Tym się ciesz/ iże wojna dokończyć się może/ Prędko w Ojczyźnie naszej/ co zdarz mocny Boże. A ja jako Grekowie po zburzonej Trojej/ Nie leniwo nawrócę ku chałupce mojej. Kędyć bedę wyliczał/ trudy i niespane Nocy/ i dni wsprzykrzonym Szyszaku przetrwane. Podjazdy niebezpieczne/ tęskliwe podsłuchy; Okazje bez żadnej żywota otuchy. Przykry deszcz/ ciężkie zimno/ i nieznośne mrozy/ I co więc trapić zwykło wojenne obozy. Znosić trzeba w pochyłym kurcząc się szałasu: Gdzie od uciążliwego karki trzeszczą wczasu. Ziemia stół/ ziemia ławą/ twarde ziemia łoże/ Uważ co za wygoda i wczas tam być może. Jeśli też spracowane/ sen obłapi
Tym się ćiesz/ iże woyná dokończyć się może/ Prędko w Oyczyźnie nászey/ co zdarz mocny Boże. A ia iáko Graekowie po zburzoney Troiey/ Nie lęniwo náwrocę ku cháłupce moiey. Kędyć bedę wyliczał/ trudy y niespáne Nocy/ y dni wsprzykrzonym Szyszaku przetrwáne. Podiázdy niebeśpieczne/ tęskliwe podsłuchy; Okázye bez żadney żywotá otuchy. Przykry descz/ ćięszkie źimno/ y nieznośne mrozy/ Y co więc trapić zwykło woienne obozy. Znośić trzebá w pochyłym kurcząc się száłásu: Gdźie od vćiążliwego kárki trzeszczą wczásu. Ziemiá stoł/ źiemiá łáwą/ twárde źiemiá łoże/ Vważ co zá wygodá y wczás tám bydź może. Ieśli tesz sprácowáne/ sen obłápi
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 183
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
az sercu Wykonać: coś jej przysiągł na kobiercu Czuła to ona niechcący przez dzięki Podać ci ręki Jako niechciała przestąpić i proga Jako rzewne łzy roniła nieboga Jak słowa ślubne/ za nią/ co z nią były Kmoszki mówiły. Wrozyło serce niewiadomej Damie Ześ miał być marnym leniwcem w Talamie I nad Szarajskie bez dziatek otuchy Płonszy Eunuchy. A jakąż z jarzma tego korzyść macie? Zawiodszy zwłaszcza ty ją/ Ewiracie Trzeba cię pono/ mdłego Juncze karku Zbyć na Jarmarku. Albo się wstydzcie za tę hańbę Męże Albo nierówną parę/ niech rozprzęze Zwierzchność: bo słabe bydlę w jednym Cugu Zle ciągnie pługu. A ja już drapię Staroświeckie kwity
az sercu Wykonáć: coś iey przyśiągł ná kobiercu Czuła to oná niechcący przez dźięki Podác ći ręki Iáko niechćiáłá przestąpić y progá Iáko rzewne łzy roniłá niebogá Iák słowá slubne/ zá nię/ co z nią były Kmoszki mowiły. Wrozyło serce niewiádomey Dámie Ześ miał bydź márnym leniwcem w Thálámie Y nád Száráyskie bez dźiatek otuchy Płonszy Eunuchy. A iákąż z iárzmá tego korzyść maćie? Záwiodszy zwłaszczá ty ią/ Ewiraćie Trzebá ćię pono/ mdłego Iuncze kárku Zbydź ná Iármárku. Albo się wstydzćie zá tę háńbę Męze Albo nierowną parę/ niech rozprzęze Zwierzchność: bo słábe bydlę w iednym Cugu Zle ćiągnie pługu. A ia iuż drapię Stároświeckie kwity
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 200
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
był ten list zapieczętowany, przyszło mi to na myśl, aby go kopią zostawić; i tak otworzywszy go, kazałem, sam spracowany będąc, karłowi przepisać, który tego, co pisał, nie rozumiał. To tak doraźliwe pismo, rozumiałem, iż takie z strony małżeństwa przedsiewzięcie zahamować miało, o czym i otuchy od niektórych osób znacznych miałem. Lecz się jedna ona praktyka wyjawiła za śmiercią człowieka wielkiego, sławnej pamięci pana hetmana koronnego, która im animuszu i serca dodała; tedy zatym ta konkluzja nastąpiła, że się im już na nic oglądać nie potrzeba, i stądże nie jedno małżeństwo kończyć, ale potem i koronę wziąć
był ten list zapieczętowany, przyszło mi to na myśl, aby go kopią zostawić; i tak otworzywszy go, kazałem, sam spracowany będąc, karłowi przepisać, który tego, co pisał, nie rozumiał. To tak doraźliwe pismo, rozumiałem, iż takie z strony małżeństwa przedsiewzięcie zahamować miało, o czym i otuchy od niektórych osób znacznych miałem. Lecz się jedna ona praktyka wyjawiła za śmiercią człowieka wielkiego, sławnej pamięci pana hetmana koronnego, która im animuszu i serca dodała; tedy zatym ta konkluzya nastąpiła, że się im już na nic oglądać nie potrzeba, i stądże nie jedno małżeństwo kończyć, ale potem i koronę wziąć
Skrót tekstu: SkryptWojCz_II
Strona: 275
Tytuł:
Mikołaj Zebrzydowski, Skrypt p. Wojewody krakowskiego, na zjeździe stężyckim niektórym pp. senatorom dany, 1606
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
lub zgoram w popioły. 672. Hejnał na dobry dzierf ofiarowany Jej Mci pannie Zofiej z Szpanowa Czaplicownie od Imci pana Zbygniewa z Raciborska Morsztyna, miecznika mozyrskiego
.
Hejnał, panie serca mego, Leżąc między miękkim puchem, Ockni się ze snu smacznego. Słuchaj mię łaskawym uchem. Już twój sługa nieospały Już pewne o dniu otuchy, Zaczynać nowe hejnały. Pieją marsowe posłuchy, A choć jeszcze ociężałe Już i jaskołki latają, Snem, twe oczy są wspaniałe. Gdy się zorze zapalają.
Już skowronek wykrzykając Dzień nastający witając Pod obłoki wylatuje, Biedne ptaszę radość czuje.
Już na zielonej murawie Krzyczą zamorscy żorawie, Rącze loty wysmukują, Już od ziemie
lub zgoram w popioły. 672. Hejnał na dobry dzierf ofiarowany Jej Mci pannie Zofiej z Szpanowa Czaplicownie od Imci pana Zbygniewa z Raciborska Morstyna, miecznika mozyrskiego
.
Hejnał, panie serca mego, Leżąc między miękkim puchem, Ockni się ze snu smacznego. Słuchaj mię łaskawym uchem. Już twoj sługa nieospały Już pewne o dniu otuchy, Zaczynać nowe hejnały. Pieją marsowe posłuchy, A choć jeszcze ociężałe Już i jaskołki latają, Snem, twe oczy są wspaniałe. Gdy się zorze zapalają.
Już skowronek wykrzykając Dzień nastający witając Pod obłoki wylatuje, Biedne ptaszę radość czuje.
Już na zielonej murawie Krzyczą zamorscy żorawie, Rącze loty wysmukują, Już od ziemie
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 376
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
panno, tyle serc nakradła, Żeś ich i w dzwonki zauszne nakładła; Znać, że wytrwają służyć ci do skonu, Kiedy się zeszły za serca do dzwonu. Swego tu nie kładź, będzie w dzwonie skaza, Stłucze go serce, bo twardsze żelaza. NA ZAUSZNICE W KŁÓTECZKI
Nie dosyć było dla złej mnie otuchy, Że strzelczy bożek ślepy już i głuchy; Nie dosyć było, że mię wzrok twój juszy, A nie uleczy: zamknęłaś i uszy. Więc twarz twa wabi (o, jaka ochota!), A serce okna zamknęło i wrota. NA ZAUSZNICE W WĘŻE
Złote jabłka murzyński Atlas sadu swego Oddał w straż
panno, tyle serc nakradła, Żeś ich i w dzwonki zauszne nakładła; Znać, że wytrwają służyć ci do skonu, Kiedy się zeszły za serca do dzwonu. Swego tu nie kładź, będzie w dzwonie skaza, Stłucze go serce, bo twardsze żelaza. NA ZAUSZNICE W KŁÓTECZKI
Nie dosyć było dla złej mnie otuchy, Że strzelczy bożek ślepy już i głuchy; Nie dosyć było, że mię wzrok twój juszy, A nie uleczy: zamknęłaś i uszy. Więc twarz twa wabi (o, jaka ochota!), A serce okna zamknęło i wrota. NA ZAUSZNICE W WĘŻE
Złote jabłka murzyński Atlas sadu swego Oddał w straż
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 115
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
. Ty rad odpuszczasz, a mnie tego trzeba, Ty nas chcesz zbawić, i ja chcę do nieba; Bądź tedy łaskaw, a tak w jednej dobie Wygodzisz i mnie naprzód, lecz i sobie. W KWARTANIE
Goreję, Panie! Coraz większy wstaje Ogień palący wnętrzności w perz suchy, To Twoje dzieło bez żadnej otuchy Kona i z swym się gościem już rozstaje.
Już ośm miesięcy, jako nie ustaje Płomień czy-li mróz, na lekarstwa głuchy: Jako wosk miękki albo garnek kruchy Tak się ta kruszy lepianka i taje.
Te same, które-ć posyłam westchnienia, Rad nierad w sobie powściągam i duszę, Czując w nich zbytnie w uściech upalenia
. Ty rad odpuszczasz, a mnie tego trzeba, Ty nas chcesz zbawić, i ja chcę do nieba; Bądź tedy łaskaw, a tak w jednej dobie Wygodzisz i mnie naprzód, lecz i sobie. W KWARTANIE
Goreję, Panie! Coraz większy wstaje Ogień palący wnętrzności w perz suchy, To Twoje dzieło bez żadnej otuchy Kona i z swym się gościem już rozstaje.
Już ośm miesięcy, jako nie ustaje Płomień czy-li mróz, na lekarstwa głuchy: Jako wosk miękki albo garnek kruchy Tak się ta kruszy lepianka i taje.
Te same, które-ć posyłam westchnienia, Rad nierad w sobie powściągam i duszę, Czując w nich zbytnie w uściech upalenia
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 227
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
winna, żeś mię w serce postrzeliła I żeś mię męką okrutną trapiła; Jam winien, żem śmiał lekkomyślnym okiem Ukradszy ognie skryć w sercu głębokiem. Jam winien, żem cię, chociaś była skałą, Nad bogi ważył powolnością stałą; Tyś winna, żeś mi nie więcej otuchy W służbie mej dała jako kamień głuchy. Jam stały w służbie, a tyś w gniewie była, Jam nazbyt kochał, tyś nazbyt gardziła; Teraz nas równe karanie stąd czeka, Nie tam, gdzie kundel o trzech głowach szczeka, Nie tam, gdzie Charon wozi dusze siwy, Nie tam,
winna, żeś mię w serce postrzeliła I żeś mię męką okrutną trapiła; Jam winien, żem śmiał lekkomyślnym okiem Ukradszy ognie skryć w sercu głębokiem. Jam winien, żem cię, chociaś była skałą, Nad bogi ważył powolnością stałą; Tyś winna, żeś mi nie więcej otuchy W służbie mej dała jako kamień głuchy. Jam stały w służbie, a tyś w gniewie była, Jam nazbyt kochał, tyś nazbyt gardziła; Teraz nas równe karanie stąd czeka, Nie tam, gdzie kundel o trzech głowach szczeka, Nie tam, gdzie Charon wozi dusze siwy, Nie tam,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 248
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
w niebie. Zmogąli w tem co karty moje, Nie wynijdzie z ust ludzkich wdzięczne imię twoje. POBUDKA CNOTY W JAŚNIE OŚWIECONYM KSIĄŻĘCIU JERZYM DYMITRZE, JAŚNIE OŚWIECONEGO KSIĄŻĘCIA JEGO MCI JANUSZA NA ZBARAŻU WIŚNIOWIECKIEGO, KONIUSZEGO KORONNEGO, KRZEMIENIECKIEGO ETC. STAROSTY WIELKIEJ NADZIEJE DZIECINIE ROKU PAŃSKIEGO 1635. I.
Skądem niebieskiej pełen dziś otuchy, Co mię za wieszcze porywają duchy, Że wzbity pióry ku górze nie swemi, Zdam się, zdam sobie chodzić nie po ziemi. Poznać cię z twarzy nadziejo jedyna Krwie Wiśniowieckiej; ledwie choć poczyna Lucyna tulić, i krzepić twe nogi, Ledwie rozwijać włos na głowie drogi, Niewinnym skronie opuściwszy puchem, A już
w niebie. Zmogąli w tem co karty moje, Nie wynijdzie z ust ludzkich wdzięczne imie twoje. POBUDKA CNOTY W JAŚNIE OŚWIECONYM KSIĄŻĘCIU JERZYM DYMITRZE, JAŚNIE OŚWIECONEGO KSIĄŻĘCIA JEGO MCI JANUSZA NA ZBARAŻU WIŚNIOWIECKIEGO, KONIUSZEGO KORONNEGO, KRZEMIENIECKIEGO ETC. STAROSTY WIELKIEJ NADZIEJE DZIECINIE ROKU PAŃSKIEGO 1635. I.
Zkądem niebieskiej pełen dziś otuchy, Co mię za wieszcze porywają duchy, Że wzbity pióry ku górze nie swemi, Zdam się, zdam sobie chodzić nie po ziemi. Poznać cię z twarzy nadziejo jedyna Krwie Wiśniowieckiej; ledwie choć poczyna Lucyna tulić, i krzepić twe nogi, Ledwie rozwijać włos na głowie drogi, Niewinnym skronie opuściwszy puchem, A już
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 50
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
Ursa za Fortuną twoją się kieruje. A uciesznych doszedłszy żródeł Kalliopy, Ojca syn tak wielkiego niech nastąpi w tropy. Nagradzajże cnotliwym Fortuno zasługi, A sława Sieradzanów niech płuży wiek długi. NA DZIEŃ PRZENIESIENIA STANISŁAWA ŚWIĘTEGO, JAŚNIE WIELM. JEGOMOŚCI KSIĘDZA STANISŁAWA LUBIEŃSKIEGO BISKUPA PŁOCKIEGO. ODA WINSZUJĄCA.
Skądem niebieskiej pełen dziś otuchy? Co mię za wieszcze porywają duchy? Że pióry wzbity lekkiemi, Po wzgardzonej nie chodzę już ziemi? Widzę cię piękna ozdobo korony! Widzę cię w dzień twój, dzień błogosławiony, Dzień nad dni Julius owe, Nad godziny złote Augustowe. Jakie pociechy z swoich Rzym Trajanów, Jakie ozdoby miał z Wespazjanów, Że
Ursa za Fortuną twoją się kieruje. A uciesznych doszedłszy żródeł Kalliopy, Ojca syn tak wielkiego niech nastąpi w tropy. Nagradzajże cnotliwym Fortuno zasługi, A sława Sieradzanów niech płuży wiek długi. NA DZIEŃ PRZENIESIENIA STANISŁAWA ŚWIĘTEGO, JAŚNIE WIELM. JEGOMOŚCI KSIĘDZA STANISŁAWA LUBIEŃSKIEGO BISKUPA PŁOCKIEGO. ODA WINSZUJĄCA.
Zkądem niebieskiej pełen dziś otuchy? Co mię za wieszcze porywają duchy? Że pióry wzbity lekkiemi, Po wzgardzonej nie chodzę już ziemi? Widzę cię piękna ozdobo korony! Widzę cię w dzień twój, dzień błogosławiony, Dzień nad dni Julius owe, Nad godziny złote Augustowe. Jakie pociechy z swoich Rzym Trajanów, Jakie ozdoby miał z Wespazyanów, Że
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 81
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
grabia Cyrkasowi - Pożycz swego szyszaka temu szaleńcowi, Iż mu muchy, co mu mózg we łbie pomieszały, Wypłoszę, że nie będzie potem tak zuchwały.” Sakrypant grabi na to: „Jeśli twe żądanie Słusznieć się zda, kiedy mię tak namawiasz na nie, Pożycz mu ty sam swego: i jam tej otuchy, Że mu tak, jako i ty, wypędzę te muchy.”
XLII.
Hiszpański zasię na to rycerz się ozowie: „Kiedyby mnie szyszaka potrzeba, błaznowie, Jużbyście wy tych swoich obadwa nie mieli, Bobym je wam gwałtem wziął, choćbyście nie chcieli; Ale tak macie wiedzieć
grabia Cyrkasowi - Pożycz swego szyszaka temu szaleńcowi, Iż mu muchy, co mu mózg we łbie pomieszały, Wypłoszę, że nie będzie potem tak zuchwały.” Sakrypant grabi na to: „Jeśli twe żądanie Słusznieć się zda, kiedy mię tak namawiasz na nie, Pożycz mu ty sam swego: i jam tej otuchy, Że mu tak, jako i ty, wypędzę te muchy.”
XLII.
Hiszpański zasię na to rycerz się ozowie: „Kiedyby mnie szyszaka potrzeba, błaznowie, Jużbyście wy tych swoich obadwa nie mieli, Bobym je wam gwałtem wziął, choćbyście nie chcieli; Ale tak macie wiedzieć
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 258
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905