prywaty; Choć cnotliwego bezbożny syn rodu, W wojsku ani sam, ani ma żołnierza. O świat! O ludzie! ni z mięsa, ni z pierza!
Niechże się sejmik, niechże się sejm zjawi, Ali na koźle kornet za karetą, I bębenistę jegomość postawi; Dosyć rzęsisto zatrząsnął kaletą, Trzydziestom płaszcze gdy parobkom sprawi,
Sam tylko jada, bo żyje dyjetą, Wszytko po polsku u niego nic k rzeczy, Gotów na ojca Włochom iść w odsieczy.
Ogolił one staropolskie wąsy, Kortezyjanka właśnie tak szepleni; Patrzże, gdy pójdzie w galardy i w pląsy. Jeśli mu zganisz, że się tak odmieni: Cóż
prywaty; Choć cnotliwego bezbożny syn rodu, W wojsku ani sam, ani ma żołnierza. O świat! O ludzie! ni z mięsa, ni z pierza!
Niechże się sejmik, niechże się sejm zjawi, Ali na koźle kornet za karetą, I bębenistę jegomość postawi; Dosyć rzęsisto zatrząsnął kaletą, Trzydziestom płaszcze gdy parobkom sprawi,
Sam tylko jada, bo żyje dyjetą, Wszytko po polsku u niego nic k rzeczy, Gotów na ojca Włochom iść w odsieczy.
Ogolił one staropolskie wąsy, Kortezyjanka właśnie tak szepleni; Patrzże, gdy pójdzie w galardy i w pląsy. Jeśli mu zganisz, że się tak odmieni: Cóż
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 154
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
konfirmację R. 1190 statuendo, aby się zwali Fratres Teutonici Ksenodocbii Hierosolimitani B M Virginis; Regulę Z Augustyna im nadając, Obserwy przytym różne. Przywileje i wosności, Insygne Ordynis naznaczając Krzyż Czarny, Co wszystko w Jeruzalem pierwszemu Magistro Ordynis Henrico Wapold solenniter od dano. Patriarchowie potym lerozolimscy, Braci tym, Habit dali Płaszcze białe z Czarnemi Krzyżami z przodu i z tyłu naznaczone dużemi. Z razu było Braci tej inwestytury Szlachty świeckiej albo Laików 24 a Kapłanów 7, którzy Mszę Świętą celebrowac mogli w zbroi. z mieczem przypasanym, na znak, że zawsze decertare gotowi byli za Wiarę i Ziemię Świętą. Bród nie golili, oprócz Kślęży
konfirmacyę R. 1190 statuendo, aby się zwali Fratres Theutonici Xenodocbii Hierosolymitani B M Virginis; Regulę S Augustyna im nádaiąc, Obserwy przytym rożne. Przywileie y wosności, Insigne Ordinis naznaczaiąc Krzyż Czarny, Co wszystko w Ieruzalem pierwszemu Magistro Ordinis Henrico Wapold solenniter od dano. Patryarchowie potym lerozolimscy, Braci tym, Habit dali Płaszcze białe z Czarnemi Krzyżami z przodu y z tyłu naznaczone dużemi. Z razu było Braci tey inwestytury Szlachty swieckiey albo Laikow 24 a Kapłanow 7, ktorzy Mszę Swiętą celebrowac mogli w zbroi. z mieczem przypasanym, na znak, że zawsze decertare gotowi byli za Wiarę y Ziemię Swiętą. Brod nie golili, oprocz XXlęży
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 1049
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
wiosce niedalekiej gościńca z Pren do Kowna idącego, gdzie z racji zimna ogień przed stancją regimentarską był naniecony. Tymczasem Moskwa, tak ten ogień, jako konnych, którzy Kozaków na podsłuchach będących pobrać chcieli, postrzegłszy, uczyniła alarm i do Kowna uchodzić umyśliła. Jakoż dragonia moskiewska, porzuciwszy w Prenach konie z kulbakami i płaszcze, razem z piechotą ruszyła się do Kowna. Idąc gościńcem trafiła na uszykowane szwadrony nasze i nie tak atakując, jak broniąc się, pierwsza ognia, tak z armatek polnych, jako też i z ręcznej strzelby dawać poczęła. Nasi suponując, że się dowiedziawszy Moskwa o podjeździe, atakuje onych, zmieszali się i niektórzy pierzchać
wiosce niedalekiej gościńca z Pren do Kowna idącego, gdzie z racji zimna ogień przed stancją regimentarską był naniecony. Tymczasem Moskwa, tak ten ogień, jako konnych, którzy Kozaków na podsłuchach będących pobrać chcieli, postrzegłszy, uczyniła alarm i do Kowna uchodzić umyśliła. Jakoż dragonia moskiewska, porzuciwszy w Prenach konie z kulbakami i płaszcze, razem z piechotą ruszyła się do Kowna. Idąc gościńcem trafiła na uszykowane szwadrony nasze i nie tak atakując, jak broniąc się, pierwsza ognia, tak z armatek polnych, jako też i z ręcznej strzelby dawać poczęła. Nasi suponując, że się dowiedziawszy Moskwa o podjeździe, atakuje onych, zmieszali się i niektórzy pierzchać
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 99
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
podjeździe, atakuje onych, zmieszali się i niektórzy pierzchać poczęli. Poszli tedy szczęśliwie Moskale do Kowna bez wydania do nich ognia, a regimentarz przyszedł skoro dzień do Balbierzyszek, gdzie tabory i tę garstkę piechoty w całości zastał, a Michał Buchowiecki, rotmistrz brzeski, w dzień wszedłszy do Pren, zostawione konie, kulbaki i płaszcze moskiew-skie pozabierał i do Balbierzyszek za regimentarzem nadciągnął.
Z Balbierzyszek ruszył się regimentarz na Ludwinów do Kalwarii. Tam także niedługo bawiąc, a w częstych trwogach będąc, po różnych nocnych i dziennych marszach stanęliśmy w Sidrze i tam, sprowadziwszy z ekonomii grodzieńskiej, po które i ja do klucza kwaszowskiego komenderowany byłem,
podjeździe, atakuje onych, zmieszali się i niektórzy pierzchać poczęli. Poszli tedy szczęśliwie Moskale do Kowna bez wydania do nich ognia, a regimentarz przyszedł skoro dzień do Balbierzyszek, gdzie tabory i tę garstkę piechoty w całości zastał, a Michał Buchowiecki, rotmistrz brzeski, w dzień wszedłszy do Pren, zostawione konie, kulbaki i płaszcze moskiew-skie pozabierał i do Balbierzyszek za regimentarzem nadciągnął.
Z Balbierzyszek ruszył się regimentarz na Ludwinów do Kalwarii. Tam także niedługo bawiąc, a w częstych trwogach będąc, po różnych nocnych i dziennych marszach stanęliśmy w Sidrze i tam, sprowadziwszy z ekonomii grodzieńskiej, po które i ja do klucza kwaszowskiego komenderowany byłem,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 99
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
, iż tak żołnierz powinien był mieć piękną twarzyczkę i włoski strój, jako. panięta których tam widali). To im zbiwszy, to znowu jeżeli chrześcijanie? jeśli się ich też nie boję? czemu głowy golą, czemu wszystkę ogoliwszy, czuprynę zostawują? brodę czemu golą, a ogoliwszy na co wąsy zostawiają? czemu płaszcze opięte mają? czemu u nich tak wielkie kołnierze? czemu krezów nie mają, czemu czapki tak wysokie mają, aż za głowę wiszą? czemu pludry tak wąskie jako rękaw, czemu bóty żółte, dla czego kowane, czemu zbroi nie mają, czemu krzywe rapiry, czemu wędzidła u koni tak małe? jako na
, iż tak żołnierz powinien był mieć piękną twarzyczkę i włoski strój, jako. panięta których tam widali). To im zbiwszy, to znowu jeżeli chrześcianie? jeśli się ich też nie boję? czemu głowy golą, czemu wszystkę ogoliwszy, czuprynę zostawują? brodę czemu golą, a ogoliwszy na co wąsy zostawiają? czemu płaszcze opięte mają? czemu u nich tak wielkie kołnierze? czemu krezów nie mają, czemu czapki tak wysokie mają, aż za głowę wiszą? czemu pludry tak wązkie jako rękaw, czemu bóty żółte, dla czego kowane, czemu zbroi nie mają, czemu krzywe rapiry, czemu wędzidła u koni tak małe? jako na
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 94
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
co w biskupich, księżych majętnościach, Także opacich szkody naczyniono, Dobra ich częścią swejwoli żołnierskiej, Częścią, chciwości podając kacerskiej.
A na zelżywość katolickiej wiary Ku służbie boskiej w poświęcone szaty Ubierały się nierządne maszkary, W alby i komże, kapy i ornaty,
I też z Cygany żydowskie poczwary, Czyniąc z nich solne płaszcze i kabaty: Samym nakoniec kapłanom ubogim, Przyszło zostawać w uciśnieniu srogiem.
Co żałośniejsza! w wszystkiem chrześcijaństwie Klasztor cudownym obrazem wsławiony Bogarodzicy panny, w polskiem państwie Cnych katolików klejnot ulubiony, Kusił się gwałtem trzymać w swem tyraństwie: Jednak przedziwnie dodała obrony Przeczysta panna, że kacerskie siły Miejscu świętemu nic niezaszkodziły
co w biskupich, xiężych majętnościach, Także opacich szkody naczyniono, Dobra ich częścią swejwoli żołnierskiej, Częścią, chciwości podając kacerskiej.
A na zelżywość katolickiej wiary Ku służbie boskiej w poświęcone szaty Ubierały się nierządne maszkary, W alby i komże, kapy i ornaty,
I też z Cygany żydowskie poczwary, Czyniąc z nich solne płaszcze i kabaty: Samym nakoniec kapłanom ubogim, Przyszło zostawać w uciśnieniu srogiém.
Co żałośniejsza! w wszystkiém chrześciaństwie Klasztor cudownym obrazem wsławiony Bogarodzicy panny, w polskiém państwie Cnych katolików klejnot ulubiony, Kusił się gwałtem trzymać w swém tyraństwie: Jednak przedziwnie dodała obrony Przeczysta panna, że kacerskie siły Miejscu świętemu nic niezaszkodziły
Skrót tekstu: OdymWŻałKoniec
Strona: 351
Tytuł:
Żałośna postać Korony Polskiej
Autor:
Walenty Odymalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
, czyli więcej i bardzo rażą i konie i ludzi w szykach. Król posyła z cesarskiego wojska regiment, aby się stamtąd wyrugować. Wkrótce dają znać do króla, że tego regimentu nie staje, bo przy dobrych przymurkach są janczarowie. Rozkazuje Król drugiemu regimentowi następować, w którym było tysiąc dwieście ludzi pięknych i okrytych; płaszcze mieli szare, kamizele białe, których dobrzem uważał, bo wedle nas szli. Dają znać, że i z tego regimentu mało jest ludzi, którzy byli jak na cel wystawieni, a Turcy się przy fortelu trzymali. Dopiero Król wydaje ordynans do kirasjerów cesarskich, aby skoczyli i szpadami wykłuli. Turcy też byli już
, czyli więcej i bardzo rażą i konie i ludzi w szykach. Król posyła z cesarskiego wojska regiment, aby się stamtąd wyrugować. Wkrótce dają znać do króla, że tego regimentu nie staje, bo przy dobrych przymurkach są janczarowie. Rozkazuje Król drugiemu regimentowi następować, w którym było tysiąc dwieście ludzi pięknych i okrytych; płaszcze mieli szare, kamizele białe, których dobrzem uważał, bo wedle nas szli. Dają znać, że i z tego regimentu mało jest ludzi, którzy byli jak na cel wystawieni, a Turcy się przy fortelu trzymali. Dopiero Król wydaje ordynans do kirasjerów cesarskich, aby skoczyli i szpadami wykłuli. Turcy też byli już
Skrót tekstu: DyakDiar
Strona: 63
Tytuł:
Diariusz wiedeńskiej okazji
Autor:
Mikołaj Dyakowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki, relacje
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1717 a 1720
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1720
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef A. Kosiński, Józef Długosz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Ministerstwo Obrony Narodowej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
A iż Lidda była blisko Jopy/ uczniowie usłyszawszy że tam jest Piotr/ posłali do niego dwu mężów/ prosząc go aby się nie lenił przyść do nich. 39. Tedy wstawszy Piotr/ szedł z nimi: a gdy przyszedł/ wprowadzili go na salę/ i obstąpiły go wszystkie wdowy płacząc/ i ukazując suknie i płaszcze/ które im Dorka robiła póki była z nimi. 40. A Piotr wygnawszy precz wszystkie/ klęknął na kolana i modlił się; a obróciwszy się do onego ciała/ rzekł: Tabito wstań. A ona otworzyła oczy swoje/ i ujrzawszy Piotra/ usiadła. 41. A on podawszy jej rękę/ podniósł ją.
A iż Liddá byłá blisko Ioppy/ ucżniowie usłyszawszy że tám jest Piotr/ posłáli do niego dwu mężow/ prosząc go áby śię nie lenił przyść do nich. 39. Tedy wstawszy Piotr/ szedł z nimi: á gdy przyszedł/ wprowádźili go ná salę/ y obstąpiły go wszystkie wdowy płácżąc/ y ukázując suknie y płaszcże/ ktore im Dorká robiłá poki byłá z nimi. 40. A Piotr wygnawszy precż wszystkie/ klęknął ná koláná y modlił śię; á obroćiwszy śię do onego ćiáłá/ rzekł: Tábito wstań. A oná otworzyłá ocży swoje/ y ujrzawszy Piotrá/ uśiádłá. 41. A on podawszy jey rękę/ podniosł ją.
Skrót tekstu: BG_Dz
Strona: 135
Tytuł:
Biblia Gdańska, Dzieje apostolskie
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Daniel Mikołajewski
Drukarnia:
Andreas Hünefeld
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
Biblia
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
rzekom i krynicom przysparza ciekącej Wody? któż spuszcza rosy w letny znój gorący? Któż chłodzi deszczem ziemię, a zemdlone zioła Obczerstwia, zali nie Ty sam, o Panie, zgoła? Tobie kwoli barwiste sieje wiosna kwiecie I sowity urodzaj ziemia daje lecie, Tobie jesień owoce przynosi doźrałe, A zima ziemię kryje w swoje płaszcze białe. Niezliczone twe czyny wszechmocne, zaiste, Niepojęte roboty, o Panie, wieczyste. Bądźże tedy na wieki od nas pochwalony Za wszytkie dobrodziejstwa, Boże nieskończony. Żywże nas, póki raczysz, w tej ziemskiej niskości, Tylko niech w twojej będziem zawsze opatrzności. 3. PIEŚŃ XXXV O ŚMIERCI
Kto nieuchronne
rzekom i krynicom przysparza ciekącej Wody? któż spuszcza rosy w letny znój gorący? Któż chłodzi deszczem ziemię, a zemdlone zioła Obczerstwia, zali nie Ty sam, o Panie, zgoła? Tobie kwoli barwiste sieje wiosna kwiecie I sowity urodzaj ziemia daje lecie, Tobie jesień owoce przynosi doźrałe, A zima ziemię kryje w swoje płaszcze białe. Niezliczone twe czyny wszechmocne, zaiste, Niepojęte roboty, o Panie, wieczyste. Bądźże tedy na wieki od nas pochwalony Za wszytkie dobrodziejstwa, Boże nieskończony. Żywże nas, póki raczysz, w tej ziemskiej niskości, Tylko niech w twojej będziem zawsze opatrzności. 3. PIEŚŃ XXXV O ŚMIERCI
Kto nieuchronne
Skrót tekstu: PotPieśRKuk_I
Strona: 466
Tytuł:
Pieśni różne
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1669 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Nie było, w tym upewnił tylko dla błazeństwa. Cieszy się, głaszcząc brodę, i tym wierzy prędzej, Im bardziej życzył; ani ochrania pieniędzy. „Dawno też na to grzmiało, że z długiego gromu Jakubowi dziś królem być z Gawronów domu.” Do krewnych i przyjaciół z tym rozsyła listy, Gwardią w płaszcze stroi, kędy herb ojczysty W orle koronnym każe przyszywać na plecy, Żeby jako w największej mógł wjeżdżać splendecy. Z gotową oracyją posłów po się czeka, Ale wprzód swego, który w Warszawie był, człeka. Przyjechał ten; że był Włoch, po polsku nie umiał, Dziwno mu, widząc pana, że nagle
Nie było, w tym upewnił tylko dla błazeństwa. Cieszy się, głaszcząc brodę, i tym wierzy prędzej, Im bardziej życzył; ani ochrania pieniędzy. „Dawno też na to grzmiało, że z długiego gromu Jakubowi dziś królem być z Gawronów domu.” Do krewnych i przyjaciół z tym rozsyła listy, Gwardyją w płaszcze stroi, kędy herb ojczysty W orle koronnym każe przyszywać na plecy, Żeby jako w największej mógł wjeżdżać splendecy. Z gotową oracyją posłów po się czeka, Ale wprzód swego, który w Warszawie był, człeka. Przyjechał ten; że był Włoch, po polsku nie umiał, Dziwno mu, widząc pana, że nagle
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 161
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987