? Kto cię tak srogi Odbiegi niebogi? Czemu, bogini, twa sroga prawica Pierś piękną tłucze a wdzięcznego lica O jakie szkody, Szarpie jagody? Czemu rwie włosy, którym niezrownane Promienie ranej jutrzenki rumiane, Gdy złotym gońcem Bieży przed słońcem? Czemu żałośnie ku niebu wzniesione, Gdzie przekładają na szczęście szalone Troskliwe wargi, Płaczliwe skargi? Czemuż wżdy przebog tak Eury pierzchliwe Niosą po puszczy te głosy rzewliwe, Żal, narzekanie, Ciężkie wzdychanie? Luboć twe przecię tak są słodkie treny, Jakie śpiewają na morzu syreny, Jakie gra noty Apollo złoty, Jako więc nocił Orfeus troskliwy, Gdy go zmiękczony płakał zwierz gniewliwy, Gdy z rąk
? Kto cię tak srogi Odbiegi niebogi? Czemu, bogini, twa sroga prawica Pierś piękną tłucze a wdzięcznego lica O jakie szkody, Szarpie jagody? Czemu rwie włosy, ktorym niezrownane Promienie ranej jutrzenki rumiane, Gdy złotym gońcem Bieży przed słońcem? Czemu żałośnie ku niebu wzniesione, Gdzie przekładają na szczęście szalone Troskliwe wargi, Płaczliwe skargi? Czemuż wżdy przebog tak Eury pierzchliwe Niosą po puszczy te głosy rzewliwe, Żal, narzekanie, Ciężkie wzdychanie? Luboć twe przecię tak są słodkie treny, Jakie śpiewają na morzu syreny, Jakie gra noty Apollo złoty, Jako więc nocił Orfeus troskliwy, Gdy go zmiękczony płakał zwierz gniewliwy, Gdy z rąk
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 433
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
zbawienną przyjmując. Do tych Hierozolimskie wmieszały się Panie/ Które w tąż/ słysząc onych smętne narzekanie: Mimo to Weroniki przykładem wzruszone Uderzyły w lamenty/ w sobie rozrzewnione. Litość je przyrodzona: a postać mizerna Fizonomiej Pańskiej: i niemiłosierna Złość zuchwałych siepaczów do tego przywiodła: I serca ostrorzewną żałością przebodła. Idą tedy płaczliwe/ serdecznie wzdychając/ Którą ich intencją nie tajną Pan mając: To jest że go płakały z przyrodzonej skruchy/ Ale żeby był Chrystus/ snadź nie temi duchy. Jednak/ chcąc im nagrodzić żałobę wdzięcznością I potrzebną przestrogą: z piękną łaskawością Tu się k nim obróciwszy/ rzecze temi słowy: Córki Hierozolimskie nie frasujcie głowy
zbáwienną przyimuiąc. Do tych Hierozolimskie wmieszały się Pánie/ Ktore w tąż/ słysząc onych smętne nárzekánie: Mimo to Weroniki przykłádem wzruszone Vderzyły w lámenty/ w sobie rozrzewnione. Litość ie przyrodzona: á postáć mizerna Phizonomiey Páńskiey: y niemiłośierna Złość zuchwáłych śiepaczow do tego przywiodłá: I sercá ostrorzewną żałośćią przebodłá. Idą tedy płáczliwe/ serdecznie wzdycháiąc/ Ktorą ich intencyą nie táyną Pan máiąc: To iest że go płákały z przyrodzoney skruchy/ Ale żeby był Chrystus/ snadź nie temi duchy. Iednák/ chcąc im nágrodźić żałobę wdźięcznośćią I potrzebną przestrogą: z piękną łáskáwośćią Tu się k nim obroćiwszy/ rzecze temi słowy: Corki Hierozolimskie nie frásuyćie głowy
Skrót tekstu: RożAPam
Strona: 66.
Tytuł:
Pamiątka krwawej ofiary Pana Zbawiciela Naszego Jezusa Chrystusa
Autor:
Abraham Rożniatowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
wytacza kosę! Ja śpiewam - a ich płacz przebija nieba; Wszędzie żałoba, gdzie oczy podniosę. Ach! jako te są splendory znikome, Tym jeszcze gorsze, iże niewidome! 11
Pieszczone wdzięki, stroje i ozdoby Mizernie potym i nędznie zginęły, Otworzyły się na to smutne groby, One kryształy w ropę rozpłynęły. Płaczliwe treny, okropne żałoby - One lubości prędko ominęły: Tyzbe w perzynę poszła urodziwa, Pirama ziemia wzięła zazdrościwa. 12
Piram i Tyzbe miłością zagrzani Wzajemnym ogniem serca swe palili, Lecz odemnieby szczęśliwsi nazwani, Żeby mu mieszkać tam nie dopuścili. Piram w niewoli - Tyzbe nad nim pani - Nędznie ach! nędznie serce swe
wytacza kosę! Ja śpiewam - a ich płacz przebija nieba; Wszędzie żałoba, gdzie oczy podniosę. Ach! jako te są splendory znikome, Tym jeszcze gorsze, iże niewidome! 11
Pieszczone wdzięki, stroje i ozdoby Mizernie potym i nędznie zginęły, Otworzyły się na to smutne groby, One kryształy w ropę rozpłynęły. Płaczliwe treny, okropne żałoby - One lubości prędko ominęły: Tyzbe w perzynę poszła urodziwa, Pirama ziemia wzięła zazdrościwa. 12
Piram i Tyzbe miłością zagrzani Wzajemnym ogniem serca swe palili, Lecz odemnieby szczęśliwsi nazwani, Żeby mu mieszkać tam nie dopuścili. Piram w niewoli - Tyzbe nad nim pani - Nędznie ach! nędznie serce swe
Skrót tekstu: LubSPir
Strona: 8
Tytuł:
Piram i Tyzbe
Autor:
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1660 a 1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1660
Data wydania (nie później niż):
1702
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Księgarnia św. Wojciecha
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1929
może/ a zwłaszcza nad jego wolą: Odpowieda się na pierwszy punkt/ iż tak jest: Abowiem i Gwilhelm Paryski powieda: Podmioty w dzieciach mogą być/ tak że za Bożym dopuszczeniem. Szatan miasto dziecięcia/ może się pod rzucić/ abo też z miejsca na miejsce przenieść. Takowe abowiem dzieci zawsze są nędzne/ płaczliwe/ i choćby pięć matek abo mamek/ zaledwieby mu spotrzebę pokarmu dodały/ nigdy wszakże takowe nie tyją/ ale barzo ciężkie są. Przed białymigłowami jednak/ dla wielkiej bojaźni któr aby z tej przyczyny na nie paść mogła/ ogłaszać tego nie potrzeba/ ani też taić/ trzeba ich uczyć/ żeby w tym
może/ á zwłasczá nád iego wolą: Odpowieda sie ná pierwszy punkt/ iż ták iest: Abowiem y Gwilhelm Paryski powieda: Podmioty w dźiećiách mogą bydź/ ták że zá Bożym dopusczeniem. Szátan miásto dźiećięciá/ może sie pod rzućić/ ábo też z mieyscá ná mieysce przenieść. Tákowe ábowiem dźieci záwsze są nędzne/ płácżliwe/ y choćby pięć mátek ábo mámek/ záledwieby mu spotrzebę pokármu dodáły/ nigdy wszákże tákowe nie tyią/ ále bárzo ćięszkie są. Przed białymigłowámi iednák/ dla wielkiey boiáźni ktor aby z tey przycżyny ná nie páść mogłá/ ogłaszáć tego nie potrzebá/ áni też táić/ trzebá ich vcżyć/ żeby w tym
Skrót tekstu: SpInZąbMłot
Strona: 56
Tytuł:
Młot na czarownice
Autor:
Jacob Sprenger, Heinrich Institor
Tłumacz:
Stanisław Ząbkowic
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
magia, obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
W niektórych też prowincjach klątwy na nie bywają wydawane/ ale te do szatanów ściągają się/ niedo samego stworzenia nierozumnego. Bywa i insze straszne na ludzi od Pana Boga przepuszczenie/ gdy niewiastom podczas dzieci ich własne giną/ a cudze od szatanów bywają podmiatane/ które to podmioty trojakie bywają. Jedne z nich zawsze chude a płaczliwe/ z których jedno i czterech białychgłów pokarmem nienasyciłoby się. Drugie są sprawą latawców spłodzone/ których wszakże dziećmi nie są ale właśnie tego człowieka/ którego nasienia dostają. Co więc czynią mężczyznę do zmazy nocnej przywodząc. Takowe dzieci podczas za Bożym dopuszczeniem podmiataja/ własne ludzkie dzieci pokrywszy. Trzecie są/ gdy podczas
W niektorych też prowinciách klątwy ná nie bywáia wydawáne/ ále te do szátánow ściągáią sie/ niedo sáme^o^ stworzenia nierozumnego. Bywa y insze strászne ná ludźi od Páná Bogá przepusczenie/ gdy niewiástom podczás dźieci ich własne giną/ á cudze od szátánow bywáią podmiátáne/ ktore to podmioty troiákie bywáią. Iedne z nich záwsze chude á płácżliwe/ z ktorych iedno y czterech białychgłow pokármem nienásyciłoby sie. Drugie są spráwą latáwcow spłodzone/ ktorych wszákże dźiećmi nie są ále właśnie tego człowieká/ ktorego nasienia dostáią. Co więc czynią mężcżyznę do zmázy nocney przywodząc. Tákowe dźieci podcżás zá Bożym dopusczeniem podmiátáia/ włásne ludzkie dźieći pokrywszy. Trzecie są/ gdy podczás
Skrót tekstu: SpInZąbMłot
Strona: 282
Tytuł:
Młot na czarownice
Autor:
Jacob Sprenger, Heinrich Institor
Tłumacz:
Stanisław Ząbkowic
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
magia, obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
śmierć ogarnęła doczesna i wieczna, onego Solrana Solimana. T. Panie mój, niepochlebne to prodygium, pewne protentum śmierci Monarchów wielkich, i dowód odmiany w różnych Państwach, gdy albo mianowani Kometowie na powietrzu pałają, albo jakoby Mężowie jacy ogniści, pod Niebem harce zwodzą, albo gdy głosy co uszu niewiedzieć z kąd płaczliwe dochodzą, albo psi i wylcy bez przyczyny, ustawicznie tęskliwie wyją, dżdże krwawe padają, i z słupów rutych pot krwawy wynika. A osobliwe gdy huk słyszeć ustawicznie trwający nakształt grzmotu hucznego, czegoś się Wmść napatrzać raczył, pewnie przed upadkiem Rzeczypospolitej Rzymskiej. B. Wszyzstko to u mnie nie ma i za
śmierć ogárnęłá doczesna y wieczna, onego Solraná Solimaná. T. Pánie moy, niepochlebne to prodigium, pewne protentum śmierći Monárchow wielkich, y dowod odmiány w rożnych Páństwách, gdy álbo miánowáni Kometowie ná powietrzu pałáią, álbo iákoby Męzowie iácy ogniści, pod Niebem hárce zwodzą, álbo gdy głosy co uszu niewiedźieć z kąd płáczliwe dochodzą, álbo pśi y wylcy bez przyczyny, ustáwicznie tęskliwie wyią, dzdze krwáwe padáią, y z słupow rutych pot krwáwy wynika. A osobliwe gdy huk słyszeć ustáwicznie trwáiący nákształt grzmotu hucznego, czegoś się Wmść napátrzáć raczył, pewnie przed vpadkiem Rzeczypospolitey Rzymskiey. B. Wszyzstko to v mnie nie ma y zá
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 146
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
moje ciężkie utrapienie, Na mój żal, w którym mię tu odbiegasz, niebogi, A sam czyli w dalekie wybierasz się drogi, Czy między góry bieżysz i dzikie pustynie? Prze imię Twoje, które miłosierdziem słynie, Obejźry się przynamniej na swą ulubioną, Ach, niestetyż, od Ciebie teraz porzuconą. Niech me płaczliwe treny, które w tej dolinie Smutny dźwięk z raną rosą żałośnie rozwinie, Dojdą Twych świętych uszu, żebyś poruszony Litością cofnął nazad bieg Twój zapędzony. Księżyc im dalej słońca, tym większej nabywa Światłości, mnie bez Ciebie ciemny mrok ukrywa I w tym ciężkim rozwodzie, nie wiedząc, czy żyję, Serce wzdychaniem chłodzę
moje ciężkie utrapienie, Na mój żal, w którym mię tu odbiegasz, niebogi, A sam czyli w dalekie wybierasz się drogi, Czy między góry bieżysz i dzikie pustynie? Prze imię Twoje, które miłosierdziem słynie, Obejźry się przynamniej na swą ulubioną, Ach, niestetyż, od Ciebie teraz porzuconą. Niech me płaczliwe treny, które w tej dolinie Smutny dźwięk z raną rosą żałośnie rozwinie, Dojdą Twych świętych uszu, żebyś poruszony Litością cofnął nazad bieg Twój zapędzony. Księżyc im dalej słońca, tym większej nabywa Światłości, mnie bez Ciebie ciemny mrok ukrywa I w tym ciężkim rozwodzie, nie wiedząc, czy żyję, Serce wzdychaniem chłodzę
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 323
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
Panie, i co się tam dzieje? Te trzy siostry, tak pięknej urody Dziedziczki, Chcą się gwałtem mąk strasznych nazwać Męczenniczki, Uwiedziony Dulciusz, miłym oka tokiem, Chciał się więcej ucieszyć niż samym widokiem: Najpierwej do czci Bogów przymuszał, a potym Mówił zemną, i z niemi niewstydliwie otym, Zadumiałe, płaczliwe, odrzuciły słowa, Każda pójść pod katowski miecz mężnie gotowa. Rozgniewany Dulciusz gwałtem chce kradzieży, Do nich w kuchni zawartych pędem wielkim bieży. Tam garki, i kociołki, ruszty, faski ściska, Widziałeś jakie potym czynił pośmiewiska. Rozumiał, że coś wskurał, kuchenne naczynia Przyciskając, całując, pasyj przyczynia
Panie, y co się tam dźieie? Te trzy siostry, tak piękney urody Dźiedźiczki, Chcą się gwałtem mąk strasznych nazwać Męczenniczki, Uwiedźiony Dulciusz, miłym oka tokiem, Chciał się więcey ucieszyć niż samym widokiem: Naypierwey do czći Bogow przymuszał, á potym Mowił zemną, y z niemi niewstydliwie otym, Zadumiałe, płaczliwe, odrzuciły słowa, Każda poyść pod katowski miecz mężnie gotowa. Rozgniewany Dulciusz gwałtem chce kradźieży, Do nich w kuchni zawartych pędem wielkim bieży. Tam garki, y kociołki, ruszty, faski śćiska, Widźiałeś iakie potym czynił pośmiewiska. Rozumiał, że coś wskurał, kuchenne naczynia Przyciskaiąc, całuiąc, passyi przyczynia
Skrót tekstu: RadziwiłłowaFSędzia
Strona: Gv
Tytuł:
Sędzia bez rozsądku
Autor:
Franciszka Urszula Radziwiłłowa
Miejsce wydania:
Żółkiew
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
sens taki na lutni:
Pieśń. Instrumenta, rwijcie strony! Nie utuli mnie pieszczony Dźwięk twój, Apollinie! Płacz mnie nie ominie!
Albo grajcie smętne treny, Grajcie, żałobne Kameny, Wzbudzając rzewliwy Lament, mych łez chciwy!
Wprzód będzie kształtem Nijoby Konterfekt mojej osoby I członki pieszczone W kamień przemienione,
Wprzód te płaczliwe źrzenice W kryształowe się krynice Rozpłyną i rzeki Ciekące na wieki, —
Niśliby mnie miały czyje Rozweselić melodie, Mając w sercu skryty Żal głęboko ryty.
Czemuż, Kupido niebaczny, Twej niełaski na mnie znaczny Dokument, gdy stronisz, Strzały swej nie ronisz?
Wypuść szybką z łuku strzałę, Ugodź w serce skamieniałe,
sens taki na lutni:
Pieśń. Instrumenta, rwijcie strony! Nie utuli mie pieszczony Dźwięk twoj, Apollinie! Płacz mie nie ominie!
Albo grajcie smętne treny, Grajcie, żałobne Kameny, Wzbudzając rzewliwy Lament, mych łez chciwy!
Wprzod będzie kształtem Nijoby Konterfekt mojej osoby I członki pieszczone W kamień przemienione,
Wprzod te płaczliwe źrzenice W kryształowe sie krynice Rozpłyną i rzeki Ciekące na wieki, —
Niśliby mie miały czyje Rozweselić melodye, Mając w sercu skryty Żal głęboko ryty.
Czemuż, Kupido niebaczny, Twej niełaski na mnie znaczny Dokument, gdy stronisz, Strzały swej nie ronisz?
Wypuść szybką z łuku strzałę, Ugodź w serce skamieniałe,
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 24
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
piórku przeszkadza.
Więc jako każe mojej magister kapele, Póki mieszka w śmiertelnym smutna dusza ciele, Będę grał z Aryjonem, w rzewnych łez z okrętu Rzucony morze, serce miasto instrumentu W żałosnego nawlókszy pelikana strony, Lutując syna, córki, zięcia, wnuki, żony. Aza on święty Delfin, jedyny Syn Boży, Płaczliwe słysząc treny, ramię swe podłoży, Ramię, na którym grunty swego kładąc domu, Dźwigał w górę srogiego dwa kloca slostromu, I mnie z tym pomienionej Charybdy muzykiem Do wesołego portu stanie przewoźnikiem,
Która tonią takową modę ma z natury, Że co do dna zanurzy, wyrzuca do góry Tak długo, aż utopi
piórku przeszkadza.
Więc jako każe mojej magister kapele, Póki mieszka w śmiertelnym smutna dusza ciele, Będę grał z Aryjonem, w rzewnych łez z okrętu Rzucony morze, serce miasto instrumentu W żałosnego nawlókszy pelikana strony, Lutując syna, córki, zięcia, wnuki, żony. Aza on święty Delfin, jedyny Syn Boży, Płaczliwe słysząc treny, ramię swe podłoży, Ramię, na którym grunty swego kładąc domu, Dźwigał w górę srogiego dwa kloca slostromu, I mnie z tym pomienionej Charybdy muzykiem Do wesołego portu stanie przewoźnikiem,
Która tonią takową modę ma z natury, Że co do dna zanurzy, wyrzuca do góry Tak długo, aż utopi
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 508
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987