zawołany Zejść okazji rodzic twój kochany, Żeby jako zwykł, przy powszechnem zdrowiu, Nie był i swego ważyć pogotowiu. O! jako przykry widok żle chętliwym, Jako zaś wdzięczny oczom był życzliwym, Gdy pod trzydziestą i trzemi orłami, Z świetnemi swemi nadjeżdżał pułkami. Ogniem im oczy i serca pałały, Ogień i konie nozdrzami pryskały, Febe zbrój blaski po polach miotała. A dżwięki echo życzliwe zbierała.
Sam pod kosztowną znakomitszy kitą. Ogromnie klawą trzęsie złotolitą, Koń pod nim tracki waży się, i czuje Że złotem ciężki, że i złoto żuje. W takiem swych wojsku świetno postępował, Któreby ledwie Krasus sam wychował, Że wszystkim
zawołany Zejść okazyi rodzic twój kochany, Żeby jako zwykł, przy powszechnem zdrowiu, Nie był i swego ważyć pogotowiu. O! jako przykry widok żle chętliwym, Jako zaś wdzięczny oczom był życzliwym, Gdy pod trzydziestą i trzemi orłami, Z świetnemi swemi nadjeżdżał pułkami. Ogniem im oczy i serca pałały, Ogień i konie nozdrzami pryskały, Febe zbrój blaski po polach miotała. A dżwięki echo życzliwe zbierała.
Sam pod kosztowną znakomitszy kitą. Ogromnie klawą trzęsie złotolitą, Koń pod nim tracki waży się, i czuje Że złotem ciężki, że i złoto żuje. W takiem swych wojsku świetno postępował, Któreby ledwie Krasus sam wychował, Że wszystkim
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 58
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
nieludzkość surowa Twarzy jego/ też oczy świecą się w śrzód czoła/ Taż jest i okrucieństwa wszytka postać zgoła. Księgi Pierwsze. A Są u mnie pół Bogowie/ są chłopcy Bożkowie/ faunowie/ Satyrowie. Satyrowie jako i Faunowie, wedle rozumienia dawnych ludzi, byli dzicy i leśni mężowie, kosmaću, z zakończonymi nozdrzami, z nogami koziemi: którzy jako prawdziwym ludziom nie byli podobnymi powierzchną postawą, tak też pewnie i rozumem. Plutarchus in vita Syllae pisze: że czasu jednego Satyr był ułapiony w lesie, i przywiedziony przed Syllę, gdzie on przez wiele tłumaczów pytany będąc, czymby był? nic nie odpowiedał: tylko z gęby
nieludzkość surowa Twarzy iego/ też oczy świecą się w śrzod czołá/ Táż iest y okrućieństwá wszytká postáć zgołá. Kśięgi Pierwsze. A Są v mnie puł Bogowie/ są chłopcy Bożkowie/ faunowie/ Sátyrowie. Sátyrowie iáko y Faunowie, wedle rozumienia dawnych ludźi, byli dźicy y leśni mężowie, kosmáću, z zákończonymi nozdrzámi, z nogámi koźiemi: ktorzy iáko prawdźiwym ludźiom nie byli podobnymi powierzchną postáwą, ták też pewnie y rozumem. Plutarchus in vita Syllae pisze: że czásu iednego Sátyr był vłápiony w leśie, y przywiedźiony przed Syllę, gdźie on przez wiele tłumaczow pytány będąc, czymby był? nic nie odpowiedał: tylko z gęby
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 15
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
Staw był początkiem, Końcem owaz dolina, i figura nad nią Meki Zbawicielowej: Ściane zaległ zadnią Lanckoroński ze swymi i wszytkiego bronił Razem Miasta i wody. Aż skoro odsłonił Dzień ten umbry; Chmielnicki, widząc porzucone Szańce nasze, jako gdy zwierze upatrzone Osoczywszy myśliwiec, coraz podjazdami, I gończymi przyskwiera do tąd mu nozdrzami, I rusza, i stanowi, aż go gdzie ku wnikom poprze nie ustrzeżonym, tak on swym Setnikom Każe w-ten trop nastąpić i gdzie Straż nie tegą, Albo czut nie obronę, wszytką sam potęgą Bez wytchnienia szturmuje, Miasta dobywając, A zatym ustąpieniem, wnet się spodziewając W-nim rozgościć. Ale gdy silniejszą
Staw był początkiem, Końcem owaz dolina, i figura nád nią Meki Zbáwićielowey: Sćiáne záległ zádnią Lanckoroński ze swymi i wszytkiego bronił Razem Miasta i wody. Aż skoro odsłonił Dzień ten umbry; Chmielnicki, widząc porzucone Szańce nasze, iako gdy zwierze upatrzone Osoczywszy myśliwiec, coraz podiázdámi, I gończymi przyskwiera do tąd mu nozdrzámi, I rusza, i stanowi, áż go gdźie ku wnikom poprze nie ustrzeżonym, tak on swym Setnikom Każe w-ten trop nastąpić i gdźie Straż nie tegą, Albo czut nie obrone, wszytką sam potegą Bez wytchnienia szturmuie, Miasta dobywáiąc, A zatym ustąpieniem, wnet sie spodźiewaiąc W-nim rozgośćić. Ale gdy silnieyszą
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 72
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
i suchą mają/ to jest niespanie: na które nie radzę zażywać żadnych opiata, jako to więc miewają balwierze pigułki dla spania; i tak z nimi wykrzykają/ jako z nabezpieczniejszym lekarstwem/ a one są barzo straszne i szkodliwe. Ale miasto tego radzę namazać skronie/ i trochę na ciemieniu/ także i pod nozdrzami vnguento populeo, zmieszawszy z olejkiem fiołkowym: i gdzieby to nie pomagało/ tedy może trochę do tegoż mazania przymieszać opium; gdyż nie tak szkodliwa rzecz jest używać opium zwierzchu/ jako wewnątrz. Czwarty przypadek jest takowy. częstokroć się to trafia/ że niektórzy barzo się rozgrzewają potym kąpaniu w Szklanej wodzie:
y suchą máią/ to iest niespánie: ná ktore nie rádzę záżywáć żadnych opiata, iáko to więc miewáią bálwierze pigułki dla spánia; y ták z nimi wykrzykáią/ iáko z nabespiecżnieyszym lekárstwem/ á one są bárzo strászne y szkodliwe. Ale miásto tego rádzę námázáć skronie/ y trochę ná ćiemieniu/ tákże y pod nozdrzami vnguento populeo, zmieszáwszy z oleykiem fiiołkowym: y gdźieby to nie pomagáło/ tedy może trochę do tegoż mázánia przymieszáć opium; gdyż nie ták szkodliwa rzecż iest vżywáć opium zwierzchu/ iáko wewnątrz. Cżwarty przypadek iest tákowy. cżęstokroć się to tráfia/ że niektorzy bárzo się rozgrzewaią potym kąpániu w Skláney wodzie:
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 165.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
, iż słońcce panuje nad mózgiem i sercem ludzkim, nad szpikami kości, i okiem prawym. Merkuriusz planeta nad językiem, ustami, rękami, łytkami, żyłami suchemi i nad imaginącją: Saturnus nad śledzioną, wątrobą, uchem prawym. Jowisz nad pępkiem, piersiami, jelitami: Mars nad krwią, nerkami, chilem, nozdrzami, namiętnościami: Wenus nad płodnością, nadciałem i pełnością jego. Księżyc zaś lubo wszystkie części sobie przywłaszcza, osobliwie jednak włada mózgiem, płucami, żołądkiem, okiem prawym, i wzrostem: że jako w głowie jest siedm dziur, tak też siedm planet niemi włada, Saturnus prawym uchem, Jowisz lewym, Mars nozdrzą
, iż słońcce panuie nad mozgiem y sercem ludzkim, nad szpikami kości, y okiem prawym. Merkuryusz planeta nad ięzykiem, ustami, rękami, łytkami, żyłami suchemi y nad imaginącyą: Saturnus nad śledzioną, wątrobą, uchem prawym. Jowisz nad pępkiem, piersiami, ielitami: Mars nad krwią, nerkami, chilem, nozdrzami, namiętnościami: Wenus nad płodnością, nadciałem y pełnością iego. Księżyc zaś lubo wszystkie części sobie przywłaszcza, osobliwie iednak włada mozgiem, płucami, żołądkiem, okiem prawym, y wzrostem: że iako w głowie iest siedm dziur, tak też siedm planet niemi włada, Saturnus prawym uchem, Jowisz lewym, Mars nozdrzą
Skrót tekstu: BohJProg_I
Strona: 246
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
w tej dobie Lwa wielkości niezmiernej idąc wciąż ku sobie/ Z otworzoną paszczęką. Skąd na pół umarszy/ I tylkoż co owego drzewa się podparszy/ Kiedy od tąd okrutnej pożarcia bestii Już już czeka: niewiedzieć i skąd/ i od czyj Padnie ręki zabitą/ przed jej tuż nogami/ I duszę wyrzucając krwawemi nozdrzami/ Ją opryśnie. Dopiero tym ciężej zmartwieje/ A domyślić nie mogąc/ co się to w tym dzieje/ W pół śmierci pogrzebiona/ postrzeże zdaleka/ Z góry pochodzącego coś znać za człowieka W szacie białej ozdobnej/ sajdak opuszczony/ I łuk miał pogotowiu w ręku nałożony/ Tylkoż go pchnąć z cięciwy/
w tey dobie Lwá wielkości niezmierney idąc wciąż ku sobie/ Z otworzoną pászczeką. Zkąd ná puł vmárszy/ Y tylkoż co owego drzewá się podpárszy/ Kiedy od tąd okrutney pożárcia bestyyi Iuż iuż czeká: niewiedzieć y zkąd/ y od czyi Pádnie ręki zábitą/ przed iey tuż nogámi/ Y duszę wyrzucáiąc krwáwemi nozdrzámi/ Ią opryśnie. Dopiero tym ciężey zmartwieie/ A domyślić nie mogąc/ co się to w tym dzieie/ W puł śmierci pogrzebiona/ postrzeże zdáleká/ Z gory pochodzącego coś znáć zá człowieká W szácie białey ozdobney/ sáydák opuszczony/ Y łuk miał pogotowiu w ręku náłożony/ Tylkoż go pchnąć z cięciwy/
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 64
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
zmysł wszelki et motus spływa: tak Kościół Chrystusów przez Sakramenta jest złączony/ i niejako jedno jest z Chrystusem/ z nim od niego wszytkie członki bywają ożywione/ i rządzone. Tego Ciała Oczyma są Prorocy/ którzy przyszłe rzeczy opowiedają; są i Apostołowie/ z błędów do światła prawdy lud przywodzący. Uszyma są posłuszni/ Nozdrzami są którzy dar rozeznania mają. Flegmą są Heretycy/ którzy przez rozsądek Wyznawców bywają z tego Ciała wyrzuceni. Ustami są Doktorowie. Zębom przyrównywają się tłumacze Pisma Z. Rękom Obrońcy Kościoła. Nogom Lud pracowity. Wyrzutkami wnętrzności są źli/ i nieczyści: którzy z Żywota tego/ przez śmierć wyrzuceni/ wieprzom piekielnym pokarmem zostają
zmysł wszelki et motus spływa: ták Kośćioł Chrystusow przez Sákrámentá iest złączony/ y nieiáko iedno iest z Chrystusem/ z nim od niego wszytkie członki bywáią ożywione/ y rządzone. Tego Ciáłá Oczymá są Prorocy/ ktorzy przyszłe rzeczy opowiedáią; są y Apostołowie/ z błędow do świátłá prawdy lud przywodzący. Vszymá są posłuszni/ Nozdrzámi są ktorzy dar rozeznánia máią. Flegmą są Haeretycy/ ktorzy przez rozsądek Wyznawcow bywáią z tego Ciáłá wyrzuceni. Vstámi są Doktorowie. Zębom przyrownywáią się tłumácze Pismá S. Rękom Obrońcy Kośćiołá. Nogom Lud prácowity. Wyrzutkámi wnętrznośći są źli/ y nieczyśći: ktorzy z Zywotá tego/ przez śmierć wyrzuceni/ wieprzom piekielnym pokármem zostáią
Skrót tekstu: AnzObjWaś
Strona: 38
Tytuł:
Objaśnienie trudności teologicznych zebrane z doktorów św. od Anzelma świętego
Autor:
Wojciech Waśniowski
Drukarnia:
Łukasz Kupisz
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
dialogi
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1651
Data wydania (nie wcześniej niż):
1651
Data wydania (nie później niż):
1651
kinie, Tam wszytek stanął, luboli małego Pan zagrał tańca, luboli wielkiego — Gotów był skakać. Potym Krotoszyński Wsiadł na koń chyżo srokaty, mirzyński, Który wrodzoną miał cnotę do tego, Iż kiedyś ścigał Pegaza bystrego. Chudziński także na swym donajczyku Hasał i skakał w złocistym rządziku. Koń jako panna — pryskając nozdrzami Nie wiedział, stąpić kędy miał nogami. I tak się wszyscy już uładowawszy A na kres z dala gotowy spojrzawszy, Do którego się z sobą ścigać mieli, Rzędem pospołu w liniej stanęli. Kto miał rątszego, jeden z drugiem łożył, A na plac kilka czerwonych położył. Więc tedy hasło dawszy sobie słowem: Nu
kinie, Tam wszytek stanął, luboli małego Pan zagrał tańca, luboli wielkiego — Gotów był skakać. Potym Krotoszyński Wsiadł na koń chyżo srokaty, mirzyński, Który wrodzoną miał cnotę do tego, Iż kiedyś ścigał Pegaza bystrego. Chudziński także na swym donajczyku Hasał i skakał w złocistym rządziku. Koń jako panna — pryskając nozdrzami Nie wiedział, stąpić kędy miał nogami. I tak się wszyscy już uładowawszy A na kres z dala gotowy spojrzawszy, Do którego się z sobą ścigać mieli, Rzędem pospołu w linijej stanęli. Kto miał rątszego, jeden z drugiem łożył, A na plac kilka czerwonych położył. Więc tedy hasło dawszy sobie słowem: Nu
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 164
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
żałobną odzież, i wstrzymowali się od chleba, wina, i wybornych potraw. Żałoba czterdzieści, albo siedmdziesiąt dni trwała, według godności osób. Trojakim sposobem namaszczano ciała. Najcelniejszy był dla znaczniejszych Osób, który kosztował talent srebra, to jest 300. czerw: złott. Wielorakich osób do tej zażywano sprawy, jedni mózg nozdrzami sprowadzali, umyślnym sporządzonym ktemu naczyniem. Herod. lib. 2 .cap. 25. etc. Diod. lib. 1. p. 81.
Drudzy wnętrzności, i Jelita bokiem wy- snowali, przeciąwszy go kamieniem z Etiopij płytkim jako brzytwa. Potym ten kadłub wonnościami różnemi napełniano. A jako to wypróżnianie pociąga za
żałobną odzież, y wstrzymowáli się od chleba, winá, y wybornych potraw. Załoba czterdzieśći, albo siedmdziesiąt dni trwáła, według godnośći osob. Troiákim sposobem namászczano ciáłá. Naycelnieyszy był dlá znácznieyszych Osob, ktory kosztował tálent srebra, to iest 300. czerw: złott. Wielorakich osob do tey zażywáno sprawy, iedni mozg nozdrzami sprowadzali, umyślnym sporządzonym ktemu náczyniem. Herod. lib. 2 .cap. 25. etc. Diod. lib. 1. p. 81.
Drudzy wnętrznośći, y Ielitá bokiem wy- snowáli, przeciąwszy go kámieniem z Ethiopiy płytkim iáko brzytwá. Potym ten kadłub wonnośćiámi rożnemi nápełniáno. A iáko to wyprożniánie pociąga za
Skrót tekstu: RolJabłADziej
Strona: 126
Tytuł:
Dziejopis starożytny Egipcjanów, Kartainców, Assyryjczyków, Babilonców, Medów, Persów, Macedończyków i Greków
Autor:
Charles Rollin
Tłumacz:
Józef Aleksander Jabłonowski
Drukarnia:
Drukarnia Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
był niegdy postąpił Polifoenus, z kompanami Ulissessowemi. B. Wyrozumiawszy ja przyczynę transformacji, miłej Czeladki mojej, pomstę odnieść umyśliłem z Nieprzyjaciela, zaczym stanąwszy przy Bramie, czekałem mizernego Listrygona, który takiej był urody, iż wysokością, wysokość Gór najwyższych przenaszał, tykajac się jedną ręką wschodu a drugą zachodu Słonecznego, nozdrzami i pqszczeką zarzyc pozyrqiacy płomiens. Tam odważnej ręki mej nie mogąc dłużej zatrzymać, dobywszy pqłasza, dmuchnąwszy odlew, obie odwaliłem mu nodze, których zbywszy, nie mógł żadną miarą i kroku jednego uczynić. A lecąc na dół dał nosem o skałę tak nie litościwie, że mu się krew lunać musiała, z której
był niegdy postąpił Poliphoenus, z kõpanámi Vlissessowemi. B. Wyrozumiawszy ia przyczynę tránsformátiey, miłey Czeladki moiey, pomstę odnieść vmyśliłem z Nieprzyiaćielá, záczym stánawszy przy Bramie, czekałem mizernego Listrygoná, ktory tákiey był vrody, iż wysokośćią, wysokość Gor naywyzszych przenaszał, tykáiac się iedną ręką wschodu á drugą záchodu Słonecznego, nozdrzámi y pqszczeką zárzyc pozyrqiacy płomiens. Tám odważney ręki mey nie mogąc dłużey zátrzymáć, dobywszy pqłászá, dmuchnąwszy odlew, obie odwaliłem mu nodze, ktorych zbywszy, nie mogł żadną miárą y kroku iednego vczynić. A lecąc ná doł dał nosem o skáłę ták nie lutośćiwie, że mu się krew lunać muśiáłá, z ktorey
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 119
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695