźli odpowiadał. Tego to Chłopa do domu on prosi, I że go stawił, przed Pana przenosi: Owo, jak mniemam, jest ten człowiek taki, Na złe i dobre jeden i jednaki. Ksantus na probę każe żenie drogi, Umywać chłopu ciepłą wodą nogi.
go rad był i w tym poimał, Rzekł: szukayże go, i przywiedź go do mnię, Bo ia takiego znać, nigdy nie pomnię. Ezop nazaiutrz, gdy po rynku chodźi, Po wszystkich ludźiach oczy pilno wodźi, Widźi iednego stoiącego chłopa, Ktory stał, na kształt żytnego tam snopa, Z flegmą niezwykłą i patrzył i gadał, A więcey milczał, niźli odpowiadał. Tego to Chłopa do domu on prośi, I że go stawił, przed Pana przenośi: Owo, iak mniemam, iest ten człowiek taki, Na złe i dobre ieden i iednaki. Ksantus na probę każe żenie drogi, Umywać chlopu ćiepłą wodą nogi.
Skrót tekstu: JabłEzop
Strona: B6v
Tytuł:
Ezop nowy polski
Autor:
Jan Stanisław Jabłonowski
Drukarnia:
Andrzej Ceydler
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
bajki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1731
Data wydania (nie wcześniej niż):
1731
Data wydania (nie później niż):
1731
na oko pokazuje/ jako to każdy w historiach różnych narodów biegły przyznać musi/ i o tym też on czyjsi krótki wierszyk świadczy/ który mówi Impune nunquam dirum fulsisse Cometen. Spyta mię jeszcze kto/ co rozumieć o tej Komecie/ która przeszłego roku przez Adwent Pański nad Koroną naszą gorzała/ jeżeli nam jaką plagą Pańską niezwykłą przegraża. Nie pewnego twierdzić niechcę i nie mogę: bo Kometa nie ma koniecznej niepochybności w skutkach swoich/ a patrzyć też w skryte dekreta i wyroki Boskie trudno. A wszakże na tę się stronę barziej nachylam/ abyśmy się po tej Komecie/ ciężkiej ręki Boskiej/ a podowno wrychle obawiali. Mam przyczyny ważne
ná oko pokázuie/ iáko to káżdy w historyách roznych narodow biegły przyznáć muśi/ y o tym też on cziyśi krotki wierszyk świádczy/ ktory mowi Impune nunquam dirum fulsisse Cometen. Spyta mię ieszcze kto/ co rozumieć o tey Komećie/ ktora przeszłego roku przez Adwent Páński nád Koroną nászą gorzáłá/ ieżeli nam iáką plagą Páńską niezwykłą przegraża. Nie pewnego twierdźić niechcę y nie mogę: bo Kometá nie ma konieczney niepochybnośći w skutkách swoich/ á pátrzyć też w skryte dekretá y wyroki Boskie trudno. A wszákże ná tę się stronę bárźiey náchylam/ ábysmy się po tey Komećie/ ćięszkiey ręki Boskiey/ á podowno wrychle obawiáli. Mam przyczyny ważne
Skrót tekstu: BemKom
Strona: 21.
Tytuł:
Kometa to jest pogróżka z nieba na postrach, przestrogę i upomnienie ludzkie
Autor:
Mateusz Bembus
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619