do obserwacyj gwiazd i planet, obadwa szkła tak okularne jako i objectivum mają wypuklaste, dla większej aukcyj luminarzów, tak od oka odległych. Drugie perspektywy są o trzech, lub czterech i piąciu szkiełkach, a czasem i więcej. Ale im więcej szkiełek tym ciemniej rzecz reprezntują. Trzecie są podwoine, aby przez nie obiema oczami mógł człowiek widzieć dalekie objectum. Których konstrukcja daleko cięższa, z tąd. Iż obiedwie perspektywy doskonale we wszystkim sobie podobne być powinny. Jedna niewięcej pomnażać rzeczy, ani jaśniej reprezentować nad drugą. J tak z sobą spojone, aby równo tak w jedno jako i w drugie oko wpadała radiacja rzeczy widomej. Czwarte są katoptryczno
do obserwacyi gwiazd y planet, obadwa szkła ták okularne iáko y objectivum maią wypuklaste, dla większey aukcyi luminarzow, ták od oka odległych. Drugie perspektywy są o trzech, lub czterech y piąciu szkiełkach, á czasem y więcey. Ale im więcey szkiełek tym ciemniey rzecz reprezntuią. Trzecie są podwoine, áby przez nie obiema oczámi mogł człowiek widzieć dálekie objectum. Ktorych konstrukcya dáleko cięższa, z tąd. Jż obiedwie perspektywy doskonale we wszystkim sobie podobne być powinny. Jedna niewięcey pomnażać rzeczy, áni iasniey reprezentować nad drugą. J tak z sobą spoione, áby rowno tak w iedno iáko y w drugie oko wpadała radyacya rzeczy widomey. Czwarte są katoptryczno
Skrót tekstu: BystrzInfRóżn
Strona: Y4
Tytuł:
Informacja różnych ciekawych kwestii
Autor:
Wojciech Bystrzonowski
Drukarnia:
Drukarnia lubelska Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
ekonomia, fizyka, matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
słowa na twarzy tak się zawstydziła, Jako gdyby się krwią kość słoniowa skropiła, Widząc nieszczęsna nagle części swego ciała, Co, choć są piękne, skryte sromota mieć chciała.
XCIX.
I twarzby była sobie zakryła rękami, Jedno że przywiązane beły łańcuchami. To, co mogła, łzami ją gęstemi skropiła I z oczami do ziemie nisko ją schyliła I trzęsąc się od płaczu, mdłe słowa poczęła, Słowa mdłe, słabe; ale ledwie je rozczęła, Jako się w nią wróciły, od strachu przerwane I od szumu, co z morza szedł, nazad wegnane.
C.
W tem straszliwy, niezmierny dziw, mało widziany, W pół
słowa na twarzy tak się zawstydziła, Jako gdyby się krwią kość słoniowa skropiła, Widząc nieszczęsna nagle części swego ciała, Co, choć są piękne, skryte sromota mieć chciała.
XCIX.
I twarzby była sobie zakryła rękami, Jedno że przywiązane beły łańcuchami. To, co mogła, łzami ją gęstemi skropiła I z oczami do ziemie nizko ją schyliła I trzęsąc się od płaczu, mdłe słowa poczęła, Słowa mdłe, słabe; ale ledwie je rozczęła, Jako się w nię wróciły, od strachu przerwane I od szumu, co z morza szedł, nazad wegnane.
C.
W tem straszliwy, niezmierny dziw, mało widziany, W pół
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 221
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
konie także beły zawżdy posiodłane, Z munsztukami na łękach; które zgotowane Jadły w stajniej przy wróciech i owsy i siana, Czekając pogotowiu każdy swego pana.
XXXIII.
Nie może ich utrzymać Atlant, aby w siodła Nagle nie mieli wsiadać: tak je miłość bodła, Że się zaraz za twarzą gładką i złotemi Włosami i oczami udali czarnemi Panny, co uciekając klaczę poganiała, Bo w towarzystwie jednem nie rada widziała Razem trzech miłośników, aczby była wzięła I jednego po drugiem każdego przyjęła.
XXXIV.
Skoro je tak daleko piękna Angelika Odwiodła od pałacu, że od czarownika Mogli być bezpiecznemi, tak że ich onemi Dłużej tam trzymać nie mógł czarami
konie także beły zawżdy posiodłane, Z munsztukami na łękach; które zgotowane Jadły w stajniej przy wrociech i owsy i siana, Czekając pogotowiu każdy swego pana.
XXXIII.
Nie może ich utrzymać Atlant, aby w siodła Nagle nie mieli wsiadać: tak je miłość bodła, Że się zaraz za twarzą gładką i złotemi Włosami i oczami udali czarnemi Panny, co uciekając klaczę poganiała, Bo w towarzystwie jednem nie rada widziała Razem trzech miłośników, aczby była wzięła I jednego po drugiem każdego przyjęła.
XXXIV.
Skoro je tak daleko piękna Angelika Odwiodła od pałacu, że od czarownika Mogli być bezpiecznemi, tak że ich onemi Dłużej tam trzymać nie mógł czarami
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 256
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
manufaktur potrzebnych w całym kraju niedostatek i przez to sum wielkich za granice co rok wychodzących straty, u tych miast i miasteczek ruina, u tamtych poddaństwa i oracza ledwie już oddychającego obciążenie nad siły; wielkie są i pilne do poprawienia obiekta. Owi pragną, żeby tysiączne, w równości nieznośne, wykorzenić przestępstwa. Tym przed oczami stawają szlacheckiego stanu sposobu do edukacji synów i do aplikacji ich dalszej w dorastającym wieku nie mającego i do podłej służby przymuszonego mizeryje. Tym nadwątlona bardzo i już prawie sposponowana i obalona senatu powaga, tym niemałe i częste ze stanem duchownym dyferencyje, tym zagraniczne i domowe fakcyje, tym sejmów i sejmików nieporządki szkaradne, tym elekcyje
manufaktur potrzebnych w całym kraju niedostatek i przez to summ wielkich za granice co rok wychodzących straty, u tych miast i miasteczek ruina, u tamtych poddaństwa i oracza ledwie już oddychającego obciążenie nad siły; wielkie są i pilne do poprawienia obiekta. Owi pragną, żeby tysiączne, w równości nieznośne, wykorzenić przestępstwa. Tym przed oczami stawają szlacheckiego stanu sposobu do edukacyi synów i do applikacyi ich dalszej w dorastającym wieku nie mającego i do podłej służby przymuszonego mizeryje. Tym nadwątlona bardzo i już prawie sposponowana i obalona senatu powaga, tym niemałe i częste ze stanem duchownym dyfferencyje, tym zagraniczne i domowe fakcyje, tym sejmów i sejmików nieporządki szkaradne, tym elekcyje
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 107
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
,
Na sztuki mnie nie szarpaj, ale ląż pod górą, A ja tobie tak żywo wpadnę w gardło z skórą”. Dał mu się wilk uprosić, położył się na bok, Baran, wlazszy na górę, bieżał z góry co wskok, Uderzył wilka w zęby swoimi rogami, Aż się mu zaświecieło tam miedzy oczami. Jakoby trochę omdlał. Baran do wsi pędzi, Wilk się porwie, przecie go głód po brzuchu smędzi. Stanąwszy, trząśnie sobą: był w rżyci, czy nie był? Także prędko ten baran przez mój żywot przebył? A jam się tak spodziewał, będzie dłużej w brzuchu Leżał, kiedy z kościami wbieży
,
Na sztuki mnie nie szarpaj, ale ląż pod górą, A ja tobie tak żywo wpadnę w gardło z skórą”. Dał mu się wilk uprosić, położył się na bok, Baran, wlazszy na górę, bieżał z góry co wskok, Uderzył wilka w zęby swoimi rogami, Aż się mu zaświecieło tam miedzy oczami. Jakoby trochę omdlał. Baran do wsi pędzi, Wilk się porwie, przecie go głód po brzuchu smędzi. Stanąwszy, trząśnie sobą: był w rżyci, czy nie był? Także prędko ten baran przez mój żywot przebył? A jam się tak spodziewał, będzie dłużej w brzuchu Leżał, kiedy z kościami wbieży
Skrót tekstu: WychWieś
Strona: 26
Tytuł:
Kiermasz wieśniacki
Autor:
Jan z Wychylówki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
dialogi, fraszki i epigramaty, pieśni
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Teodor Wierzbowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
K. Kowalewski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1902
. Woda i ogień iż oczyszczają, znaczą czystość i niewinność
9. Kozieł znaczy nieczystego człeka
10. Mysz, symbolizuje podwalenie, albo upadek, iż Miasta Myszy podko pały niektóre
11. Pelikan, znaczy kochającego.
12. Pszczoła że Matki albo Króla swego słucha, Królowi swemu znaczy subiekcję.
13. Lwia głowa z oczami otwartemi; znaczy czujność.
14. Lew, często znaczy wylanie Nilu rzeki, iż wtenczas eksundat gdy Słoń: ce wchodzi w Lwa.
15. Język z okiem, znaczył mowę rozumną.
16. Feniks Ptak długo żyjący, zna czy Duszę nieśmiertelną, czasem Słoń ce, które wszystko oświeca i nawiedza.
17.
. Woda y ogień iż oczyszczaią, znaczą czystość y niewinność
9. Kozieł znaczy nieczystego człeka
10. Mysz, symbolizuie podwalenie, albo upadek, iż Miasta Myszy podko pały niektore
11. Pelikán, znaczy kochaiącego.
12. Pszczoła że Matki albo Krola swego słucha, Krolowi swemu znaczy subiekcyę.
13. Lwia głowa z oczami otwartemi; znaczy czuyność.
14. Lew, często znaczy wylanie Nilu rzeki, iż wtenczas exundat gdy Słoń: ce wchodzi w Lwa.
15. Ięzyk z okiem, znaczył mowę rozumną.
16. Fenix Ptak długo żyiący, zna czy Duszę nieśmiertelną, czasem Słoń ce, ktore wszystko oswieca y nawiedza.
17.
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 1154
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
defluxit z Nieba. Po Hebrajsku tytułuje się Sathan, sathanas to jest Adwersarż BOGA, i ludziom się sprzeciwiający, pretendujący z pychy similis esse Altissimo. Ma jeszcze imię Zabulus alias suggestor, złych rad podawacz; zowie się i Tentator kusiciel; to Malus. Wrzeczy jest Duch Anielskiej natury, bez ciała, nie widzialny oczami, ale nieczysty, albo zły Anioł, zawsze mękę piekielną, i wszędzie noszący, alias ogień naturalny, nim dręczony, dla tego na dziele Ręki Boskiej, to jest: na człeku, że go ta chłosta, mści się, pastwi; iż mówię człek będąc Minoratus paulo minus ab Angelis, miejsce jego w Niebie
defluxit z Nieba. Po Hebraysku tytułuie się Sathan, sathanas to iest Adwersarż BOGA, y ludziom się sprzeciwiaiący, pretenduiący z pychy similis esse Altissimo. Ma ieszcze imie Zabulus alias suggestor, złych rad podawacz; zowie się y Tentator kusiciel; to Malus. Wrzeczy iest Duch Anielskiey natury, bez ciáłá, nie widzialny oczami, ale nieczysty, álbo zły Anioł, záwsze mękę piekielną, y wszędzie noszący, alias ogień náturálny, nim dręczony, dlá tego na dziele Ręki Boskiey, to iest: ná człeku, że go tá chłostá, mści się, pástwi; iż mowię człek będąc Minoratus paulo minus ab Angelis, mieysce iego w Niebie
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 203
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
: Abo kędy więc z Prawa duszę wyganiają Złotem i śrebrem/ Sędziom gdzie pulsów macają. Tam ją już miejca nie mam/ już tam nie panuję/ Kędy SPRAWIEDLIWOŚCI w swej klubie nie czuję. Kędy Miecza nie trzyma na karność złych ludzi/ Nie tak mierzy jak słuszą/ lecz szalami łudzi. Ręce próżne spuściwszy chce oczami szkodzić/ Przez szpary na złość patrząc daje się jej rodzić. Na takie ja Króleswta/ na takie Mieszczany Ah z ohydy nie względam dla wznowienia rany. Którą od nich ponoszę/ gdy nazwisko moje Swej wolej przypisują lżąc świetne pokoje Szkaradnemi postępki. Złości na mię kładą Udając to jakbym w nich im miała być radą
: Abo kędy więc z Práwá duszę wyganiáią Złotem y śrebrem/ Sędźiom gdźie pulsow mácáią. Tám ią iuż mieycá nie mam/ iuż tám nie pánuię/ Kędy SPRAWIEDLIWOSCI w swey klubie nie czuię. Kędy Mieczá nie trzyma ná kárność złych ludźi/ Nie ták mierzy iák słuszą/ lecz szalámi łudźi. Ręce prozne spuściwszy chce oczámi szkodźić/ Przez spáry ná złość pátrząc dáie sie iey rodźić. Ná tákie ia Kroleswtá/ ná tákie Miesczány Ah z ohydy nie względam dla wznowieniá rány. Ktorą od nich ponoszę/ gdy názwisko moie Swey woley przypisuią lżąc świetne pokoie Szkárádnemi postępki. Zlośći ná mię kłádą Vdáiąc to iákbym w nich im miáłá być rádą
Skrót tekstu: WitkWol
Strona: B2v
Tytuł:
Złota wolność koronna
Autor:
Stanisław Witkowski
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
Pewnie cię najweselsze w ten czas nawiedziło, Kiedy cię nie już gościa, już oblubienicę Dowiodły Orfeowe rymy do łożnice. Taniec egejskie nimfy, taniec prowadziły, Aliskie i meliskie do nich się łączyły. Niedługo się ucieszy, kto ma gniewne bogi. Dla ciebie, cna królewno, znowu wicher srogi Uderzył; już Grecja przed oczami była, Znowu burza w obcy kraj okręt zapędziła I wparła na libijskie nieprzebyte brody, Gdzie się zmieszane z piaskiem kręcą mętne wody. A nawy abo w wirach toną ponurzone, Abo w piaszczystym mule wiązną pogrążone. Jakiego trudu, jakiej trwogi tam nie było? Aż im do ostatniego głodu przychodziło. Przychodziło i do ostatniego
Pewnie cię najweselsze w ten czas nawiedziło, Kiedy cię nie już gościa, już oblubienicę Dowiodły Orfeowe rymy do łożnice. Taniec egejskie nimfy, taniec prowadziły, Aliskie i meliskie do nich się łączyły. Niedługo się ucieszy, kto ma gniewne bogi. Dla ciebie, cna królewno, znowu wicher srogi Uderzył; już Grecyja przed oczami była, Znowu burza w obcy kraj okręt zapędziła I wparła na libijskie nieprzebyte brody, Gdzie się zmieszane z piaskiem kręcą mętne wody. A nawy abo w wirach toną ponurzone, Abo w piaszczystym mule wiązną pogrążone. Jakiego trudu, jakiej trwogi tam nie było? Aż im do ostatniego głodu przychodziło. Przychodziło i do ostatniego
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 143
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
się na wolność tarnąć może; a zatym o najdelikatniejszy punkt praw i wolności naszych, które jest obieranie Królów, potrzeba delikatnie chodzić, stawać, i buć zawsze gotów na wszystko. 5to Pospolite ruszenie wielki postrach po całej Europie czyni, i wszyscy Cudzoziemcy, którzy albo swojemi, albo per emissarios suos cudzemi patrzą na tę oczami, muszą sobie myślić, że darmo się porwać na taką Elekcją, za którą tak siła tysięcy Elektorów w broni obstawa, i przy niej umierać gotuje się; a zatym ad imprimendum respectũ tak poważnego aktu, dobrze Polakom wszystkim asystować. Dobra to nawet i do fakcyj, że Panowie Cudzoziemcy, pieniędzmi dokazać swego zdesperują,
się ná wolność tarnąć może; á zátym o naydelikatnieyszy punkt praw y wolnośći nászych, ktore iest obieránie Krolow, potrzebá delikátnie chodźić, stáwać, y buć záwsze gotow ná wszystko. 5tó Pospolite ruszenie wielki postrách po cáłey Europie czyni, y wszyscy Cudzoźiemcy, którzy álbo swoiemi, álbo per emissarios suos cudzemi patrzą ná tę oczami, muszą sobie myślić, że dármo się porwać ná táką Elekcyą, zá ktorą ták śiła tyśięcy Elektorow w broni obstawa, y przy niey umierać gotuie się; á zátym ad imprimendum respectũ ták poważnego áktu, dobrze Polakom wszystkim ássystować. Dobra to náwet y do fakcyi, że Panowie Cudzoźiemcy, pieniędzmi dokazać swego zdesperuią,
Skrót tekstu: RadzKwest
Strona: 37
Tytuł:
Kwestie polityczne
Autor:
Franciszek Radzewski
Drukarnia:
Drukarnia Akademicka
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743