naszych uporem Wioną pogromieni. Ślepą wziąwszy się falą, Pola trupem zawalą, Że krwią Dniepr sięwspieni. Tak zmierzch pierwszy nie padnie, Że osięże trzy snadnie Pola pan Marsowe. Wtem i Moskwa (słuch nowy) Z cerkwie pierzchła Piotrowej W szańce Sehinowe. Tedy ledwie się z morza Złota wychyli zorza, Pokrowska w płomieniu, Znowu trzęsie Mars drzewy, Znowu rozżarzy gniewy, Po krótkiem wytchnieniu. Z tymi Butler się ściera, Owych Rożen wypiera, Piechota w opale. Że fortuna wątpliwa, Nie wie komu życzliwa, Komu podnieść szale.
Aż gdy ufy walnemi, Moskwa naszym silnemi, Wesprze w zad szeregów, Madaliński przypada, Jakim gwałtem
naszych uporem Wioną pogromieni. Ślepą wziąwszy się falą, Pola trupem zawalą, Że krwią Dniepr sięwspieni. Tak zmierzch pierwszy nie padnie, Że osięże trzy snadnie Pola pan Marsowe. Wtem i Moskwa (słuch nowy) Z cerkwie pierzchła Piotrowej W szańce Sehinowe. Tedy ledwie się z morza Złota wychyli zorza, Pokrowska w płomieniu, Znowu trzęsie Mars drzewy, Znowu rozżarzy gniewy, Po krótkiem wytchnieniu. Z tymi Butler się ściera, Owych Rożen wypiera, Piechota w opale. Że fortuna wątpliwa, Nie wie komu życzliwa, Komu podnieść szale.
Aż gdy ufy walnemi, Moskwa naszym silnemi, Wesprze w zad szeregów, Madaliński przypada, Jakim gwałtem
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 14
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
Dafną przyść koniecznie: I tego czego pragnie/ spodziewa się/ ale Jego własne nadzieje zdradzają go cale. Jako po zżęciu kłosia/ lekką ścierń palają/ Jako i suche płoty z podpału gorają/ Który albo przymknąwszy blisko w nocy sprawieł Człek podróżny/ albo go i na dzień zostawieł: K Tak Bóg niespodziewanie w gorącym płomieniu Uwiąznąwszy/ musiał trwać w srogim utrapieniu. Męcząc się wszystek w sobie okrutnym pałaniem/ Karmi niepłodną miłość próżnym spodziewaniem. Widzi z pozornej szyje wisząc nie czosane Włosy/ cóżby rzekł gdyby widział ugłaskane? Widzi ogniem się łskniące/ i jasnym podobne Gwaizdom Niebieskim oczy/ nad zamiar nadobne. Widzi/ a nie dosyć jest
Dáphną przyść koniecznie: Y tego czego prágnie/ spodźiewa się/ ále Iego własne nádźieie zdrádzáią go cále. Iáko po zżęćiu kłośia/ lekką śćierń paláią/ Iáko y suche płoty z podpału goráią/ Ktory álbo przymknąwszy blisko w nocy spráwieł Człek podrożny/ álbo go y ná dźień zostáwieł: K Ták Bog niespodźiewánie w gorącym płomieniu Vwiąznąwszy/ muśiał trwáć w srogim vtrapieniu. Męcząc się wszystek w sobie okrutnym pałániem/ Karmi niepłodną miłość proznym spodźiewániem. Widźi z pozorney szyie wisząc nie czosáne Włosy/ cożby rzekł gdyby widźiał vgłaskáne? Widźi ogniem się łskniące/ y iásnym podobne Gwaizdom Niebieskim oczy/ nád zámiar nadobne. Widźi/ á nie dosyć iest
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 29
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
gdym serca pozbyła; ta mię nieraz do smutków takowych przywiodła, że mi hojnie pot płynął z ciała jako z źrzodła. Lub o innych mówiłam rzeczach, gdym wspomniała na Kochanka, zawszem Go w uściech moich miała. Zaczym proszę, powiedzcie o mym uskarżeniu, żem już cale zgorzała w miłości płomieniu. Rzeczcie, że tak w tym ogniu siły moje znikły, jako więc róże więdnąć w kanikułę zwykły. Powiedzcie, że zapały długie tak mię suszą, jak lilije od zwiędłych krzaków gdy schnąć muszą. Powiedzcie, że Kochania mego miłość winą, która będzie i śmierci mojej tąż przyczyną. II
Trzeźwcie mię kwiatkami,
gdym serca pozbyła; ta mię nieraz do smutków takowych przywiodła, że mi hojnie pot płynął z ciała jako z źrzodła. Lub o innych mówiłam rzeczach, gdym wspomniała na Kochanka, zawszem Go w uściech moich miała. Zaczym proszę, powiedzcie o mym uskarżeniu, żem już cale zgorzała w miłości płomieniu. Rzeczcie, że tak w tym ogniu siły moje znikły, jako więc róże więdnąć w kanikułę zwykły. Powiedzcie, że zapały długie tak mię suszą, jak lilije od zwiędłych krzaków gdy schnąć muszą. Powiedzcie, że Kochania mego miłość winą, która będzie i śmierci mojej tąż przyczyną. II
Trzeźwcie mię kwiatkami,
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 128
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
na inszy brzeg nawa wypłynie, Wysiadać z łodzi, a wysiadszy z wody, Czekać gdzie lepszej na lądzie pogody. LAMENT NIEWOLNIKA
Nic mię nie boli, a płaczę, rzewliwy, Nikt mnie nie więzi, a przecię, tęskliwy, Łańcuch na szyjej noszę, pojmany,
I w srogich pętach chodzę, okowany. W płomieniu tonę, pałam pośród wody, Boże się pożal nieszczęsnej przygody! Sam nie wiem dzisia, co się ze mną dzieje, Straciłem wszytkich pociech mych nadzieje. Okrutne dziewczę męstwa dokazuje Nad tym, którego swobodą szafuje, A przecię samej tylko, zniewolone, Hołdować musi serce me strapione. Płaczem się cieszę w tak
na inszy brzeg nawa wypłynie, Wysiadać z łodzi, a wysiadszy z wody, Czekać gdzie lepszej na lądzie pogody. LAMENT NIEWOLNIKA
Nic mię nie boli, a płaczę, rzewliwy, Nikt mnie nie więzi, a przecię, teskliwy, Łańcuch na szyjej noszę, poimany,
I w srogich pętach chodzę, okowany. W płomieniu tonę, pałam pośród wody, Boże się pożal nieszczęsnej przygody! Sam nie wiem dzisia, co się ze mną dzieje, Straciłem wszytkich pociech mych nadzieje. Okrutne dziewczę męstwa dokazuje Nad tym, którego swobodą szafuje, A przecię samej tylko, zniewolone, Hołdować musi serce me strapione. Płaczem się cieszę w tak
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 275
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
i mgłą śmierci cale pokrytego: był głęboki, ognistym węglem napełniony, szyją cienką u wierzchu potężnie zamkniony; wieko było miąższości łokci sześć mające, nad węgle płomieniste ogniem pałające. Stamtąd smrody takowe brzydkie wychodziły, iż przeszłe strachy duszy nie tak ciężkie były. Na blachę onę straszną dusze zstępowały, gdzie jak ołów stopione w płomieniu gorzały. Przez blachę onę, gdy je jak wosk przecadzono, znowu je na tęż mękę nazad powrócono. Rozkazano tu potym, aby zachowano większe męki tym duszom i tak im płacono ojca i bratobójstwa, insze krwie rozlania, okrucieństwa i nędznych ludzi uciskania. «Ty jednak – rzecze Anioł – choć żeś winien tego
i mgłą śmierci cale pokrytego: był głęboki, ognistym węglem napełniony, szyją cienką u wierzchu potężnie zamkniony; wieko było miąższości łokci sześć mające, nad węgle płomieniste ogniem pałające. Stamtąd smrody takowe brzydkie wychodziły, iż przeszłe strachy duszy nie tak ciężkie były. Na blachę onę straszną dusze zstępowały, gdzie jak ołów stopione w płomieniu gorzały. Przez blachę onę, gdy je jak wosk przecadzono, znowu je na tęż mękę nazad powrócono. Rozkazano tu potym, aby zachowano większe męki tym duszom i tak im płacono ojca i bratobójstwa, insze krwie rozlania, okrucieństwa i nędznych ludzi uciskania. «Ty jednak – rzecze Anioł – choć żeś winien tego
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 89
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
, z figi sokiem, albo wodą w której hałun moknie, potym wysusz, te Pismo; kiedy ci potrzeba go przeczytać, potrzy sadzą miałką, albo papierem na węgiel spalonym, pokażą ci się litery, wyraźne do czytania. Jeśli też napiszesz co utartym salomoniakiem, białe i nieznaczne będą litery, jeno przygrzejesz przy płomieniu szczernieje. Albo napisz hałunem tartym, nieznać, aż kartę tak pisaną w wodzie zamoczysz, według Aleksiusza. Sokiem także cytryny pisane litery są białe, ale przy ogniu czarnieją. Jeśli by zaś chciałeś komu daleko sekret komunikować, tedy oprócz sposobu dopiero podanego, możesz Sekretarzowi twemu ogolić głowę, na niej napisać
, z figi sokiem, albo wodą w ktorey hałun moknie, potym wysusz, te Pismo; kiedy ci potrzeba go przeczytać, potrzy sadzą miałką, albo papierem na węgiel spalonym, pokáżą ci się litery, wyraźne do czytania. Ieśli też napiszesz co utartym salomoniakiem, białe y nieznaczne będą litery, ieno przygrzeiesz przy płomieniu sczernieie. Albo napisz hałunem tartym, nieznać, aż kartę tak pisaną w wodzie zamoczysz, według Alexiusza. Sokiem także cytryny pisane litery są biáłe, ale przy ogniu czarnieią. Ieśli by zas chciáłeś komu daleko sekret kommunikować, tedy opròcz sposobu dopiero podanego, możesz Sekretarzowi twemu ogolić głowę, na niey nápisać
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 510
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
Zrobić wlot szkiełka, co rzecz w sobie barzo drobną, i prawie nie dojzrzaną okiem, dość wielką na widok pokazują, Mikroskopia je nazywają.
Różni różnie/ miej ty ten sposób. Weś odrobinkę (choć jako ziarno jaglane) pięknego szkła/ pośliniwszy żeby się trzymało/ połóż na głowce szpilkowy/ potrzymaj w jasnym płomieniu świecy/ a zbieży się w gałeczkę/ którą w dziureczkę miedzy dwie karcie albo blaszki włożywszy/ w instumencik jaki wprawiwszy/ mieć będziesz mikroskopium. Może i tak: miasto szpilki na węglu ją położywszy/ fejfką przy kaganku rożtopić. Jeżeli za pierwszą razą nie cale okrągło padnie/ toż tę stronę znowu fajfką roztopić. Acz
Zrobić wlot szkiełká, co rzecz w sobie barzo drobną, i práwie nie doyzrzáną okiem, dość wielką ná widok pokázuią, Mikroskopia ie nazywáią.
ROzni rożnie/ miey ty ten sposob. Weś odrobinkę (choć iáko źiárno iágláne) pięknego śkłá/ pośliniwszy żeby się trzymáło/ położ ná głowce szpilkowy/ potrzymáy w iásnym płomieniu świecy/ á zbieży się w gałeczkę/ ktorą w dźiureczkę miedzy dwie kárćie albo blaszki włożywszy/ w instumenćik iáki wpráwiwszy/ mieć będziesz mikroskopium. Może i ták: miasto szpilki ná węglu ią położywszy/ feyfką przy kágánku rożtopić. Iezeli zá pierwszą rázą nie cále okrągło pádnie/ toż tę stronę znowu fayfką rostopić. Acz
Skrót tekstu: SekrWyj
Strona: 293
Tytuł:
Sekret wyjawiony
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Colegii Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1689
Data wydania (nie wcześniej niż):
1689
Data wydania (nie później niż):
1689
który nowego świata dojechał/ że tam jest jedna wyspa ex Insulis Fortunatis Teneriffem zowią/ z której także ognie wypadają/ jako i z Etny. Tóż piszą i o nowej Hiszpaniej na tamtym świecie/ i także w tym kraju/ który nazywają Kwatimala, kędy barzo wiele ogniów ku gorze wynika/ ale jeden nadziwniejszy w którego płomieniu złota rozpusczonego blask się świeci. Rzecze tu kto: Prawda to jest/ że są pod ziemią ognie/ ale te kędykolwiek są/ tedy zawsze na wierzch wylatują/ gdyż to przyrodzenie jest ognia/ aby się wzgórę zawsze piął. Do tego/ gdyby pod ziemią miał być/ musiałby się prędko udusić: ponieważ
ktory nowego świátá doiechał/ że tám iest iedná wyspá ex Insulis Fortunatis Teneriffem zowią/ z którey tákże ognie wypadaią/ iáko y z AEtny. Tóż piszą y o nowey Hiszpániey ná tamtym świećie/ y także w tym kráiu/ ktory názywáią Quatimala, kędy bárzo wiele ogniów ku gorze wynika/ ale ieden nadźiwnieyszy w ktorego płomieniu złotá rospuscżonego blásk sie świeći. Rzecże tu kto: Prawdá to iest/ że są pod źiemią ognie/ ále te kędykolwiek są/ tedy záwsze ná wierzch wylatuią/ gdyż to przyrodzenie iest ogniá/ áby się wzgorę záwsze piął. Do tego/ gdyby pod źiemią miał bydź/ muśiałby się prędko vdusić: ponieważ
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 103
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
Abrahamowym. 7 A posyłając go do Egiptu, 14 naucza jakoby sobie poczynać miał. 19 i jako mu się powiedzie, przepowiada. 1
A Mojżesz pasł trzodę Jetra/ świekra swego kapłana Madiańskiego/ i zagnał trzodę na puszczą/ a przyszedł do góry Bożej/ do Horeb/ 2 I ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognistym/ z pośrzodku krza: i widział/ a oto/ kierz gorzał ogniem/ a on kierz nie zgorzał. 3 Tedy rzekł Mojżesz/ pójdę teraz/ a oglądam to widzenie wielkie/ czemu nie zgórę ten kierz. 4 A widząc PAN iż szedł patrzyć/ zawołał nań BÓG z pośrzodku onego krza/
Abráhámowym. 7 A posyłájąc go do Egiptu, 14 náucża jákoby sobie poczynać miał. 19 y jáko mu śię powiedźie, przepowiada. 1
A Mojzesz pásł trzodę Ietrá/ świekrá swego kápłáná Mádiáńskiego/ y zágnáł trzodę ná puszczą/ á przyszedł do gory Bożey/ do Horeb/ 2 Y ukázáł mu śię Anioł Páński w płomieniu ognistym/ z pośrzodku krzá: y widźiał/ á oto/ kierz gorzáł ogniem/ á on kierz nie zgorzáł. 3 Tedy rzekł Mojzesz/ pojdę teraz/ á oglądam to widzenie wielkie/ cżemu nie zgore ten kierz. 4 A widząc PAN iż szedł pátrzyć/ záwołał náń BOG z pośrzodku onego krzá/
Skrót tekstu: BG_Wj
Strona: 57
Tytuł:
Biblia Gdańska, Księga Wyjścia
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Daniel Mikołajewski
Drukarnia:
Andreas Hünefeld
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
Biblia
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
Pafija nie tyka jej twarzy Swoją pochodnią, lecz, jeśli się zdarzy, Że ją obaczy, ogniów swych przygasza, A żywych iskier z jej oczu uprasza.
Jako z jej lubego czoła Radość wynika wesoła, Jako z warg szkarłatnych roje Uciecha wypuszcza swoje, Trudno wymówić; w jej jednym pojźrzeniu Wszytka się miłość wydaje w płomieniu; Gdziekolwiek zasię nawróci wejźrzenie, Przenika skały, porusza kamienie.
I ty, Rozymundzie młody, Ogniem przedziwnej urody Tylko pierwszy raz dotkniony, Wszytek gorasz rozpalony; Ale nie zgoresz, bowiem to ognisko Tylko ochładza, który przy nim blisko
Stoi; a kto zaś patrzy nań z daleka, Barziej mu szkodzi
Pafija nie tyka jej twarzy Swoją pochodnią, lecz, jeśli się zdarzy, Że ją obaczy, ogniów swych przygasza, A żywych iskier z jej oczu uprasza.
Jako z jej lubego czoła Radość wynika wesoła, Jako z warg szkarłatnych roje Uciecha wypuszcza swoje, Trudno wymówić; w jej jednym pojźrzeniu Wszytka się miłość wydaje w płomieniu; Gdziekolwiek zasię nawróci wejźrzenie, Przenika skały, porusza kamienie.
I ty, Rozymundzie młody, Ogniem przedziwnej urody Tylko pierwszy raz dotkniony, Wszytek gorasz rozpalony; Ale nie zgoresz, bowiem to ognisko Tylko ochładza, który przy nim blisko
Stoi; a kto zaś patrzy nań z daleka, Barziej mu szkodzi
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 119
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983