że dobie I sam cię gwoli sejmowi rzeskiemu Od boku swego dał podkanclerzemu. O, jako różna droga nas potyka! Mnie stamtąd, gdzie mię mus pański wytyka, Już zalatuje czosnek i z cebulą, I z dziegciem, że się nozdrza w kupę tulą; Czuję, jak Tantal, że mi wpośród strawy Głód zapowiedzą niezwykłe potrawy; Znoju się lękam w niedostatku piwa I żywych prochów z spiskiego przędziwa. A ty zaś jedziesz między grzeczne Niemki, Gdzie więcej niźli z kalendarza Lemki Możesz już sobie szczęścia prorokować, I niż Alkoran swoim obiecować Zwykł bisurmańcom, zażyjesz rozkoszy, Skąd cię zaś potem z trudnością wypłoszy, Tak że choć poseł wróci do
że dobie I sam cię gwoli sejmowi rzeskiemu Od boku swego dał podkanclerzemu. O, jako różna droga nas potyka! Mnie stamtąd, gdzie mię mus pański wytyka, Już zalatuje czosnek i z cebulą, I z dziegciem, że się nozdrza w kupę tulą; Czuję, jak Tantal, że mi wpośród strawy Głód zapowiedzą niezwykłe potrawy; Znoju się lękam w niedostatku piwa I żywych prochów z spiskiego przędziwa. A ty zaś jedziesz między grzeczne Niemki, Gdzie więcej niźli z kalendarza Lemki Możesz już sobie szczęścia prorokować, I niż Alkoran swoim obiecować Zwykł bisurmańcom, zażyjesz rozkoszy, Skąd cię zaś potem z trudnością wypłoszy, Tak że choć poseł wróci do
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 50
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
bunty,
Szwedzkie w przyjaźni zatrzymywać Zunty, Co z Moskwą czynić niestatecznej wiary, Skąd wojsku płacić, gdzie gromić Tatary. W lewo zaś miniesz słupek, co po trosze Poszeptem o nim wspomina Mazosze; Po tejże ręce i na tej połaci Święta Teresa Bogu śluby płaci, A za nią pałac podnosi swe dachy, Niezwykłe Polsce i złociste blachy, Wielkiego kiedyś kanclerza: o, gdyby Żył, tu byś mogła, lutni, bez pochyby Jako do swego wstąpić i bez mała W kupie byś laskę z pieczęcią zastała. Ale teraz miń, bo pustki w tym dworze I dziedzic, łaskaw na cię, w bucentorze Albo w gondoli
bunty,
Szwedzkie w przyjaźni zatrzymywać Zunty, Co z Moskwą czynić niestatecznej wiary, Skąd wojsku płacić, gdzie gromić Tatary. W lewo zaś miniesz słupek, co po trosze Poszeptem o nim wspomina Mazosze; Po tejże ręce i na tej połaci Święta Teresa Bogu śluby płaci, A za nią pałac podnosi swe dachy, Niezwykłe Polszczę i złociste blachy, Wielkiego kiedyś kanclerza: o, gdyby Żył, tu byś mogła, lutni, bez pochyby Jako do swego wstąpić i bez mała W kupie byś laskę z pieczęcią zastała. Ale teraz miń, bo pustki w tym dworze I dziedzic, łaskaw na cię, w bucentorze Albo w gondoli
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 74
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
jeleniem ochota poduszczy, Błądzi po Niepołomskiej król Bolesław Puszczy. Minęła noc, minął dzień, i drugi na schyłku; On koniowi i sobie nie dając posiłku Jeździ, ledwie znużone mogąc trzymać członki. A w tym z daleka dojźry dziadowskiej lepionki, Więc się nie rozmyślając prosto do niej uda. Zrazu się stropi dziadek na niezwykłe cuda, Lecz że do wsi trzy mile, a zapada słońce, Prosi, żeby dziś w jego nocował lepiance. Dawszy trawy koniowi, ogień na nalepie Nieci i świeże przedeń dwie położy rzepie, Garczek wody, wszytka cześć: marszczy zrazu czołem, Bankiet sobie wspomniawszy za królewskim stołem, Potem, jak weźmie łupić
jeleniem ochota poduszczy, Błądzi po Niepołomskiej król Bolesław Puszczy. Minęła noc, minął dzień, i drugi na schyłku; On koniowi i sobie nie dając posiłku Jeździ, ledwie znużone mogąc trzymać członki. A w tym z daleka dojźry dziadowskiej lepionki, Więc się nie rozmyślając prosto do niej uda. Zrazu się stropi dziadek na niezwykłe cuda, Lecz że do wsi trzy mile, a zapada słońce, Prosi, żeby dziś w jego nocował lepiance. Dawszy trawy koniowi, ogień na nalepie Nieci i świeże przedeń dwie położy rzepie, Garczek wody, wszytka cześć: marszczy zrazu czołem, Bankiet sobie wspomniawszy za królewskim stołem, Potem, jak weźmie łupić
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 423
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
mózgi nauczone Wiekiem i doświadczeniem większym zalecone. A ty o czym twe rymy mają brzmieć na potym. Dowiesz się wnetże. To rzekł a wtym bełtem złotym Z łuczku mię prawie w samo serce ugodziwszy, Leciał wskok, na powietrze skrzydełki się wzbiwszy. A mnie z tego postrzału w też tropy ból nowy Ogarnął i niezwykłe na sercu okowy. I głęboka tęsknica niewypowiedziana, Żalem, troską, kłopotem ciężkim przeplatana. Tylko że te afekty dziwnym kołem chodzą, To mię w płomienie wdają, to mię same chłodzą. I tak swe temperując żądła i słodkości, Hołdownikiem mię czynią pieszczonej miłości. Więc iż trudno, jak mówią, płynąć przeciw wodzie
mozgi nauczone Wiekiem i doświadczeniem większym zalecone. A ty o czym twe rymy mają brzmieć na potym. Dowiesz się wnetże. To rzekł a wtym bełtem złotym Z łuczku mię prawie w samo serce ugodziwszy, Leciał wskok, na powietrze skrzydełki się wzbiwszy. A mnie z tego postrzału w też tropy bol nowy Ogarnął i niezwykłe na sercu okowy. I głęboka tęsknica niewypowiedziana, Żalem, troską, kłopotem ciężkim przeplatana. Tylko że te afekty dziwnym kołem chodzą, To mię w płomienie wdają, to mię same chłodzą. I tak swe temperując żądła i słodkości, Hołdownikiem mię czynią pieszczonej miłości. Więc iż trudno, jak mowią, płynąć przeciw wodzie
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 222
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
Rugierowi Zda się zaś, że jest własny dziewice z Dordony, Dla której beł miłości ogniem zapalony. Jeśli się Gradasowi lub komu inszemu Z tych, którzy tam błądzili, ozywa każdemu, Zda się, że to ona rzecz, której pożądają I której po pałacu tam i sam szukają.
XXI.
Niesłychane to beły i niezwykłe czary, Które Atlant z Kareny wynalazł był stary, Aby Rugier przez onę tak foremną sprawę Tak długo koło tego miał swoję zabawę, Ażby skutki minęły złych gwiazd i ustały, Co prędką młodzieńcowi śmierć obiecowały. Nie pomogła Alcyna i zamek stalony: Chce znowu swych sztuk skusić Atlant nauczony.
XXII.
Lecz nie
Rugierowi Zda się zaś, że jest własny dziewice z Dordony, Dla której beł miłości ogniem zapalony. Jeśli się Gradasowi lub komu inszemu Z tych, którzy tam błądzili, ozywa każdemu, Zda się, że to ona rzecz, której pożądają I której po pałacu tam i sam szukają.
XXI.
Niesłychane to beły i niezwykłe czary, Które Atlant z Kareny wynalazł był stary, Aby Rugier przez onę tak foremną sprawę Tak długo koło tego miał swoję zabawę, Ażby skutki minęły złych gwiazd i ustały, Co prętką młodzieńcowi śmierć obiecowały. Nie pomogła Alcyna i zamek stalony: Chce znowu swych sztuk skusić Atlant nauczony.
XXII.
Lecz nie
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 253
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
/ nie do Burmistrza/ ale trzeba z tym iść do Barwierza.
Tenże gdy pytał jednego o coś/ a on niezwyczajnemi słowy odpowiedział: rzekł onemu: Jać to ciebie pytam/ a ty zemną mówisz/ właśnie jakoby teraz był Królem Agamemnon. Mają ten obyczaj niektórzy/ że w małej rzeczy zdobywają się na słowa niezwykłe i dawne. Ale niewadziłoby im pomnieć na to co mówią: Verbis vtendum vt nummis. Nie zawżdy jednaka moneta idzie: tak też i słowa/ nie każdemu wiekowi jednakie służą.
Mówił mu jeden/ aby mu pomógł iść do Kościoła modlic się za zdrowie syna jego. Temu tak powiedział: Cóż? abo
/ nie do Burmistrzá/ ále trzebá z tym iść do Bárwierzá.
Tenże gdy pytał iednego o coś/ á on niezwycżáynemi słowy odpowiedźiał: rzekł onemu: Iać to ćiebie pytam/ á ty zemną mowisz/ właśnie iákoby teraz był Krolem Agámemnon. Máią ten obycżáy niektorzy/ że w máłey rzecży zdobywáią się ná słowá niezwykłe y dawne. Ale niewádźiłoby im pomnieć ná to co mowią: Verbis vtendum vt nummis. Nie záwżdy iednáka monetá idźie: ták też y słowá/ nie káżdemu wiekowi iednákie służą.
Mowił mu ieden/ áby mu pomogł iść do Kośćiołá modlic się zá zdrowie syná iego. Temu ták powiedźiał: Coż? ábo
Skrót tekstu: BudnyBPow
Strona: 63
Tytuł:
Krotkich a wezłowatych powieści [...] księgi IIII
Autor:
Bieniasz Budny
Drukarnia:
Piotr Blastus Kmita
Miejsce wydania:
Lubcz
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
filozofia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
chwali, I kark wespół: żal Matkę wpół radości pali. W tym z obiadem pośpiesza, potrawy i łyżki Kładzie na stół, a potym rozdaje kieliszki. Uprasza o ochotę, i smutną różnemi Chcąc rozerwać sposoby, nakoniec lekkiemi Lutnią stroi palcoma, i zgodliwe strony Zrozumiawszy: uczniowi poda. A ten w tony Niezwykłe, Bohatyrów dawnych śpiewa dzieła; Wiecznej sławy pobudkę. Skąd się ona wzięła Złej macochy nienawiść, gdy na swą ohydę W różne niebezpieczeństwa wprawiała Alcydę? Jalą siła w łeb Polluks Rebryksa zamęcił? Jaką Tezeus karki Minotaura skręcił? Więc Matki swej wesele, na nim Bogów gości Wspomni. Tu się uśmiechnie Tetys w swej żałości
chwali, Y kárk wespoł: żal Mátkę wpoł rádośći pali. W tym z obiádem pośpiesza, potráwy y łyszki Kłádźie ná stoł, á potym rozdaie kieliszki. Vprasza o ochotę, y smutną rożnemi Chcąc rozerwáć sposoby, nákoniec lekkiemi Lutnią stroi pálcomá, y zgodliwe strony Zrozumiawszy: uczniowi poda. A ten w tony Niezwykłe, Bohátyrow dawnych śpiewa dźiełá; Wieczney sławy pobudkę. Zkąd sie oná wźięłá Złey mácochy nienawiść, gdy ná swą ohydę W rożne niebeśpieczeństwá wpráwiáłá Alcydę? Iálą siłá w łeb Pollux Rebryxá zámęćił? Iáką Tezeus kárki Minotaurá skręćił? Więc Mátki swey wesele, ná nim Bogow gośći Wspomni. Tu się uśmiechnie Tetys w swey żáłośći
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 115
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
. Już gwiazdy ustępują, Febus swych dobywa Promieni: z których jeszcze ranna rosa spływa: Matka do pożądanej wyspy w tym przybyła; I spracowane wolno Delfiny puściła. Tu chłopiec ocknąwszy się, blaskiem przerażony Dnia jasnego: wpół z strachem w różne pojźrzy strony. Co za miejsca i wody? A Pelion kędy Kraje widzi niezwykłe i odmienne wszędy. Wątpi nawet o Matce. Gdy ta strwożonego Obłapiwszy łagodnie: tę mowę do niego Zacznie. O miłe dziecię, gdyby jak myśliła Zarówne mi Fortuna małżeństwo zdarzyła: W Sferach bym cię niebieskich wychowawszy sobie; Piastowała tym łonem, Niebu ku ozdobie. Zanic bym Parki miała, za nic
. Iuż gwiazdy ustępuią, Febus swych dobywa Promieni: z ktorych ieszcze ránna rosa spływa: Mátká do pożądáney wyspy w tym przybyłá; Y sprácowáne wolno Delfiny puśćiłá. Tu chłopiec ocknąwszy się, bláskiem przeráżony Dniá iásnego: wpoł z stráchem w rożne poyźrzy strony. Co zá mieyscá y wody? Á Pelion kędy Kráie widźi niezwykłe y odmienne wszędy. Wątpi náwet o Mátce. Gdy tá strwożonego Obłápiwszy łágodnie: tę mowę do niego Zácznie. O miłe dźiećię, gdyby iák myśliłá Zárowne mi Fortuna małżeństwo zdárzyłá: W Sferách bym cię niebieskich wychowawszy sobie; Piástowáłá tym łonem, Niebu ku ozdobie. Zánic bym Párki miáłá, zá nic
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 118
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
Mistrzem brało. Ledwie mi rok dwunasty dało przyrodzennie, Gdy mi konno Lapitów, i dzikie jelenie Każe w polu uganiać; więc rączym zawodem Z dzidą równać u mety wypuszczoną przodem. Często mię i sam gonił w pośród przestronnego Pola, a potym widząc już już zemdlonego: Cieszył śmiechem wesołym; i chwaląc z ochoty, Niezwykłe biorąc na kark, świadczył mi pieszczoty. Często także po skrzepłej lekkim mrozem wodzie Bieżeć kazał, a lodu nie łamać w zawodzie. Lecz to fraszki dziecinne, bo potym wojować Z dzikim zwierzem, i z lasów przyszło go rugować. Nigdy bowiem na płochej bawić się zwierzynie Nie dał, ale Ossejskich niedźwiedzi jaskinie Macać kazał
Mistrzem bráło. Ledwie mi rok dwunasty dáło przyrodzennie, Gdy mi konno Lápitow, y dźikie ielenie Każe w polu uganiáć; więc rączym záwodem Z dźidą rownáć u mety wypuszczoną przodem. Często mię y sam gonił w posrod przestronnego Polá, á potym widząc iuż iuż zemdlonego: Cieszył śmiechem wesołym; y chwaląc z ochoty, Niezwykłe biorąc ná kárk, świádczył mi pieszczoty. Często tákże po skrzepłey lekkim mrozem wodźie Bieżeć kazał, á lodu nie łamáć w zawodźie. Lecz to frászki dźiećinne, bo potym woiowáć Z dźikim zwierzem, y z lásow przyszło go rugowáć. Nigdy bowiem ná płochey báwić się zwierzynie Nie dał, ále Osseyskich niedźwiedźi iáskinie Mácáć kazał
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 156
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
folwarki, Chciwi odmiany dopiero doznają, Że na frymarku znaczną szkodę mają.
Krew się niewinna ze wszytkich stron toczy, Płomień uraża blaskiem swoim oczy, Kościoły twoje i skarbnice święte Gwałcą bezbożnie ich ręce przeklęte.
Gwałcą panienki, a synów w niewolą (Na co rodziców patrząc serca bolą) Daleką biorą, grubymi postronki Wiążąc niezwykłe, żal się Boże, członki.
Ścisłe zakony i dziewki czystości Świętej ślubione nie bez zelżywości Wielkiej sromocą; tak ludzie zuchwali Na wszytko się złe oraz rozpasali.
Co że Ty lepiej wszytko widzisz, Panie, Niżeli nasze może uskarżanie, Rozsądź nas z nimi, niechaj się świat cały Sprawiedliwości zdziwi doskonałej. 8. PIEŚŃ
folwarki, Chciwi odmiany dopiero doznają, Że na frymarku znaczną szkodę mają.
Krew się niewinna ze wszytkich stron toczy, Płomień uraża blaskiem swoim oczy, Kościoły twoje i skarbnice święte Gwałcą bezbożnie ich ręce przeklęte.
Gwałcą panienki, a synów w niewolą (Na co rodziców patrząc serca bolą) Daleką biorą, grubymi postronki Wiążąc niezwykłe, żal się Boże, członki.
Ścisłe zakony i dziewki czystości Świętej ślubione nie bez zelżywości Wielkiej sromocą; tak ludzie zuchwali Na wszytko się złe oraz rozpasali.
Co że Ty lepiej wszytko widzisz, Panie, Niżeli nasze może uskarżanie, Rozsądź nas z nimi, niechaj się świat cały Sprawiedliwości zdziwi doskonałej. 8. PIEŚŃ
Skrót tekstu: PotPieśRKuk_I
Strona: 478
Tytuł:
Pieśni różne
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1669 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987