też stracić. Już miał klęknąć przed katem, kiedy jedna stara
I szpetna, widząc, że się o nią nikt nie stara, Której już wywietrzało dziewictwo z pamięci, Szyję mu niespodzianie podwiką zakręci. Pozwoli instygator, jako stara foza, Iść z placu do ołtarza, do stuły z powroza; Ale ten, na plugawą pojrzawszy Margochę: „Tedy żebym na świecie mógł żyć jaką trochę, Możeli zwać żywotem w tak nierównym związku? Wolę razem, niżeli umierać po kąsku. Doścze czyśćcu po śmierci; kto się tu umota Złym przyjacielem, ten ma czyściec za żywota. Kto żony do pożycia miłego nie pojmie Dla jakiego respektu,
też stracić. Już miał klęknąć przed katem, kiedy jedna stara
I szpetna, widząc, że się o nię nikt nie stara, Której już wywietrzało dziewictwo z pamięci, Szyję mu niespodzianie podwiką zakręci. Pozwoli instygator, jako stara foza, Iść z placu do ołtarza, do stuły z powroza; Ale ten, na plugawą pojźrawszy Margochę: „Tedy żebym na świecie mógł żyć jaką trochę, Możeli zwać żywotem w tak nierównym związku? Wolę razem, niżeli umierać po kąsku. Dośćże czyścu po śmierci; kto się tu umota Złym przyjacielem, ten ma czyściec za żywota. Kto żony do pożycia miłego nie pojmie Dla jakiego respektu,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 169
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
do chust prania. Powieda, że w klasztorze białej płci nie moda, Gdzie bies jak tut był, gdy się okazja poda. Plując mniszy, koniecznie chcą wmówić w opata:
Choćby grzechu nie było, i owszem, zapłata, Żaden by się, może im bezpiecznie dać wiarę, Nie odważył z nich na tak plugawą maszkarę. Ani zgoła odmówić, ani też pozwolić Chce opat, ale każe obiadu dosolić. Wstawszy od stołu bracia prosto na pacierze; Opat klucze od studnie i piwnice bierze: Zamknąwszy klasztor, idzie gdzieś w drogę daleką. Biegają upragnieni, ledwie się nie wścieką, Łają mniszy opata o zamknienie studnie, Dzień był gorący
do chust prania. Powieda, że w klasztorze białej płci nie moda, Gdzie bies jak tut był, gdy się okazyja poda. Plując mniszy, koniecznie chcą wmówić w opata:
Choćby grzechu nie było, i owszem, zapłata, Żaden by się, może im bezpiecznie dać wiarę, Nie odważył z nich na tak plugawą maszkarę. Ani zgoła odmówić, ani też pozwolić Chce opat, ale każe obiadu dosolić. Wstawszy od stołu bracia prosto na pacierze; Opat klucze od studnie i piwnice bierze: Zamknąwszy klasztor, idzie gdzieś w drogę daleką. Biegają upragnieni, ledwie się nie wścieką, Łają mniszy opata o zamknienie studnie, Dzień był gorący
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 218
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
straszliwem dziwem jednem razem, Między orką, między nią stanąwszy, nie trwożył Nic sobą, a miecz w pochwach przed sobą położył. W ręku miał kotew z liną; z tak wielkiem srogiego Sercem dziwu tam czekał na miejscu morskiego.
XXXVII.
Skoro plugawa orka bliżej nastąpiła I Orlanda na bacie stojąc obaczyła, Tak szeroko plugawą paszczękę rozdarła, Żeby konia i z chłopem pospołu pożarła. Bez rozmysłu w nią śmiele skoczył, zapędzony Na bacie z wielką kotwią i tak utopiony W brzydkiem garle, kotwicę z wielkiem podziwieniem Między językiem wstawił, między podniebieniem,
XXXVIII.
Tak, że nie mogły spodnie podnosić się szczeki, I zwierzchnie spuszczać więcej u sprosnej
straszliwem dziwem jednem razem, Między orką, między nią stanąwszy, nie trwożył Nic sobą, a miecz w pochwach przed sobą położył. W ręku miał kotew z liną; z tak wielkiem srogiego Sercem dziwu tam czekał na miejscu morskiego.
XXXVII.
Skoro plugawa orka bliżej nastąpiła I Orlanda na bacie stojąc obaczyła, Tak szeroko plugawą paszczekę rozdarła, Żeby konia i z chłopem pospołu pożarła. Bez rozmysłu w nię śmiele skoczył, zapędzony Na bacie z wielką kotwią i tak utopiony W brzydkiem garle, kotwicę z wielkiem podziwieniem Między językiem wstawił, między podniebieniem,
XXXVIII.
Tak, że nie mogły spodnie podnosić się szczeki, I zwierzchnie spuszczać więcej u sprosnej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 235
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
czynić uboższej szlachcie, jeśli nie są łąkomcami sprośnymi i niemiłosiernego serca, jeśli pamiętają na to, że prowidencja Boska na ten koniec jednym dała więcej, aby w potrzebie udzielali i dopomagali drugim, inaczej przewracają Opatrzności porządek i bogactw swych niegodnymi się stają. Ale niech dobrze czynią nie szpecąc, nie zliszając, nie w podłość plugawą i w bezsumienności wprawiając szlacheckiego stanu, nie podając go na wstyd i ohydę swojemu i obcym narodom, nie kupując jak w jatkach cudzych języków, nie płacąc wolnych krysek, wolnych zdań i rodowitej wolności, nie obracając w przekupnie rynki kościołów, świątnic i miejsc elekcyjnych. Dobry i cnotliwy patriota, który ma godziwą przyjść do
czynić uboższej szlachcie, jeśli nie są łąkomcami sprośnymi i niemiłosiernego serca, jeśli pamiętają na to, że prowidencyja Boska na ten koniec jednym dała więcej, aby w potrzebie udzielali i dopomagali drugim, inaczej przewracają Opatrzności porządek i bogactw swych niegodnymi się stają. Ale niech dobrze czynią nie szpecąc, nie zliszając, nie w podłość plugawą i w bezsumienności wprawiając szlacheckiego stanu, nie podając go na wstyd i ohydę swojemu i obcym narodom, nie kupując jak w jatkach cudzych języków, nie płacąc wolnych krysek, wolnych zdań i rodowitej wolności, nie obracając w przekupnie rynki kościołów, świątnic i miejsc elekcyjnych. Dobry i cnotliwy patryjota, który ma godziwą przyjść do
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 278
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
znaczne oderwawszy Skrzydło, lako gwałtem do chlewów parowane bydło, W-staw przyległy napedzą, i Wojsku wszytkiemu, Z-Wałów się tej turniei przypatrującemu Widok wdzieczny uczynią. Te przynamniej szkode Ponioższy; że te którą czystą dotąd wode Nasi mieli, obróci szczero się im w-krwawą, I tamą młyn zawali z-ścierwów ich plugawą; Z-kąd początek zarazy. Co widząc i drudzy, A z-Mestwa i ochoty biorąc serce cudzy, Po nich, po nich, od Wałów gesto się wyprawią, Ze mało obnażonych obron nie zostawią. Aż wytrąbić rozkażą przez munsztuk Wodzowie, Ze się z nami do zgody biorą Tatarowie, Gonić ich zakazując, dopiero się wrócą
znáczne oderwawszy Skrzydło, láko gwałtem do chlewow parowane bydło, W-staw przyległy napedzą, i Woysku wszytkiemu, Z-Wałow sie tey turniei przypatruiącemu Widok wdźieczny uczynią. Te przynamni szkode Ponioższy; że te ktorą czystą dotąd wode Nasi mieli, obroći szczero sie im w-krwáwą, I tamą młyn zawali z-śćierwow ich plugawą; Z-kąd początek zarázy. Co widząc i drudzy, A z-Mestwá i ochoty biorąc serce cudzy, Po nich, po nich, od Wałow gesto sie wyprawią, Ze mało obnażonych obron nie zostawią. Aż wytrąbić rozkażą przez munsztuk Wodzowie, Ze sie z nami do zgody biorą Tatarowie, Gonić ich zakazuiąc, dopiero sie wrocą
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 60
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
synaczkiem swoim Janem Czasu jednego do Panny Maryj szła/ chcąc obaczyć co by dzieciątko jej JEzus czyniło/ tam przyszedszy/ znalazła wiele Dziatek koło niego/ mających glinianą kulę którą sobie igrali/ Dzięciątko JEzus zaś miał złotą Kulę/ i chciał drugim dać na odmianę mówiąc/ jeżeli chcecie te złotą Kulę mieć/ tedy musicie waszą plugawą Kulę porzucić. Ale Dzieci zgardziwszy złotą Kulę niechcieli swojej glinianej Kuli porzucić/ wadzili się miedzy sobą/ chcąc jeden przed drugim mieć. Dzieciątko JEzus podniósłszy złotą Kulę do góry/ zawołał mówiąc: Kto chce glinianą Kulę porzucić/ ten złotą Kulę mieć ma/ ale żadne niechciało przyść/ wołał po drugi i po
synaczkiem swoym Ianem Czásu iednego do Pánny Máryi szła/ chcąc obacżyć co by dzieciątko iey IEzus czyniło/ tám przyszedszy/ ználázła wiele Dziatek koło niego/ máiących gliniáną kulę ktorą sobie igráli/ Dzięciątko IEzus záś miáł złotą Kulę/ y chciáł drugim dáć na odmianę mowiąc/ iezeli chcecie te złotą Kulę mieć/ tedy musicie wászą plugáwą Kulę porzucić. Ale Dźieci zgárdźiwszy złotą Kulę niechcieli swoiey glinianey Kuli porzucić/ wádźili się miedzy sobą/ chcąc ieden przed drugim miec. Dzieciątko IEzus podniozszy złotą Kulę do gory/ záwołáł mowiąc: Kto chce gliniáną Kulę porzucić/ ten złotą Kulę miec ma/ ále zádne niechciáło przyść/ wołał po drugi y po
Skrót tekstu: MalczInstGleich
Strona: 21
Tytuł:
Nova et methodica institutio [...] Gleichnus
Autor:
Stanisław Jan Malczowski
Drukarnia:
G.M. Nöller
Miejsce wydania:
Ryga
Region:
Inflanty
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Introligator/ który przez kilka lat leżał chory na nogi i na ręce/ u którego z członków prawie wszytkich kamyczki wychodziły. a przedtim niżeli się miejsce otworzyło/ ból wielki i nieznośny cierpiał: na takowe chiragry i podagry/ ta woda nic nie pomoże. Nabarziej jednak ta woda pomocna jest tym co mają skórę po wierzchu plugawą; bądź to będą strupy/ parchy/ otręty/ łupieże/ krosty suche abo zropione: gdy się w niej kto będzie ponarzał i kąpał tak/ jako się potym nauka dostatnia poda. Na wrzody też onej zażyć możesz/ na fistuły/ na dymiona/ wole/ na brodawki/na liszaje/ i na insze zwierzchne
Introligator/ ktory przez kilká lat leżał chory ná nogi y ná ręce/ u ktorego z cżłonkow práwie wszytkich kámycżki wychodźiły. á przedtim niżeli się mieysce otworzyło/ ból wielki y nieznośny ćierpiał: ná tákowe chirágry y podágry/ tá wodá nic nie pomoże. Nabárźiey iednák tá wodá pomocna iest tym co máią skórę po wierzchu plugáwą; bądź to będą strupy/ párchy/ otręty/ łupieże/ krosty suche ábo zropione: gdy się w niey kto będźie ponarzał y kąpał ták/ iáko się potym náuká dostatnia poda. Ná wrzody też oney záżyć możesz/ ná fistuły/ ná dymioná/ wole/ ná brodawki/ná liszáie/ y ná insze zwierzchne
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 145.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
/ Mnie ten urząd zlecili/ dawszy łuk do ręki. A tak kiedy nie dowarł jeszcze był paszczęki Pełnej tak żałosnego do uszu obroku/ Ja w Mircie utajony/ nie dościgłą oku Takem strzałę nałożył/ miernie i szczęśliwie/ Zem w serce go ugodził/ skąd więcej nie żywie/ Rozlawszy po powietrzu duszę swą plugawą/ A psi żadni i krucy/ tak sprosną się strawą Brzydząc dotąd/ niedotkli ścierwu namniej jego. Prócz sam łupiesz od słońca uwędzony z niego Oto widzisz. Więc iżem dobrym przeto Mężem Zdał się sobie/ i którym pożyłem orężem Dziwu tak szkaradnego/ łuk ten swój i strzały Począłem nieść wysoko. A
/ Mnie ten vrząd zlecili/ dawszy łuk do ręki. A ták kiedy nie dowárł ieszcze był pászczęki Pełney ták żáłosnego do vszu obroku/ Ia w Mircie vtáiony/ nie dościgłą oku Tákem strzáłę náłożył/ miernie y szczęśliwie/ Zem w serce go vgodził/ zkąd więcey nie żywie/ Rozlawszy po powietrzu duszę swą plugáwą/ A pśi żadni y krucy/ ták sprosną się stráwą Brzydząc dotąd/ niedotkli ścierwu namniey iego. Procz sam łupiesz od słońcá vwędzony z niego Oto widzisz. Więc iżem dobrym przeto Mężem Zdał się sobie/ y ktorym pożyłem orężem Dziwu ták szkárádnego/ łuk ten swoy y strzáły Począłem nieść wysoko. A
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 68
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
by się jakiejkolwiek trucizny od kogo obawiał/ Cały rok to wino przerzeczonym sposobem pijąc/ jad żadny ani trucizna szkodzić mu nie będzie mogła. Zamule wnętrzności.
Zamulenia w wnętrznościach otwiera i wychędaża. Moczu.
Mocz zatrzymany nad wolą wywodzi Nyrki.
Nyrki. Pęcherzowi.
Pęcherz. Moczu.
Przechody moczu zamulone przechędaża. Krew plugawą Melancholiczną poleruje/ i zachowuje ją od skazj i zagniłości Zielnik D. Simona Syrenniusa/ Krwi melancholicz Francy.
Francę ziadowiczoną / po wielkiej czści leczy. Także Pozbytym France.
Tym którzy France pozbyli/ zaraz po lekarstwie/ tego wina dawać im pić dobrze. Może też tym obyczajem być czynione/ a zwłaszcza dla niedostatków białogłowskich
by sie iákieykolwiek trućizny od kogo obawiał/ Cáły rok to wino przerzeczonym sposobem piiąc/ iad żadny áni trućizna szkodźić mu nie będźie mogłá. Zámule wnętrznośći.
Zámulenia w wnętrznośćiách otwiera y wychędaża. Moczu.
Mocz zátrzymány nád wolą wywodźi Nyrki.
Nyrki. Pęchyrzowi.
Pęchyrz. Moczu.
Przechody mocżu zámulone przechędaża. Kreẃ plugáwą Melánkoliczną poleruie/ y záchowuie ią od skázj y zágniłośći Zielnik D. Simoná Syrenniusá/ Krwi melánkolicz Fráncy.
Fráncę ziádowiczoną / po wielkiey czśći leczy. Tákże Pozbytjm Fránce.
Tym ktorzy Fránce pozbyli/ záraz po lekárstwie/ tego winá dáwáć im pić dobrze. Może też tym obyczáiem być czynione/ á zwłásczá dla niedostátkow białogłowskich
Skrót tekstu: SyrZiel
Strona: 96
Tytuł:
Zielnik
Autor:
Szymon Syreński
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
botanika, zielarstwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
miało, jak się zaczęło, nie trzeba by na nas inszego nieprzyjaciela. Z ran także i postrzałów niemało ludzi umiera. Ów nieborak Kizynk, co się zalecał pannie Bokumównie, umarł przed wczorem z wielkiego razu ciętego w głowę. P. Gałęzowski, podczaszy lubelski, chodząc prawie, także skonał onegdy w Preszburku na tę plugawą chorobę. P. wojewoda wołyński bardzo źle; pan wołyński jeszcze gorzej; p. podskarbi teraźniejszy nadworny, p. starosta opoczyński; p. starosta winnicki już konał; p. starosta horodelski źle także bardzo. Tu zaś w obozie nie tak bardzo, ale przecię chorują p. wojewoda krakowski, lubelski, pan sandomierski
miało, jak się zaczęło, nie trzeba by na nas inszego nieprzyjaciela. Z ran także i postrzałów niemało ludzi umiera. Ów nieborak Kizynk, co się zalecał pannie Bokumównie, umarł przed wczorem z wielkiego razu ciętego w głowę. P. Gałęzowski, podczaszy lubelski, chodząc prawie, także skonał onegdy w Preszburku na tę plugawą chorobę. P. wojewoda wołyński bardzo źle; pan wołyński jeszcze gorzej; p. podskarbi teraźniejszy nadworny, p. starosta opoczyński; p. starosta winnicki już konał; p. starosta horodelski źle także bardzo. Tu zaś w obozie nie tak bardzo, ale przecię chorują p. wojewoda krakowski, lubelski, pan sandomierski
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 541
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962