za ich zdrowie, a to z interesu, że malkontent był z dworu o nieotrzymanie buławy.
27^go^ przejęty mój list do ip. podskarbiego w. księstwa lit. pod Toruń pisany, dyskredytował mię tak u dworu jako u panów litewskich. Ustawiczne odpowiedzi na zdrowie miałem, i w kłopotach czas przetrwałem na wielkiej ostrożności od niechętnych. Tandem się tem zakończyło.
8 praesentis z pany litewskiemi pogodziłem się względem listu pisanego, o który się wiązali, i zaraz jechałem 10 praesentis z Warszawy do Usnarza sam jeden, żonę zostawiwszy. Wstępowałem po drodze do ip. wojewody podlaskiego do Bielska, przyjechałem do Usnarza 18 praesentis.
za ich zdrowie, a to z interesu, że malkontent był z dworu o nieotrzymanie buławy.
27^go^ przejęty mój list do jp. podskarbiego w. księstwa lit. pod Toruń pisany, dyskredytował mię tak u dworu jako u panów litewskich. Ustawiczne odpowiedzi na zdrowie miałem, i w kłopotach czas przetrwałem na wielkiéj ostrożności od niechętnych. Tandem się tém zakończyło.
8 praesentis z pany litewskiemi pogodziłem się względem listu pisanego, o który się wiązali, i zaraz jechałem 10 praesentis z Warszawy do Usnarza sam jeden, żonę zostawiwszy. Wstępowałem po drodze do jp. wojewody podlaskiego do Bielska, przyjechałem do Usnarza 18 praesentis.
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 115
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
p. Drużbackiemu za Słobodyszcze, to jest ratę drugą 12,560 złotych, ale do roku prowizją się kontentował.
Na Wołyniu koło Konstantynowa, jako to w Kołczynie Krasiłowie, Czarnym Ostrowie i po bliższych wsiach panowało powietrze od Chocima przeprowadzone przez tatarów litewskich alias lipków, którzy wadzili, i przez kupców jarmarkowych. Dlatego miasteczka pobliższe w ostrożności były, i my, bo Berdyczew o mil dziesiątek od tych miejsc. Szerzyło się z czasem to powietrze, dla tegośmy wyjechali z Berdyczewa 15 Augusti; w drodze nam córki pochorowały i insi ludzie służący, to na febry, to na zepsowania żołądków, to na krzyżów bole i t. d. Mieliśmy
p. Drużbackiemu za Słobodyszcze, to jest ratę drugą 12,560 złotych, ale do roku prowizyą się kontentował.
Na Wołyniu koło Konstantynowa, jako to w Kołczynie Krasiłowie, Czarnym Ostrowie i po bliższych wsiach panowało powietrze od Chocima przeprowadzone przez tatarów litewskich alias lipków, którzy wadzili, i przez kupców jarmarkowych. Dlatego miasteczka pobliższe w ostrożności były, i my, bo Berdyczew o mil dziesiątek od tych miejsc. Szerzyło się z czasem to powietrze, dla tegośmy wyjechali z Berdyczewa 15 Augusti; w drodze nam córki pochorowały i insi ludzie służący, to na febry, to na zepsowania żołądków, to na krzyżów bole i t. d. Mieliśmy
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 172
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
po swoim Morsztynie, Lecz on po tobie i po kompanijej, Byś wiedział w jakiej jest melancholii! Gdy sobie wspomnię, żeście wy szli w pola A my w ostatni kąt leziem Podola, Przyznać się muszę, zacny Władysławie, Żem tu sam został, zajrzę waszej sławie. Lecz upominam, idźcie w ostrożności, Boć pewnie w drodze będziecie mieć gości, Na których przecię, choć was tam niewiele, Wiem, zacni bracia, uderzycie śmiele. Jak cny marszałek dopadnie dzielnego Konia, Marsowi konsekrowanego, Jak lew w posoce smoczej zajuszony Zwali pogański trup nieprzeliczony. We krwi zmoczoną szablą gdzie zamierzy, Zdechnie ordyniec, choć go
po swoim Morstynie, Lecz on po tobie i po kompaniej, Byś wiedział w jakiej jest melankoliej! Gdy sobie wspomnię, żeście wy szli w pola A my w ostatni kąt leziem Podola, Przyznać się muszę, zacny Władysławie, Żem tu sam został, zajrzę waszej sławie. Lecz upominam, idźcie w ostrożności, Boć pewnie w drodze będziecie mieć gości, Na ktorych przecię, choć was tam niewiele, Wiem, zacni bracia, uderzycie śmiele. Jak cny marszałek dopadnie dzielnego Konia, Marsowi konsekrowanego, Jak lew w posoce smoczej zajuszony Zwali pogański trup nieprzeliczony. We krwi zmoczoną szablą gdzie zamierzy, Zdechnie ordyniec, choć go
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 449
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
w owsie postrzeże słomianego kota, Porzuciwszy pacierze, przez płoty, przez błota Leci jako szalony, ledwie trafi do wrót. Zdumieją się na jego domownicy powrót. A ten, już nie kazawszy bić na obiad gąski, Po zająca z rucznicą bieży nazad w trząski Przez stajanie; jako wąż czołga się po rosie: Na ostrożności ta rzecz należy. Skoro się Przyłoży, ruszy cyngla; i w zapale dziurka Zamokła, i on z chęci zapomniał zgiąć kurka. Schyli głowę; toż znowu rucznicę nakręci, Kurek ci już przyłożył, ale z onej chęci Nie podsypał; owa też, czemu dawno zwyknie, Jako pierwej bez kurka, bez podsypki prztyknie
w owsie postrzeże słomianego kota, Porzuciwszy pacierze, przez płoty, przez błota Leci jako szalony, ledwie trafi do wrót. Zdumieją się na jego domownicy powrót. A ten, już nie kazawszy bić na obiad gąski, Po zająca z rucznicą bieży nazad w trząski Przez stajanie; jako wąż czołga się po rosie: Na ostrożności ta rzecz należy. Skoro się Przyłoży, ruszy cyngla; i w zapale dziurka Zamokła, i on z chęci zapomniał zgiąć kurka. Schyli głowę; toż znowu rucznicę nakręci, Kurek ci już przyłożył, ale z onej chęci Nie podsypał; owa też, czemu dawno zwyknie, Jako pierwej bez kurka, bez podsypki prztyknie
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 301
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
korupcja, oko zepsował wstyd i sromota, pierś zwałkował nierząd, kształt i ułożenie stanu spłaszczyła niewstydliwa powolność, rzyźwość odebrał ciężar, panieństwo niepotrzebny kawaler. Kieliszek i pani matka narobiła wszytkiego. Nie do nabożeństwa, nie do chwały Boskiej i przyzwoitych panieństwu przymiotów sposobiono dziewczynę, nie trzymano w dozorze, w skrytości i ostrożności miejsca, w zbytnie ust, oka i czynienia bezpieczeństwo, przez konniwencyją i nieszczęśliwą wieku teraźniejszego manijerę wprawowano, aż czas i pochop natury dotarł ostatka. Uważała Magdusia, kiedy pani matka z gościem się na migi znosiła, porozumiewała i schadzała; upatrywała, kiedy pani ochmistrzyni z winem dzbanuszek albo flaszkę z gorzałką stawiała; widywała
korupcyja, oko zepsował wstyd i sromota, pierś zwałkował nierząd, kształt i ułożenie stanu spłaszczyła niewstydliwa powolność, rzyźwość odebrał ciężar, panieństwo niepotrzebny kawaler. Kieliszek i pani matka narobiła wszytkiego. Nie do nabożeństwa, nie do chwały Boskiej i przyzwoitych panieństwu przymiotów sposobiono dziewczynę, nie trzymano w dozorze, w skrytości i ostrożności miejsca, w zbytnie ust, oka i czynienia bezpieczeństwo, przez konniwencyją i nieszczęśliwą wieku teraźniejszego manijerę wprawowano, aż czas i pochop natury dotarł ostatka. Uważała Magdusia, kiedy pani matka z gościem się na migi znosiła, porozumiewała i schadzała; upatrywała, kiedy pani ochmistrzyni z winem dzbanuszek albo flaszkę z gorzałką stawiała; widywała
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 212
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
wiadomością na plac potyczki przybiegszy, a martwego już zastawszy, krwią jego naprzód twarz sobie umyła, a potem piersi orężem przebiwszy w serdecznym trupa obłapieniu zakończyła, nie pozwalając czasu nieszczęśliwemu z mężem swoim rozwodowi. Porcja, usłyszawszy o zabiciu w potyczce przegranej małżonka swojego, przez proporcyją wielkiego do miłości żalu, gdy żadnego instrumentu w ostrożności sług i domowych swoich do śmierci sobie znaleźć i dobrać nie mogła, ogniste z kumina wągle jako jagody połykała i tak przysposobionym ogniem naturalny strawiwszy, gorącemu sercu dogodziła pragnieniu. Indijanów żoni (jako Dijodorus Siculus wspomina) jednemu mężowi według zwyczaju tamecznego w wielu osobach poślubione, gdy go jakimkolwiek przypadkiem utraciły, zaraz między
wiadomością na plac potyczki przybiegszy, a martwego już zastawszy, krwią jego naprzód twarz sobie umyła, a potem piersi orężem przebiwszy w serdecznym trupa obłapieniu zakończyła, nie pozwalając czasu nieszczęśliwemu z mężem swoim rozwodowi. Porcyja, usłyszawszy o zabiciu w potyczce przegranej małżonka swojego, przez proporcyją wielkiego do miłości żalu, gdy żadnego instrumentu w ostrożności sług i domowych swoich do śmierci sobie znaleźć i dobrać nie mogła, ogniste z kumina wągle jako jagody połykała i tak przysposobionym ogniem naturalny strawiwszy, gorącemu sercu dogodziła pragnieniu. Indijanów żony (jako Dijodorus Siculus wspomina) jednemu mężowi według zwyczaju tamecznego w wielu osobach poślubione, gdy go jakimkolwiek przypadkiem utraciły, zaraz między
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 264
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
postępowali, skłonność do stopnia, świadczenie się do godności osób w cnotach będących szczyrze i nieobłudnie proporcyjonując. Nie ukłonów, dygów i kortezji niskością, ale wysokością roztropnej ceny z ludźmi godnymi postępowali, takowych do konfidencji szukali i przybierali, używając w pomoc usługi i całości publicznej. Tron na krzesła, krzesła na tron w wzajemnej ostrożności wzglądały tak dalece, że się w zobopólnej słuchania powadze i uczciwości nigdy przekonać nie mogły, do miary swojej, do miary pańskiej, dystynkcjom i powołaniu dogadzając swobodnie, a nie poniewolnie.
Zygmunt: Toteż podobno dlatego panów dawnych bogami ziemskimi nazywali ludzie i senat w godności swojej nad zamiar górował.
Wacław: Prawda, i
postępowali, skłonność do stopnia, świadczenie się do godności osób w cnotach będących szczyrze i nieobłudnie proporcyjonując. Nie ukłonów, dygów i kortezyi niskością, ale wysokością roztropnej ceny z ludźmi godnymi postępowali, takowych do konfidencyi szukali i przybierali, używając w pomoc usługi i całości publicznej. Tron na krzesła, krzesła na tron w wzajemnej ostrożności wzglądały tak dalece, że się w zobopólnej słuchania powadze i uczciwości nigdy przekonać nie mogły, do miary swojej, do miary pańskiej, dystynkcyjom i powołaniu dogadzając swobodnie, a nie poniewolnie.
Zygmunt: Toteż podobno dlatego panów dawnych bogami ziemskimi nazywali ludzie i senat w godności swojej nad zamiar górował.
Wacław: Prawda, i
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 274
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
dekret ex instantia krewnych zabitego na niego po inkwizycji w trybunale piotrkowskim na gardło wypadł. Gdy się zatem na za-bicie Grabowskiego, horodniczego województwa brzeskiego, mającego in voto Suzinównę, podkomorzankę brzeską, i na innych odgrażał, tedy Grabowski horodniczy z Suzinami i Paszkowskimi (nie bez azardu swego, gdyż się ten człek zawsze miał na ostrożności, miał strzelbę i ludzi około sobie) złapał tego Grabowskiego, a wyjąwszy jeszcze przed złapaniem dekret trybunalski kryminalny, wyżej wspomniony, zaprowadził go do Piotrkowa, gdzie po konfesatach i cywilnych, i korporalnych, wyznawających subordynacje pana swego, był stracony.
Miał tedy Suzin i konfesaty Grabowskiego straconego zapieczętowane z sobą. Tego także książę
dekret ex instantia krewnych zabitego na niego po inkwizycji w trybunale piotrkowskim na gardło wypadł. Gdy się zatem na za-bicie Grabowskiego, horodniczego województwa brzeskiego, mającego in voto Suzinównę, podkomorzankę brzeską, i na innych odgrażał, tedy Grabowski horodniczy z Suzinami i Paszkowskimi (nie bez azardu swego, gdyż się ten człek zawsze miał na ostrożności, miał strzelbę i ludzi około sobie) złapał tego Grabowskiego, a wyjąwszy jeszcze przed złapaniem dekret trybunalski kryminalny, wyżej wspomniony, zaprowadził go do Piotrkowa, gdzie po konfesatach i cywilnych, i korporalnych, wyznawających subordynacje pana swego, był stracony.
Miał tedy Suzin i konfesaty Grabowskiego straconego zapieczętowane z sobą. Tego także książę
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 280
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Gdym się zatem już rezolwował jechać do Lublina, tedy jednak pierwej te rzeczy ustanowiłem et praecustodivi. Najprzód posłałem umyślnego do Nieświeża do księcia hetmana, donosząc, że jestem wokowany do Przybysławic na kombinacją, radząc się księcia hetmana, jeżeli mu się zdać będzie, abym tam jechał, i upewniając o mojej ostrożności i wierności dla jaśnie oświeconego księcia imci miecznika lit., syna jego. Potem oznajmiłem, że względem następującego sejmiku poselskiego brzeskiego wszystkie necessaria poczyniłem do zerwania onego. Jakoż Paszkowskim: Piotrowi pułkownikowi, braciom jego z nim trzymającym, i Borzęckiemu posłałem na wino i ekspens traktamentu czerw, zł 30, drugie czerw
Gdym się zatem już rezolwował jechać do Lublina, tedy jednak pierwej te rzeczy ustanowiłem et praecustodivi. Najprzód posłałem umyślnego do Nieświeża do księcia hetmana, donosząc, że jestem wokowany do Przybysławic na kombinacją, radząc się księcia hetmana, jeżeli mu się zdać będzie, abym tam jechał, i upewniając o mojej ostrożności i wierności dla jaśnie oświeconego księcia jmci miecznika lit., syna jego. Potem oznajmiłem, że względem następującego sejmiku poselskiego brzeskiego wszystkie necessaria poczyniłem do zerwania onego. Jakoż Paszkowskim: Piotrowi pułkownikowi, braciom jego z nim trzymającym, i Borzęckiemu posłałem na wino i ekspens traktamentu czerw, zł 30, drugie czerw
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 701
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
wszystkim się wnet dowiedziała. Rzekła dzieciom: „Żaden was niech strach nie zdejmuje: Gdy przyjaciół zwoływa, pracą podejmuje Więtszą, szląc co raz do nich, długo czekać będzie Pomocy, abo się też na nie nie zdobędzie”. Drugiego dnia matka ich, idąc dla żywności, Napomniała, by były w tejże ostrożności.
Tymczasem ani sam pan, ani przyjaciele Nie wyszli żąć, choć miało stąd być sierpów wiele. Wyszedł znowu gospodarz, chciał widzieć swe żniwo, Aby który z żeńczarzów nie robił leniwo. Gdy nikogo nie zastał, zarazem wyprawił Do powinnych, prosząc ich, by się każdy stawił Na żniwo. Skowronkowie matce powiedzieli,
wszystkim się wnet dowiedziała. Rzekła dzieciom: „Żaden was niech strach nie zdejmuje: Gdy przyjaciół zwoływa, pracą podejmuje Więtszą, szląc co raz do nich, długo czekać będzie Pomocy, abo się też na nie nie zdobędzie”. Drugiego dnia matka ich, idąc dla żywności, Napomniała, by były w tejże ostrożności.
Tymczasem ani sam pan, ani przyjaciele Nie wyszli żąć, choć miało stąd być sierpów wiele. Wyszedł znowu gospodarz, chciał widzieć swe żniwo, Aby który z żeńczarzów nie robił leniwo. Gdy nikogo nie zastał, zarazem wyprawił Do powinnych, prosząc ich, by się każdy stawił Na żniwo. Skowronkowie matce powiedzieli,
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 90
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897